Mają niewiele miejsc, w których mogą się wyszaleć. To pewnie dlatego Nightskating Warszawa przyjęli z tak dużym entuzjazmem. Rolkarze pokochali nocne przejazdy ulicami metropolii. Miasto próbuje odwzajemnić tę miłość – nagrodziło inicjatywę w konkursie S3KTOR 2012, przyznając jej tytuł najlepszego pozarządowego wydarzenia sportowego w stolicy.
Dla Piotra Pęciaka rolki to forma rekreacji. Pozwalają mu utrzymać formę i zrzucić zbędne kilogramy. – Jeździłem już jako dziecko, później miałem długą przerwę, a teraz taki powrót na stare lata – śmieje się 30-latek. Piotr bierze udział w prawie każdym nocnym przejeździe. – W Warszawie mamy bardzo mało dobrej jakości terenów do jazdy na rolkach – mówi. – Są niby ścieżki rowerowe, ale nie wolno nam się po nich poruszać. Chodniki bardzo często wyścielone są nieszczęsną kostką Bauma – ciężko po czymś takim jeździć – żali się. – Pozostają więc parki, place zabaw, no i… Nightskating! To prawdziwy raj dla rolkarzy. Możemy pojeździć Marszałkowską, Alejami Jerozolimskimi czy Puławską – legalnie! Pozwala nam to zażyć odrobinę wolności, a przy okazji poznać nowych ludzi, którzy mają podobne hobby.
Nightskating Warszawa to inicjatywa Warszawskiego Stowarzyszenia Rolkarskiego POLSKATER. Czteroletnia organizacja liczy dziś około 40 członków. Nightskating nie był celem jej założenia, a jednym z pomysłów. Szybko okazało się, że był to strzał w dziesiątkę.
Ta bezpłatna impreza skierowana jest do ludzi w różnym wieku i o różnym poziomie umiejętności. Ważne, by uczestnicy czuli się pewnie na rolkach i potrafili hamować. – Na trasie zdarzają się spadki terenu. Przy tak dużej ilości uczestników, brak podstawowych umiejętności jednego rolkarza mógłby spowodować poważną kraksę – zauważa Michał Machowski członek nagrodzonego stowarzyszenia.
Przejazdy trwają od kwietnia do października, średnio co 2 – 3 tygodnie. Trasa prowadzi głównymi ulicami Warszawy obok miejsc takich jak: Pałac Kultury i Nauki, Belweder czy Stadion Narodowy, jednak za każdym razem jest inna. Liczy od 17 nawet do 25 km. – Jeśli ma się wygodne rolki, taki dystans nie jest wielkim wyczynem – przekonuje Piotr Pęciak.
W pierwszym wspólnym przejeździe w 2011 roku wzięło udział 273 rolkarzy. Rok później, rekordowy przejazd przyciągnął 1766 osób. Bieżący rok jest jeszcze lepszy. Czerwcowy Nightskating zgromadził 3427 uczestników. – Jak to liczymy? Na trasie stawiamy dwie osoby: jedna liczy jedności, druga dziesiątki. Kiedy pierwsza doliczy do 10, klepie tę drugą w ramię – objaśnia Michał Machowski.
Organizatorzy przyznają, że początki były dość trudne. – Nie wiedzieliśmy, jak załatwić to wszystko od strony formalnej. Miasto nie wiedziało, co z nami zrobić, bo status rolkarza nie jest uregulowany prawnie. Gdy zgłosiliśmy nasz przejazd, inżynier ruchu stwierdził, że rolkarze nie mogą przejeżdżać ulicą, bo nie są ani rowerzystami, ani pojazdami. Ostatecznie udało nam się zgłosić imprezę jako „przemarsz rolkarzy” i tak to do dziś funkcjonuje.
Piotr Pęciak z sentymentem wspomina pierwsze przejazdy. Podobały mu się znacznie bardziej niż te obecne. – Po prostu było mniej ludzi, jeździliśmy szybciej. Wtedy to było w większym stopniu wydarzenie sportowe. Dziś to raczej event towarzyski – przyznaje. To właśnie dlatego od roku jeździ w teamie zabezpieczającym. To ponad 100-osobowa ekipa bardziej zaawansowanych rolkarzy, którzy zabezpieczają przejazd dla innych. – Przejazdy w kolumnie dla dobrze jeżdżących osób mogą z czasem stać się po prostu nudne. Średnia prędkość z jaką jedziemy to zaledwie 10 kilometrów na godzinę. Niewiele… – przyznaje Michał Machowski. Rozwiązaniem jest więc wstąpienie do naszego teamu zabezpieczającego. To większa odpowiedzialność, ale też większa frajda. Członkowie teamu muszą przemieszczać się z tyłu kolumny na przód, by zabezpieczać kolejne skrzyżowania. Do pokonania mają jakieś 2-3 kilometry (tyle liczy długość całej kolumny), a szybkość przejazdu ma wielkie znaczenie. Jeśli nie zdążą, cała kolumna musi czekać.
Czekać bardzo nie lubią kierowcy. Wielu z nich nie przepada za rolkarzami. Często próbuję przerwać kolumnę. – Wpychają się na siłę, a rolkarze niemal wpadają na maski samochodów. Wielu kierowców nie przebiera w słowach i pewnie nawet nie zdaje sobie z prawy, że to my jesteśmy uprzywilejowani – mówi Michał Machowski. Z obserwacji organizatorów wynika, że najbardziej niecierpliwi są taksówkarze oraz kierowcy miejskich autobusów. Ale bywa różnie. Są i tacy kierowcy, którzy wysiadają z samochodu, biją brawo albo nagrywają filmik komórką. – Mamy świadomość, że dla wielu jesteśmy uciążliwi, ale przecież jeździmy późnym wieczorem, około 21, kiedy ruch na ulicach jest już znikomy – przekonuje organizator. – Kierowcy na przejazd całej kolumny muszą zaczekać maksymalnie 15 minut. Trzy tysiące rolkarzy ma za to naprawdę super frajdę.
To jedna z żelaznych zasad Nightskatingu. Podczas przejazdu rolkarze zostawiają lewy fragment jezdni dla ekipy medycznej oraz teamu zabezpieczającego przejazd kolumny. Niestety nie wszyscy uczestnicy o tym pamiętają. – Zawsze jest problem z „lewą wolną”. Do Nightskatingu ciągle dołączają nowe osoby, które dowiedziały się o imprezie od znajomych i nie przeczytały regulaminu, który wisi na naszej stronie internetowej. Są też tacy, którzy za wszelką cenę próbują wyprzedzać innych rolkarzy i zjeżdżają na lewy pas. To bywa niebezpieczne, bo ekipa zabezpieczająca porusza się ze znacznie większą prędkością. Staramy się jakoś to opanować i przypominamy o zasadach z głośników.
Organizatorzy już dziś planują przyszłoroczne przejazdy. Bardzo zależy im na tym, aby zwiększyć umiejętności uczestników. Właśnie po to organizują warsztaty dla rolkarzy. – Chcielibyśmy, aby Nightskating był wydarzeniem sportowym a nie „przemarszem na rolkach”, tak jak jest to formalnie zgłoszone. Zależy nam, aby kolumna była zwarta i poruszała się z nieco większą prędkością. Może wtedy i kierowcy mniej by się na nas denerwowali.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)