„Nasz Klub” – przestrzeń, która daje siłę: tu nikt nie musi być idealny
Kiedy Gabrysia po raz pierwszy weszła do świetlicy, trzymała się mamy kurczowo. Miała 7 lat i w oczach więcej lęku niż ciekawości. W domu było cicho. Może cicho od rozmów, cicho od śmiechu, za to głośno od telewizora, krzyków sąsiadów i trzaskania drzwiami. Gabrysia nie znała zabawy z rówieśnikami, nie znała rytuału wspólnego posiłku ani tego dziwnego uczucia, kiedy ktoś pyta: „Jak się dziś czujesz?”.
Donatorzy, którzy dają korzenie i skrzydła
W „Naszym Klubie” nie trzeba nic udawać mówi Aleksandra Smolińska, kierowniczka świetlicy. Można się wstydzić, płakać, złościć – a potem uczyć się, jak to wszystko pomieścić. Gabrysia na początku rysowała tylko ciemne kolory – czarne domy, szare niebo, czerwone kropki. Dziś maluje tęcze.
W świetlicy zyskała nie tylko spokój i bezpieczeństwo, ale i pierwsze przyjaciółki. Podczas wspólnych zabaw zaczęła mówić coraz więcej. Dziś potrafi sama poprowadzić zabawy dla młodszych dzieci. Jest dumna z tego, że potrafi pomagać innym. Tak jak kiedyś ktoś pomógł jej.
Projekt „Spróbujmy Razem!”, realizowany dzięki wsparciu otrzymanemu od Urzędu Dzielnicy Praga-Północ oraz Fundacji Drzewo i Jutro, to nie tylko pomoc – to całościowy system wsparcia. Od socjoterapii po korepetycje, od warsztatów po konsultacje psychologiczne. Placówka działa codziennie – także w niektóre weekendy – a zespół wychowawców, terapeutów i specjalistów nie tylko wspiera, ale także daje pole do własnych decyzji.
Nie chodzi tylko o naukę czy rozwój pasji. Chodzi o odbudowę poczucia sprawczości. O dzieci, które zaczynają wierzyć, że mają coś do powiedzenia. Że są ważne.
To miejsce, gdzie wsparcie nie kończy się na drzwiach placówki. Wychowawcy pozostają w kontakcie z rodzinami dzieci, są obecni na zebraniach szkolnych, współpracują z kuratorami, OPS-em, pedagogami szkolnymi. To wielopoziomowe wsparcie działa, bo jest prawdziwe i długofalowe.
Ewelina i siła w aparacie fotograficznym
Ewelina zawsze trzymała się z tyłu. Nieśmiała, w bluzach z kapturem, nie lubiła, jak ktoś na nią patrzył. Kiedyś powiedziała: „Lepiej być niewidzialną niż wyśmianą”. Dopiero na zajęciach fotograficznych z Martą Rybicką – uczących dzieci podstaw obsługi aparatu, kadrowania i perspektywy – odnalazła coś swojego.
Zaczęła fotografować koleżanki, detale świata wokół niej: złamaną gałązkę, zniszczony but, liść na parapecie. Kiedy zrobiła portret swojej koleżanki Zuzi i usłyszała: „Wyszłam pięknie!”, pierwszy raz się roześmiała.
– Zdjęcie to nie tylko obraz – mówi dziś. – To sposób, żeby pokazać komuś, że jest ważny.
Krzysiek – żeby mówić, trzeba mieć coś do powiedzenia
Krzysiek ma 15 lat. Poważny, milczący, zbyt szybko dorosły. Nie rozstaje się z notesem, do którego zapisuje wszystko, co usłyszy ciekawego. Podczas jednej z nocy filmowych – wydarzenia organizowanego raz w miesiącu w świetlicy – ktoś zapytał go, czemu prawie się nie odzywa.
– Bo najpierw trzeba wiedzieć, co powiedzieć – odpowiedział.
Podczas tych nocy dzieci nie tylko oglądają filmy. Dyskutują, kłócą się, śmieją. I uczą się siebie nawzajem. Nikodem po jednym z takich wieczorów napisał tekst do filmu, który grupa nakręciła później w ramach zajęć filmowych. Był to dokument o „codzienności Pragi oczami dzieci”.
Krzysiek nie tylko napisał scenariusz, ale i zagrał w jednej z ról. Dziś planuje zgłosić film do młodzieżowego festiwalu.
Wakacyjna Przygoda, która zostaje w sercu
Kiedy dzieci z „Naszego Klubu” po raz pierwszy zobaczyły góry, zamilkły. Niektóre trzymały się kurczowo plecaków, jakby nie do końca wierzyły, że naprawdę tu są. Inne głośno komentowały: „Ale tu pachnie!” albo „Zobacz, prawdziwe owce!”.
Wakacyjny wyjazd do Zakopanego to coś więcej niż tylko wypoczynek. To intensywny trening społeczny. Przez dziesięć dni dzieci nie tylko poznają Tatry, ale uczą się też współpracy, samodzielności, odpowiedzialności. Są dyżury, wspólne sprzątanie, planowanie wycieczek i wieczorne zebrania, podczas których rozmawia się o tym, co się udało, a co było trudne.
Maciek, 12-latek, który na co dzień jest samotnikiem, na wyjeździe po raz pierwszy przejął dowodzenie: „Zrobimy szlak, ale najpierw kanapki i sprawdzenie pogody”. Jego drużyna nie tylko dotarła na Siklawicę – dotarła tam razem, pomagając sobie nawzajem.
Wieczorne ogniska, góralska muzyka, wyprawy do parku linowego i na Krupówki – to wszystko tworzy przestrzeń, gdzie dzieci mogą doświadczyć czegoś, czego nie miały w domu: wspólnoty.
Iwona i uzależnienie od telefonu
Iwona miała zawsze spuszczoną głowę. Palce chodziły po ekranie szybciej niż potrafiła mówić. Scrollowanie TikToka to było jej główne zajęcie – ucieczka od świata, który był zbyt głośny i nieprzewidywalny. W świetlicy nikt nie odebrał jej telefonu siłą. Ale zaproponowano coś innego.
Zajęcia taneczne. Na początku podchodziła z ironią. „Ja? Tańczyć?” – śmiała się. Ale potem, gdy usłyszała pierwsze bity i zobaczyła jak inne dziewczyny się ruszają – coś ją przyciągnęło.
Dziś prowadzi fragmenty choreografii. A w telefonie zamiast TikToka ma playlisty z muzyką i własne nagrania prób. Nadal bywa, że sięga po ekran, gdy jest trudno – ale teraz wie, że może też zatańczyć.
Smak życia z Mistrzem
Raz w miesiącu kuchnia świetlicy zamienia się w scenę – teatralną, kolorową, pachnącą. To wtedy zjawia się on: Stanisław Pacholski. Mistrz Kuchni. Uczy dzieci nie tylko gotować, ale i opowiadać o świecie. – Makaron to nie tylko ciasto. To historia podróży, smak regionu, ludzie – mówi.
Pod jego okiem dzieci robiły już samodzielnie pierogi, wrapy z warzywami i domowy hummus. Antek, który na początku nie chciał nawet dotykać cebuli, dziś prowadzi swoje „warsztaty dla początkujących”: jak zrobić idealne spaghetti i nie poparzyć palców.
To nie tylko zajęcia kulinarne. To lekcja cierpliwości, komunikacji, współpracy. – Każde danie to projekt, który robimy razem – mówi Stanisław.
Co dalej?
Praca świetlicy nie kończy się na jednym semestrze czy projekcie. Wiele dzieci zostaje z „Naszym Klubem” przez lata. Wracają, nawet kiedy są już w szkołach średnich. Niektórzy zostają wolontariuszami, inni po prostu wpadają z pomocą, gdy organizowana jest impreza świąteczna czy turniej piłkarski.
To miejsce nie tylko daje wsparcie – ono buduje kapitał społeczny. Pokazuje, że warto dawać z siebie innym. Że dobro wraca.
Dziękujemy, że jesteście
Bez wsparcia Fundacji Drzewo i Jutro wiele z tych historii nie miałoby szansy się wydarzyć. Dzięki temu wsparciu możliwe jest nie tylko zatrudnienie wychowawców i specjalistów, ale też organizacja warsztatów, zakup materiałów i opłacenie wyjazdów.
W świecie, który często mówi dzieciom: „Nie stać nas na wasze potrzeby”, „Nasz Klub” mówi: „Jesteś ważny. Masz prawo rosnąć. Masz prawo marzyć”.
I może właśnie dlatego to miejsce działa od ponad 30 lat. Bo dzieci czują, że to nie jest projekt. To prawdziwa, cicha rewolucja.
To tu zaczyna się zmiana.
Źródło: Stowarzyszenie Serduszko dla Dzieci