Nieidealne. Silne. Prawdziwe. O kobietach, które wychodzą poza schemat [wywiad]
Czy kobieta musi być zawsze idealną matką, partnerką, opiekunką domowego ogniska? Czy może pozwolić sobie na upadek, słabość? Gdzie kończy się mit, a zaczyna prawda o kobiecości we współczesnej Polsce? Z dr Mariolą Badowską, prof. Społecznej Akademii Nauk, pedagożką, wykładowczynią akademicką – o wolności, przemocy, stereotypach, godności i sile, której kobiety uczą się zbyt często w samotności – rozmawia Agnieszka Wiatr, Rzecznik Prasowa Stowarzyszenia Pro Civium.
Pod ciężarem mitu
Agnieszka Wiatr: – Jak w przeszłości rozumiano pojęcie „kobieta upadła”? Jakie zachowania prowadziły do nadania tego stygmatyzującego określenia i jakie konsekwencje społeczne niosło ono dla kobiet?
dr Mariola Badowska: – Współcześnie chyba już rzadko określa się kobiety w taki sposób, ale w przeszłości, kobietę upadłą określano jako kobietę, która niemoralnie się prowadzi – jest prostytutką, panną z dzieckiem, żyje w nieformalnym związku – takie kobiety zazwyczaj były napiętnowane i stosowano wobec nich tzw. ostracyzm społeczny, wykluczano z rodziny, a także ze społeczności.
Czy mit Matki Polki stanowi pewien wzór zachowań dla młodych Polek, czy jest raczej ich zbędnym obciążeniem?
– To bardzo ciekawe pytanie. Myślę, że mit Matki Polki może być zarówno wzorcem, jak i obciążeniem. Mit Matki Polki jest silnie zakorzeniony w polskiej kulturze, wiąże się z tragiczną historią naszego kraju, ale także z indywidualnymi doświadczeniami kobiet w kontekście poświęcenia się ojczyźnie i rodzinie. W zależności od tego, z jakiej perspektywy na niego spojrzymy, możemy powiedzieć, że jako wzór – mit Matki Polki bywa postrzegany jako symbol siły, poświęcenia, wytrwałości, patriotyzmu, opiekuńczości i oddania. Natomiast dla wielu współczesnych kobiet mit Matki Polki jest obciążeniem, gdyż aktualnie większość kobiet pracuje zawodowo i niejednokrotnie nie chce poświęcać swojego życia wyłącznie rodzinie. Współczesne kobiety pragną równościowych relacji partnerskich i rodzinnych, nie chcą rezygnować ze swoich pragnień i ambicji. Innymi słowy, mit Matki Polki może być wzorcem – i to jest wartościowe, ale staje się obciążeniem, gdy jest narzucany jako jedyna słuszna rola kobiety. Dzisiejsze młode kobiety chcą się realizować w różnorodnych sferach/rolach i chcą same decydować, które z tych ról są dla nich ważne.
Po obu stronach życia
Zapytałam, na początku, o Pani Profesor definicję kobiety upadłej, bo chcę zapytać o kobiety za kratami. O te, które do więzienia trafiły za złe rzeczy. Kim są? Czy tak bardzo różnią się od kobiet po drugiej stronie muru więziennego?
– To poruszające i ważne pytanie, które dotyka nie tylko tematu przestępczości, ale też sytuacji kobiet w rodzinie i społeczeństwie, przecież zazwyczaj zanim dojdzie do popełnienia przestępstwa, coś złego dzieje się wcześniej, co powoduje że ostatecznie dochodzi do jakichś tragicznych zdarzeń. Przecież wiele osadzonych kobiet doświadczyło wcześniej przemocy fizycznej, psychicznej i seksualnej (często już w dzieciństwie), często ich przestępstwa są reakcją na tę przemoc lub próbą ucieczki od toksycznych relacji. Wiele osadzonych kobiet pochodzi też ze środowisk patologicznych, dysfunkcjonalnych, mając taki wzorzec, niejedna powiela te schematy życiowe, dopuszcza się oszustw lub przestępstw majątkowych albo przestępstw wynikających z desperacji, np. zabójstwo przemocowego partnera, które prowadzą do popełniania przestępstw.
Czy różnią się od kobiet po drugiej stronie muru? Nie tak bardzo, jak mogłoby się wydawać. W mojej ocenie, choć różni je sytuacja życiowa, to przecież ich potrzeby i pragnienia są często bardzo podobne – każda pragnie miłości, akceptacji, poczucia bezpieczeństwa, tęskni za normalnym życiem, ma poczucie winy/wstydu oraz potrzebuje przebaczenia i drugiej szansy. Wiele więźniarek to matki, więc uwięzienie może oznaczać dla nich traumatyczne zerwanie więzi z dziećmi. Jak wspomniałam, wiele z nich mogło znaleźć się „po drugie stronie” nie dlatego, że urodziły się przestępczyniami, ale przez złe wybory, traumę, brak wsparcia albo chęć uwolnienia się z toksycznego związku, nawet paradoksalnie – chęć obrony swoich dzieci przed przemocą. Dla osoby, która nie doświadczyła przemocy, wydaje się to nieracjonalne – kobieta, która żyje w toksycznym związku, powinna odejść od oprawcy/przemocowca, jednak w wielu przypadkach kobieta nie ma odwagi uciec, uwolnić się. W ten sposób sama skazuje się na zagrożenie popełnienia przestępstwa/zbrodni w afekcie, gdyż żyjąc w permanentnym strachu traci kontrolę nad swoimi emocjami, wtedy uruchamia się wrodzony system „uciekaj albo walcz”, więc skoro nie uciekła, a wciąż doświadcza przemocy, to w końcu podejmuje walkę, która często nie jest zgodna z przyjętymi społecznie zasadami i… kończy w więzieniu.
Stereotypy
W Pani opinii, czym różni się kobieta pijana na chodniku od mężczyzny pijanego na chodniku?
– Formalnie niczym, myślę, że to pytanie odsłania społeczne podwójne standardy i głęboko zakorzenione normy kulturowe dotyczące płci, moralności i wstydu. Oboje – kobieta i mężczyzna – mogą być w takiej samej sytuacji: pijani na chodniku. Ale sposób, w jaki ich oceni społeczeństwo, bywa bardzo różny. Pijana kobieta częściej jest ocenia bardzo krytycznie (postrzegana jako „źle się prowadząca”, „zła matka”, „kobieta bez godności” itp.), czyli podlega moralnemu osądowi. Natomiast pijany mężczyzna częściej traktowany jest pobłażliwie, postrzegany jako „„facet po imprezie”, „przesadził, zdarza się”, czyli częściej podlega moralnemu usprawiedliwieniu. Inaczej mówiąc, kobiecie łatwiej przypisać całkowitą odpowiedzialność („sama się doprowadziła do takiego stanu”), mówi się o niej „nieprzyzwoita”, „niewychowana”, bo nie pasuje do wzorca cichej, grzecznej, kontrolującej się kobiety, która ma „być odpowiedzialna” i „trzymać fason”. Mężczyzna bywa częściej postrzegany jako ofiara „okoliczności” („wypił z kolegami”). Co gorsze, pijana kobieta jest bardziej narażona na przemoc/wykorzystanie seksualne, a jednocześnie może być obwiniana za to, co ją spotka („sama się prosiła”). Pijany mężczyzna rzadziej będzie tak samo traktowany jako „winny” bycia ofiarą napaści.
Czy kobieta musi być zawsze dobrą matką, gospodynią, partnerką? A jeżeli już taka nie jest, to kim w oczach naszego społeczeństwa się staje?
– To pytanie uderza w samo sedno społecznych ról narzuconych kobietom – i w to, co dzieje się, gdy kobieta od tych ról odstępuje. W naszej kulturze kobieta nadal często oceniana jest przez pryzmat swojej użyteczności dla innych: jako matka, opiekunka, partnerka, pracownica, córka. W przekonaniu wielu członków naszego społeczeństwa, kobieta „idealna” ma spełniać w tych trzech rolach jednocześnie – być matką czułą, cierpliwą, bezgranicznie oddaną dzieciom, być gospodynią dbającą o dom, czystość, domowe ciepło, być partnerką wspierającą, lojalną, atrakcyjną, „zawsze obecną”, a najlepiej jeszcze dobrą pracownicą – ambitną, ale nie zaniedbującą rodziny. Ten model jest niemożliwy do pogodzenia bez kosztów własnych, a jednak w wielu przypadkach kulturowo wciąż uznawany za „normalny”.
Gdy kobieta nie chce lub nie może być „dobra” według społecznych norm, łatwo zostaje napiętnowana. Gdy nie chce mieć dzieci – egoistka, gdy nie spełnia wysokich oczekiwań opiekuńczych – zła matka, gdy nie prowadzi domu jak z poradnika – nieporadna, gdy mówi „nie” męskim oczekiwaniom, jest niezależna, asertywna – nienormalna, a gdy walczy o swoje prawa – „feministka”, „lewaczka”, wariatka. Kobieta która nie spełnia społecznych oczekiwań musi mierzyć się z krytyką, staje się społecznym zagrożeniem, bo burzy zastany porządek, jest przedmiotem ocen i plotek, a czasem nawet przestrogą dla innych kobiet („żebyś tak nie skończyła”). Na szczęście dla nas, coraz więcej kobiet świadomie zrzuca te narzucane role i buduje swoje życie na własnych zasadach. W przestrzeni publicznej, w literaturze, mediach i kulturze pojawiają się alternatywne wzorce kobiecości, które pokazują, że kobieta nie musi być matką, kucharką, ani „dobrą dziewczynką”, żeby zasługiwać na szacunek.
Bije, bo kocha...
Gdyby miała Pani Profesor w swoim ręku władzę ustawodawczą. Jakie prawo, jedno, najważniejsze, dodałaby Pani do kodeksu, takie, które polepszyłoby byt wszystkich kobiet. Polepszyło lub zabezpieczyło w razie jakiejś sytuacji?
– Gdybym miała dodać jedno, kluczowe prawo do kodeksu, które mogłoby realnie polepszyć życie wszystkich kobiet, brzmiałoby ono tak:
„Każda kobieta ma niezbywalne prawo do życia wolnego od przemocy – fizycznej, psychicznej, ekonomicznej i seksualnej – w każdej przestrzeni: w domu, pracy, przestrzeni publicznej i instytucjach państwowych. Państwo ma obowiązek natychmiastowej ochrony kobiety zagrożonej przemocą oraz zapewnienia jej bezpiecznego schronienia, wsparcia prawnego i psychologicznego, niezależnie od jej sytuacji materialnej, rodzinnej czy obywatelskiej”. Dlaczego akurat takie prawo? Bo przemoc wobec kobiet – w każdej postaci – to globalny problem, dotykający kobiet niezależnie od wieku, klasy społecznej, wykształcenia czy miejsca zamieszkania. Doświadczanie przemocy to permanentny lęk - kobieta, która żyje w lęku, nie ma szans na wolność, rozwój, godność ani niezależność, a nasz system wciąż nie działa wystarczająco szybko lub odwraca wzrok – tłumacząc, że „to sprawa prywatna”, „brakuje dowodów” lub „proszę się dogadać”. Realne wsparcie dla ofiar – natychmiastowe działania służb, bez warunków wstępnych, silne sankcje wobec sprawców, sieć chronionych mieszkań i ośrodków wsparcia oraz edukacja społeczna uświadamiająca czym jest przemoc i jak jej przeciwdziałać - jeśli byłoby to dobrze egzekwowane to jest duża szansa uchronienie wielu kobiet.
Zna Pani to powiedzenie: jak bije, to kocha. Oczywiście, to okrutny żart, ale w Polsce nie brakuje chyba kobiet, które nawet nie wiedzą, że są ofiarami przemocy domowej?
– Tak, znam to powiedzenie…, chyba trudno o bardziej toksyczne, zakorzenione kłamstwo, które przez lata usprawiedliwiało przemoc, kontrolę i upokorzenie kobiet w domach. To nie tylko okrutny „żart” – to groźna społeczna narracja, która wciąż rezonuje, zwłaszcza w tych środowiskach, gdzie przemoc jest znormalizowana i przemilczana. Wiele kobiet słysząc „przemoc domowa”, myśli: „ale on mnie nie bije”, nie rozumiejąc, że krzyk, upokorzenia, groźby, kontrolowanie telefonu, pieniędzy, kontaktów z rodziną, szantaż emocjonalny, milczenie, zastraszanie dzieci – to także formy przemocy: psychicznej, ekonomicznej, seksualnej. Jeśli kobieta dorastała w domu, gdzie ojciec krzyczał, matka milczała, a przemoc była codziennością, może uznać to za normę. Czasem nie zna innego świata, a czasem zwyczajnie boi się zgłaszać, że jest ofiarą przemocy z obawy o utratę środków do życia, groźby ze strony partnera, ostracyzm rodziny, wsi, najbliższego otoczenia.
Łatwo mówić o odejściu od niego. Trudniej to zrealizować. Co by Pani poradziła kobietom, które boją się zrobić ten krok? Kobietom z dziećmi, bez pracy, bez wsparcia rodziny?
– To prawda, powiedzieć komuś „odejdź” to łatwe, ale zdecydować się na ten krok i odejść naprawdę – zwłaszcza gdy kobieta ma dzieci, jest zależna finansowo i mieszkaniowo, nie ma wsparcia bliskich – to akt ogromnej odwagi, ale też walki o przetrwanie. Dla wielu kobiet może to być to decyzja życia i śmierci – dosłownie. Dlatego ja nie powiem: „po prostu odejdź”. Powiem: „zacznij planować ratunek, krok po kroku”. Przede wszystkim, jak już kobieta ma świadomość, że doświadcza przemocy to powinna o tym z kimś porozmawiać, powiedzieć co się dzieje osobie do której ma zaufanie. Zanim zdecyduje się odejść powinna sukcesywnie gromadzić środki finansowe (chociażby drobne sumy), by mieć jakieś możliwości uniezależnienia się, wyjazdu/wyprowadzki, a także zabezpieczyć najważniejsze dokumenty, które będą niezbędne do wyjazdu/przeprowadzki. Wiele kobiet nie decyduje się odejść ze względu na „dobro dzieci” – pamiętajcie, że dzieci czują przemoc, nawet jeśli jej nie widzą. Życie w ciągłym lęku niszczy ich psychikę bardziej niż rozwód czy przeprowadzka. Twoje dziecko potrzebuje silnej i bezpiecznej mamy – nie koniecznie idealnej.
Iluzja
W środowisku akademickim dużo się ostatnio dzieje w kwestii niechlubnych doniesień o niewłaściwych zachowaniach kadry. Szkoły teatralne już, niestety, słyną z tego? Mobbing jest tak prawnie nieuchwytny, że w zasadzie przepis ten jest martwy. Jak mają bronić się, co robić, młode kobiety w takich sytuacjach, gdzie po drugiej stronie staje ich przełożony, czy współpracownik lubiany przez wszystkich dookoła?
– To bardzo ważne i niestety wciąż aktualne pytanie. Problem jest istotny i bardzo trudny do udowodnienia zwłaszcza wtedy gdy mamy do czynienia z sytuacja, która łączy przemoc symboliczną, strukturalną i psychologiczną, a do tego dzieje się w środowisku, gdzie relacje władzy są silnie zhierarchizowane i często niejawne – jak w teatrze, na uczelni, czy w instytucjach kultury. To przestrzenie, w których sprawcy często mają charyzmę, wpływy, status, a ofiary – zwłaszcza młode kobiety – mają do stracenia wszystko: marzenia, karierę, spokój. Formalnie, na każdej uczelni powinien działać pełnomocnik ds. przeciwdziałania mobbingowi / molestowaniu / dyskryminacji, więc osoba która czuje się mobbingowana powinna, nawet bez składania skargi, porozmawiać o swoich obawach. Na pewno dostanie wskazówki, co do dalszego działania – zazwyczaj zaleca się, aby ofiara zbierała dowody; notowała dokładne daty, godziny, treści rozmów, zachowania, zbierała/zachowała maile, wiadomości sms-y, jeśli zajścia mają miejsce przy świadkach to zapisywała, kto to był. Niestety, mobbing bywa trudny do udowodnienia, a procedury bywają nieprzyjazne ofierze. Ale nierzadko nawet złożenie skargi wewnętrznej uruchamia procedury i często powstrzymuje dalsze działania sprawcy. Trzeba też szukać sprzymierzeńców, którzy będą reagować na przejawy mobbingu/przemocy, wspierać ofiarę i stać po jej stronie, czasem mobber uświadamia sobie, że jego postępowanie jest niewłaściwe i zaprzestaje ataków. Jeśli to nie pomoże, pozostaje droga sądowa z pomocą prawnika lub organizacji kobiecej, np. Feminoteki.
Niepokój
Ma Pani profesor kontakt ze studentkami. Jaka jest dzisiejsza młoda kobieta? Jakie jej główne cechy by Pani wskazała i co się zmieniło w tym przedmiocie na przestrzeni dziesięcioleci?
– Dzisiejsza młoda kobieta jest bardziej świadoma i odważna – ale wciąż zmagająca się z oczekiwaniami dużej części społeczeństwa, która nie godzi się na zmianę pozycji i roli kobiety we współczesnym świecie. Tak naprawdę nie da się mówić o wszystkich młodych kobietach w jeden sposób – są różne, bo różnorodność to znak naszych czasów. Z moich obserwacji wynika, że współczesne młode kobiety są bardziej świadome pod kątem tego, że znają swoje prawa i chcą decydować o sobie, swoim ciele, życiu, edukacji, związkach, bardziej odważnie potrafią nazwać czego pragną i jakie są ich potrzeby. Ale też widzę, że wiele z nich czuje się zmęczona, bo zmaga się z lękiem, samotnością, wypaleniem, zbyt wysokimi oczekiwaniami wobec siebie albo innych wobec niej. Być może to jest domena naszych dynamicznych czasów i oddziaływania mediów społecznościowych, tego wiecznego porównywania, albo promowania idealnego wyglądu i wysokich osiągnięć – często nierealnych. Seksualizacja ciała. Idealizowanie ciała w social mediach, telewizji, materiałach reklamowych. Starsze kobiety zaczynają się siebie wstydzić, młodsze dążyć do celu, który przecież nie istnieje. Do czego to doprowadzi za kolejne 20-50 lat takiej komercjalizacji kobiecego ciała?
Od lat niepokoi mnie to, że patrzymy na człowieka z perspektywy tego, jak wygląda i co posiada, a nie co sobą reprezentuje, kim jest, jaki jest jego stosunek do innych ludzi itp. Czasem zastanawiam się, jak do tego doszło, że poszliśmy w stronę promowania kultury konsumpcjonizmu i kultu ciała, a zaniedbaliśmy najważniejszy aspekt naszego życia czyli budowanie relacji międzyludzkich opartych na zaufaniu i współpracy? Jak do tego doszło, że w naszym świecie jest tyle cierpienia psychicznego, mimo osiągnięcia przez ludzkość niespotykanego w dotychczasowej historii poziomu zamożności i komfortu? Współcześnie bardziej liczą się osiągnięcia, sukcesy i dorobek (głównie materialny) a nie poczucie więzi, bliskości, przyjaźni i miłości, przestaliśmy uczyć umiejętności, które należą do najważniejszych potrzeb istoty ludzkiej jakimi jest troska o drugiego człowieka. Żyjemy w kulturze wizualnej, kształtowanej przez media społecznościowe, telewizję i reklamy, która coraz silniej seksualizuje i idealizuje kobiece ciało. Zewsząd otaczają nas obrazy kobiet o „perfekcyjnych” proporcjach, wyretuszowanych, sztucznie wykreowanych. Choć te obrazy nie są odzwierciedleniem rzeczywistości, to jednak młode kobiety często uznają je za niedościgniony wzorzec, a starsze kobiety z kolei, których ciała naturalnie się zmieniają, zaczynają odczuwać wstyd, zaniżone poczucie własnej wartości i frustrację. Ta sytuacja prowadzi do poważnych konsekwencji psychicznych i społecznych. Już dziś obserwujemy wzrost zaburzeń odżywiania, depresji, lęków czy zaburzeń obrazów ciała – zarówno u nastolatek, jak i dorosłych kobiet.
Myślę, że w przyszłości, jeśli nie nastąpi zmiana, może dojść do jeszcze silniejszej alienacji ciała kobiety od jej tożsamości. Kobiece ciało przestaje być traktowane jako naturalne, zmienne, autentyczne – a staje się produktem, który trzeba ciągle ulepszać, kontrolować, wystawiać na pokaz. Za 20, 30 czy 50 lat może to doprowadzić do społeczeństwa, w którym kobiecość będzie postrzegana przez pryzmat sztuczności, a starzenie się stanie się czymś wręcz zakazanym kulturowo. Kobiety mogą coraz częściej decydować się na inwazyjne procedury, aby „dogonić ideał”, nie dlatego, że tego pragną, ale dlatego, że czują, iż nie mają innego wyboru, by być akceptowaną. Utrwali się również przekaz, że wartość kobiety tkwi przede wszystkim w jej wyglądzie, a nie w umyśle, doświadczeniu, sile czy kompetencjach. Dlatego tak ważne jest, aby już dziś promować różnorodność ciał, autentyczność, a także krytyczne myślenie wobec przekazów medialnych. Musimy tworzyć przestrzeń, w której każda kobieta – niezależnie od wieku, kształtu czy wyglądu – czuje się wystarczająco dobra taka, jaka jest. Jeśli tego nie zrobimy, komercjalizacja kobiecego ciała może trwale zniszczyć nasze poczucie własnej wartości i relację z własnym ciałem jako naturalną, integralną częścią człowieczeństwa.
Wróćmy jeszcze do przemocy. Ta ekonomiczna, czy to efekt poprawności politycznej, czy rzeczywisty problem?
– Przemoc ekonomiczna to forma kontroli, w której jedna osoba – najczęściej partner – ogranicza drugiej dostęp do pieniędzy, uniemożliwia pracę zarobkową, przejmuje kontrolę nad wspólnymi finansami lub stosuje szantaż finansowy. Ofiary, szczególnie kobiety, mogą przez to być uwięzione w toksycznych relacjach, pozbawione niezależności i poczucia sprawczości. Przemoc ekonomiczna to rzeczywisty problem, a nie jedynie wymysł poprawności politycznej. Choć w ostatnich latach pojęcie to częściej pojawia się w dyskursie publicznym, co może budzić sceptycyzm niektórych osób, jego istnienie i poważne konsekwencje są potwierdzone zarówno przez badania, jak i przez doświadczenia wielu ofiar.
Zarzuty o „poprawność polityczną” często pojawiają się, gdy nowe pojęcia trafiają do języka publicznego i zaczynają podważać utarte schematy relacyjne czy społeczne. Jednak nie powinniśmy mylić poszerzania naszej świadomości społecznej z ideologią. To, że dziś potrafimy nazwać takie zjawiska jak przemoc ekonomiczna, nie oznacza, że ich wcześniej nie było – po prostu nie mieliśmy dla nich odpowiedniego języka ani uwrażliwienia. Warto podkreślić, że przemoc ekonomiczna nie dotyczy tylko kobiet. Mężczyźni również mogą jej doświadczać – choć wciąż rzadziej mówią o tym publicznie z powodu społecznych oczekiwań wobec ich roli jako „głowy rodziny” czy „żywiciela domu”. Zatem uznanie przemocy ekonomicznej za realny problem to krok ku bardziej sprawiedliwemu i świadomemu społeczeństwu. To nie poprawność polityczna, lecz empatia i troska o to, by nikt – niezależnie od płci – nie był pozbawiony podstawowych praw do wolności, bezpieczeństwa i samostanowienia.
Jako kobieta doświadczona, wykształcona i świadoma – czego życzyłaby Pani innym kobietom? Zarówno tym, które są na początku swojej drogi, jak i tym, które nadal poszukują swojej siły?
– Powiem szczerze, myśląc o sobie myślę o kobiecie z bardzo dużym bagażem doświadczenia i niestety tego, o którym rozmawiamy – w pierwszych trzech dekadach mojego życia doświadczyłam przemocy psychicznej, ekonomicznej i fizycznej, najpierw w rodzinnym domu, później w małżeństwie. Udało mi się uwolnić z tych toksycznych zależności dzięki własnej determinacji, ale także dzięki wsparciu kilku ważnych dla mnie osób, które spotkałam na swojej dorosłej życiowej drodze. Dzięki ich wsparciu nauczyłam się doceniać siebie i uwierzyć, że jestem wartościowa - że mogę, potrafię, umiem. Czuję w sobie ogromną wewnętrzną siłę i chciałabym, by każda kobieta miała taką siłę i odwagę – codzienną, cichą, ale niezłomną, aby być sobą i odrzucać to, co nas niszczy, nawet jeśli jest to niewygodne dla innych. Życzę kobietom spokoju, cierpliwości i wiary w dążeniu do celu, życzę samoakceptacji i prawa do niedoskonałości – bo nie musimy być zawsze silne, zawsze piękne, zawsze gotowe, a nade wszystko życzę wsparcia – zwłaszcza wtedy, gdy tego potrzebujecie – gdy mamy wsparcie choć jednej osoby, świat staje się lepszy…
Dobra przestrzeń
Rozmowa odbyła się w ramach realizowanego przez Stowarzyszenie Inicjatywa Obywatelska Pro Civium, Sekcja Wsparcia Ochrony Praw Kobiet zadania publicznego – „Między nami kobietami – 800 201 211”, sfinansowanego przez Narodowy Instytut Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Wspierania Rozwoju Organizacji Poradniczych na lata 2022-2033.
Więcej o projekcie i wsparciu dla Kobiet na www.prawadlakobiet.pl - to przestrzeń, w której każda z nas może poczuć się wysłuchana, zrozumiana i bezpieczna. Bo często już samo wypowiedzenie na głos tego, co boli, jest pierwszym krokiem do zmiany.
Źródło: Inicjatywa Obywatelska "Pro Civium"