Pokazy filmowe, warsztaty, dyskusje, renowacja mebli, wypożyczalnia rowerów… – Jak pogodzić biznes z działalnością na rzecz społeczności lokalnej? Jak zaplatać wątki rozmaitych działań i relacje międzyludzkie? – opowiada Artur Friko Zduniuk – animator kultury, miejski aktywista, entuzjasta i współtwórca Galerii/Świetlicy/Kawiarni Lowery.
– Pomysł wyszedł od Dominika Ośko, najemcy lokalu – wspomina Artur. – Ja trafiłem tutaj w październiku lub listopadzie…. Przejeżdżając obok zobaczyłem przed wejściem mnóstwo rowerów i pomyślałem, że to musi być jakieś wykręcone miejsce. Kiedy spotkałem Dominika, a on zobaczył mój samochód pomalowany w szablony, od razu przybiliśmy sobie piątkę, uścisnęliśmy się i stwierdziliśmy, że obaj jesteśmy tacy… – Artur przez chwilę szuka właściwego słowa – sfrikowani. Poprzychodziłem trochę jako gość, ale ciężko być tutaj gościem, bo po chwili stajesz się domownikiem. Potem Dominik zaproponował paru osobom, żeby zaczęły tworzyć to miejsce razem z nim. Bo nie o to mu chodziło, żeby coś od A do Z samemu zaplanować, raczej o udostępnianie ludziom przestrzeni i stwarzanie możliwości.
Z Arturem rozmawiam przy barze w Lowerach popijając lowerową colę – każda butelka nieco inna, oryginalna etykieta. Wnętrze wypełniają odnowione przez Dominika meble.
– Generalnie jesteśmy galerią renowacji mebli. – wyjaśnia Artur. – Na Solcu jest warsztat. Tam można również serwisować rower, odnowić lub zrekonstruować meble. Jest wzorcownia tkanin. Przy czym proces przeróbki jakiegoś produktu zaczyna się zazwyczaj tutaj od opracowania koncepcji.
Na jednym z odrestaurowanych foteli wyleguje się stały bywalec Galerii/Świetlicy:
– To kot sąsiadki, Gucio. Jednak, kiedy wkracza w nasze progi nazywa się Lower – śmieje się Artur.– I staje się z powrotem Guciem, gdy stąd wychodzi.
Po chwili wpada na pogawędkę sympatyczna starsza pani – opiekunka Gucia-Lowera. Para młodych ludzi, najwyraźniej dobrze tu zadomowionych, przy jednym ze stolików nachyla się do siebie, zanurzając we własne światy.
W międzyczasie trwa sprzątanie po kinderbalu, który przed chwilą się zakończył. Właściwie nie było w planach tego typu imprez, ale skoro pojawił się taki pomysł…
– Ludzie przychodzą i tworzą to miejsce – tłumaczy Artur. – Jeśli człowiek założy sobie jakiś koncept ma dwa wyjścia: może się go trzymać niezależnie od okoliczności lub, jak Dominik, po prostu zmieniać swoje założenia w zależności od potrzeb, dać zielone światło różnym działaniom.
Bal zorganizowały Róża Wyszyńska i Marta Janowicz, które prowadzą tu również warsztaty plastyczne.
– Dziewczyny chciały zorganizować coś dla dzieci. Już teraz widać, że to bardzo dobrze działa. Pokazy filmowe to też fajna sytuacja. Ostatnio na wieczorze rosyjskiego kina mama Wojcia, który pokazywał film przygotowała ruskie pierogi.
– Tutaj wszystko się opiera na sąsiedztwie – dodaje Artur. – Krzyś Kwapiński, genialny kucharz, przychodzi do nas jako sąsiad i robi wspaniałą ucztę. Ja pomagam mu to zorganizować. I mamy z tego kupę zabawy. Innym razem przychodzi sąsiad, który jest operatorem filmowym i puszcza swoją etiudę. Chętnie zagląda tu młodzież z położonego na przeciwko liceum francuskiego. Każdy może zorganizować swoje wydarzenia i każdy może z tego skorzystać.
W tej sytuacji nie dziwi różnorodność prezentowanych w Lowerach tematów. Poza wspomnianymi już imprezami obyły się tu między innymi:
– spotkanie na temat etyki, ekologii i zawłaszczania przestrzeni publicznej w reklamie;
– wieczory longboardowe;
– rozliczne projekcje filmowe;
– wieczór nepalski;
– warsztaty recyklingu dla dzieci;
– warsztaty lampowe.
– dyskusja wokół projektu „Bliżej Konsumenta”, mającego na celu dokumentację dawnych murali reklamowych Warszawy;
Prócz tego można napić się kawy, zjeść zupę, ciastko i kanapkę.
– Lokal działa od zeszłego roku – wyjaśnia Artur. – W zintensyfikowanej formie od stycznia. Sporo czasu zajęło przygotowywanie wystroju, który tak naprawdę nigdy nie będzie skończony. Nie ma zresztą takiego założenia. Koncepcja się zmienia w zależności od tego, kto przychodzi i jaki pomysł wnosi. Jedną ze ścian pomalowała Asia. W planie jest pomalowanie drugiej. Zrobiliśmy wygłuszenie, pojawiły się prace Michała Mackiewicza. Na ścianach widać grafiki Pracowni Wschodniej.
O tym, że tworzenie wystroju wnętrza to proces nieustający mam okazję przekonać się naocznie. Dziewczyny właśnie wieszają nowe dekoracje.
Zarówno grafiki jak i odrestaurowane meble można kupić. Na sprzedaż są również koszulki wystawione w Lowerach.
Pytam Artura o widoczne przez okno rowery.
– Pomagają przemieszczać się po mieście. Można je wypożyczyć, kupić. Są naszym głównym środkiem transportu. Jeśli chcę pogadać w ciszy w dwie osoby, biorę tandem i jadę na spacer. Jak potrzebuję zrobić zakupy, wsiadam na rower transportowy z koszem i jadę do sklepu
Dodaje, że fajne jest to, że praktycznie wszędzie jest blisko.
Zaplatanie relacji
– Mieszkają tutaj bardzo ciekawi ludzie, widzimy się kilka razy w tygodniu, wymieniamy wiedzą, pomagamy sobie. Taka mała komitywa sąsiedzka, wychodzimy z inicjatywą, zapraszamy do współdziałania, ale też wspieramy innych. Artyści, rzemieślnicy, ludzie kreatywni, życzliwi, otwarci, we wspólnocie działania tworzą tą sąsiedzką przestrzeń – tłumaczy Artur.
Jednak nie wszyscy bywalcy Lowerów to miejscy aktywiści i to też jest ok.
– Ludzie przychodzą tu dlatego, że chcą coś robić, chcą działać, ale też po prostu posiedzieć, bo nikt od nich niczego nie wymaga.
– Dla wielu osób spotkanie w Lowerach jest to kolejna okazja do uśmiechnięcia się, rozpłynięcia, podziękowań – cieszy się Artur i wspomina, jak to jedna z sąsiadek przyniosła niedawno prawdziwe dzieło sztuki do… zjedzenia. – Bawiła się galaretkami zalewając różne kolory, budując konstrukcje. Wiesz, kiedy dostajesz coś takiego, to masz świadomość, że są rzeczy, których nie da się kupić, których nie znajdziesz w żadnym sklepie. Takich przejawów sąsiedztwa jest tutaj multum.
LOWERY GALERIA ŚWIETLICA KAWIARNIA
Źródło: inf. własna (ngo.pl)