Natalia Gebert. Przyjmowanie pomocy jest wyzwaniem
– Uchodźcy bardzo potrzebują poczucia, że mają wpływ na własne życie, a zamiast tego są traktowani jak dzieci, które trzeba wiecznie prowadzić za rękę i głaskać po głowie. Zapominamy, że uchodźca to równoprawna osoba, dla której konieczność korzystania z czyjejś pomocy bywa bardzo trudnym doświadczeniem – mówi Natalia Gebert z Domu Otwartego.
– Świetnie to rozumiem, bo sama jestem osobą niezależną, której niełatwo przychodzi proszenie o pomoc – dodaje założycielka nieformalnej inicjatywy, w ramach której stara się szerzyć wiedzę o uchodźcach i pomagać cudzoziemcom, którzy już w Polsce są.
Natalia zaznacza, że nawet ludzie, którzy całym sercem wspierają uchodźców, nieświadomie traktują ich w krzywdzący sposób.
– Na przykład podczas wizyty u lekarza, gdy towarzyszę cudzoziemcom jako tłumacz, personel medyczny zwraca się do mnie zamiast do pacjenta albo stosuje formę „on, ona” zamiast „pan, pani”. To takie pozornie drobne rzeczy, ale zwracam na nie uwagę, bo decydują o klimacie w relacjach z obcokrajowcami – opowiada Natalia Gebert.
Rodzinny spadek
W naszej rozmowie żartuje, że działalność na rzecz uchodźców to trochę spadek rodzinny. Przypomina, że to jej nieżyjąca już macocha Małgorzata Jasiczek-Gebert współtworzyła w nowo powstającej Polskiej Akcji Humanitarnej dział zajmujący się uchodźcami w Polsce.
– Sprawy związane z osobami szukającymi ochrony międzynarodowej były mi bliskie i przewijały się przez moje życie w różnej postaci od czasów licealnych – wspomina nasza bohaterka. Działała wówczas w Amnesty International i zajmowała się sprawami Wolnego Tybetu. Potem była mongolistyka w Instytucie Orientalistycznym UW.
– Moje działania społeczne były tylko dodatkiem: pójść na demonstrację, podpisać petycję – to było wszystko. Aż zdarzył się tak zwany kryzys uchodźczy. Ilość pogardy, jaka wylała się w Polsce na ludzi uciekających przed zagrożeniem życia, spowodowała, że zmobilizowałam się do aktywniejszych działań na rzecz tych osób – mówi Natalia.
Potrzeba konkretnego działania
Najpierw były liczne demonstracje w drugiej połowie 2015 roku.
– Trafiłam też do facebookowej grupy „TAK dla uchodźców, NIE dla rasizmu i ksenofobii”. Bardzo szybko okazało się jednak, że walka z internetowymi trollami to zdecydowanie za mało i trzeba podjąć zdecydowane działania w realu.
Natalia wspomina:
– Do Domu Otwartego zaczęły lgnąć osoby, które – tak jak ja – poczuły, że chcą zrobić coś konkretnego. To było takie pospolite ruszenie. Byliśmy święcie przekonani, że ta panika moralna, jaka wybuchła w 2015 roku, jest zjawiskiem przejściowym i że wystarczy zorganizować kilka debat, demonstracji, porozmawiać, a ludzie oprzytomnieją. Tak nam się wtedy wydawało – naiwnie, jak można ocenić z perspektywy kilku lat.
Przekuć złość w działanie
Rok 2015 wspomina też Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej. Koordynatorka Sekcji do spraw Cudzoziemców właśnie wtedy po raz pierwszy zetknęła się z Natalią Gebert.
– Czuło się, że przepełnia ją złość na brak woli niesienia pomocy ludziom uciekającym przed śmiercią ze strony polskich polityków, na propagandę strachu i nienawiści wywołującą coraz większą ksenofobię, także wśród zwykłych obywateli. Natalia potrafiła przekuć tę złość w bardzo skuteczne działanie na rzecz uchodźców.
Od czasu powstania Domu Otwartego obie panie często współpracują.
– Natalia to wulkan energii – mówi Aleksandra Chrzanowska. – Swoim zapałem zaraża innych. Jest zawzięta, głęboko przekonana o słuszności swoich wyborów i gotowa wiele poświęcić, by pomóc potrzebującym. Drąży, dopóki nie uzyska efektu. Nie da się jej zniechęcić do działania. Dla niej nie ma spraw beznadziejnych czy niemożliwych.
Błyskawiczny transport wózka
Pewnie dlatego w Domu Otwartym Natalia zajmowała się wszystkim – począwszy od organizowania pikiet, protestów i debat, po zbiórki rzeczowe.
Niesienie pomocy uchodźcom wciąż stanowi poważną część działań inicjatywy. Cudzoziemcy mogą liczyć na pomoc w zapisaniu dziecka do przedszkola, przy zameldowaniu i wizycie u lekarza. Druga nitka działań Domu Otwartego to edukacja polskiego społeczeństwa, rozmowy z władzami, czy też wspieranie dziennikarzy interesujących się tematyką uchodźczą.
– Wszyscy działamy na zasadach wolontariatu, więc nasze możliwości czasowe są ograniczone – podkreśla Natalia.
Trzon inicjatywy stanowi 5 osób, na tyle samo mniej więcej Dom Otwarty może liczyć w przypadku jakiejś nagłej mobilizacji. Mają też grono 128 sympatyków, którzy z doskoku wspierają głównych działaczy.
– Nie jest to siła, którą możemy wyprowadzić na ulice, ale taka, dzięki której możemy zorganizować na przykład błyskawiczny transport z Krakowa do Warszawy wózka dziecięcego – uśmiecha się Natalia. – Obecnie Dom Otwarty wspiera około stu rodzin uchodźczych. Intensywność naszych kontaktów z poszczególnymi rodzinami jest różna. Zwykle jest tak, że jak jest coś do załatwienia, to widujemy się często, a potem przez kilka miesięcy cisza.
Siła napędowa
Kalina Czwórnóg z Fundacji Ocalenie podkreśla, że Natalia zawsze była siłą napędową Domu Otwartego.
– Ze starej gwardii, która tworzyła tę inicjatywę, została chyba tylko ona – mówi w zamyśleniu. – Jest tak oddana sprawie, że nie unika konfrontacji z ludźmi, którzy mają skrajnie inne poglądy – podkreśla moja rozmówczyni i jako przykład tego zaangażowania przypomina udział założycielki Domu Otwartego w debacie z Krzysztofem Bosakiem z Ruchu Narodowego. – Wiele osób odradzało jej tę konfrontację. To, że zdecydowała się na udział w debacie wymagało odwagi i przekonania o słuszności własnych argumentów. Super, że są w naszym środowisku ludzie, którzy się nie boją.
Natalia Gebert mówi dużo i przekonująco, ale wydaje się też uważnie słuchać, również swoich podopiecznych. Odpowiedzią na sygnały od samych uchodźców jest najnowszy projekt Domu Otwartego i Fundacji Ocalenie. Magazin to rodzaj sklepu, w którym potrzebujący będą mogli wymieniać punkty na dowolne przedmioty albo ubrania. Natalia Gebert podkreśla, że taka forma wspierania ma na celu pozbawienie pomocy charakteru jałmużny.
– Znam pewną panią, która kategorycznie odmawia przyjmowania od nas pomocy rzeczowej, podkreślając, że „na buty dla dzieci to ona sama zarobi”. Wielu uchodźców odczuwa jako upokarzający fakt, że nie są w stanie sami zapewnić bytu swojej rodzinie. Staram się odciążyć ich nieco z tego poczucia – podkreśla założycielka Domu Otwartego.
Potrzebne przedmioty codziennego użytku
W szczególnie trudnej sytuacji są ludzie wychodzący z ośrodków strzeżonych.
– Niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, że te ośrodki to po prostu więzienia, tylko pod inną nazwą – opowiada Natalia.
Z ośrodków strzeżonych wychodzi się praktycznie z tym, z czym się weszło, czyli przeważnie z niczym. To z ośrodków otwartych czasem dostaje się „minimalną wyprawkę”. Dlatego też najbardziej potrzebne są często przedmioty codziennego użytku, takie, których posiadanie my uważamy za naturalne. To sztućce, naczynia, chemia gospodarcza, ale i wózki dla dzieci, czy foteliki do karmienia.
– Ostatnio ktoś pytał o fotelik samochodowy, przypadkiem miałam – opowiada Natalia. I zaraz dodaje: – Z drugiej strony niedawno zorganizowaliśmy też zbiórkę literatury pięknej w językach uchodźców. Książki trafiły do bibliotek w ośrodkach strzeżonych.
Nie wikłać się w związki z władzami
Dom Otwarty współpracuje z organizacjami pozarządowymi i innymi inicjatywami nieformalnymi, ale nieodzowne jest również współdziałanie z administracją publiczną na różnych poziomach. Są więc kontakty bezpośrednie z urzędnikami, na przykład w urzędach dzielnic, lub z władzami szkół.
– Miasto stołeczne Warszawa jest bardzo zaangażowane w działania na rzecz cudzoziemców. Regularnie spotyka się Komisja Dialogu Społecznego przy Urzędzie Miasta, która zajmuje się sprawami cudzoziemców – podkreśla Natalia. – Możemy czasem nie zgadzać się, co do pomysłów, dotyczących rozwiązania danego problemu, ale jest to stała współpraca.
No i są instytucje ponadlokalne: od Rzecznika Praw Obywatelskich po Straż Graniczną.
– Ponieważ jesteśmy niewielką organizacją, nasze kontakty są tu ograniczone do jednostkowych sytuacji.
Kalina Czwórnóg z Fundacji Ocalenie podkreśla, że Natalia Gebert zawsze dbała o to, aby Dom Otwarty zachował formę inicjatywy.
– Zależy jej, żeby nie wikłać się w związki z władzami publicznymi, bo to wiele komplikuje – wyjaśnia moja rozmówczyni.
Z kolei Aleksandra Chrzanowska ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej przypomina, że Natalia Gebert nie tylko pomaga uchodźcom w indywidualnych sprawach, ale też niestrudzenie podejmuje wysiłki na rzecz edukowania społeczeństwa przyjmującego. Sama założycielka Domu Otwartego podkreśla, że to zajęcia prowadzone w szkołach przynoszą jej największą satysfakcję.
– Dyskusje prowadzone z młodymi ludźmi są inspirujące i nigdy nie wiadomo, jaki kierunek obierze rozmowa z uczniami. Zdarza nam się przegadać całą godzinę o terroryzmie, ale też o sprawiedliwości społecznej albo o tym, jak powinna wyglądać nasza polityka integracyjna – mówi założycielka Domu Otwartego. Według niej, młodym ludziom brakuje przestrzeni na prowadzenie tego typu dyskusji.
– Nauczyciele często omijają temat uchodźców szerokim łukiem: jest dla nich zbyt trudny, albo sami nie mają wyrobionego zdania w tej kwestii.
Wszystko zależy od indywidualnych postaw
Działalności Natalii Gebert towarzyszy jednak wiele goryczy. Szczególnie frustrująca jest dla niej lektura uzasadnień decyzji Urzędu d.s. Cudzoziemców, odmawiających udzielania schronienia uchodźcom.
– Nasze państwo nie jest, mówiąc delikatnie, zbyt przyjazne cudzoziemcom – mówi Natalia. – Rozumiem, że rolą instytucji państwowej jest dbanie o bezpieczeństwo obywateli, ale niektóre argumenty urzędników to istna aberracja. „Skoro nie pamięta pani liczby gwałcicieli, to tego gwałtu pewnie nie było”, „był pan wprawdzie rażony prądem, ale trzeba tu wziąć pod uwagę kontekst kulturowy” – takie historie są na porządku dziennym, zna je każdy, kto angażuje się w sprawy uchodźców. I nie mogę powiedzieć, że za poprzednich rządów było znacząco lepiej – podkreśla Natalia Gebert.
Ostatecznie wszystko jednak zależy od indywidualnych postaw.
Natalia wspomina:
– Podczas jednej ze zbiórek do Warszawskiego Centrum Wielokulturowego wchodzi duży mężczyzna z grubym karkiem i pyta o zbiórkę dla uchodźców. Wolontariuszki truchleją i – przeczuwając kłopoty – ukradkiem sięgają po telefony. Ale grzecznie odpowiadają: „Tak, proszę pana, to tutaj”. Mężczyzna odwraca się do drzwi i krzyczy: „Chłopaki! Dawać tu!”. Na co pojawiają się kolejni – podobni mu – panowie, taszcząc pakunki z naczyniami dla potrzebujących. Poowijanymi w archiwalne numery „Naszego Dziennika”.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23