Make NGO great again! Niech pozarządowe znaczy pozarządowe
SIEROCKI: Jedyną szansą, jaką widzę przed trzecim sektorem, to prawdziwe, rzeczywiste wyrwanie politykom władzy nad nim. A władza to pieniądze. Polskie organizacje pozarządowe dorosły do tej próby.
Oczywiście te drobne szyderstwa nie zmienią faktu, że w gruncie rzeczy nie jest mi do śmiechu, bo chyba nikogo nie muszę przekonywać, że Nowy Grant będzie jeszcze gorszą wersją systemu obowiązującego dziś. Zamiast więc rozwijać się w ironii, ponawiam, porządkuję i rozwijam propozycję reformy sposobu finansowania NGO, którą wyartykułowałem parę tygodni temu.
Cesarzowi co cesarskie, obywatelowi co obywatelskie
Zmiana, którą proponuję, jest zmianą fundamentalną. Nie jest zmianą kosmetyczną, ale realną zmianą logiki. Prawdziwym krokiem na drodze do prawdziwie pozarządowych organizacji.
Jaki jest sens istnienia organizacji pozarządowych? Dlaczego właściwie nazywamy je organizacjami pozarządowymi, non governmental organizations (NGO), dlaczego mówimy III sektor (obok I sektora państwowego i II sektora biznesu)? Co odróżnia stowarzyszenia i fundacje od agencji rządowych, od NFZ-u, agencji rolnych czy Sanepidu?
Moim zdaniem odróżniamy ten sektor, ponieważ służy on innym celom i inne jest jego źródło. Sektor III, jak ja go rozumiem, działa w imieniu obywateli. Zwykłych ludzi. Kowalskich, Nowaków, Sierockich. Trzeci sektor to przestrzeń dla ludzi, aby organizowali się w naprawdę ważnych dla siebie sprawach. Fundacje nie powinny pełnić roli nieopodatkowanych „firm”, służących otrzymywania z urzędu miasta lub ministerstwa kolejnych intratnych grantów na badania o tym lub raport o tamtym. Fundacje i stowarzyszenia powinny powstawać oddolnie, jako odpowiedź grupki ludzi na realny problem społeczny, który zauważają wokół siebie. NGO to branie sprawy we własne ręce, nie czekając, aż zajmie się nią ktoś inny. Grupa ludzi chce zmienić swoje najbliższe otoczenie, chce komuś pomóc, wspólnie rozwijać się w pasji, coś stworzyć. Stowarzyszenie ma sens tylko wtedy, gdy znajdują się ludzie, którzy uznają dane działanie za warte zachodu.
Najlepsze organizacje, które znam, które szanuję i które wspieram finansowo, to takie, które powstały oddolnie. Wynikały z potrzeby serca, nie powstawały dla kalkulacji tego, co jest modne i na co można zdobyć granty. Początkowo garstka ludzi działa często bez struktury. Z czasem stwierdzają, że robią coraz większe rzeczy, zbierają od swoich sympatyków drobne wpłaty i muszą zacząć rozliczać się z zebranych środków. Z czasem następuje formalizacja, garstka ludzi staje się stowarzyszeniem lub fundacją, aby dalej już zgodnie z pewnymi standardami wypełniać swoją misję. Początkowo nieznana organizacja, działając mądrze i z sercem, wypracowuje coraz większą rozpoznawalność – w obrębie dzielnicy, potem w mieście, może w kraju. Organizacja pracuje na zaufanie osób, które obserwują z bliska jej działanie i widzą jego realne efekty.
Ważne jest, aby organizacja nigdy nie straciła z horyzontu, kto jest jej prawdziwym „klientem”. Nie jest to polityk, nie lokalny biznesmen, nie abstrakcyjna idea, której nikt właściwie nie rozumie. Na koniec dnia, to nie rząd ma być z fundacji zadowolony, wyrażając uznanie grantem na kolejny projekt. Na koniec dnia to zwykli ludzie powinni uważać, że organizacja działa sensownie, w ich imieniu, że robi dobrą, ważną robotę. To jest elementarz nowoczesnego fundraisingu, który coraz więcej organizacji prowadzi z powodzeniem. Budowanie ciągłej relacji z sympatykami. Tłumaczenie im, na co idą ich pieniądze, dlaczego sprawa jest ważna, jak mogą pomóc i dlaczego warto. Gdy oczy fundacji zwrócone są w stronę urzędów rozdających granty, trudno jest znaleźć czas na budowanie bliższej więzi z obywatelami.
Gruntowna reforma systemu
Moja propozycja jest prosta:
- Podliczenie środków, które ministerstwa przeznaczają na granty dla organizacji pozarządowych. Mowa o wszystkich ministerstwach – kultury, zdrowia, polityki społecznej, edukacji itd.
- Realne wyjęcie tych środków spod jakiegokolwiek wpływu politycznego. To jedyny sposób, abyśmy co cztery lata nie przerabiali rewolucji na rynku organizacji pozarządowych, gdzie jedne, wcześniej hojnie finansowane, popadały nagle w ruinę po odcięciu od państwowego „cyca”, a inne, „swoje”, rosły nagle niewspółmiernie do ich zasług.
- Zebrane środki z ministerstw łączymy z dotychczasowym jednym procentem podatku, tworząc razem fundusz 2%, może 2,5% czy 3% podatku. Przyjmijmy optymistycznie, że byłoby to właśnie 3% podatku, który zostanie na pewno przekazany organizacjom pozarządowym. Zmieniamy jednak sposób ich rozdziału, oddając tę decyzję w ręce obywateli.
- W rocznym zeznaniu podatkowym obywatel ma prawo wskazać nie jedną, ale wiele (powiedzmy maksymalnie 10) organizacji, które otrzymają w jego imieniu wsparcie. Aby ograniczyć ryzyko przekrętów, do „podziału tortu” dopuszczone byłyby wyłącznie organizacje OPP, czyli wywiązujące się z obowiązku przejrzystego rozliczania się z zebranych pieniędzy. Można jedynie pomyśleć nad wprowadzeniem jakiejś formy uproszczonego OPP, aby również nowe, małe organizacje, mogły uczestniczyć w dzieleniu środków.
- Z prawa wskazania organizacji na zeznaniu obywatel może, ale nie musi skorzystać. Jeśli komuś wszystko jedno, bo żadnych organizacji nie zna, niech nie wpisuje żadnej, tak jak jest to dzisiaj. Pieniądze jednak nie zostaną w budżecie, trafią do organizacji, które wskażą inni obywatele.
- „Wyniki” z zeznań podatkowych, na których zostały wskazane jakieś organizacje, przyjmujemy za reprezentacyjną próbkę populacyjną i proporcjonalnie skalujemy ją na pozostałe bez przydziału środki w funduszu 3%.
- Organizacjom wypłacamy środki, które w ten sposób „zebrały”. Jest to dotacja na działalność przez najbliższy rok.
- Dodatkowo wprowadzamy drastyczne ograniczenie środków, które organizacja może wydać na marketing i kampanię „3%”. Chodzi o to, aby zmusić organizacje do pozyskiwania sympatyków „organicznie”, poprzez bezpośrednią kampanię, przez udział wolontariuszy i wreszcie by organizacje walczyły o sympatię obywatela nie przez kilka tygodni, w kwietniu, w okolicy rozliczeń, ale by budowały z nim trwałą, szczerą relację przez dwanaście miesięcy w roku. Chodzi też o wyeliminowanie patologii, jaką są dzisiaj w mojej ocenie kampanie billboardowe organizacji zbierających 1%.
- Ministerstwo Polityki Społecznej w okresie rozliczeń może (na znacznie większą skalę niż dziś) prowadzić kampanię tłumaczącą obywatelom, dlaczego ważne jest wskazywanie w zeznaniu organizacji, którym ufają.
Organizacje bliżej obywatela
Co nam da to rozwiązanie? Ma ono wiele zalet:
- organizacje poddadzą się realnej ocenie obywateli, na ile ich działania są przez społeczeństwo wspierane;
- najlepsze organizacje nie będą musiały więcej obawiać się o finanse, najsłabsze znikną lub zmienią swój sposób działania;
- obywatele otrzymają kolejny sposób angażowania się w swoją społeczność, a czując większą wagę wyboru, jeszcze uważniej będą patrzeć organizacjom na ręce;
- organizacje będą musiały dużo lepiej niż dziś tłumaczyć obywatelom, dlaczego to, co robią, jest ważne. To pomoże budować kapitał społeczny, empatię i troskę o dobro wspólne;
- politycy stracą możliwość wpływania na kształt trzeciego sektora, który stanie się w pełni dojrzałym sektorem działającym wyłącznie w imieniu ludzi, nie polityków;
- znaczące zmniejszenie biurokracji, dzięki uwolnieniu urzędników organizujących i monitorujących konkursy na rządowe pieniądze.
Zmiana fundamentalna czy „dobra zmiana”?
Gdy sformułowałem moją propozycję w pierwszym artykule, pojawiły się głosy, że może i pewne zmiany są potrzebne, ale w gruncie rzeczy głosy te zdawały się mówić, że najlepiej jakby pozostało po staremu. Po ostatnich deklaracjach Pani Szydło, chyba nikt nie może mieć wątpliwości, że po staremu nie zostanie. Zbudowany zostanie system, który organizacje pozarządowe uczyni jeszcze bardziej rządowymi. Po zmianie władzy za kilka lat, nowa ekipa równie ochoczo z nowych rozwiązań skorzysta, zmieniając jedynie kierunek przepływu publicznej gotówki.
Jedyną szansą, jaką widzę przed trzecim sektorem, to prawdziwe, rzeczywiste wyrwanie politykom władzy nad nim. A władza to pieniądze. Polskie organizacje pozarządowe dorosły do tej próby. Od prawie 30 lat budujemy społeczeństwo obywatelskie i uważam, że jesteśmy gotowi na egzamin dojrzałości. Te organizacje, które zajęte były przejadaniem państwowych środków na raporty i konferencje, znikną, bo żaden obywatel nie będzie się z nimi czuł związany i nie wskaże ich w swoim zeznaniu. Z drugiej strony organizacje, które są naprawdę blisko obywateli, pomagają i czynią dobro, zmieniając świat, przetrwają, a nawet zaryzykuję tezę, że będzie im się wiodło dużo lepiej niż dotychczas.
Prezesie, dyrektorze – czy jesteś gotowy?
Trzeci sektorze, dyrektorze zarządzający stowarzyszeniem, prezesie fundacji – czy masz wiarę w swoją organizację? Czy jesteś gotowy na realną próbę, gdzie nie dostaniesz niczego „po znajomości”, ale będziesz musiał ciężko zapracować, aby zdobyć zaufanie zwykłego człowieka? Jeżeli nie jesteś, to już dziś odświeżaj kontakty i dzwoń do zaprzyjaźnionego polityka, bo w systemie proponowanym przez panią Premier będziesz od polityki jeszcze bardziej zależny niż dziś. Oczywiście, o ile tylko znasz polityków z rządzącej opcji. Jeśli nie znasz lub przypadkiem masz nieszczęście zajmować się tematem, który nie znajduje się w agendzie władzy (jak np. kwestia odpowiedzialnego ojcostwa, który to temat wspierany przez rzeszę ojców, nie może od lat przebić się w walce o rządowe granty…), szykuj swoją organizację na chude lata. Ale może, już za cztery lata karta się odmieni, a strumień grantów powędruje właśnie do Ciebie?
Czy takiego trzeciego sektora chcemy?
Jeśli jesteś gotów na taki egzamin, poprzyj postulat „3%”. Udostępnij ten artykuł, napisz o tym głośno, nadaj sprawie rozgłosu. Pomóż wypromować pomysł oddania władzy nad trzecim sektorem zwykłym ludziom. Zorganizujmy się, szukajmy poparcia polityków i mediów. Pokażmy, że to jest realna propozycja, która daje Prawu i Sprawiedliwości szansę udowodnienia, że na sercu naprawdę leży mu rozwój społeczeństwa obywatelskiego. Powiedzmy „sprawdzam”. Myślę, że możliwe jest przekonanie Pis-u do tego projektu, ponieważ nawet PiS, jakkolwiek dużego poparcia by nie miał, musi się liczyć z tym, że kiedyś jednak władzę straci. Moja propozycja to szansa dla Pis-u, aby po oddaniu władzy nie stracić zupełnie wpływu na rzeczywistość, czego partia ta doświadczała przez poprzednie 8 lat.
Wprowadźmy prawdziwie obywatelskie, innowacyjne rozwiązanie, które raz na zawsze rozwiąże problem transparentności działania organizacji pozarządowych.