DĄMBSKA: Może warto spróbować stworzyć ciało na wzór dawnego Komitetu Obywatelskiego: pod auspicjami ogólnie cenionych autorytetów zgromadzić maksymalnie zgodną ideowo grupę działaczy i wystartować w wyborach samorządowych pod jednym szyldem?
Postarzał nam się trzeci sektor. To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy na rozpoczęciu tegorocznej, ósmej edycji Ogólnopolskiego Forum Inicjatyw Pozarządowych (Warszawa, 8-9 września). I druga rzecz: gdy wychodziliśmy w kilkaset osób z pierwszej sesji plenarnej w Audytorium Maximum, ktoś z organizatorów zaproponował, by w przerwie witać się i podchodzić wyłącznie do osób, których nie znamy. Szybko okazało się, że gdyby potraktować te słowa serio, zarówno ja, jak i gros uczestników OFIP-u stałoby samotnie…
Sektor przestał być atrakcyjny?
A zatem: siwiejące głowy i od lat wciąż te same twarze. Co nam to mówi o środowisku organizacji pozarządowych? Z jednej strony, świadczy o okrzepnięciu sektora i jego swoistej sile. Działacze przetrwali trudny czas transformacji, nie zamienili swej aktywności na pracę w administracji publicznej czy biznesie, nauczyli poruszać się w meandrach dotacji, projektów, skomplikowanych oczekiwań darczyńców, własnych pracowników i beneficjentów. Wiele NGO nabyło ogromnego doświadczenia, sprofesjonalizowało swoje działania, z dobrym skutkiem wykonuje zadania publiczne, korzysta z grantów zagranicznych, buduje rozwój instytucjonalny, wykreowało mądrych, dojrzałych liderów. I aktywnie współtworzy społeczeństwo obywatelskie.
Jednak można też mieć obawy, że trzeci sektor przestał być atrakcyjny na zewnątrz, przyciągać nowych, ciekawych ludzi. Stał się wsobny, zamknięty, nakierowany na siebie samego. Ilu ludzi działa w organizacjach pozarządowych? Czyta portal ngo.pl czy Kwartalnik „Trzeci Sektor”? Na licznych spotkaniach i konferencjach sektora rozpoznawalna grupa działaczy porusza się w kręgu kilkunastu stałych, powtarzających się zagadnień (finansowanie NGO, zasady współpracy z samorządami, etyka i misja organizacji), jakby nie odbierając sygnałów od coraz szybciej zmieniającego się świata, zwłaszcza młodzieży, studentów. Wytworzył się też swoisty styl „działacza NGO”, trochę zacofanego technologicznie, nie zawsze dbającego o swą powierzchowność, często jakby siermiężnego, za to lubującego się w rozmowach na temat idei lub… pieniędzy, których zawsze bywa za mało.
Lokalne organizacje obumierają
Czy ta zakorzeniona jeszcze w czasach początków transformacji postawa może porwać dzisiejsze społeczeństwo? Jakkolwiek część przedstawicieli organizacji pozarządowych nie zagubiła w sobie pewnego rodzaju żaru, marzenia o tworzeniu lepszego świata, trudno oprzeć się wrażeniu, że zarazem wielu osiadło na laurach, traktując trzeci sektor po prostu jako miejsce zatrudnienia, a nie ambitne pole zmieniania/naprawiania skrzeczącej rzeczywistości.
Moje naprędce czynione obserwacje potwierdzali i inni: ktoś skarżył się na trudności ze znalezieniem w swoim mieście świeżych kadr, ktoś na brak zainteresowania mieszkańców działaniami organizacji pozarządowych czy wręcz na powolne obumieranie wielu podmiotów, nie zawsze i nie tylko na skutek niewystarczających funduszy.
Jak sprzedać swoje racje?
W dodatku pogłębia się rozdźwięk między dużymi instytucjami z ośrodków miejskich a małymi organizacjami. Podczas ciekawego panelu na temat lokalnych think tanków, z udziałem m.in. Antoniego Sobolewskiego, wiceprezesa stowarzyszenia Czas Przestrzeń Tożsamość, i Jaremy Piekutowskiego z Centrum Rozwoju Społeczno-Gospodarczego Przedsiębiorstwa Społecznego Sp. z o.o., padały opinie, że małe NGO często mają kłopot z uzyskaniem niezależności (między innymi z powodu braku mecenatu prywatnego) czy przebiciem się z rekomendacjami do świadomości samorządowych decydentów. Władze lokalne rzadko wykazują zainteresowanie dyskusją z trzecim sektorem, spychając go do roli podwykonawcy zadań, z którymi nie potrafią (lub nie chcą) sobie poradzić. Kolejnym problemem jest przemożny wpływ miejscowych uwarunkowań politycznych, który przysłania meritum zagadnień.
Oczywiście, błędy są też po drugiej stronie: organizacje pozarządowe miewają tendencję do reprezentowania samych siebie, a nie interesu własnej społeczności, jak również brakuje im tak zwanych kompetencji sprzedażowych – skutecznego przekonywania włodarzy czy urzędników do swoich racji, propozycji. Wiele jednostek samorządu terytorialnego narzeka zarazem na pewien „wszystkoizm” trzeciego sektora: działacze czują się alfami i omegami, chcącymi zajmować się każdym tematem.
Choć uczestnicy dyskusji panelowej zgodnie podkreślali, że kluczowa w budowaniu współpracy międzysektorowej jest rola dialogu, w mojej opinii najważniejsze staje się generowanie zainteresowania decydentów: think tanki powinny przedstawiać im jak największy konkret oraz przyjmować taktykę, że „jeśli wyrzucają nas drzwiami, to wejdziemy oknem”.
Gliński traktuje nas paternalistycznie
Niestety, w dzisiejszej rzeczywistości NGO zderzają się z jeszcze poważniejszym problemem: zakusami rządzących na szczeblu krajowym na ich samodzielność. Po wystąpieniu na sesji plenarnej wicepremiera Piotra Glińskiego uczestnicy OFIP-u popadli w głęboki smutek. Minister, o ironio, sam wywodzący się ze środowiska naukowego i orbitujący wokół trzeciego sektora, pouczał paternalistycznym tonem działaczy organizacji pozarządowych, wielokrotnie mijając się z prawdą i traktując zgromadzonych naprzeciwko siebie ludzi jak niepełnosprawne umysłowo dzieci. Jego zdaniem trzeci sektor jest słaby, więc państwo może go sobie podporządkowywać – choćby poprzez utworzenie Narodowego Instytutu Wolności, który uznaniowo będzie przydzielał dotacje.
Profesor Gliński swoimi wypowiedziami wprawdzie rozsierdził współpanelistkę, Ewę Kulik, dyrektorkę Fundacji imienia Stefana Batorego, i sprowokował kilka ironicznych wypowiedzi z sali, ale dominującym odczuciem było przygnębienie. Tym silniejsze, że organizacje pozarządowe, czerpiące środki głównie z sektora publicznego, doskonale zdają sobie sprawę ze skali swej zależności od państwa. Otwarty bunt, podjęty nawet w imię najbardziej słusznych zasad, oznacza więc narażenie swoich instytucji na utratę stabilności czy płynności działania, co odbije się negatywnie zarówno na beneficjentach, jak i pracownikach.
Otwórzmy się na zewnątrz!
Sytuacja wydaje się patowa, ale niektóre grupy działaczy próbują już teraz szukać pól ucieczki do przodu. Odbywa się to w dwóch kierunkach: po pierwsze, coraz więcej NGO zaczyna zdawać sobie sprawę, że dotychczasowy model ich finansowania powinien ulec zasadniczej zmianie. Organizacje będą zmuszone sięgać po instrumenty społecznościowe (na przykład crowdfunding), odpłatne wykonywanie usług czy przekonywanie do datków osób prywatnych. W tym celu nie unikną silniejszego otwarcia się na zewnątrz oraz zwiększenia swej transparentności.
Druga droga prowadzi w podobnym kierunku, to znaczy również na zewnątrz, ale o wiele dalej. Co więcej, jej przyjęcie może zasadniczo zmienić oblicze polskiego życia społecznego. Otóż zarówno na paru panelach (między innymi organizowanej przez Forum Od-nowa dyskusji o zaangażowaniu politycznym trzeciego sektora, z udziałem Bogny Świątkowskiej z Fundacji Bęc Zmiana, Przemka Radwana ze Szkoły Liderów i moim), jak i podczas rozmów kuluarowych przewijał się pomysł, by organizacje pozarządowe… stworzyły wspólny komitet wyborczy i razem wystartowały w kampanii samorządowej!
Apolityczność NGO to fikcja!
Na pierwszy rzut oka zamiar ten sprawia wrażenie nierealistycznego: NGO nie tworzą w zasadzie jednego, spójnego środowiska, są zróżnicowane pod względem wielkości czy zagadnień, przy jakich pracują, więc już samo napisanie programu mogłoby okazać się karkołomne. Jednak, co podkreślało wiele osób, nie wolno oddawać walkowerem wpływu na jakość władzy. Zwłaszcza, że samorząd to przecież my, ogół mieszkańców. W dodatku sytuację w kraju mamy taką, że jeśli my nie zajmiemy się polityką, ona niechybnie zajmie się nami. A apolityczność i tak jest fikcją…
Może więc warto spróbować nie tyle zakładać partię, ile stworzyć ciało na wzór dawnego Komitetu Obywatelskiego: pod auspicjami ogólnie cenionych autorytetów („rada mędrców”?) zgromadzić maksymalnie zgodną ideowo grupę działaczy i – szanując lokalne odrębności oraz w oparciu o podstawowy kanon wartości, możliwy do zaakceptowania dla wielu osób – wystartować w wyborach samorządowych pod jednym szyldem?
MASZ ZDANIE? CZEKAMY NA WASZE GŁOSY (MAKS. 4500 ZNAKÓW) PLUS ZDJĘCIE NA ADRES: REDAKCJA@PORTAL.NGO.PL
Czym żyje III sektor w Polsce? Jakie problemy mają polskie NGO? Jakie wyzwania przed nim stoją. Przeczytaj debaty, komentarze i opinie. Wypowiedz się! Odwiedź serwis opinie.ngo.pl.
Jeśli my nie zajmiemy się polityką, ona niechybnie zajmie się nami. A apolityczność i tak jest fikcją.