Park Krasińskich, skwer przed kinem Muranów i kamienica kina Femina. To jedne z wielu obiektów, które znalazły się na fotografiach seniorek, biorących udział w projekcie „My, Kobiety Muranowa”. Na emocjonalnej mapie dzielnicy, którą panie wykonały na wielkim płótnie, umieściły też Pawiak oraz Umschlagplatz. Kolor filcowych kwadracików przyklejonych do materiału wyrażał ich stan ducha.
„Dzień był pochmurny, od rana ani śladu słońca. A ja, po raz pierwszy samodzielnie, miałam robić zdjęcia. Wyszłam na podwórko przed siedzibą UFY i spojrzałam przez obiektyw. W lewo – ciemno i ponuro, na wprost – podobnie. Skierowałam obiektyw w prawo, na wieżę pobliskiego kościoła. W tym momencie spoza chmur błysnęło słońce. Pstryknęłam i zrobiłam to zdjęcie. Ingerencja Siły Wyższej?”. Potem tych pstryknięć było już tylko coraz więcej i więcej.
– Na początku nie mogłam nawet utrzymać pionu. Gdy go już złapałam obsuwał się palec… – wspomina pani Halina, koordynatorka – seniorka pomysłu „My, Kobiety Muranowa”. To jedna z realizacji, która odbyła się w ramach zorganizowanego przez Towarzystwo Inicjatyw Twórczych „ę” projektu „Seniorzy w Akcji”. Grupa emerytek pod okiem młodych wolontariuszek z UFY uczyła się robić zdjęcia, fotografując dzielnicę Muranów.
Efekty kilkumiesięcznej, wspólnej pracy kobiet obejrzeć można było na wernisażu w Klubie na Andersa, który gościnnie użyczył paniom lokalu. Co fotografowały?
Ja i Mój Muranów
„Skwer przed kinem ,,Muranów” to dla mnie miejsce sentymentalne. W latach 60., będąc studentką, często przychodziłam tu z koleżankami. Filmy wyświetlano w dwóch salach: ,,Zbyszek” (od Zbigniewa Cybulskiego) i ,,Gerard” (od Gerarda Phillippe'a). Przed seansem, w pogodne dni, siadałyśmy na schodkach przy fontannie i skubiąc kupioną po drodze bułkę, gadałyśmy jak najęte. A jeśli akurat wypłacono stypendium, pogryzałyśmy w kinie rodzynki w czekoladzie. Dziś już ich nie kupuję, nie służą mi, ale wciąż kojarzą mi się z kinem”.
Każda z nich realizowała własną wizję, idąc swoim szlakiem. Jedne miały dokładny zamysł tego, co chcą uwiecznić, inne udokumentowały cyfrówkami te miejsca, które darzą sentymentem.
Według pani Joli zafascynowanej Muranowem z okresu socrealistycznego, uroda każdego podwórka jest niepowtarzalna, a w południowej części urzekają ją drzewa, które przez lata wyrosły wyżej budynki. „Zapraszam na spacer przez schody i bram” – napisała pod swoją mini galerią.
Emocje z filcu
Ze wspomnień uchwyconych aparatem panie utworzyły emocjonalną mapę. Na płachtę płótna przeniosły z pomocą rzutnika logo projektu – damską spódniczkę. Ołówkiem wyznaczyły główne ulice dzielnicy, a gdy już upewniły się, że wszystko jest jak należy, w ruch poszedł flamaster i farby. Pani Krysia z kaligraficzną precyzją zrobiła odręczne napisy. Najważniejsze jednak były kolorowe filcowe kwadraciki. Ich barwa wyrażała emocje.
Panie zaznaczyły bowiem nie tylko miejsca sentymentalne, które kojarzą im się z miłymi wspomnieniami, związkami uczuciowymi, estetycznymi doznaniami, ale i te, które budzą negatywne emocje. Miejsca, które najchętniej wymazałyby z pamięci. Również takie, które budzą w nich uczucia trudne –szacunek, ale też żal i lęk.
Na płóciennej mapie znalazła się więc na przykład dawna siedziba legendarnego Teatru STS, obecnie Opera Kameralna – dla Zosi miejsce sentymentalne. Śpiewał tu jej stryj. Swój „miły” kwadracik otrzymała też kamienica, w której mieści się kino ,,Femina”. W czasie okupacji działał tu żydowski teatr, a Wiesia G. chodziła na komplety tajnego nauczania. Panie nie zapomniały również o Parku Krasińskich – zielonym sercu Muranowa. Jola uczyła się tu do matury, obie teraz Krysie karmią kaczki. Zaznaczono też Ośrodek Nowolipie. Miejsce przyjazne dla seniorów, do którego można zajrzeć, by zjeść obiad czy napić się kawy. Uczesać. Potańczyć. Na mapie znalazł się także Umschlagplatz. Miejsce, z którego na zawsze odjechało około 300 tysięcy Żydów, czy hitlerowska katownia – Pawiak. To z tego wiezienia ostatni gryps wysłał stryj Małgosi. Dla jednej z pań miejscem negatywnych emocji był również Dworzec Gdański, na którym po raz ostatni widziała w 1968 roku swoich przyjaciół, a dla innej nieistniejący już dworzec PKS Żytnia. Tumult, strzelnica, gra w ,,3 karty”, łatwe znajomości. Jadzia poznała tu męża, który nie okazał się dobrym towarzyszem życia. Podczas wernisażu na tablicy korkowej można było przyczepiać kartki z nazwami własnych emocjonalnych miejsc, które na mapie się nie znalazły.
Zaliczone
Na wernisaż przybyły rodziny, przyjaciele, znajomi seniorek. Również młodzi ludzie zaprzyjaźnieni z UFĄ.
– Żona mi odżyła! Wspaniały pomysł! – powiedział zagadnięty przeze mnie pan Jerzy. Mąż Joli, jak się okazało. – Miło było znów zajrzeć do tamtych chwil, tamtych lat – to jedno z wielu ciepłych zdań zapisanych w księdze pamiątkowej.
A co po skończonym projekcie myślą same panie? Każda z nich przyznaje, że przede wszystkim zawiązały przyjaźnie. – Projekt się skończył, a one już pytają co dalej, gdzie idziemy. Już umówiłyśmy się do kina – mówi pani Halina. A Joasia Tomiak i Natalia Judzińska – młode koordynatorki z UFY przyznają, że są bardzo zadowolone z międzypokoleniowej współpracy. – Wyzwanie. Ale się udało – mówi Natalia. – Lekcja pokory i akceptacji – dodaje Joasia. – I to dla obu stron – kwituje pani Halina. Mapa pokazuje, że lekcje odrobiły na piątkę.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)