Między wolontariatem a misją. Media obywatelskie na Podlasiu – relacja z debaty
Zanim jeszcze padły pierwsze argumenty, było jasne, że pytanie zawarte w tytule debaty – „Po co nam media obywatelskie?” – nie doczeka się prostej odpowiedzi. Dla większości uczestników było raczej punktem wyjścia niż osią sporu. Rozmowa szybko zeszła na kwestie bardziej praktyczne: jak takie media prowadzić, z czego je utrzymywać i czy – a jeśli tak, to w jaki sposób – kontrolować.
Podlasie według Kolorka
Debata, która odbyła się 11 grudnia w Białymstoku (ul. Warszawska 50), zamykała półtoraroczny projekt NGO Media HUB. Podlasie, realizowany przez pięć organizacji pozarządowych z regionu.
W spotkaniu wziął udział Kolorek, czyli Karol Stefanowicz – „ziomek z Bacieczek”, „Podlaski Patryk Słejzi”, jak o nim mówią. Profil Kolorka na Instagramie obserwuje ponad 150 tys. internautów, na TikToku jeszcze więcej. Mógłby zmonetyzować swoją popularność, która przyszła bardzo szybko i zaskoczyła nawet jego samego. Wolał pójść jednak w społeczną stronę.
– Pieniądze zarabiam w innej pracy, redagując internetowe portale zagranicą. Moja działalność w mediach społecznościowych nie przynosi dużych pieniędzy, jak mogłoby się wydawać, ale daje mi satysfakcję – mówił podczas debaty. – Kiedy ludzie w Białymstoku zaczęli mnie rozpoznawać na ulicy, dzwonili, żebym do nich przyjechał coś nakręcić, pomyślałem, że warto ten nieoczekiwany sukces przekuć w coś sensownego.
Styl, w jakim promuje Białystok i Podlasie – oparty na „śledzikowaniu”, zaciąganiu po podlasku – jednych zachwyca, innych drażni. Trudno jednak odmówić mu skuteczności. Kolorek dociera do osób z tzw. prowincji, zwykle pomijanych w medialnym przekazie. Odwiedza szkoły, koła gospodyń wiejskich (zaprzyjaźnił się m.in. z Alebabkami ze Słuczanki), opowiada „po prostemu” o regionie, który wciąż pozostaje nieodkryty nawet dla jego mieszkańców.
Nie buduje strategii zasięgowych, nie planuje kampanii. Woli, by jego kanały żyły własną dynamiką. Ma jednak plany – chce zrobić dwa filmy dokumentalne.
Jeden o podlaskich Tatarach, z których się wywodzę. Nie chcę, żeby moi bratankowie, gdy pójdą do szkoły, byli traktowani jak przybysze z kosmosu. Zależy mi, żeby przebiło się do świadomości Podlasian, że Tatarzy są tu od wieków i są polskimi patriotami
– tłumaczył.
Drugi dokument ma dotyczyć podlaskich gwar – trudnych do jednoznacznego zaszufladkowania, bo nie do końca białoruskich ani ukraińskich. Każda wieś na wschodzie regionu mówi nieco inaczej. Dla Kolorka, poligloty, to fascynujące pole obserwacji. Sam uczy się „podlaskiego” gdziekolwiek pojedzie.
Różne media, wspólne problemy
Debatę prowadził Andrzej Bajguz z Polskiego Radia Białystok. Obok Kolorka głos zabrali także:
- Joanna Klimowicz – doświadczona dziennikarka prasowa, dziś związana z kanałem „Czaban robi raban”, który upomina się o prawa i życie uchodźców próbujących dostać się do Europy przez polsko-białoruską granicę;
- Andrzej Kłopotowski – dziennikarz „Kuriera Porannego” i twórca „Osiedlownika”, przekornego przewodnika po białostockich dzielnicach; komentującego także decyzje władz miasta dotyczące przestrzeni miejskiej i ochrony zabytkowej zabudowy;
- Bożena Bednarek – od 11 lat wraz z grupą wolontariuszek i wolontariuszy prowadzi portal podlaskisenior.pl, pokazując, że dziennikarze-amatorzy mogą tworzyć angażujące treści, konkurując z mediami głównego nurtu;
- Ewa Horosz – dziennikarka Radia Eska, która z potrzeby serca współtworzy również media białostockiego ZHP; podczas debaty reprezentowała koalicję NGO Media HUB. Podlasie.
W skład koalicji – obok ZHP Chorągwi Białostockiej – wchodzą także: Tropinka, Stowarzyszenie na rzecz Dialogu z Narewki promujące wielokulturowość, Most Media (portal białoruskich dziennikarzy-uchodźców), Stowarzyszenie My dla Innych działające na rzecz osób z niepełnosprawnością oraz lider projektu – Ośrodek Wspierania Organizacji Pozarządowych.
– W trakcie trwania projektu opublikowaliśmy 50 artykułów, 30 filmów i 30 podcastów. To było półtora roku testu. Teraz zapraszamy kolejne organizacje, by dzieliły się u nas tym, co robią, co je nurtuje i martwi – podkreślała Anna Sędziak-Borek z OWOP, koordynatorka projektu.
W dużej mierze wolontariat
Rozmowa płynęła żywo, dwie godziny, jakie na nią zaplanowano okazały się niewystarczające. Ci, którzy nie zdążyli zabrać głosu, kontynuowali dyskusję przy kawie.
W kontekście lokalnych mediów – w dużej mierze zależnych od samorządów lub reklamodawców – potrzeba istnienia niezależnych, oddolnych inicjatyw nie budziła wątpliwości.
Dużym tematem, jaki się wyłonił z dyskusji, była kwestia finansowania mediów obywatelskich: z czego płacić twórcom, jak budować zaplecze techniczne, jak nie wypalić się po drodze.
– To w dużej mierze wolontariat – przyznawał Andrzej Kłopotowski. – A to oznacza ryzyko wypalenia. Są górki i dołki. Ale często w momencie, gdy myślisz, żeby rzucić to wszystko w diabły, wydarza się coś, co znowu daje energię.
Uczestnicy debaty zgodnie przyznawali, że dziennikarstwo obywatelskie rzadko bywa sposobem na utrzymanie.
– Żeby przygotować rzetelny, dobrze udokumentowany materiał – szczególnie w sytuacji, gdy pokazujemy, jak władza łamie prawa człowieka wobec uchodźców – trzeba poświęcić mnóstwo czasu, dotrzeć do świadków i zrobić solidny fact-checking – mówiła Joanna Klimowicz. Kanał, dla którego pisze: „Czaban robi raban” utrzymuje się z wpłat subskrybentów.
– To uczciwy model – uważa. – Ludzie płacą wtedy, gdy uznają materiał za wartościowy. Ich wsparcie daje nam poczucie sensu, bo tą tematyką nie chce zajmować się niemal nikt inny, nie interesuje specjalnie mediów głównego nurtu.
Wpływ, który ma znaczenie
W czasach, gdy każdy może sobie założyć kanał na YouTube lub być dziennikarzem, mocno wybrzmiała kwestia odpowiedzialności i kontroli. Małe, jedno- czy dwuosobowe redakcje bywają łatwym celem dla zorganizowanych grup trolli, wykorzystujących je do siania dezinformacji. Z drugiej strony nadmierna regulacja stoi w sprzeczności z ideą oddolnych, niepokornych mediów obywatelskich, bo te, które tracą wiarygodność, po prostu znikają – nikt nie chce ich dłużej obserwować.
Skoro więc nie pieniądze ani władza, to co napędza osoby działające w mediach obywatelskich?
Czasem coś się udaje, komuś pomożemy, powiedzie się jakaś osiedlowa inicjatywa, integrująca ludzi. Wtedy pojawia się zwykła satysfakcja, że mamy mały, ale realny wpływ
– podsumowała Anna Sędziak-Borek, koordynatorka projektu NGO Media HUB.
I być może właśnie to – ten niewielki, ale namacalny wpływ – jest dziś najmocniejszym argumentem za istnieniem mediów obywatelskich.
Materiały powstały w ramach projektu „NGO Media Hub. Podlasie” który został dofinansowany z programu Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Rozwoju Organizacji Obywatelskich PROO na lata 2018-2030 w Priorytecie 3 – Rozwój instytucjonalny lokalnych organizacji strażniczych i mediów obywatelskich.