Od kilku lat obserwujemy w Europie ponowny „boom” na kooperatywy i spółdzielnie, których wspólnotowa, demokratyczna natura zdaje się odpowiadać na wyzwania współczesności. Pojawiają się nowe formy – platformowe, energetyczne czy freelancerskie. Ponad 12% ludzkości to spółdzielcy, którzy są członkami jednej z trzech milionów takich inicjatyw. Czy w Polsce uda nam się odświeżyć wizerunek spółdzielni i odblokować ich potencjał jako innowacji społecznych?
Dlaczego potrzebujemy restartu spółdzielczości?
Ekonomia społeczna to określenie, które w Polsce kojarzy się silnie z biurokracją i wspieraniem wykluczonych, lub zagrożonych wykluczeniem grup społecznych. Tymczasem ekonomia powinna być społeczna w ogóle – gospodarka powinna stawiać w centrum swoich zainteresowań ludzi i środowisko, a nie zysk.
Spółdzielczość to według mnie najlepsza odpowiedź na konieczność oddania gospodarki w ręce ludzi, udemokratycznienia jej i zbliżenia do działania w sferze wartości.
Szczególnie w czasach adaptacji do zmian klimatu i coraz częściej pojawiających się kryzysów, to właśnie spółdzielczość okazuje się być narzędziem odbudowy lokalnej wspólnotowości i budowania odporności.
Spółdzielczość to również sprawdzony model łączenia działalności społecznej z gospodarczą. Zrywa z dylematem: czy mam pracować z misją, czy zarabiać i samodzielnie zarządzać funduszami? Model spółdzielczy opiera się na mechanizmach, które zapobiegają wypaczaniu pierwotnych wartości po to, by maksymalizować zysk. Zasada „jeden członek – jeden głos” utrudnia przejmowanie władzy tym, których bardziej ciągnie do zarabiania niż dbania o społeczność – nawet kiedy są w stanie więcej zainwestować w dany podmiot. Równocześnie spółdzielczość to przyznanie, że zarabianie jest potrzebne, a uzależnienie organizacji pozarządowych od zewnętrznych funduszy ogranicza ich autonomię i elastyczność.
Relikt PRL-u czy innowacja XXI wieku?
Spółdzielczość nie kojarzy się w Polsce najlepiej. Moje pokolenie (mam 22 lata), kiedy słyszy o spółdzielniach, myśli albo o tych mleczarskich (a umówmy się, nabiał wypada z mody), albo o spółdzielniach mieszkaniowych. Te drugie nie miały wiele wspólnego ze spółdzielczymi zasadami demokratyczności i równości członków – stały się raczej narzędziem w rękach państwa. Polskie spółdzielnie w większości przestały też nadążać za zmianami społecznymi – nie wykorzystują potencjału cyfryzacji, a ich baza członkowska to głównie osoby starsze, przez co brakuje w nich świeżych pomysłów.
Równocześnie spółdzielczość może być odpowiedzią na wyzwania naszych czasów. Weźmy na przykład kooperatywy platformowe, które tworzą cyfrowe alternatywy dla łamiących wszelkie prawa gigantów, jak Uber czy Airbnb. Wyobraźmy sobie, że wyzyskiwani pracownicy Ubera stwierdzają, że założą własną platformę do optymalizacji przejazdów. Zarobioną nadwyżką, która teraz odpływa do właścicieli z Doliny Krzemowej, zarządzają demokratycznie w gronie taksówkarzy.
Tego typu inicjatywy już powstały – Resonate to platforma analogiczna do Spotify, ale posiadana przez artystów, a Fairbnb to spółdzielnia angażująca lokalną społeczność w projekty na rzecz zrównoważonego mieszkalnictwa i turystyki. Jak pisze Jan Zygmuntowski: „Głównym założeniem platformowego kooperatyzmu jest (…) skopiowanie ‘technologicznego serca’ nowych platform cyfrowych (…) przy jednoczesnym przeprojektowaniu algorytmów i struktury własnościowej tak, by stała się transparentna, demokratyczna”.
Miejskie czy sąsiedzkie spółdzielnie to z kolei szansa na angażowanie lokalnej społeczności w zrównoważone podnoszenie swojej jakości życia. Plymouth Energy Community to spółdzielnia energetyczna, która powstała z inicjatywy miasta w celu obniżenia rachunków za prąd oraz stworzenia optymalnych warunków do inwestowania przez mieszkańców w zieloną energię.
Z kolei dotknięte dezindustrializacją i ubóstwem Cleveland, miasto wówczas w czołówce poziomu bezrobocia w USA, założyło spółdzielnie działające w obszarach, w których lokalne instytucje obsługiwane były dotychczas przez zewnętrzne firmy. Model Cleveland stworzył bezpieczne, zakotwiczone w społeczności miejsca pracy, a dodatkowo zapobiegł odpływowi kapitału do obcych inwestorów, zostawiając majątek w lokalnym ekosystemie gospodarczym.
Podobne spółdzielnie lokalne mają również zaletę zwiększania partycypacji mieszkańców i mieszkanek w decyzjach – stanie się członkiem spółdzielni oznacza stanie się częścią społeczności zarządzającej sobą w sposób demokratyczny i oddolny.
Program dla pionierek nowej spółdzielczości
Najwyższy czas, by liderki i liderzy lokalnego rozwoju, organizacji pozarządowych, samorządów czy miejskich ruchów mieli możliwość budowania na doświadczeniach licznych, nowoczesnych spółdzielni. W odpowiedzi na tę potrzebę CoopTech Hub, czyli pierwsze centrum restartu spółdzielczości w Polsce, stworzyło razem z Collegium Civitas roczny program, który ma przygotować do wykorzystywania spółdzielczości w strategicznych działaniach społecznych.
Program MBA Zarządzanie spółdzielniami przyszłości ma być praktyczny i interdyscyplinarny. Łączy zajęcia prowadzone online, w formie dostosowanej do ludzi pracujących w różnych miejscach w Polsce, z sieciującymi zjazdami semestralnymi i kilkoma inspiracyjnymi wyjazdami studyjnymi. Dwa semestry podyplomowych studiów obejmują z jednej strony kwestie bieżących trendów w obszarach gospodarki cyfrowej, lokalnego rozwoju i ekonomii społecznej, a z drugiej uczą praktyki tworzenia modeli biznesowych stawiających ludzi w centrum, animacji lokalnej społeczności czy łączenia innowacji technologicznych ze społecznymi. Zajęcia prowadzą z jednej strony doświadczone ekspertki, a z drugiej – odważni pionierzy, którzy po cichu przecierali szlaki nowoczesnej spółdzielczości w Polsce.
Źródło: CoopTech Hub