Bezpieczeństwo socjalne artystów, finansowanie artystycznych eksperymentów, likwidacja biurokracji - to niektóre z propozycji zawartych w Manifeście, podpisanym już przez Romana Dziadkiewicza, Grzegorza Jankowicza, Zbigniewa Liberę, Ewę Majewską, Lidię Makowską, Natalię Romik, Janka Simona, Jana Sowę, Kubę Szredera, Bognę Świątkowską, Joannę Warszę. Można się przyłączać i włączać w opracowanie konkretnego planu działania.
PREAMBUŁA
Kultura jest jednym z pól sporu o bardziej demokratyczne, egalitarne i wolne społeczeństwo. Na tym polu przeprowadzana jest aktualnie transformacja, która - jeśli nie poddamy jej społecznym konsultacjom, radykalnej krytyce i zmianom - przynieść może katastrofalne skutki zarówno dla wytwórców kultury, jak i dla całego społeczeństwa (zakładając, że kulturę postrzegamy jako publiczne dobro, a nie przywilej wąskiej grupy obywateli). Na zagrożenia płynące z prezentowanych przez władze propozycji wskazują artyści, teoretycy, animatorzy kultury oraz aktywiści społeczni, podkreślając specyfikę produkcji kulturalnej i zagrożenia płynące z wyłącznie rynkowego organizowania kultury.
Kolejna sfera życia jest kolonizowana przez neoliberalny kapitalizm. Usiłuje się nam dziś wmówić, że wolny rynek, efektywność i dążenie do zysku to jedyne, konieczne i powszechne prawa rozwoju społecznego. My uważamy, że jest to zwykłe kłamstwo. Dla nas - jako wytwórców kultury - jest ona naturalnym polem działania, środowiskiem życiowej samorealizacji. Tymczasem nasze życie, emocje, wrażliwość, wątpliwości, dążenia i idee mają zamienić się w towar, pożywkę dla rozwoju nowych form kapitalistycznego wyzysku. Uważamy, że to nie kultura potrzebuje nowych ćwiczeń z przedsiębiorczości, lecz rynek - rewolucji kulturalnej. Rewolucji rozumianej nie jako jednorazowy przewrót, ale permanentna, czujna i wrażliwa niezgoda, wola protestu, weryfikacji i krytyki każdej formy kolonizacji i zawłaszczania kultury dla partykularnych celów rynkowych graczy i biurokratów.
Dlatego mówimy "wolelibyśmy NIE!". Nasz opór jest wyrazem szerszej niezgody na obecne, utowarowione stosunki społeczne, ich uprzedmiotawiający charakter i niesprawiedliwość. Wyrażamy naszą egzystencjalną i polityczną solidarność z ludźmi, którzy się im przeciwstawiają we wszelkich sferach życia społecznego i osobistego. Kultura odgrywa ważną społeczną rolę jako strefa eksperymentu i refleksji, przestrzeń do budowania zaufania i międzyludzkich więzi. Z punktu widzenia rozwoju społeczeństwa (także rozwoju gospodarczego) najistotniejsze powinny być te formy kulturowego działania, które polegają na spontanicznej aktywności jednostek i grup. W ten sposób stworzona zostanie przestrzeń do samorealizacji i demokratycznej debaty.
Właśnie dlatego nie domagamy się specjalnych przywilejów w postaci np. "1% PKB na kulturę". Interesuje nas bowiem takie urządzenie świata społecznego, w którym producenci symboli mieliby możliwość działania w samorządnej, solidarnej, a jednocześnie heterogenicznej wspólnocie ludzi wolnych, równych i różnych. Wtedy dopiero kultura z przywileju elit zmieniłaby się w faktyczne prawo każdego człowieka do swobodnego kształtowania własnego życia. Tego chcemy i do tego dążymy.
PRZECIW CZEMU JESTEŚMY
Ekonomiści nie rozumieją specyfiki kultury jako dziedziny życia zbiorowego i ludzkiej aktywności. Wypowiadają się o niej tym samym językiem, co o uprawie ziemniaków czy produkcji sprzętu AGD. Kultura nie działa zgodnie z zasadami inwestycji i zysków. O wiele lepiej opisują ją takie pojęcia jak potlacz, karnawał, eksces, spotkanie, transgresja czy proces, których ekonomiści nie znają i nie rozumieją (lub rozumieją w sposób nieprzystający do kultury). W momencie, gdy menedżerowie i ekonomiści udowodnili swoją indolencję, wywołując kryzys w sektorze bankowym i finansowym, zabierają się za "reformowanie" i "usprawnianie" kolejnej dziedziny życia: kultury.
Stosowanie praw popytu i podaży oraz wprowadzanie rynkowych reguł działania w sferze kultury doprowadzi do spadku jej jakości. Dla funkcjonowania kultury lepszą maksymą niż ekonomiczna zasada kształtowania podaży przez popyt jest hasło Jenny Holzer "Protect Me from What I Want". Dla rozwoju demokracji, równości i powszechnego dostępu wszystkich do kultury konieczne jest zapewnienie społeczeństwu mechanizmów kształtowania kultury i partycypacji w kulturze, ale także w polityce. Wolny rynek jest instancją, która taką partycypację ogranicza do grup ekonomicznie uprzywilejowanych. Nie możemy pozwolić, by pieniądz decydował o kształcie kultury i społeczeństwa.
Próby wykorzystania kultury do realizacji doraźnych celów - takich jak promocja regionu lub miasta, polityczna agitacja, kształtowanie narodowej tożsamości lub jakichkolwiek innych - oznaczają zawsze jej mniejsze lub większe niszczenie. Opowiadamy się za kulturą wolną od obowiązków i nakazów dotyczących tematyki, politycznego wydźwięku czy promowanej ideologii. Nie oznacza to jednak, że jesteśmy za kulturą obojętną na wartości, zamkniętą w estetycznej wieży z kości słoniowej i odwróconą plecami do społeczeństwa, w którym żyjemy. Wierzymy jednak, że opozycja między "sztuką czystą" a "sztuką zaangażowaną" jest fałszywa, o czym doskonale przekonuje teoria sztuki Jacquesa Ranciere'a. Sztuka może być najbardziej skuteczna i może wywierać największy wpływ na społeczeństwo nie wtedy, gdy założy jej się ideologiczny kaganiec, ale gdy pozwoli jej się utrzymywać jak największą autonomię. Dlatego tak jak Guy Debord uważamy, że to nie poezja powinna służyć rewolucji, ale rewolucja poezji.
Kultura jest dobrem par excellence publicznym. Dlatego instytucje publiczne powinny dawać możliwość oraz gwarancję zarówno tworzenia kultury, jak i dostępu do niej. Sprawne funkcjonowanie instytucji publicznych - działających zgodnie z logiką organizacji publicznych, a nie prywatnej własności polityków lub samorządowców - jest jednym z czynników koniecznych dla utrzymania autonomii kultury, a także nieodzownym elementem właściwej edukacji w dziedzinie kultury. Dlatego nie zgadzamy się z próbami przerzucenia na instytucje pozarządowe oraz prywatne odpowiedzialności za tworzenie i upowszechnianie kultury w jakiejkolwiek jej dziedzinie.
CO PROPONUJEMY
Rady (regionalne i/lub ogólnokrajowa) miałyby władze nad wszystkimi instytucjami zajmującymi się tworzeniem oraz rozpowszechnianiem kultury (w tym nad szkołami artystycznymi); w radach obecni byliby przedstawiciele zarówno twórców, jak i odbiorców kultury (wybierani zgodnie z zasadami demokracji uczestniczącej, podobnie np. do sposobu działania tzw. budżetów partycypacyjnych), system wyłaniania rad miałby jednak charakter mieszany (politeo-demokratyczny czy też merytokratyczno-demokratyczny) tak, aby twórcy kultury mieli większy wpływ na działanie rad niż wynikać by to mogło z ich zwykłej liczby. Dzięki radom kultura stałaby się faktycznie publiczna, a nie państwowa. Nie byłaby zabawką w rękach biurokratów i polityków, którzy wykorzystują ją do swoich partykularnych, prywatnych interesów (promocja, propaganda polityczna, agitacja wyborcza itd.).
Urzędy administracji centralnej czy samorządowej miałyby jedynie funkcje wykonawcze, konsulatcyjne i administracyjne. To rady byłyby ośrodkami demokratycznej władzy funkcjonującej w oparciu o czynniki merytoryczne, a nie interes poszczególnych grup politycznych. Rady miałyby realne prerogatywy i kompetencje w zakresie podejmowania decyzji i kontroli działań urzędników, czym różniłyby się od obecnych ciał opiniujących i doradczych, które często są jedynie listkami figowymi biurokratycznej kontroli.
Kultura funkcjonuje źle w reżimie zamkniętej własności prywatnej (copyright, patenty). Idee, pomysły i koncepcje twórcze powinny krążyć - być używane, modyfikowane i kombinowane - aby tworzyć nową wartość kulturalną. Niektóre dziedziny kultury współczesnej, jak na przykład muzyka czy film, nie są już w stanie w pełni funkcjonować w obecnych ramach prawnych i pewne ich formy (np. technika found footage czy mash-up) nieustannie przekraczają granice legalności. Dlatego zamierzamy propagować oraz stosować alternatywne i demokratyczne formy ochrony i redystrybucji praw autorskich w oparciu o tzw. licencje otwarte. Domagamy się jednocześnie wprowadzenia do prawodawstwa zapisów o dozwolonym użytku związanym z nowymi, horyzontalnymi formami produkcji i dystrybucji kultury, których celem nie jest wypracowywanie zysku.
To właśnie ta dziedzina jest kołem zamachowym kultury. Obecnie zbyt duże środki przeznaczane są na konserwację bądź upowszechnianie kultury istniejącej (dziedzictwo narodowe: muzea, filharmonie, teatry z klasycznym repertuarem), a niewystarczające na eksperymentowanie z nowymi treściami i formami artystycznego wyrazu. Zamiast poddawać eksperymentalne dziedziny życia prawom rynku, podejdźmy do nich jak do podstawowych nauk eksperymentalnych. One same nigdy nie przyniosą zysku, ale są niezbędne dla rozwoju technologicznego i społecznego. Jako takie wymagają publicznego wsparcia. Powinny być one finansowane przez redystrybucję dochodów z przemysłów kultury, które czerpią z dorobku dziedzin eksperymentalnych, a nie chcą za to płacić. Można na przykład wprowadzić opodatkowanie reklam i przeznaczyć tak pozyskane dochody na eksperymentalną sztukę czy twórczość literacką. Wytwórcy reklam bezwstydnie i dla zysku wykorzystują naszą kreatywność w sferze języka, symboli i form wizualnych. Niech w końcu zaczną za to płacić.
Spora część twórców kultury (zarówno artystów, jak i organizatorów) żyje w warunkach prekariatu, bez ubezpieczenia społecznego czy jakiejkolwiek perspektywy na emeryturę. Nie oznacza to koniecznie egzystencji w nędzy, wiąże się jednak z brakiem stabilności życiowej i niepewnością, co stanie się za rok lub dwa. Sytuacja ta dotyczy szczególnie tych dziedzin, w których twórcy kultury nie są zatrudniani na etaty (sztuki wizualne, literatura), a w zasadzie jedynym źródłem istotnych dochodów (czyli takich, które pozwalają na samodzielne wykupienie ubezpieczenia medycznego lub odkładanie pieniędzy w funduszu emerytalnym) jest dla nich sprzedaż owoców swojej pracy na wolnym rynku; ci twórcy, którzy nie mogą lub nie chcą tego robić, skazani są na życie w stanie ciągłego ryzyka.
Rynek nigdy nie doprowadzi do takiej dystrybucji zasobów, żeby to zmienić. Działa on według zasady "Zwycięzca bierze wszystko". W ten sposób doprowadzamy do sytuacji, w której pracują wszyscy, a zarabiają nieliczni. Tymczasem dla skutecznego rozwoju procesów produkcji symbolicznej niezbędni są wszyscy uczestnicy sieci. Bez ogółu twórców i publiczności (czyli bez środowiska i sceny artystycznej), nie powstanie żaden "genialny" malarz ani krytyczny twórca video. Jedynym sensownym rozwiązaniem jest wprowadzenie bezwarunkowego, gwarantowanego wynagrodzenia dla wszystkich producentów kultury, co byłoby rozpoznaniem ich roli w tworzeniu zasobów, a nie socjalną jałmużną. W dłuższej perspektywie czasu powinno to prowadzić do uregulowania kwestii prawnej gwarancji powszechnego wynagrodzenia dla wszystkich członków społeczeństwa, opartego na redystrybucji dochodów z góry na dół drabiny dochodów.
Domagamy się wprowadzenia w edukacji szkolnej - od przedszkoli do końca szkoły średniej - nowego przedmiotu: wiedza o kulturze współczesnej. Jego program obejmowałby wiedzę z ostatnich 20 lat, ze szczególnym naciskiem na kulturę aktualną. Zajęcia miałyby charakter zarówno teoretyczny (wiedza z zakresu filozofii, historii czy socjologii sztuki i literatury jest niezwykle przydatna w odbiorze kultury), jak i praktyczny (koncerty, wystawy, przedstawienia, uczestnictwo w spotkaniach autorskich, debatach krytycznych). Taka edukacja miałaby na celu nie tyle "wkucie" kultury, co wypracowanie autonomicznych sposobów jej odbioru oraz niehierarchicznych, bezprzemocowych modeli rozmawiania o własnych poglądach i doświadczeniach. Byłaby de facto nauczaniem do tworzenia, krytycznej refleksji i życia w bezpośredniej demokracji.
Roman Dziadkiewicz
Grzegorz Jankowicz
Zbigniew Libera
Ewa Majewska
Lidia Makowska
Natalia Romik
Janek Simon
Jan Sowa
Kuba Szreder
Bogna Świątkowska
Joanna Warsza
Jak się przyłączyć i wspólnie działać?
Namawiamy wszystkich i wszystkie, którzy/re zgadzają się z powyższymi diagnozami i propozycjami, do poparcia naszego Manifestu oraz do włączenia się w samoorganizację w celu realizacji jego postulatów. Nie jesteśmy politykami, nie dążymy do przejęcia władzy i dlatego zależy nam nie na zdobyciu poparcia, ale na stymulowaniu partycypacji. Dlatego pozostajemy otwarci na dyskusję na temat konkretnego programu działania i gotowi do jego modyfikacji tak, aby uwzględnić interesy i dążenia tak dużej grupy, jak to tylko będzie możliwe bez rezygnacji z podstawowych założeń przyświecających powyższemu Manifestowi. Wyłącznie działanie zbiorowe przynieść może realne efekty.