Niepokoję się. Niedawno powiedziałam Piotrusiowi, że jego tatę – strażaka, „Pan Bóg wezwał na służbę w niebie”. Potem Piotruś zamilkł. Wchodzę do jego pokoju. Siedzi na podłodze. Pochyla się nad konstrukcją z klocków. – Co to będzie? – pytam, a mój 5-letni syn odpowiada. – Lotniskowiec. Żeby tata miał gdzie w tym niebie wylądować. Bo zabrali go przecież samolotem, tak? – wspomina Katarzyna, mama Piotrusia.
Pierwsze klocki Piotruś dostał, gdy miał dwa lata. Z czasem wzbogacaliśmy jego kolekcję o nowe zestawy. Było warto. Piotruś godzinami ustawiał z nich coraz bardziej kreatywne, szczegółowe obiekty i urządzenia. A to blok wielorodzinny dla… mrówek, a to turystyczną rakietę kosmiczną, na nocne wycieczki dookoła ziemi, a to przedszkole połączone podziemnymi tunelami z krecimi korytarzami. Do tworzenia inspirowało Piotrusia wszystko. I żaden detal z otoczenia mu nie umknął. Nawet nierówne łaty na sierści podwórkowego kota albo przekrzywione lusterko w aucie sąsiada.
A skąd się wzięła Piotrusiowa pasja samolotowa? Tego nie wiadomo. Piotruś nawet siedząc jeszcze niepewnie w wózku, spoglądał w niebo i piszczał z radości widząc przelatujące maszyny. A teraz potrafi już bezbłędnie, po samym wyglądzie określić typ samolotu i jego parametry techniczne. Zainstalowałam nawet w swoim telefonie specjalną aplikację, która pozwala mu śledzić trasy przelotów. Sprytnie też połączył samoloty z konstruowaniem, bo najchętniej buduje… oczywiście – lotniska.
Darek cieszył się. Zmysł obserwacji, doskonałą pamięć i konstruktorskie zacięcie Piotruś odziedziczył po nim. I chyba trochę żałował, że syn nie chce być tak jak on, strażakiem. Piotruś postanowił być konstruktorem i pilotem. Pomimo wielu wspólnych godzin spędzonych nad kolekcją miniwozów strażackich, których zbieranie rozpoczął jeszcze ojciec Darka, również strażak. Pomimo wielu wysłuchanych opowieści o akcjach i dziadka i ojca. Czy teraz, po bohaterskiej śmierci ojca Piotruś zmieni zdanie…?
Tamta sierpniowa sobota była gorąca i parna. Po późnym śniadaniu przedpołudnie spędziliśmy leniwie, testując nowe gry planszowe. Darek zbierał siły przed służbą na drugiej zmianie. Gdy nadszedł czas, ociągał się z wyjściem. Dłużej niż zwykle tulił Helenkę, podobną do niego kropla w kroplę, siostrę Piotrusia, którą powitaliśmy na świecie kilka miesięcy wcześniej. Dłużej niż zazwyczaj żegnał się z Piotrusiem i omawiał ze mną plany na czas po jego powrocie z pracy. – Spokojnej zmiany – życzyłam mu jak zawsze, żegnając go przy drzwiach. Popatrzył na mnie bacznie. – Ugotujesz mi zupy ogórkowej? – poprosił. Uśmiechnęłam się twierdząco…
Takiego dużego pożaru w naszej okolicy nie było. Ogień szybko strawił już jeden dom, niebezpiecznie zbliżał się do innych, drewnianych zabudowań w starszej części naszego miasteczka. Trzeba było ewakuować ludzi, chronić ich dobytek, transportować wiele zwierząt. W akcji brało udział kilka jednostek straży pożarnej z naszego i pobliskiego powiatu. Te informacje podało lokalne radio ok. godz. 21.00. Helenka już spała. Piotrusiowi, jak co wieczór, czytałam bajkę. – Tata pojechał gasić ogień? – zapytał nagle. – Tak, pojechał – odpowiedziałam.
Dzwonek przy drzwiach wyrwał mnie z drzemki. Była 7.00 rano. Korzystałam z tego, że dzieci jeszcze śpią i ociągałam się ze wstaniem z łóżka. Była w końcu niedziela… Potem był drugi i trzeci dzwonek. – Pobudzą mi dzieciaki – denerwowałam się, wciągając szlafrok i biegnąc do drzwi. Otworzyłam je i poczułam, że świat wokół mnie wiruje, a moje nogi miękną, nie chcą mnie dalej utrzymać… Dowódca Darka zareagował najszybciej. Mocno chwycił mnie w pasie, abym mdlejąc, nie osunęła się na ziemię…
Wiedziałam, że tak jest. Darek mnie uprzedzał. Że jeśli strażakowi na służbie coś się stanie, to oni przyjeżdżają o każdej porze dnia i nocy. Dowódca, inne osoby z dowództwa i psycholog. – Powiedzą ci, że albo jestem ranny, albo że już do domu nie wrócę – tłumaczył Darek… Kiedy ocknęłam się na kanapie, pochylali się nade mną wszyscy. – No mówcie. Kto się odważy? – poganiałam ich w myślach. Wypadło na dowódcę. – Bardzo nam przykro pani Katarzyno, ale pani mąż nie żyje. Zginął podczas wczorajszej akcji…
„Mamo, a gdzie tata?” Spytał Piotruś, przecierając zaspane oczy. Stał boso, w granatowej piżamce w helikoptery i patrzył zdziwiony na ludzi wokół mnie. Psycholożka chciała się nim zająć. Sprzeciwiłam się. Sama chciałam powiedzieć synowi, co się stało. I to teraz. Przeszliśmy do jego pokoju. Posadziłam go sobie na kolanach. Przytuliłam i powiedziałam. – Tata wczoraj gasił pożar, pamiętasz? I był taki dzielny, że Pan Bóg zabrał go na służbę do siebie, do nieba… A to znaczy, że tata jest już tam teraz i stamtąd będzie się nami opiekował… Piotruś słuchał ze spuszczoną głową. Milczał. Potem wysunął się z moich objęć i… zaczął ustawiać nową budowlę na podłodze. Kilka godzin później pokazał mi gotowy lotniskowiec. – Żeby tata miał gdzie w tym niebie wylądować. Bo zabrali go przecież samolotem, tak? – objaśnił.
„Jesteście tacy piękni, takie ciepło od was bije”. Tak mówili o naszej rodzinie znajomi, gdy nas widzieli razem. A razem byliśmy zawsze, gdy tylko to było możliwe — wspólnie gotując, urządzając pikniki na środku salonu i wieczorne sesje czytelnicze, najpierw dla Piotrusia, a potem i dla Helenki. Darek śmiał się, że jako jedyny spośród kolegów podczas pandemii Covid-19 nie uciekał z domu, tylko cieszył się, że może być dłużej z nami. Może los nam podarował ten czas, bo już wiedział, że nie będziemy go mieć za wiele…? Robię wszystko, aby nawet po śmierci, Darek był wciąż z nami…
Odejście Darka nie jest tematem tabu. Mówimy o nim, „rozmawiamy” z nim codziennie. W każdym pomieszczeniu wiszą zdjęcia Darka. Tak, abyśmy zawsze mogli na niego popatrzeć. Przyznaję. Obawiałam się przedłużającego się milczenia Piotrusia. Poprosiłam przedszkolnego psychologa, aby z nim porozmawiał. A ten uspokoił mnie. Piotruś pozostał otwarty, komunikatywny, kreatywny i nad wiek dojrzały. Nie ze wszystkim jednak jest tak pięknie…
O Fundacji Dorastaj z Nami dowiedziałam się od kolegów męża. – Odezwij się do nich. Oni ci pomogą. Mają w tym doświadczenie – nakłaniali mnie, widząc, że coraz trudniej radziłam sobie sama z dwójką małych dzieci. Posłuchałam ich. Od stycznia 2023 i Piotruś, i Helenka korzystają ze wsparcia Fundacji. Jestem na urlopie wychowawczym, więc najcenniejsza jest teraz dla mnie pomoc finansowa. A Fundacja pokrywa koszty m.in. czesnego za przedszkole Piotrusia i artykułów pielęgnacyjnych dla maleńkiej Helenki.
Potem zapewne przyjdą inne wydatki i inne potrzeby dzieci, z którymi będę się musiała uporać. Ale wiem, że i wtedy otrzymam wsparcie.
Dziękuję, że przeczytałeś, przeczytałaś naszą historię. Dla Ciebie zginął strażak, ale dla Piotrusia i Helenki – ich Tata. Proszę więc — pomóż, by chciało im się żyć.
Źródło: Fundacja Dorastaj z Nami