Najpierw, w marcu 2006 roku, powstał Bielański Inkubator Przedsiębiorczości Społeczno-Gospodarczej Młodzieży. Inicjatorami byli studenci ostatnich lat Instytutu Polityki Społecznej UW. Wychodzili naprzeciw problemowi bezrobocia wśród młodzieży, organizując kursy doszkalające, specjalistyczne doradztwo oraz pomoc w założeniu własnej firmy we współpracy z zagranicznymi koncernami. Po kilku miesiącach formuła działania zmieniła się. A Inkubator przekształcił się w Centrum Inicjatyw Lokalnych Wrzeciono. Przedstawiamy kolejną z prac wyróżnionych w konkursie portalu warszawa.ngo.pl. Jej autorką jest Karolina Duma.
Centrum Inicjatyw Lokalnych Wrzeciono (CIL) jest bielańską filią Stowarzyszenia Otwarte Drzwi. W naszym Ośrodku pracują TYLKO wolontariusze!
CIL prowadzi bardzo szeroką działalność: od kursów komputerowych dla osób zupełnie dorosłych poprzez pomoc lekcyjną dla dzieci i młodzieży z Wrzeciona, aż po warsztaty hobbystyczne dla (jak się okazało w trakcie ich organizowania) pań z CAŁEJ Warszawy.
I tyle tytułem wstępu.
Jest grudzień 2007 roku. Znajduję na portalu ngo.pl ogłoszenie CIL dotyczące chęci nawiązania współpracy z osobą mogącą poprowadzić warsztaty komputerowe dla osób bezrobotnych.
– A co mi tam! Czemu nie? – myślę. – W końcu po czterech latach wychowywania dwójki dzieci, w tym jednego upośledzonego, mogę zrobić coś dla siebie. Tak! Dla siebie! – przez moją głowę przebiegła myśl, która później zdziwiła ówczesnego Kierownika CIL. Osoba, chcąca zostać wolontariuszem po to, żeby pomóc sobie, a nie innym… Hmmm… Dziwna to motywacja, ale zapewniam, że szczera i bardzo silna!
Od stycznia 2008 roku zaczęłam prowadzić kurs komputerowy, było bardzo sympatycznie. Napisałam podręcznik dostosowany do potrzeb moich kursantów i wydawałam im rozdział po rozdziale. Byli kursanci ambitni, pracowici i tacy, którzy tylko chcieli dotrwać do zajęć z „buszowania po Internecie”.
Walczyłam długo… Przebrnęłam przez kilka edycji kursu i… zaszłam w ciążę – już trzecią! Ostatnią edycję kursu prowadziłam z dużym brzuchem.
Moje zaangażowanie zostało docenione i w grudniu 2012 roku otrzymałam wyróżnienie – Bielański Wolontariusz Roku 2008.
Zniknęłam, poszłam rodzić i wychowywać, ale słuch o mnie nie zaginął, wróciłam we wrześniu.
W czasie mojej nieobecności zmieniło się kierownictwo w CIL-u.
Powstało nowe określenie – CILoholizm. Uważaj, przychodzenie do CIL-u wciąga!
Dostałam spowrotem kursy, a od kierowniczek - nowe zlecenie: zostałam fundraiserką!
Co to do cholery jest??? Aaa!!! No tak, od lat pozyskuję środki na rehabilitację swojego syna, coś zdziałam! Wiem to. Znowu coś zrobię dla siebie.
Poszłam na kurs… Resztę doczytałam i ruszyłam do dzieła! Jeden sukces, drugi, trzeci… JESTEM WIELKA!!!
Pomocną ręką zawsze służyła Ania vel Sabi. Przeurocza, malutka blondyneczka w okularach. Ale niech Was pozory nie zmylą, o nie! Diabełek parzył zza okularów. Cudowna, zrównoważona, panująca nad wszystkim i o wszystkim pamiętająca, prawa ręka kierownictwa.
Od września do lutego uczyłyśmy się wielu rzeczy: fundraisingu, pisania wniosków o dofinansowanie tysiąca pomysłów, prganizowania warsztatów i koordynowania pracy wolontariuszy: korepetytorów i specjalistów.
Jak to w życiu bywa: i ta zmiana Sterujących CILem musiała się z nami rozstać.
Sabi i ja zostałyśmy naznaczone – objęłyśmy rządy w CILu… Znów zrobiłam coś dla siebie!!!
Przez ponad rok udawało się nam kierować Ośrodkiem bez większych problemów.
Zorganizowałyśmy kilka edycji kursu komputerowego, wiele, wiele warsztatów hobbystycznych. Sabi rozwinęła system bezpłatnych korepetycji, była Gwiazdka z prezentami, interesanci z czekoladkami do prawników, którzy pomagali wychodzić ze skomplikowanych spraw urzędowych i sądowych, szczęśliwe mamy dzieci, które poprawiły oceny na koniec roku szkolnego, szczęśliwe „kury domowe” odkrywające swoje talenty plastyczne, młodzież grająca na gitarach i barany z masy solnej na Wielkanoc. Było cudownie!
Przyszedł czas i na mnie i na Sabi…
Przekazałyśmy stery CIL-u młodszym… i starszym również. Ale CIL umiera! Umiera wolontariat w roku wolontariatu! A Burmistrz Dzielnicy zabiera nam lokal… Nie przedłuża umowy, bez podania przyczyny… Smutne… Hmmm …
Siedzę, piszę i płaczę! Łzy kapią na klawiaturę. Bo pomimo że piszę ile dał mi CIL i jak wielka i mocna się poczułam, to doskonale wiem, że ta siła i wielkość to tylko odbicie tego, co dałam z siebie innym! To żywy dowód na to, że dzieląc się pomnażamy coś. W tym przypadku pomnożyłam wszystko, co dobre miałam do oddania!
I wiem, że takich jak ja, którzy myśleli, że są nic nie warci i nic nie potrafią było w CIL-u więcej. Tu uwierzyli w siebie, poznali swoje możliwości, zyskali przyjaciół i pomogli innym, bo CIL to CENTRU INTEGRACJI LUDNOŚCI, jak powiedział pewien nasz 14-letni Bywalec.
Pobierz
-
201111291638570664
706824_201111291638570664 ・38.72 kB
Źródło: inf. własna ngo.pl