17 kwietnia poznańscy twórcy kultury pozainstytucjonalnej z madeinpozanan.org po raz kolejny zapraszają do stolicy Wielkopolski. Tym razem na jedyną w swoim rodzaju noc, obfitującą w niecodzienne wydarzenia z kręgu muzyki, teatru, filmu, komiksu, literatury oraz sztuk wizualnych. Z Bernardem Ejgierdem rozmawiamy o tym, jak doszło do zrzeszenia się niezależnych i co będzie można zobaczyć już wkrótce w Poznaniu.
Projekt madeinpoznan.noc to efekt pracy poznańskich organizacji
pozarządowych, artystów i animatorów kultury, skupionych w
nieformalnym zrzeszeniu madeinpoznan.org.
Bernard Ejgierd, jeden z twórców zrzeszenia, jest właścicielem
Klubokawiarni „Meskal”, w której tak naprawdę wszystko się zaczęło
i w przestrzeni której nieustannie dopracowywane są każde nowo
powstające projekty. W madeinpoznan.noc jest odpowiedzialny jest za
sekcję muzyczną.
Jakie były początki powstawania madeinpoznan.org, rozpoczynając od pierwszej edycji, która odbyła się wiosną 2008 roku? Co było bodźcem do organizacji festiwalu i jakie najważniejsze założenia towarzyszyły jego powstawaniu?
Bernard Ejgierd: Wszystko zaczęło się od spontanicznej
inicjatywy, która nazywała się Centralą Ngo. W jej ramach ludzie
się ze sobą spotykali, doradzali sobie m in. jak rozwiązywać
najprostsze sprawy, związane z funkcjonowaniem różnego rodzaju
stowarzyszeń, tj. jak je założyć, jak się rozliczać, jak radzić
sobie z fakturami. Dla większości była to czarna magia. Tak
naprawdę Centrala „powołana” została przez przedstawicieli kilku
poznańskich stowarzyszeń, które teraz stanowią trzon madeinpoznan.
Ja uczestniczyłem w tym na początku tylko na takiej zasadzie, że
odbywało się to w klubie, którego jestem właścicielem i zwykle się
do tych rozmów przyłączałem. Z biegiem czasu okazało się, że na
spotkania przychodzi coraz więcej ludzi. Jednocześnie zaczęła
powstawać coraz bardziej zwarte grono aktywnych osób, które
zaczynało już kombinować co można by zrobić razem.
Czy Centrala Ngo była wówczas w jakikolwiek sposób sformalizowana?
Nie. My do dzisiaj nie jesteśmy sformalizowani (obecnie
dyskutujemy nad tym, czy pozostać przy tym, czy zakładać super
stowarzyszenie). Spowodowane jest to przede wszystkim samą
strukturą przedsięwzięcia, jakim była Centrala i jest
madeinpoznan.org.
O wydarzenia z nimi związane otarło się dotąd blisko
trzydzieści stowarzyszeń i innego rodzaju podmiotów. Głównie były
to stowarzyszenia artystyczne, czyli działające na przykład w
teatrze, tak jak Teatr Usta Usta, ale też stowarzyszenia edukacyjne
oraz edukacyjne w zakresie działań artystycznych. Dodatkowo w
spotkaniach uczestniczyli też, zaangażowani później w
madeinpoznan festival przedstawiciele klubów, prowadzący
normalną działalność gospodarczą, a także „wolne elektrony” w
postaci artystów. Kiedy okazało się, że na spotkania przychodzi
nawet dwadzieścia, trzydzieści osób, postanowiliśmy, że zrobimy coś
wspólnego. Głównie po to, by pokazać samym sobie i ludziom, dla
których od roku działamy, że nie jest to praca „idąca w kosmos”,
ale chcemy, by nasze działania były szerzej odbierane.
Zdecydowaliśmy, że zrobimy festiwal, który tak naprawdę był,
jest i będzie pospolitym ruszeniem tzw. pozainstytucjonalnych
środowisk artystycznych. Oczywiście wielu z nas pracuje w
różnych instytucjach , firmach i dodatkowo prowadzi własne
stowarzyszenia. No więc niejako „na dokładkę” wzięliśmy sobie
trzeci etat, aby móc to wszystko stworzyć. Zaczęliśmy poszukiwać
nowej identyfikacji, tego, co nas łączy. Wymyśliliśmy wówczas nazwę
madeinpoznan.org, stanowiącą pewien wspólny szyld dla naszych
działań.
Nadal podkreślamy, że madeinpoznan.org jest formą
niesformalizowanego ruchu. Każdy z nas robi swoje we własnych
stowarzyszeniach, ale każde z tych działań zmierza tak naprawdę w
tym samym kierunku. Przy tworzeniu pierwszej edycji obeszliśmy całe
miasto, często prosząc o poparcie i współpracę, później była to
„śnieżna kula”. Uważam, że przy ubiegłorocznej, drugiej edycji
festiwalu udowodniliśmy, że jest w Poznaniu mocne środowisko
pozainstytucjonalne.
Czy były jakieś zarzuty, wątpliwości, z którymi się spotkaliście na początku swojej działalności?
Tak, przede wszystkim z takimi, że wydarzenia, które odbywały
się w ramach dwóch poprzednich festiwali i tak by się odbyły i że
jedynie „wrzucamy wszystko do jednego kapelusza”.
To nieprawda. Bardzo dużo z tych wydarzeń rzeczywiście odbyło
by się, ale nie byłyby na pewno tak dostrzeżone. Od wielu lat wiele
ludzi, grup, środowisk działa tak naprawdę niszowo, a informacje o
nich docierają do niewielkiego grona odbiorców, spotykających się
na koncertach czy wystawach, na które przychodzi dwadzieścia czy
pięćdziesiąt osób. Integracja i wzmacnianie środowisk naszych
odbiorców jest jednym z głównych założeń madeinpoznan.org.
Innym dylematem było jasne określenie i konsekwentne trzymanie
się kierunku naszych działań. Na niektórych spotkaniach pojawiali
się ludzie ze stowarzyszeń, działających w zupełnie różnych
sektorach, np. wśród niepełnosprawnych, którzy wielokrotnie chcieli
z nami coś współtworzyć, przyłączać się. Jednak naszym hasłem
przewodnim od początku była kultura i poprawianie jej jakości i
tego chcieliśmy się trzymać. Oczywiście absurdem byłoby mówienie,
że nie można robić wszystkiego dobrze. Jednakże gdybyśmy połączyli
nasze działanie ze stowarzyszeniami zajmującymi się pomocą
niepełnosprawnym czy ekologami, wyszedłby z tego „misz masz”
totalny.
Jakie inne działania, oprócz festiwalu podejmujecie w ramach madeinpoznan.org?
Stworzyliśmy kilka programów, które są cały czas realizowane.
W ramach madeinpoznan.org odbywa się na przykład samokształcenie.
Raz w miesiącu przygotowujemy referaty, na przykład badamy jakieś
ustawy lub analizujemy sposoby dystrybucji środków na kulturę w
innych miastach. Organizujemy sobie „wewnętrzne konferencje”, na
których jedna z osób referuje dany temat.
Ze względu na to, że Poznań ubiega się o tytuł Europejskiej
Stolicy Kultury w 2016 roku, na czym nam jako ludziom aktywnym w
sektorze poznańskiej kultury bardzo zależy, podjęliśmy też swego
rodzaju jednostronny monolog z miastem. Próbujemy przeforsować nowe
hasło promujące miasto. Poznań tak naprawdę ma dwa hasła: „Poznań –
tu warto żyć” i „Poznań – stawiamy na sport”. My oczywiście
zgadzamy się z tym, że sport i stadiony są ważne, ale chcemy też
powiedzieć, jak ważna jest kultura. Dlatego stworzyliśmy taką
mikroakcję wizerunkową z hasłem „Poznań – Dodaj do Ulubionych”,
czyli miasto dodane do ulubionych, często oglądane, oczywiste,
zapamiętywalne.
Inne miasta dawno już sprawnie się promują i reklamują. W
Poznaniu, mam wrażenie, jest jakaś super tajna strategia, o której
póki co nikt nic nie wie. Miasto próbuje stworzyć swój nowy
wizerunek, ale robi to dość kulawo. Więc my dorzucamy swoje pięć
groszy, gdyż zależy nam na wnoszeniu nowej jakości w sferę
publiczną, chcemy, aby nasz głos był słyszany.
Oprócz madeinpoznan festival, wymyśliliśmy jeszcze takie
nurty, jak Made In Poznań Eksport i Made In Poznań Noc. W ramach
wersji Eksport planujemy „napad” na inne miasta i w ciągu jednej
nocy, w zaprzyjaźnionych miejscach prezentowanie naszych działań i
promowanie naszych artystów. Ale myślę, że to za rok.
Opowiedz o madeinpoznan.noc.
madeinpoznan.noc jest imprezą skondensowaną, my „produkujemy”
jakby wszystkie wydarzenia, które odbędą się w nocy 17 kwietnia.
Mówiąc produkujemy, mam na myśli to, że wiele z tych wydarzeń,
będzie stworzonymi specjalnie na okazję poznańskiej Nocy.
Produkujemy tzn. też płacimy i mamy możliwości wygenerowania takich
wydarzeń jak Nova Elektronika w Starej Rzeźni, czyli czegoś, czego
w Poznaniu jeszcze nie było, a na przykład w Londynie odbywa się co
tydzień.
Co odróżnia madeinpoznan.noc od poprzednich dwóch edycji festiwalu?
Przede wszystkim to nie będzie madeinpoznan festival jest
imprezą typu „pospolite ruszenie”, przedstawiającą głównie liczne
produkcje poznańskich animatorów kultury, a nie do końca samych
twórców. Dlatego w programach pojawiają się występy zagranicznych
kapel i spektakle teatrów z innych miast oraz wystawy artystów zza
granicy. W festiwalu bardziej chodzi o to, by pokazać, że w
Poznaniu jest potencjał, by takie imprezy robić.
madeinpoznan.noc jest wielokierunkową imprezą, nawiązującą do
Nocy Muzeów, tzn. że w jedną noc można za darmo zwiedzić wszystkie
instytucje, teatry itp. Chcieliśmy, aby taką samą szansą na
zaprezentowanie się w jedną noc mieli artyści. Tak jak w
poprzednich edycjach, wyodrębniliśmy sześć nurtów, jednak tym razem
reprezentowanych przez twórców tylko i wyłącznie z Poznania.
madeinpoznan.noc ma być pewnego rodzaju nową propozycją, natomiast
festiwalu tej wiosny już nie przewidujemy.
Czy są jakieś szczególne kryteria, którymi kierujecie się przy dobierając artystów, na jakich artystów „stawiacie” najbardziej?
Ja odpowiadam za sferę muzyczną i za to odpowiadam. Jednak to,
co warte zaznaczenia, to fakt, iż przede wszystkim dysponujemy
ograniczonymi środkami i ograniczonym czasem. Chcemy, aby to co
robimy było nową jakością, bodźcem do innych działań, by pobudzało
środowiska. W madeinpoznan.noc noc są trzy premiery spektakli
teatralnych, a to już jest coś. Jak ktoś przyjedzie z innego
miasta, to może zobaczyć sześć reprezentatywnych dla Poznania
produkcji z ostatniego roku, w tym trzy przygotowane specjalnie na
tę okazję.
Jeśli chodzi o muzykę to wspólnie z kilkoma osobami z innych
klubów w Poznaniu postawiliśmy tym razem na elektronikę. W Poznaniu
mamy bardzo mocną elektronikę i artystów, którzy może nie są za
bardzo znani, ale środowiskowo doceniani. Nova Elektronika, bo tak
nazywa się największy projekt muzyczny, zaplanowany na 17 kwietnia,
to pięć scen w Starej Rzeźni i trzy godziny koncertów live act
równolegle. Cieszę się niezmiernie, że udało się zaprosić
wszystkich artystów, każdy z nich ma swój świat i swoje bajki.
Mógłbym o nich opowiadać godzinami, bo zawsze najbardziej fascynują
mnie ludzie, tzn. to kim są niż to, co robią. Oczywiście wśród
artystów madeinpoznan.noc są też tzw. „konie pociągowe”, które
odniosły już duży sukces i nie można tego pomijać. Uważam, że w
ogóle wszystkie te zdarzenia są świetne i to nie w myśl: „padnijcie
narody, bo przyjeżdża gwiazda”. To są wydarzenia, których nie można
nie zauważyć, bo mijamy tych ludzi na ulicy, oni tu są.
Czy utwory zaprezentowane w Starej Rzeźni będą wykonaniami premierowymi?
W większości tak. Elektronika często kojarzona jest z muzyka
klubową, prostą, odnoszącą się do muzyki techno, a tak naprawdę
jest dostrzegalna i wywodzi się z przeróżnych klimatów muzycznych.
W ramach Novej Elektroniki jest na przykład wspólny projekt
grającego na skrzypcach Wojtka Grabka z Dagą Gregorowicz.
Zaangażowany został też Chór Uniwersytecki. Na jednej ze scen Rafał
Zapała zagra na pianinie, które stoi w Meskalu nieużywane, do czego
instalacje zrobi Kobas Laksa.
Jak wygląda strona organizacyjna całego przedsięwzięcia?
Spotykamy się regularnie co tydzień w poniedziałki, padając
najczęściej ze zmęczenia po poprzedniej pracy. Nad madeinpoznan.noc
pracujemy tak naprawdę od momentu, kiedy skończyliśmy festiwal
jesienny. Oczywiście, wszystko odbywa się z różnym natężeniem,
dzielimy się pracą. Mimo iż pewne tematy są dość niewdzięczne, jak
na przykład kwestie patronatów, to cały czas się uczymy. My tak
naprawdę nie reprezentujemy też jednego stanowiska ani środowiska,
każdy z nas wypowiada się zawsze sam za siebie. Nie mamy też
rzecznika prasowego, co zostało ustalone na samym początku.
Przy organizacji naszych imprez nie korzystamy też z usług
dużych uznanych firm, przede wszystkim dlatego, że nas na to nie
stać. Wiadomym i oczywistym jest, że pewne rzeczy zrobi kumpel za
symboliczne pieniądze. Stawki są nieporównywalne do tych na wolnym
rynku. Bardzo dużo rzeczy jest możliwych dzięki wolontariuszom,
których gorąco zachęcam do uczestnictwa w madeinpoznan.noc.
Najbardziej zależy nam na studentach kierunków humanistycznych. W
zamian wystawiamy umowę wolontariacką, dyplom, będący
podziękowaniem za pomoc i udział. Projekt plakatu tej imprezy też
tak naprawdę dostaliśmy w prezencie.
Czy zamieszczone na plakacie koziołki poznańskie „trupy” mają coś symbolizować lub manifestować?
Temat na plakat nie był nadany. Zaprosiliśmy Mirka
Śmieińskiego (www.rso196.pl), młodego plastyka, którego projekt
powalił nas na kolana. Jeżeli chodzi o koziołki… Można by spytać
autora co miał na myśli. Według mnie koziołki są po prostu
najbardziej znanym symbolem Poznania. Mamy pomnik koziołków przed
ratuszem, koziołki są umieszczone na znaczku, promującym Poznań
jako stolicę kultury, są wszędzie. Impreza odbywać się będzie nocą,
stąd też plakat utrzymany jest trochę w klimacie horroru, zombie,
jest na nim ciemna kolorystyka oraz elementy rozsypywania,
ociekania itp. Ja traktuję te koziołki nie jako rzucanie kamienia,
ale jako po prostu fajny dowcip. Są może tacy, którzy stwierdzą, że
szargamy świętości poznańskie. Mnie one tak naprawdę śmieszą.
Zobaczymy, gdy plakaty pojawią się na mieście.
Po raz pierwszy od czasu powołania madeinpoznan.org, Wasze przedsięwzięcie zostało dofinansowane przez władze miasta i województwa. Jak do tego doszło?
Złożyliśmy wniosek o dofinansowanie w październiku. Szczerze
mówiąc bardzo miło nas zaskoczyli, że ta dotacja została przyznana.
To jest oczywiście temat, na który można dyskutować. Ja zawsze
sprzeciwiam się sytuacji, kiedy urzędnik rozstrzyga, na co pójdzie
i ile pieniędzy. To osobny temat. Ale trzymam się tego, ze nie są
to pieniądze rady miasta czy prezydenta, tylko mieszkańców tego
miasta, a urzędnicy mają nimi tylko prawidłowo rozporządzać. Ja
również płacę podatki, z czego wynika, że z moich pieniędzy
zasilana jest dajmy na to operetka. To dlaczego nie ma być
sfinansowane takie minimikro wydarzenie jak madeinpoznan.noc?
Czy nie boicie się właśnie takich zarzutów, mówiących o tym, że wystąpiliście poniekąd przeciwko pewnym ideom niezależności, z którymi madeinpoznan.noc się rodził?
Poprzez naszą działalność cały czas chcemy pokazywać organom
miejskim, że można tworzyć dobrą jakość bez wielkich budżetów. Cały
czas również przyjmujemy krytyczne stanowisko wobec polityki
uprawianej przez miasto w sektorze kultury, które utrzymuje mało
wnoszące artystycznie instytucje. Chcemy poprawiać jakość kultury,
ale chcemy też by kultura pozainstytucjonalna była lepiej
finansowana. Specjalnie nie używam słowa „niezależnie”. Tworząc
kulturę, nie można być niezależnym. W pewien sposób stajemy się
zależni od publiczności, często też stajemy się zakładnikami taniej
rozrywki. Jeżeli natomiast chcemy robić akcje na lepszym poziomie,
to staramy się o dofinansowanie. Poza tym kilka z wydarzeń, które
pokażemy 17 kwietnia, powstało w zeszłym roku właśnie dlatego, że
dane stowarzyszenie czy teatr otrzymał dofinansowanie.
Uważam, że w tym wszystkim ważny jest pewien sposób myślenia.
My nie mówimy, że ktoś jest naszym wrogiem, tylko mówimy, że chcemy
rozmawiać o sposobie zarządzania kulturą. Nie udajemy, że mieszkamy
na księżycu i że sobie sami z kawałka piasku stworzymy wszystko.
Oczywiście, można użyć argumentu, że staliśmy się zakładnikami
pewnej sytuacji, bo wzięliśmy pieniądze od miasta. Ok, może
będziemy. Jak będziemy, to będzie można o tym podyskutować.
Czyli nie jest to pojedynczy akt, stoi za tym jakaś filozofia…
Tak, uważam, że w każdym mieście wszystkie podmioty były
traktowane na równych prawach – i to jest naszym celem. Kreujemy
zdarzenia, napędzamy akcje artystyczne, w których chcą uczestniczyć
ludzie. Więc może lepiej podyskutujmy o tym, o ile więcej można by
zrobić za bardzo niewielkie pieniądze, gdybyśmy byli traktowani po
partnersku. Nie my jako madeinpoznan.org, ale wiele innych
inicjatyw, które są w mieście, wielu ludzi, którzy mają pomysły i
nie wiedzą do kogo się z nim udać. Niech nie będzie takich
konsekwencji, zamykane są kolejne świetlice, bo ktoś nie złożył
wniosku.
Tak a propos wniosku, to wokół nich funkcjonują dwa mity.
Jeden to: „składaj, bo wtedy dofinansowanie będzie na pewno”, a
drugi „nie składam, bo wszystko jest obstawione”. Łamiemy ten
stereotyp, nie wszystko jest obstawione. Gdybyśmy nie spróbowali,
to nie powstałoby nic. A tak mogę powiedzieć: dziękuję Wydziałowi
Kultury za zaufanie dla naszych działań, co nie znaczy, że zrobili
nam nie wiadomo jaki prezent. Bierzemy to, bo to jest nasze.
Źródło: inf. własna