Przez wiele miesięcy grecka polityka i ekonomia: wybory, długi i negocjacje z Unią Europejską wypełniały pierwsze strony europejskich gazet. Internet zalała wtedy fala komentarzy o greckim lenistwie i niezaradności gospodarczej. Przemilczano powstały na fali kryzysu i działający na imponującą skalę ruch nowej ekonomii. – mówi Christine Papadopoulou z ateńskiego banku czasu w rozmowie z Angeliną Kussy.
Christine Papadopoulou: Projekt ma wydobyć z ukrycia przemilczaną w europejskich mediach historię rosnącej w siłę ekonomii solidarnościowej. To baza informacji o organizacjach, które tworzą rzeczywistość społeczno-gospodarczą Grecji – alternatywę wobec dzisiejszej formy kapitalizmu. Jedynie w ciągu ostatnich pięciu lat powstało ponad 1000 inicjatyw, które działają poza oficjalną gospodarką rynkową: lokalne systemy wymiany, alternatywne waluty, banki czasu, struktury ekonomii dzielenia.
C.P.: Źródłem tych przemian jest niestety ludzka tragedia. Klasa średnia w Grecji została zniszczona. Ci, którzy mieli przed kryzysem mieszkanie i samochód dzisiaj są biedni. To nie są osoby niezaradne, które nie umiały się odnaleźć na rynku. To często ludzie dobrze wykształceni, władający kilkoma językami, byli przedsiębiorcy. Natomiast ci, którzy przed kryzysem mieli niewiele dzisiaj nie mają nic: są bezdomni, mogą przeżyć jedynie dzięki ciepłemu klimatowi i kuchniom społecznym, czyli jadłodajniom, które obsługują wolontariusze, a surowce do posiłków dostarczają lokalne sklepy. Oczywiście za darmo, bo sprzedawcy wiedzą, że dzisiaj pomagają, a jutro sami mogą potrzebować pomocy.
A.K.: W Atenach rzuca się w oczy duża liczba osób śpiących na ławkach, ale widać, że to „nowi bezdomni”. Często osoby młode, zadbane. Jak się im pomaga?
C.P.: Pracownicy i wolontariusze wychodzą na ulice, nawiązują kontakt z tymi osobami, a następnie podrzucają im pomysły na znalezienie schronienia, bo z pracą jest oczywiście o wiele trudniej. Wszystko zależy od stopnia zmarginalizowania, „nowi biedni” często wynajmują mieszkania z grupą przyjaciół lub wracają do swoich rodziców (mowa o osobach nawet w wieku 40 lat). Wydatki za wynajem opłaca są z jednej pensji, a pozostała bezrobotna część rodziny lub grupy przyjaciół działa w sferze gospodarki alternatywnej. Np. ktoś jest wolontariuszem w społecznej kuchni i po pracy przynosi jedzenie do domu, ktoś udziela korepetycji z języków obcych korzystając ze struktur ekonomii dzielenia, a w zamian za to ktoś inny naprawia mu lodówkę itd.
W sytuacji, w której rodziny nie mają co jeść, większość społeczeństwa nie posiada ubezpieczenia zdrowotnego, a wskaźnik liczby samobójstw wzrósł o 35% zaledwie w ciągu dwóch pierwszych lat polityki cięcia wydatków społecznych nie ma miejsca na charytatywność. Nie chodzi o to, żeby dostarczyć takim ludziom posiłek, ale żeby nauczyć ich samowystarczalności, organizowania się, tworzenia – w solidarności z innymi w podobnej sytuacji – ekonomii, która ich nie wyklucza.
A.K.: „Metropolitan Community Clinic” w Elliniko niedaleko Aten to jedna z największych klinik społecznych w Grecji. Podobno przychodzą do nich także ludzie ubezpieczeni, bo w publicznych szpitalach brakuje lekarstw, a te dostają lekarstwa od donatorów z całego świata.
C.P.: Powszechny brak ochrony zdrowia i nagła degradacją społeczna osób, które wcześniej nie należały do zagrożonych marginalizacją uświadomiła Grekom, że to, jak wygląda ich życie jest winą systemu. Kryzys gospodarczy dotknął ludzi tak boleśnie, że zniknęły podziały klasowe między robotnikami a inteligencją, którzy organizują się wspólnie, bo zarówno pracownicy umysłowi np. dziennikarz czy nauczycielka muzyki jak i fizyczni jak ślusarz czy osoba pracująca na kasie w sklepie mają problem z zaspakajaniem swoich podstawowych potrzeb. To pozytywna strona kryzysu: ludzie zaczynają myśleć, a następnie działać. Wspólnie. Wypracowane przez kapitalizm materialistyczne podejście do życia po prostu nie działa, kiedy ludzie nie mają pieniędzy. Wtedy rozumieją, czym są ich prawdziwe potrzeby: jedzenie, dach nad głową, zdrowie i edukacja.
A.K.: Ale takie działania wymagają teoretycznej podstawy i liderów. To, co się dzieje teraz w Grecji nie jest przecież wypadkową spontanicznych reakcji jednostek, które znalazły się w trudnej sytuacji.
C.P.: Hiszpanie mieli swój wielki protest 15 maja 2011 i nazwany od tej daty ruch oburzonych 15-M. My, 10 dni później, mieliśmy własne wielkie protesty w całej Grecji. W Atenach na placu Syntagma przez 3 miesiące stały rozstawione namioty. Nieustannie przewijali się ludzie, którzy w niesamowitej atmosferze fermentu myśli wymieniali pomysły oporu wobec polityki „zaciskania pasa” i pogłębiania nierówności społecznych. To było najlepsze środowisko dla powstania nowych idei. Przychodzili aktywiści, zarażeni już ideami dotyczącymi alternatywnych ekonomii. Wspólnie zaczęliśmy zastanawiać się co można zrobić, a następnie to planować i organizować. Tam powstawały struktury ruchu, wyłaniali się liderzy.
Po 3 miesiącach policja nas stamtąd wyrzuciła, ale zaczęliśmy spotykać się poza kontekstem protestów. Powstał „Time Bank Athens”, czyli bank, w którym ludzie płacą za rzeczy i usługi swoim czasem. Z niego wywodzę się ja i ludzie, którzy organizują ogólnogrecki „The Solidarity & Cooperative Economy Festival”. Raz w roku zbierają się w jednym miejscu podmioty alternatywnych ekonomii, spółdzielnie socjalne i entuzjaści idei, którzy chcą dowiedzieć się na ten temat więcej.
A.K.: Tegoroczna, czwarta już edycja, odbędzie się w parku Akademii Platońskiej. To chyba nie przypadkowe miejsce?
C.P.: Historycznie powiązane z dialogiem i demokracją. Tutaj uczył Platon. Ale dziś to też miejsce, w którym ludzie walczą. Trzy lata temu rząd chciał zgodzić się na wybudowanie tu galerii handlowej. Przy Akademii Platońskiej. Na stanowisku archeologicznym. Lokalna społeczność zatrzymała te plany dzięki protestom. Chcemy tchnąć życie w park i w ten sposób wyrazić solidarność z tymi, którzy nie pozwolili wykorzystać kryzysu gospodarczego jako pretekstu do prywatyzacji tak ważnego miejsca dla greckiej kultury.
A.K.: W czasie festiwalu będzie miejsce na prezentację organizacji sektora ekonomii społecznej.
C.P.: Przez dwa dni, do osiemnastego października będzie można odwiedzić „alternatywną wioskę” pełną stanowisk, z których każde będzie dotyczyło innej sfery życia społeczno-ekonomicznego. Będą stanowiska dotyczące m.in.: zdrowia (przedstawiciele klinik i aptek społecznych, medycyny alternatywnej), jedzenia (m.in. rolnicy sprzedający bez pośredników, zdrowa żywność), etycznej produkcji, pozyskiwania energii, pracy, technologii (informacje o darmowym korzystaniu z Internetu) i edukacji.
Ostatnie stanowisko jest szczególnie ważne, uważamy, że kluczową sprawą jest edukacja, by nowe pokolenia nauczyły się rozumieć o tym co się wokół nich dzieje. Obecny system nie rozwija w nas krytycznego myślenia. Będą organizacje unschoolingowe, czyli praktykujące alternatywne wychowanie w poszanowaniu dla środowiska, rozwijające świadomość problemów społecznych, nastawione na indywidualny rozwój dzieci.
Będziemy wyświetlać dokumenty dotyczące ekonomii społecznej i zrównoważonego rozwoju, będą warsztaty i bazarek z produktami ekologicznymi, na którym zrobimy eksperyment. Będzie można dokonać wyboru: zapłacić w euro lub jedną z alternatywnych walut (np. Fair Coin czy Pepe Coin). Zobaczymy jaka część ludzi, którzy przyjdą będzie gotowa na coś nowego.
A.K.: Ekonomia, o której rozmawiamy funkcjonuje poza oficjalnym systemem i często opiera się na bezpieniężnych transakcjach. Co z kooperatywami, czyli społecznymi przedsiębiorstwami działającymi na rynku i zarabiającymi pieniądze?
C.P.: Ruch kooperatyzmu podupadł w ciągu ostatnich dekad przez brak stabilizacji politycznej, inwestycji w ten sektor oraz regulacji prawnych. Ale istnieje w Grecji taka tradycja, są chociażby Banki spółdzielcze, Federacja Spółdzielni Elektryków, Federacja Spółdzielni Aptekarzy czy Federacja Kobiecych Spółdzielni Agroturystycznych.
C.P.: Ten sektor będzie rodził się na nowo dopiero teraz, ale do tego trzeba czasu, wsparcia systemowego i publicznych pieniędzy. Organizacje pozarządowe tego czasu nie mają, a wsparcie państwa jest wciąż iluzoryczne. Dlatego środowisko aktywistów, którego jestem częścią, angażuje się w inicjatywy, do których nie jest potrzebne wsparcie państwa. Mamy swoich prawników, doradców ds. spółdzielni, dostarczycieli surowców. Jesteśmy w kontakcie z katalońską Cooperativa Integral, która jest dla nas wzorem. Na festiwalu będziemy myśleć o założeniu kilku kooperatyw w różnych miastach. Byłyby powiązane ze sobą własnym rynkiem, używałyby nie tylko euro, ale też własnej waluty. Byłby to rodzaj systemu w systemie, gdzie producenci i ludzie są niezależni. Wszystko połączone byłoby ze sobą przez platformę internetową. Ale z braku pieniędzy chcemy oprzeć ten projekt głównie na czasie i energii zaangażowanych osób.
Angelina Kussy dla portalu Ekonomiaspoleczna.pl
Źródło: Portal Ekonomiaspoleczna.pl