Wolontariusze na Zamku Królewskim w Warszawie to pasjonaci. Na ogół zostają na stałe, a w zamian za ciężką pracę Zamek odkrywa przed nimi swoje największe sekrety. Takie, których nie znają nawet etatowi pracownicy.
Certyfikat uczestnictwa w wolontariacie, zagwarantowane bezpłatne wejścia na wszystkie wystawy i oprowadzania kuratorskie po ekspozycjach podczas trwania umowy – to norma. Monika Siadak-Wereda, na co dzień pracowniczka biura prasowego, podkreśla jednak, że swoim wolontariuszom chce dać coś wyjątkowego, żeby mogli zobaczyć więcej niż zwiedzający.
– Staram się więc pokazać im Zamek „od kuchni”. To na przykład oprowadzanie po piwnicach, gdzie mamy systemy nawadniania fontann. Albo możliwość obejrzenia fundamentów pałacu Pod Blachą. Taka wycieczka po zamkowych zakamarkach sprawia, że wolontariusze czują się wyjątkowo, bo większość etatowych pracowników Zamku nie miała nigdy okazji zobaczyć tych wszystkich miejsc.
Wolontariusze Zamku Królewskiego uczestniczą w wykładach, koncertach i wernisażach.
– Wymieniamy się biletami z Muzeum Narodowym w Warszawie, więc nasi wolontariusze mogą zwiedzać tamtejsze ekspozycje, a ich przychodzić do Zamku Królewskiego – opowiada organizatorka zamkowego projektu Wolontariat. – Nasi wolontariusze mają też dwudziestoprocentowe zniżki na zamkowe publikacje, tak samo jak pracownicy.
Z okazji trzydziestej rocznicy odbudowy
Wolontariat w Zamku Królewskim wprowadzono w 2015 roku, z okazji 30. rocznicy jego odbudowy. Zdecydowano wtedy, że wolontariusze będą pracować tylko w ośmiu działach. Dlaczego?
– Bo nie jesteśmy instytucją, która powstała z myślą o wolontariacie. Taka aktywność wymaga przecież zapewnienia odpowiedniego zaplecza, warunków do realizowania działań na zasadzie wolontariackiej. Często borykaliśmy się z sytuacjami, gdy brakowało nam miejsca dla wolontariuszy w biurach: jest wolontariusz, ale nie ma dla niego biurka i komputera – wyjaśnia Monika Siadak-Wereda. – A mi zależy na tym, żeby osoby, które do nas przychodzą, czuły się komfortowo.
A tych jest sporo. To właśnie w odpowiedzi na liczne zapytania od osób chętnych do pracy jako wolontariusze w Zamku, dwa lata temu powstał specjalny projekt.
– Pomyślałam, że ci wszyscy ludzie mogliby pomóc nie tylko na zapleczu biurowym, ale również na ekspozycji. Tak narodził się projekt „Opowiadam”, skierowany do wolontariuszy, którzy chcą poznać historię Zamku Królewskiego w Warszawie i podzielić się nią z innymi.
Opowiadam
W projekcie bierze udział 30 osób. Ubrani w charakterystyczne bordowe koszulki, czekają na zwiedzających w jednej z wybranych sal ekspozycyjnych. Przygotowują krótką opowieść o niej lub o dziełach sztuki, które się w niej znajdują i przekazują tę historię zwiedzającym, którzy nie korzystają z przewodników ani systemów audio.
– Chodzi o to, aby chociaż na pięć minut skupić uwagę zwiedzających na danym dziele sztuki. Statystycznie bowiem zwiedzający spędzają przy każdej rzeźbie lub obrazie około ośmiu sekund – podkreśla moja rozmówczyni. – Wolontariusze wybierają sobie jedną z sal i otrzymują ode mnie materiały ogólne na jej temat. To, jaką historię każdy z nich przygotuje i opowie zwiedzającym, zależy tylko od niego. Daję im możliwość wyboru, bo każdy jest przecież inny i odmienne rzeczy go interesują. Wybierają więc, czy chcą opowiadać o całej sali, czy też na przykład o określonej rzeźbie. W każdej opowieści musi znaleźć się informacja, że Zamek został kiedyś zniszczony, a następnie odbudowany od podstaw. Tym samym zapraszamy na naszą wystawę stałą „Zniszczenie i odbudowa Zamku Królewskiego w Warszawie”, ukazującą losy Zamku. Nie wszyscy zwiedzający wiedzą, jak wyjątkowe jest to miejsce, na przykład, że stąpają po podłodze, która została całkowicie odtworzona. Tragiczne losy Zamku pozostają dla niektórych nieznane – mówi Monika Siadak-Wereda.
Przy wystawie "36 x Rembrandt" pracowało 15 wolontariuszy od rana do wieczora, przez sześć dni w tygodniu.
– Spotkaliśmy się z bardzo pozytywną reakcją. Dostaliśmy masę wiadomości na Facebooku, świadczących o tym, że to się świetnie sprawdza. Choć wystawialiśmy 36 prac Rembrandta, to historie były różne: niektórzy wolontariusze opowiadali o zamkowych obrazach, niektórzy o grafikach, a jedna z wolontariuszek mówiła o kobietach artysty i o jego bankructwie. Nie było to ściśle związane z dziełami sztuki, ale wiązało się z artystą – opowiada organizatorka projektu Wolontariat.
Po certyfikt, wiedzę i przyjemność
Na samym początku, gdy wolontariat został wprowadzony na Zamek Królewski, rekrutacja chętnych była ciągła. Teraz odbywa się raz w miesiącu, o rozmaitych porach – zarówno o siódmej rano, jak i późnym popołudniem.
– Chodzi o to, żeby każdy miał możliwość wzięcia udziału w spotkaniach rekrutacyjnych. Bo większość moich wolontariuszy to osoby pracujące. Na ogół, po takim pierwszym spotkaniu, ludzie chcą przyjść na kolejne, już indywidualne, i wybrać sobie salę, którą chcieliby się zająć. Choć co miesiąc były nowe nabory, wciąż pracuję z ludźmi zatrudnionymi podczas pierwszej rekrutacji pięć lat temu. To już jest sprawdzona, zgrana grupa, pracownicy ich znają – podkreśla moja rozmówczyni. I dodaje: –
Niektóre osoby zgłaszające się do wolontariatu, przychodzą tylko po to, aby uzyskać certyfikat, który później przyda im się w szkole, czy w pracy. Większość jednak chce zdobyć wiedzę, którą mogliby potem wykorzystać, albo po prostu dla przyjemności.
Certyfikat udziału jako wolontariusz w danym projekcie pozwala zdobyć dodatkowe punkty podczas rekrutacji do liceum, jak również podnosi kwalifikacje zawodowe.
– Kilkakrotnie przytrafiła mi się sytuacja, że pracodawca osoby ubiegającej się o zatrudnienie w nowej firmie, kontaktował się ze mną w celu potwierdzenia informacji z CV o wolontariackiej działalności kandydata w naszym Zamku.
Dla pełnoletnich
Wolontariuszami na Zamku mogą zostać osoby, które skończyły osiemnaście lat.
– To głównie studenci, ale w tym roku przyjęłam wiele osób po 50. roku życia. Ze studentami to w ogóle jest ciekawa sprawa: pierwsi, których zatrudniałam pięć lat temu, to byli studenci Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. I nadal mamy wielu wolontariuszy właśnie stamtąd. To wyraźnie pokazuje, że wieść o naszym wolontariacie rozchodzi się drogą pantoflową, a studenci tej uczelni polecają nas sobie nawzajem. Wolontariusz, który u nas był, niesie w świat dobrą nowinę i inni też do nas przychodzą. To wspaniałe. Ostatnio miałam też sytuację, że przyszła do nas mama naszej wolontariuszki. Musieli rozmawiać o tym w domu, mamie się spodobało, mamy więc u siebie już pół rodziny – śmieje się Monika Siadak-Wereda.
Na Zamku wolontariusz jest traktowany jak równorzędny pracownik. Osoby, które opowiadają zwiedzającym historie, przy podpisaniu umowy wolontariackiej deklarują, że przepracują co najmniej dziesięć godzin miesięcznie.
– Taka deklaracja pozwala już na samym początku w sposób naturalny wyselekcjonować osoby, które podchodzą do sprawy poważnie. Zdarzyło mi się nie raz, że po certyfikat zgłaszali się do mnie ludzie, którzy w ciągu miesiąca nie zdołali przyjść ani razu do Zamku. Czas pracy wolontariuszy monitorujemy co do minuty, więc doskonale wiemy, kto nie przychodzi. To nieuczciwe wobec tych, którzy ciężko pracują – zaznacza organizatorka projektu Wolontariat. – Większość moich wolontariuszy spędza tu znacznie więcej godzin niż przepisowe dziesięć w miesiącu. Bo to zajęcie wciąga. Bardzo rzadko zdarza się tak, że kończy się pierwsza umowa i ktoś mówi nam „do widzenia”. Na ogół zostają na stałe.
Pasjonaci poszukiwani
Czy wolontariusz musi odznaczać się jakimiś szczególnymi cechami?
– Trochę tak – przyznaje Monika Siadak- Wereda. – Na spotkaniu indywidualnym zawsze staram się lepiej poznać kandydata. Chcę dać szansę każdemu, ale zależy mi na tym, żeby zgromadzić grupę ludzi, będących pasjonatami Zamku i takich, z którymi będzie rozmawiało się dobrze mnie i innym wolontariuszom. Współpraca nie będzie się układała z człowiekiem, który przychodzi i mówi, że zasadniczo jest mu obojętne, czy udziela się jako wolontariusz w Zamku, czy w innym muzeum, w jakiejś fundacji, czy gdziekolwiek indziej. To musi być osoba, która jest zainteresowana Zamkiem i wczuje się w klimat tego miejsca.
Wolontariuszy w Zamku Królewskim nie ma wielu, ale współpraca z nimi jest bardzo ścisła.
– Mam poczucie, że muszę zadbać o każdego z nich. Nie tylko wiedzieć, jak się każdy nazywa, ale też jeśli na przykład nie przychodzi, to jaki jest powód tej nieobecności. Żeby nie byli jedynie anonimowymi pomocnikami, ale moimi dobrymi znajomymi, dla których zawsze znajdę chwilkę czasu. W biurze prasowym, w którym jestem zatrudniona, zawsze jest dużo pracy i czasem wolontariat schodzi na drugi plan. Bardzo tego nie chcę – podkreśla moja rozmówczyni. Bo Monika Siadak- Wereda projekt Wolontariat na Zamku prowadzi sama.
– Przez te wszystkie lata bywali tu ludzie, którzy pracowali zdalnie lub tacy, którzy przychodzili tylko po to, by udzielać się przy określonym projekcie, ale na ogół zostają na dłużej. To wolontariat stały i długoterminowy. Sama przyszłam tu do pracy tylko na miesiąc, a minęło już dwanaście lat – dodaje.
Wielu wolontariuszy tak bardzo angażuje się w swoją działalność, że decydują się na kurs przewodnicki albo dla edukatorów i nawet po wygaśnięciu umowy uczestniczą w życiu instytucji.
– Na spotkaniach rekrutacyjnych powtarzam, że wolontariat nie wiąże się z etatem, ale różnie z tym bywa. Jedna z moich wolontariuszek dostała ostatnio etat w Zamku. Była najlepsza, a ja jestem z niej bardzo dumna – mówi Monika Siadak-Wereda.
Więcej informacji o wolontariacie na Zamku Królewskim w Warszawie można znaleźć na stronie internetowej www.zamek-krolewski.pl/wolontariat.
Źródło: inf. własna warszawa.ngo.pl
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23