Kiedy zaczynał przygodę z Zielonym Mazowszem, wśród mieszkańców stolicy panowało przekonanie, że Warszawa to nie wieś, żeby po niej jeździć rowerem. Dziś to zupełnie inne miasto.
O Zielonym Mazowszu (wtedy jeszcze warszawskiej grupie Federacji Zielonych) dowiedział się z rowerowej grupy dyskusyjnej. Był wtedy licealistą i jeździł do szkoły 20-letnim rowerem ojca. Odbył trzymiesięczny staż w stowarzyszeniu, w ramach którego pisał artykuły na stronę internetową organizacji. - To były, między innymi, relacje ze spotkań dotyczących budowy południowej obwodnicy Warszawy – wspomina. Dobrze pamięta satysfakcję, kiedy w Internecie pojawiały się teksty podpisane jego nazwiskiem.
Z tamtych czasów dobrze pamięta też akcję „Wydepcz sobie ścieżkę”. Mieszkańcy wpisywali w formularze, jakiej infrastruktury rowerowej w mieście brakuje i co z obecnej powinno zostać naprawione. W ramach akcji złożono sto kilkadziesiąt wniosków. Sulmicki był przodownikiem - kilkadziesiąt z nich było jego autorstwa: od naprawy krawężników po wybudowanie ścieżek rowerowych.
- Maciej to solidny facet - mówi Wojciech Szymalski, prezes Instytutu na rzecz Ekorozwoju, który przez lata współpracował z Sulmickim w Zielonym Mazowszu. - Miał masę ciekawych pomysłów i zawsze wychodził z inicjatywą – wspomina Szymalski. Dziś obserwuje działalność stowarzyszenia z boku. I z czystym sumieniem może stwierdzić, że Zielone Mazowsze, z Sulmickim za sterami, rozwija się świetnie.
Turystyka intermodalna i stare przygodówki
Na poważnie Maciej Sulmicki zaangażował się w działalność Zielonego Mazowsza w 2008 roku, kiedy po raz pierwszy powierzono mu koordynację projektu finansowanego ze środków publicznych. Jeszcze poważniej zrobiło się w zeszłym roku, kiedy zarząd organizacji wybrał go na stanowisko prezesa. Funkcję, tak jak pozostali członkowie zarządu, pełni społecznie. Zarabia, pracując na niepełny etat, w Mazowieckim Biurze Planowania Regionalnego. Dorabia koordynując projekty stowarzyszenia.
Praca tu i tam, a do tego zawiadywanie Zielonym Mazowszem, kompletnie pozbawiły go wolnego czasu. Do dziś nie zdążył rozpakować Wiedźmina, którego dostał w prezencie jeszcze w zeszłym roku. Sam się sobie dziwi, bo uwielbia gry komputerowe, najbardziej stare przygodówki.
Oprócz gier kręci go turystyka intermodalna. – Czyli taka, w której człowiek przesiada się z jednego środka transportu w drugi, wioząc ze sobą trzeci – wyjaśnia Sulmicki. W praktyce wygląda to tak, że pakuje rower do pociągu (można też spróbować z PKS-em) i jedzie. Stara się zorganizować co najmniej jedną taką wyprawę w roku. Kiedyś zabrał ze sobą 25 kilogramów książek – miał kilka dni na dokończenie doktoratu.
W weekendy majowe zalicza parki narodowe. W ostatnią majówkę wybrał się do Babiogórskiego Parku Narodowego. Latem jeździ do ościennych krajów. Takie podróżowanie daje mu sporo frajdy. – Jest przyjemność z jazdy rowerem i satysfakcja, że można poradzić sobie bez samochodu – mówi.
Progres
Zielone Mazowsze liczy kilkudziesięciu członków, ale tych najbardziej zaangażowanych jest kilkunastu. Wszyscy działają społecznie. Zajmują się przede wszystkim promocją zrównoważonego transportu, czyli takiego, który nie degraduje środowiska ani przestrzeni miejskiej. – Kiedy miasto planuje kontrowersyjną inwestycję, działamy dwutorowo – wyjaśnia Sulmicki. Z jednej strony nagłaśniają sprawę, z drugiej – piszą pisma i rozmawiają z urzędnikami. Interwencje nie zawsze kończą się sukcesem, jednak coraz częściej udaje się go osiągnąć, bo świadomość urzędników na temat zrównoważonego transportu jest coraz większa.
Kiedy zaczynał przygodę z Zielonym Mazowszem, większość warszawiaków nie rozumiała, o co tym rowerzystom chodzi. Na stronie Warszawskiej Masy Krytycznej (inicjatywa Zielonego Mazowsza, której celem jest promocja roweru jako codziennego środka transportu) non stop pojawiały się komentarze w stylu: „Warszawa to nie wieś, żeby jeździć po niej rowerem”. Podobne sformułowania padały z ust polityków. Dziś wiele z nich, niczym wyrzut sumienia, widnieje na stronie Masy Krytycznej. „Jesteście młodzi, możecie 10 metrów znieść rower” – tak wiceprezydent Warszawy, Dorota Safjan, odniosła się do schodów na ścieżce rowerowej. „Dopóki ja tutaj będę wiceprezydentem, ścieżka na Wale Miedzeszyńskim nie powstanie” – to z kolei słowa zmarłego niedawno Andrzeja Urbańskiego, który w latach 2002-2005 pełnił funkcję wiceprezydenta Warszawy.
- Minęło kilkanaście lat i to już zupełnie inne miasto – zapewnia Sulmicki. Wystarczy spojrzeć na popularność rowerów miejskich Veturilo i akcji, takich jak Europejska Rywalizacja Rowerowa (European Cycling Challenge), w której Warszawa już dwa razy zajęła miejsce na podium. Zdaniem Sulmickiego, kamieniem milowym w rozwoju rowerowej infrastruktury w Warszawie było ponowne powołanie pełnomocnika ds. rowerowych, którego ranga z roku na rok rośnie. – Przyczyniła się do tego również nowa perspektywa unijna, która, w większym stopniu niż poprzednia, kładzie nacisk na zrównoważony transport – mówi. – Do tego jeszcze budżet partycypacyjny, dzięki któremu udało się wprowadzić zmiany, o które rowerzyści starali się, nieskutecznie, latami – dodaje. Jako przykład wskazuje kontraruch rowerowy, czyli dopuszczenie dwukierunkowego ruchu rowerowego na ulicach jednokierunkowych. Przez ostatnie dwa lata był członkiem prezydium Komisji Dialogu Społecznego ds. Transportu. Bardzo starał się, aby KDS stał się ważnym partnerem dla miejskich urzędników. Kilka rzeczy udało im się wypracować. Konkrety? – Wiceprezydent miasta odpowiedzialny za transport już dwukrotnie przychodził na spotkanie KDS-u, żeby przedstawić nam swoje plany. Zdarzało się również, że Zarząd Dróg Miejskich zwracał się do naszej Komisji z prośbą o zaopiniowanie planów remontowych – wylicza Sulmicki.
Nowy model finansowy
Przed Maciejem Sulmickim stoją nowe wyzwania. Jedno z nich to brak świeżej krwi w organizacji. – Ostatnio przyszło do nas parę nowych osób, ale raczej po trzydziestce. Studenci zaglądają coraz rzadziej – mówi. Trochę go to martwi. – Z jednej strony dlatego, że młodzi mają zwykle masę fajnych pomysłów. Z drugiej – osoby z mojego pokolenia zakładają rodziny i mają coraz mniej czasu na działalność społeczną.
Kolejne wyzwanie to finansowanie organizacji. Zielone Mazowsze przez lata wynajmowało od miasta prawie dwustumetrowy lokal w przedwojennej kamienicy przy Nowogrodzkiej. Był tak duży, że stowarzyszenie prowadziło w nim hostel, promując przy okazji zrównoważoną turystykę. Zyski z noclegów w znacznym stopniu pokrywały koszty bieżącej działalności. Niestety, to już przeszłość. Miasto zwróciło kamienicę dawnemu właścicielowi, stowarzyszenie przeniosło się na Koszykową. Teraz muszą głowić się, skąd wziąć pieniądze na bieżącą działalność. Sulmicki liczy na wpływy z 1 proc. podatku. – Może starczy przynajmniej na utrzymanie lokalu i rachunki? – zastanawia się. – By przetrwać, będziemy musieli aktywniej szukać projektów. Dotąd – mając na uwadze aspekt finansowy – były dla nas przydatne, ale nigdy nie były koniecznością.
Poznaj ludzi sektora pozarządowego, dowiedz się, kto jest kim w NGO. Odwiedź serwis ludziesektora.ngo.pl.
Źródło: Inf. własna [ludzie.ngo.pl]
Skorzystaj ze Stołecznego Centrum Wspierania Organizacji Pozarządowych
(22) 828 91 23