Jak daleko zliberalizować zbiórki publiczne? Dla jednych odważny krok wzmocni filantropię, dla innych zbyt otwarte prawo tworzy pole do oszustw. – Mam nadzieję, że uda nam się znaleźć rozwiązanie zapewniające odpowiednią równowagę między wolnością zbierania a przejrzystością – wyjaśnia w rozmowie z ngo.pl Minister Michał Boni.
Małgorzata Borowska, Marek Władyka: Skąd ten nagły zwrot w sprawie zbiórek publicznych, czyli rozważana opcja zupełnej deregulacji zbiórek publicznych?
Michał Boni, Minister Administracji i Cyfryzacji: – Już rozwiązania wypracowane w 2012 roku – wspólnie ze środowiskiem pozarządowym – były daleko idącą deregulacją. W trakcie dyskusji na posiedzeniu Rady Ministrów pojawiła się jednak otwartość na pomysł, by rozważyć kolejny krok. Rozwiązania deregulujące zbiórki publiczne przejmują też inne kraje – na 16 landów niemieckich, tylko cztery zachowały regulacje zbiórek publicznych. Najpierw analizowaliśmy, czy nie ma przeszkód prawnych. Nadal to sprawdzamy, by nie okazało się, że zniesiemy przepisy tworzące ramy dla organizowania zbiórek, a organizacje – z tytułu innych regulacji – będą miały takie lub inne kłopoty. Tego na pewno chcemy uniknąć.
O taką ocenę poprosiliśmy również organizacje pozarządowe. Pierwsze opinie były takie, że niektórzy uznali, że może warto wykorzystać ten moment zmiany do odważnego kroku. Inni mieli więcej obaw i poczucie, że regulacja jednak jest potrzebna.
Ale opcja regulacji według przedstawionego projektu założeń nadal jest i przedstawiliśmy organizacjom wstępny projekt ustawy, który poddalibyśmy oczywiście konsultacjom, jeśli zdecydujemy, że regulacja jednak powinna nastąpić.
Zależy nam na tym, by wspólnie przeprowadzona zmiana wzmacniała kapitał społeczny i stwarzała warunki dla dobroczynności. Państwo korzystałoby z istniejących przepisów, jeśli pojawiłyby się problemy.
O jakich przepisach Pan myśli?
M.B.: – O tych, które zabraniają wyłudzania lub prania brudnych pieniędzy.
Jaka jest szansa przeprowadzenia tej zmiany przez parlament?
M.B.: – To jest sprawa do dyskusji. Gdyby deregulację przyjęła Rada Ministrów, to w parlamencie może ona liczyć na koalicję większościową. W Sejmie i Senacie jest wystarczająco dużo osób, które byłyby na to otwarte. Choć na pewno pojawią się głosy – już teraz obecne w debacie publicznej – że pojawi się pole do oszustw, które państwo będzie musiało tropić. Te obawy na pewno będą wyrażane również podczas debaty sejmowej. Mam jednak nadzieję, że będziemy potrafili udowodnić, że państwo dysponuje dostateczną liczbą narzędzi do obrony przed takimi zjawiskami.
Jakie to narzędzia?
M.B.: – Po pierwsze, urzędy skarbowe mogą kontrolować przepływ pieniędzy. Po drugie, organizacje pożytku publicznego muszą w swej działalności spełniać konkretne wymogi prawa.
Druga kwestia, wokół której toczy się obecnie dyskusja w ngo.pl, to budżet partycypacyjny. Na stronie MAiC znaleźć można wypracowane przez organizacje minimalne standardy budżetu obywatelskiego. Wielu społeczników chce go umocować w ustawie. Pan byłby za takim rozwiązaniem? Warto to zrobić?
M.B.: – W tej kwestii jestem ostrożny. Dziś istnieją możliwości wprowadzania budżetu obywatelskiego w gminach, więc powinniśmy po prostu upowszechnić to rozwiązanie. W tej chwili nie mamy wiedzy, jak budżet partycypacyjny zmienia relacje między liderami samorządów a obywatelami. Uważam, że najpierw powinniśmy zebrać więcej tego rodzaju doświadczeń, a dopiero potem wypracować systemowe rozwiązanie. Ustawowe regulacje mają również tę wadę, że usztywniają każde rozwiązanie – a budżet obywatelski to dziedzina, w której im więcej otwartości, tym lepiej.
Organizacje skarżą się, że skarbnicy samorządów nie chcą budżetu obywatelskiego. Bez ustawowych rozwiązań jego upowszechnianie może w ogóle się nie udać.
M.B.: – Skarbnikowi wygodniej jest zaplanować wydanie każdej złotówki, a w przypadku budżetu obywatelskiego musi zostawić część pieniędzy do decyzji, której nie on podejmuje. Do tego nigdy nie jest pewne, czy któraś część budżetu partycypacyjnego nie będzie rzutowała na inne części budżetu gminy. Za każdym razem, kiedy pojawiają się nowatorskie rozwiązania, trzeba się z nimi oswoić. Wszyscy powinni mieć na to czas.
Chcemy zapytać o konsultacje. Rząd włączył do programu Lepsze Regulacje propozycje tzw. Kodeksu Konsultacji, wypracowanego w 2012 roku wspólnie przez administrację i organizacje. Ale to na razie ogólna, rządowa regulacja. Mają ją przyjąć poszczególne ministerstwa. Jak to będzie wyglądać?
M.B.: – Zasady Kodeksu Konsultacji przyjął już specjalnym zarządzeniem nasz resort. Właśnie podpisałem wewnętrzne zarządzenie w tej sprawie, bo kodeks wymaga innej niż dotychczasowa koordynacji prac między departamentami. Przyjęcie kodeksu będzie dla innych resortów przykładem wdrożenia dobrej praktyki. To nie jest proste rozwiązanie, bo wymaga sporego nakładu pracy, będziemy zachęcać resorty do przyjmowania podobnych regulacji – mamy już pierwszych zainteresowanych.
Co to oznacza w praktyce?
M.B.: – To otwarcie się nie tylko na konsultacje papierowe, ale także konsultacje on-line, np. przy wykorzystaniu serwisów jak mamzdanie.org. Zarządzanie modelem konsultacji on-line wymaga zaangażowania ludzi, którzy nie tylko przeczytają kilkadziesiąt czy kilkaset opinii, ale będą na nie bardziej niż obecnie na bieżąco reagowali i informowali opinię publiczną o stanie dyskusji. A istotą konsultacji jest to, że strony się słuchają: jeśli z konsultacji ma być pożytek, to ktoś musi odpowiadać na opinie, a my jako resort musimy mieć zasoby, by móc z nich efektywnie skorzystać.
Ministerstwo Gospodarki testuje narzędzie do konsultacji on-line. Czy MAiC współpracuje przy testach i zastanawia się, jak pozostałe ministerstwa mogłyby skorzystać z tych doświadczeń?
M.B.: – Tak, przyglądamy się temu pilotażowi. Dodaliśmy własne doświadczenia ze współpracy z serwisem mamzdanie.org, gdzie przeprowadziliśmy duże konsultacje dotyczące zmian w ITR – międzynarodowych regulacjach telekomunikacyjnych, mamzdanie.org.pl używaliśmy też np. przy okazji konsultowania kwestii otwartych zasobów. Wydawało nam się, że z mamzdanie.org będzie korzystała młoda generacja. Tymczasem w dyskusji o otwartych zasobach zebraliśmy bardzo dużo głosów twórców 60- czy 70-letnich, którzy chcieli zabrać głos w debacie publicznej. Sądzę więc, że konsultacje on-line zaczynają działać jako sposób obywatelskiego wyrażania opinii.
W dalszym kroku, po pilotażu w MG planowane jest wykorzystanie tego narzędzia też w innych resortach, bo wiadomo, że z punktu widzenia obywatela ważne jest, by niezależnie od Ministerstwa było jedno narzędzie konsultacji.
Czy ministerstwa, wzorem MPiPS, są zachęcane do tego, by tworzyć programy współpracy z organizacjami pozarządowymi. Czy MAiC również taki wypracuje?
M.B.: – Prowadzimy stałą współpracę z organizacjami pozarządowymi. Ostatnio spotykałem się aż z dwoma grupami organizacji pozarządowych – z jedną w sprawie zbiórek publicznych, z drugą w sprawie otwartych zasobów. Szczerze mówiąc nie jest nam potrzebny program współpracy, bo traktujemy organizacje jako naturalnego partnera. Nie musimy więc nigdzie dodatkowo zapisywać, że powinniśmy się spotykać. Program współpracy to rozwiązanie dla tych, którzy go potrzebują. My moglibyśmy opisać już podejmowane działania, co byłoby przykładem programu współpracy „w praktyce”. Nie będziemy teraz pracować nad kolejnym dokumentem.
Taki dokument często dla organizacji jest jednak gwarancją, że współpraca będzie długofalowa i jest do czego się w niej odwoływać.
M.B.: – Jeśli mamy stałe zespoły do spraw współpracy, jeśli powołujemy Forum Partnerów Sieci, gdzie znajdą się instytucje rządowe, biznes i przede wszystkich organizacje pozarządowe, to czy to nie jest najważniejszy wyraz woli współpracy? Wolałbym raczej, żeby Forum Partnerów Sieci, którego powstanie ogłosiliśmy 13 lutego w czasie 2. Kongresu Wolności w Internecie, miało swój program działania. Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji jest już na innym etapie.
To może przedstawiciel MAiC powinien zasiadać w Radzie Działalności Pożytku Publicznego?
M.B.: – Jeśli zostaniemy zaproszeni, to nie odmówimy.
Czy RDPP powinna się przekształcić w ciało dialogu obywatelskiego i zyskać większą rangę? W tej chwili spływają do Rady sprawy z wielu ministerstw.
M.B.: – Być może tak powinno być, ale gospodarzem jest Minister Pracy i Polityki Społecznej, więc mogę mu jedynie w tym sekundować.
Ostania sprawa. Polski rząd nie chce przystąpić do Partnerstwa na rzecz Otwartych Rządów. MAiC dodał jedynie dodatkowy rozdział w strategii Sprawne Państwo 2020 na temat otwartości rządu.
M.B.: – To bardzo ważny rozdział – nie znam przykładu państwa, które nadałoby zapisowi o otwartości rządu tak wysoką rangę. To nasza deklaracja ideowo-praktyczna. Uważam, że na dzisiaj wystarczająca. Kiedy przyglądam się pracy grupy, która podpisała deklarację przystąpienia do Partnerstwa, to widzę, że robimy o wiele więcej.
Skoro tak, to dlaczego nie chcemy przystąpić do inicjatywy?
M.B.: – A co nam realnie daje samo przystąpienie? Zdanie Rady Ministrów brzmi tak: róbmy więcej, a potem ocenimy, czy jesteśmy tak zaawansowani jak inni.
Uważam, że ważniejsze od deklaracji uczestnictwa w Partnerstwie jest realne działanie. Jesienią dokonaliśmy przeglądu działań, zrobimy to samo w tym roku. Do tego momentu wdrożymy na pewno Kodeks Konsultacji, będziemy też po dyskusji o zbiórkach publicznych, będzie działać Forum Partnerów Sieci, będziemy też w zaawansowanej fazie testowania mechanizmu konsultacji on-line. Znów więc podkreślę: najpierw trzeba wykonać te działania, a potem zastanowić się, czy chcemy przystąpić do Partnerstwa na rzecz Otwartych Rządów.