OLSZEWSKI: Zaczynamy być gotowi do wspólnego budowania miasta, gdyż zaczęły się budować więzi i powiązania, które skutkują wspólnym realizowaniem dobrych projektów.
Myśląc o zmianach w sposobach i jakości dialogu społeczeństwa z władzami, na jakie wpływ miało nasze przystąpienie do Unii Europejskiej, warto na początku zauważyć, że akcesja wpłynęła na stworzenie standardu zarządzania projektami i grantami. To od unijnych programów zaczęła się tak wysoka aktywność organizacji pozarządowych, jeśli chodzi o pozyskiwanie środków na projekty. Obecnie są miejsca, w których organizacje są w stanie pozyskać więcej środków niż gmina.
Sam fakt wejścia w życie modelu grantowego wymusił zmiany również w sektorze publicznym. Znamiennym jest, że wiele rozwiązań stymulujących rozwój dialogu czy współpracy z organizacjami pozarządowymi pojawiło się w tym samym czasie, w którym rozpoczęły się nasze negocjacje z Unią Europejską.
Drugi wymiar, w którym postrzegałbym wpływ Unii na rozwój dialogu obywatelskiego, dotyczy zmian cywilizacyjnych. Wejście do Unii pokazało konieczność budowania różnego rodzaju partnerstw w celu rozwiązywania problemów. Niekiedy było to wymuszane przez wymogi stawiane przy realizacji projektów. Obserwuję, że po stronie urzędników zaczęła się budować kultura realizacji zadań publicznych siłami organizacji pozarządowych, następnie pojawiła się potrzeba stworzenia instytucjonalnych form współpracy z NGO-sami (takich, jak Komisje Dialogu Społecznego), kolejnym krokiem było wprowadzenie takich narzędzi, jak inicjatywa lokalna. Zmiany zachodzące w sektorze publicznym zawsze następują trochę wolniej, stąd większy wpływ miało to na organizacje. Kiedy otworzyły się mechanizmy dialogu, objawiło się bardzo wiele organizacji lokalnych, mieszkańcy poczuli, że są w stanie wziąć sprawy w swoje ręce.
Wciąż oczywiście dojrzewamy do pewnych rozwiązań. Cały czas pokutuje u nas brak wzajemnego zaufania, ale i to się stopniowo zmieni. Póki co jednak wciąż ta aktywność pojawia się nie wtedy, kiedy zachodzi potrzeba konstruktywnego rozwiązania, tylko wtedy, kiedy pojawia się napięcie. Wciąż budujemy dialog w kontrze, wzajemne zacietrzewienie jest obecne. W imieniu sektora samorządowego mogę uderzyć się w piersi, bo także aparat władzy zmienia się bardzo powoli.
Niemniej sam fakt pojawienia się na przykład ruchów miejskich jest przejawem przejścia przez pewien etap rozwoju, efektem dojrzałości cywilizacyjnej i rozwojowej kraju, którą osiągnęliśmy oczywiście także dzięki Unii. Ruchy miejskie pojawiają się wtedy, kiedy zaspokojone są podstawowe potrzeby, a mieszkańcy zaczynają komunikować to, jakiego miasta oczekują. Zaczynamy być gotowi do wspólnego budowania miasta, gdyż zaczęły się budować więzi i powiązania, które skutkują wspólnym realizowaniem dobrych projektów. Coraz częściej udaje się budować konstruktywne koalicje sektora publicznego i pozarządowego w celu rozwiązania konkretnych problemów.
Unia Europejska pomogła nam bowiem rozwiązać bardzo wiele dylematów cywilizacyjnych, o których dziś już nie pamiętamy. Bardzo wiele zmian, które obserwujemy, miało swój bodziec we wstąpieniu do Unii, nawet jeśli nie wszystkie, konkretne inwestycje były współfinansowane przez UE.
Od rozwijania dialogu nie ma odwrotu. Pozostaje kwestia tego, w jaki sposób dotrzeć do grup, które mają tak zróżnicowane potrzeby. Wymaga to bardzo wyrafinowanych metod, by każdemu z mieszkańców miasta zagwarantować wygodną dla niego metodę zaangażowania. Paleta dotąd istniejących rozwiązań, opierających się zarówno o interwencję, sformalizowane formy doradztwa (jak KDS-y), mechanizmy tworzenia i zmiany, jakimi są inicjatywa lokalna czy budżet partycypacyjny, jak również o platformę crowd-sourcingową, w ramach której miasto prosi mieszkańców o poradę, jak rozwiązać daną sprawę, nie jest skończona. Za rok, za dwa pojawią zapewne nowe rozwiązania.
Tu wciąż istnieje rola dla Unii jako promotora nowych idei. Unia już nadała dialogowi rozpędu, ten pocisk leci. Ale, żeby ten proces nie wyhamował, Unia propaguje na przykład ideę „smart cities”, która może być kolejnym bodźcem do rozwoju współpracy, bo mocno akcentuje kwestię otwartości danych i relacji, budowania komunikacji z mieszkańcami oraz tworzenia narzędzi demokratyzujących codzienne życie.
Na pewno też potrzebna była – i wciąż będzie – kontrola społeczna przy wydatkowaniu pieniędzy europejskich. Przez ostatnie dziesięć lat część pieniędzy została wydana nieadekwatnie do potrzeb, gdyż ulegliśmy niekiedy pokusie imitacji, będąc przekonanymi, że można łatwo przenieść projekty, które gdzieś się powiodły, w zupełnie inne warunki. Czasami zabrakło i wyobraźni rządzących, i właśnie kontroli społecznej. Mądrość włodarzy i wspierających ich organizacji oraz ruchów widzę w tym, że są w stanie nie ulegać modom, tylko inwestować w rzeczy, które rzeczywiście są mieszkańcom potrzebne. Nawet jeżeli dzieje się to czasami kosztem rezygnacji z grantu unijnego.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)