GAŁĄZKA: Jestem przestraszona rządowym pomysłem wprowadzenia nowych wzorów formularzy wniosków o dotację i sprawozdań. I dosyć zdumiona beztroską, jaka temu towarzyszy.
Fakty są takie: z dotacji samorządowych korzysta połowa organizacji pozarządowych w Polsce. Śmiało można zaryzykować twierdzenie, że ogromna większość samorządów udziela dotacji. Sprawa dotyka więc (prawie) nas wszystkich.
Dlatego trudno mi pojąć, że organy odpowiedzialne za to zadanie – Komitet do spraw Pożytku Publicznego oraz Narodowy Instytut Wolności – zabierają się za to na 3 miesiące przed ogłaszaniem konkursów.
Lawina ogłoszeń zaczyna się po 15 listopada – po prowizoriach budżetowych. Czy zdążymy (my oraz urzędy) się tego nauczyć? Czy samorządy korzystające z internetowych generatorów wniosków zdążą je przystosować i przetestować? Czy mają na to pieniądze?
Wszystko na ostatnią chwilę
To poważna sprawa. Skala liczby wniosków i przekazywanych środków przez samorządy dla NGO jest większa niż w przypadku ogólnopolskiego konkursu – Funduszu Inicjatyw Obywatelskich. W samej Warszawie działa kilkanaście tysięcy organizacji, a budżet dotacji wynosi 165 milionów złotych. Przywołuję te dane tylko po to, by pokazać, że nie są to jakieś lokalne konkursiki.
O tym, że coś trzeba zrobić z wzorami formularzy, które są zawarte w rozporządzeniach, wiadomo od roku, zresztą ten wymóg jest inicjatywą obecnego rządu. Sam sobie to wymyślił, nie bacząc, że organizacje dopiero przyzwyczaiły się do niedawno zmienianych ofert. Dlaczego więc zaczęto przy tym grzebać w ostatnim momencie?
No cóż, na NIW idą grube pieniądze, więc może chodzi o to, że trzeba się jakimś urobkiem wykazać?
Czekam na mrożkowskie wywody o chwale ojczyzny
To hipoteza, bo prawdy nie dowiemy się z samych dokumentów. Nie ma słowa o powodach tych zmian w uzasadnieniach (które są dołączone do projektów rozporządzeń). Przyznam, że to irytujące. Nie dowiemy się zatem na przykład, dlaczego ze wzoru wniosku o dotację (urzędowo nazywanego ofertą) wyrzucono konieczność sfomułowania celu („po co chcę dostać pieniądze?”), a rozszerzono obowiązek przedstawiania rezultatów, pośrednio na wzór zasad unijnych. Tak bowiem czytam wymóg podawania wskaźników produktu, rezultatu i oddziaływania (oczywiście inaczej nazwanych, ale z niezmienionym sensem). Konia z rzędem temu, kto zgodnie z logiką projektową, mozolnie od lat zakorzeniającą się w społecznych działaniach, nie mając określonego celu, będzie określał rezultaty. (A potem dokonywał ewaluacji!).
Być może ta – przykładowo podana! – zmiana ma głęboki sens, niestety, jak już wspomniałam, z uzasadnienia się tego nie dowiem.
Może słuszne jest, że od nowego roku po organizacji pikniku, przeprowadzeniu szkolenia czy zawodów sportowych trzeba będzie wykazać, jaka to zaszła w naszym otoczeniu zmiana społeczna. Już czekam na te wspaniałe, mrożkowskie wywody o chwale ojczyzny i dobru powszechnym.
Nie wystarcza zmiana formularza!
Tak, kpię. I tak, wiem, że od dawna w środowisku organizacji pozarządowych prowadzone są starania, by dotacje na realizację zadań publicznych „rozliczać za rezultaty” – na wzór przetargów. Wyobrażam to sobie tak: w ofercie na konkurs podajemy cenę, opisujemy, do kiedy i co za to zrobimy (jaki będzie rezultat) – i już. Nie ma szczegółowych konstrukcji budżetowych z szacowaniem kosztów, nie ma harmonogramów. Rozliczeniem jest osiągniecie rezultatu w wyznaczonym czasie i za określoną kwotę. Całym sercem zgadzam się z tym kierunkiem, bo mało co jest tak upiorne jak wykazywanie, że zakup kapelusza był niezbędny do realizacji projektu albo że dla projektu nie ma wielkiej różnicy między końcem września a początkiem października.
Słyszę głosy, że nowe wzory to wyjście naprzeciw tym oczekiwaniom. I to mnie cieszy. Jednak tak fundamentalna zmiana wymagałaby zmiany mentalności (jesteśmy przywiązani do budżetów i faktur), zasad rozliczania finansów publicznych oraz pogłębienia wiedzy o opisywaniu rezultatów zarówno wśród urzędników, jak i organizacji.
Taki proces nie wydarzy się tylko dlatego, że zmienił się formularz!
Niechlujstwo i brak logiki
No właśnie, formularz. Projekty nowych formularzy są czymś pośrednim: trochę starego, trochę nowego myślenia o rozliczaniu. Mają więc wady obu tych rozwiązań: bo i tak trzeba zaprojektować budżet (i to w nowej logice, bo wychodzącej od działania, a nie od rodzaju kosztów, co pozbawione jakichkolwiek wskazówek wydaje się trudniejsze), opisać harmonogram, a do tego jeszcze podać „informacje rezultatowe” o produktach, zmianie społecznej i trwałości rezultatów. Bez odnoszenia się do celu, czyli poza logiką projektu, na której oparte jest „stare” rozporządzenie. I bez żadnej widocznej nowej logiki.
Niedobre wrażenie robi też niechlujstwo przygotowanych projektów – odnoszące się do siebie fragmenty umowy, formularza wniosku i sprawozdania nie są spójne. Na przykład w sprawozdaniu zostawiono „stare” fragmenty, na przykład o celu, którego już przecież ma nie być. (Może celowo, ale nie dowiem się tego z uzasadnienia). Daruję sobie uwagi o pomniejszych, pośpiesznych błędach, złych przypisach i innych.
Nikt tego porządnie nie sczytał! Te detale mogą potem zatruć życie niejednego projektodawcy.
Są też ciekawe pomysły
Duzi sobie poradzą. Mają pieniądze na doradców, prawników, księgowych, mogą wyszkolić pracowników, bo mają ich wielu. Czy radę dadzą sobie małe organizacje, małe gminy? Zwłaszcza z tym, co i tak jest piętą achillesową mniej zaawansowanych w sztuce pisania projektów organizacji – trudniejszym budżetem, trudniejszym opisem rezultatów?
Nie chciałabym, aby wyszło, że jak zmiana, to źle, negujemy, bo najlepiej jest jak jest. Projekty przynoszą ciekawe pomysły: najwidoczniejszy z nich to brak obowiązku dołączania do rozliczeń tak zwanego zestawienia faktur (tabeli z wykazem wszystkich dokumentów finansowych, które są dowodem na wydatki w projekcie). Ten pomysł może przynieść ulgę wielu organizacjom, zwłaszcza tym, które nie mogą sobie pozwolić na profesjonalną księgowość. Może też wiązać się z ryzykiem – że organizacje te w ogóle zrezygnują z tworzenia takiego zestawienia, przez co stracą kontrolę nad tym, na co tak naprawdę wydały pieniądze z dotacji. Prawda wyjdzie na jaw dopiero podczas kontroli finansowej. Urzędy mają na to pięć lat. Mimo tego ryzyka gra wydaje się warta świeczki.
Pośpiech skutkuje błędami
Wniosek? Zostawmy wzory oferty, umowy, sprawozdania w spokoju.
Kilkanaście spotkań w Polsce organizowanych przez Fundację Republikańską z nielicznymi (jak widać na zdjęciach) przedstawicielami organizacji nie wystarcza, by w tak krótkim czasie odnieść się do tylu proponowanych zmian. Pośpiech skutkuje błędami.
A dyrektor Wojciech Kaczmarczyk zapowiada kolejną zmianę aktu wyższego rzędu – Ustawy o pożytku. To znowu wymusi zmianę tych wzorów. Może już za rok. Więc po co nam teraz te nerwy?
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl
Nikt tego nawet porządnie nie sczytał! A te detale mogą potem zatruć życie niejednego projektodawcy.