WYGNAŃSKI: Adam Bodnar ma – jak sądzę – dużą przyszłość w polskiej polityce. Im bardziej „go odwołają”, tym większą. To paradoksalnie może go ochronić. Ale niech go nie odwołują. Przed nim jeszcze kilka lat pracy jako Rzecznika. To instytucja kadencyjna i niech tak zostanie.
To odważny, kompetentny, pracowity i – co najważniejsze – prawy człowiek. Podpadł tym, że nie jest ambasadorem żadnej partii, że zamiast siedzieć cicho, zauważa i reaguje na łamanie zasad także i w szczególności wtedy, kiedy nadużyć tych dopuszcza się władza, że zamiast starać się przetrwać i ukrywać się za biurkiem w Warszawie, tłucze się po całej Polsce i spotyka z ludźmi, że reaguje na ich problemy.
Człowiek z NGO
Dla sektora pozarządowego jest i pozostanie dowodem na to, że można uzyskać ważną ustrojową pozycję bez wystawiania politycznych weksli. Na Adama Bodnara musieli się rok temu rzecz jasna „zgodzić” parlamentarzyści. Musieli ograniczyć swoje apetyty. I dobrze. Może trudno im w to uwierzyć, ale daje to obecnie Rzecznikowi znacznie silniejszą pozycję. Do takiego, ponadpartyjnego wyniku w istotnej mierze doprowadziły organizacje pozarządowe, które pokazały jak skuteczne może być wspólne, konsekwentne działanie nawet niewielkiej ich grupy (bądźmy szczerzy: znakomita większość z nas – włączając w to mnie – nie ma w tym żadnej zasługi).
W ponad dwudziestopięcioletniej historii działań trzeciego sektora jest to prawdopodobnie najpoważniejsza pozycja, jaką zajmuje ktoś, kto wprost wywodzi się ze środowiska pozarządowego. Adam Bodnar przez lata był związany z Helsińską Fundacją Praw Człowieka i tam zdobył doświadczenie i zbudował swój autorytet. Ma „naturalne” zrozumienie dla działań obywatelskich i docenia ich wagę.
RPO działa za nas?
Adam Bodnar jako RPO nie jest jednak ważny z powodu naszych sektorowych ambicji. Nie chodzi o to, że to „nasz człowiek” – jeden z nas. Jest ważny, dlatego że jego instrumentarium pozwala skutecznie nam realizować nasze własne zadania. Mówiąc wprost, robi to często… za nas.
Wiele z naszych organizacji ma, owszem, w swej misji rzecznictwo, obronę praw, troskę o dobro publiczne i inne wielkie słowa. A teraz popatrzmy w lustro i zastanówmy się, ilu z nas jest w stanie istotnie dochować tych zobowiązań. Ilu z nas udało się przez lata zamienić (nie bez własnego udziału) nasze działania w rodzaj biurokracji raczej żyjącej z wykluczonych niż żyjących dla nich? Jak często starcza nam charakteru, żeby bronić tych, dla których mieliśmy pracować? To nie to samo, co ich „obsługiwać” i sprawdzać, czy pomaganie im to kwalifikowalny wydatek. Wielu z nas samo wyrwało sobie zęby i pazury i powoli przeżuwa liściastą karmę. Przypomnijmy sobie, jak często jesteśmy bezsilni, choć widzimy, że dzieje się krzywda – także tym, którym mamy służyć. Czy mamy odwagę ich bronić? Czy mamy siłę i umiejętności, żeby podążać z nimi lub przed nimi w sądach? Czy zaryzykujemy nasze stosunki z administracją, stając w ich obronie? Często odpowiedź jest negatywna. Do kogo wtedy dzwonimy? No właśnie? Do Rzecznika Praw Obywatelskich. To on stara się wykonać z nami i często za nas całą tę robotę. Dlatego tak ważne jest to, aby po drugiej stronie był ktoś, kto „podnosi słuchawkę” i wie, co zrobić dalej.
Milczenie wielu
Jest to szczególnie ważne, bo niestety zawodzą inne adresy i inne instytucje, które powinny chronić praw obywatelskich. Martwi na przykład milczenie Pełnomocnika Rządu do Spraw Społeczeństwa Obywatelskiego i Równego Traktowania, kiedy coraz częściej atakowane są w sposób niegodny, wręcz chuligański, podstawowe instytucje publiczne i prywatne, stanowiące oparcie społeczeństwa obywatelskiego. Atakuje się już nie tylko niewygodne dla władzy instytucje (choćby najbardziej zasłużone), ale osoby, a nawet ich rodziny. Z zasług czyni się zarzuty. Codziennie przygotowywany jest i podawany siłą dożylny zastrzyk propagandowej trucizny. Pytam po ludzku: jak tak można? Skąd tyle niegodziwości i to przebranej w tony moralnej przewagi, „sprawiedliwości”, „prawdy”? Jak można aż tak kłamać? W tym milczeniu Pełnomocnik nie jest samotny. Milczą w tej sprawie (czyli w istocie dają na to przyzwolenie) liczne inne osoby. Cały legion redaktorów, doktorów, profesorów, którzy przygotowali „publicystyczną uwerturę” Dobrej Zmiany (naprawdę taką ja sobie wymarzyli?). I ci, którzy ją obecnie realizują: posłowie, ministrowie, premierzy. Po niektórych nie spodziewam się sprzeciwu dla tego rodzaju działań (myślę nawet, że są ich politycznymi sponsorami), ale w przypadku wielu innych zadaję sobie pytanie: co czują, patrząc co rano w lustro? Nie zazdroszczę. Czy już nauczyli się formuł w rodzaju: „gdzie drwa rąbią” albo że „nie da się zrobić jajecznicy bez stłuczenia jaj”? Takich zaklęć realpolityki jest sporo. Ale często lepiej nie pamiętać, kto był ich autorem i w jakich okolicznościach powstały.
Nie można milczeć
Kiedy dzieje się podłość, nie można milczeć. A jej poziom gwałtownie wzrasta. Coraz więcej jest zastraszania, zemsty, coraz więcej insynuacji, coraz więcej kłamstwa. Obojętność jest straszna. Kiedy wiele lat później oglądamy te popielate stare fotografie, przeglądamy gazety, plakaty, czytamy świadectwa, uderza nas nie tylko poziom podłości, ale owa obojętność otoczenia (ze strachu, lenistwa, wyrachowania). Tak to właśnie się zaczyna, tak pełznie i tak w końcu wybucha w formie przemocy wpierw symbolicznej, a później fizycznej.
Ci, którzy mogą i powinni to zatrzymać, ponoszą szczególna odpowiedzialność. Ale nie tylko oni. Nidy nie lekceważ roli swojego własnego głosu ani sprzeciwu. Nigdy i nigdzie żadna zmiana nie zaszła inaczej niż poprzez odwagę indywidualnych osób. Akurat niedługo będziemy obchodzić czterdziestolecie Komitetu Obrony Robotników. Wtedy odwaga była istotnie droga, teraz nie kosztuje prawie nic. Coś się kliknie, wyjdzie się na miasto, da się na coś pieniądze, podpisze petycje, napisze do lokalnego posła, żeby przekazać mu swój pogląd. (Chcecie ich znaleźć? Użyjcie ostatnio coraz bardziej popularnego portalu mamprawowiedziec.pl). Rozumiem, że nie muszę pisać, jak to się robi. Nie udawajcie, że nie wiecie. Niech nam się zechce! To jest malusia i najniższą cena, jaką możemy zapłacić. Nie będziemy od tego bohaterami. To nam samym pozwoli lepiej pomyśleć o sobie.
Zróbmy rekord!
Zawsze jest wybór
Od zawsze, ale teraz szczególnie – także z powodu czterdziestolecia KOR – wraca do mnie fragment piosenki „Bajka o Pszczołach” Jana Krzysztofa Kelusa:
Pająk w pajęczynie sobie pszczołę ćwiczy
I cóż to obchodzi pszczoły robotnice?
Produkcja się liczy – jednostka jest niczym
Pszczoła w pajęczynie wisi głową w dół
To Rosjanie nazywają… „obojętność pszczół”.
Wychowałem się na Kelusie i znam chyba wszystko, co napisał, na pamięć. Zawsze, kiedy słucham lub śpiewam sobie ten fragment, zaciska mi się gardło. Ale… jak śpiewa później w tej samej piosence Kelus:
Można też na to patrzeć jak w spławik rybak…
No właśnie. Zawsze jest wybór.
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Adam Bodnar poprosił nas ostatnio o pomoc, ale to my bardziej potrzebujemy jego pomocy. To nie on nam coś zawdzięcza – jest raczej odwrotnie.