Dobrze się czuje w działaniu i kiedy jest potrzebna. III sektor zna od podszewki. Działa przy jego tworzeniu od początku.
Czym się Pani zajmuje?
Zawodowo? Jestem psychologiem i tłumaczem. Społecznie? Obecnie, od pięciu lat, prezesuję zarządowi Stowarzyszenia przeciwko antysemityzmowi i ksenofobii Otwarta Rzeczpospolita.
Dlaczego Pani to robi?
To się dzieje naturalnie. Widocznie dobrze się czuję w działaniu i kiedy jestem potrzebna. Od zawsze oboje z mężem angażowaliśmy się – najpierw w działalność opozycyjną, a z tego potem wynikło uczestnictwo w ruchu przemian ustrojowych w Polsce. Nie trafiłam do polityki, bo widać silniejsza była we mnie żyłka społecznika. Brałam udział w zakładaniu wielu pionierskich organizacji pozarządowych, byłam członkiem nieformalnej początkowo grupy nazywającej się Forum Inicjatyw Pozarządowych, której zadaniem było wspieranie kiełkującego ruchu obywatelskiego. W warunkach wolności ludzie zaczęli się organizować, przede wszystkim żeby łatać jakieś lokalne problemy i zaspokajać potrzeby, z którymi nie radziła sobie administracja. Działali w oderwaniu, nie wiedząc o sobie nawzajem i bez świadomości tego, co dziś jest oczywiste – że razem można więcej. Wielką rolę odegrał w tym czasie Klon/Jawor, założony przez Kubę Wygnańskiego bank informacji o organizacjach pozarządowych. FIP był kolejnym takim przedsięwzięciem, aktywnie udzielającym wsparcia lokalnym, często małym organizacjom, choćby przez upowszechnianie katalogu dobrych praktyk. Korzystaliśmy z francuskich wzorów i z pomocy francuskich i europejskich organizacji, ale musieliśmy się przygotowywać na czas, kiedy pomoc demokratycznego świata się skończy i będziemy musieli umieć sobie poradzić sami. Jeśli jednak mówimy o odradzaniu się ruchu obywatelskiego w Polsce po 89, musimy pamiętać, że najważniejszym jego patronem był Jacek Kuroń, z którym czułam się związana od czasu studiów.
Dziś burzliwe pionierskie czasy są za nami. Nie jest wartością działanie samo w sobie. A wręcz są działania, które budzą nasz sprzeciw. Praca w Otwartej Rzeczpospolitej pozwala mi działać na rzecz zmian zgodnych z moimi przekonaniami. Ta działalność daje mi satysfakcję, nie jest poświęcaniem się z mojej strony. Z poświęcania się nic dobrego nie wynika. Z tego, co się robi, trzeba mieć satysfakcję.
Zatem robię to także dla siebie, bo tak zostałam wychowana. Pod tym względem jesteśmy z mężem podobni, pewnie dlatego od tylu lat stanowimy zespół, jesteśmy razem. Są rzeczy dla nas naturalne i oczywiste. Bronić wyznawanych wartości, sprzeciwiać się kiedy trzeba, a kiedy trzeba budować, starać się w tym pomagać. A dlaczego? To są już pytania o psychologię, dlaczego jeden człowiek jest taki a drugi inny. Nie widzę w tym jakiejś swojej szczególnej zasługi.
Największy sukces
Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie, bo całe życie jest pasmem sukcesów i porażek. A bez niektórych porażek nie byłoby niektórych sukcesów. No i każdy sukces ma swoją największą wartość wtedy, kiedy się go odnosi. Ta droga nie ma końca, bo na niej realizujemy siebie. To jest chyba pytanie do osoby, która sądzi, że zakończyła swoją drogę do sukcesu. Ale do sukcesu człowiek powinien dążyć stale, bo inaczej zaprzeczałby sam sobie.
O sukcesach i porażkach jest sens mówić wtedy, kiedy za coś w 100% odpowiadamy. Człowiek powinien mieć poczucie odpowiedzialności za to, co robi, ale czy zawsze i w 100% ma na to wpływ? Wcale nie jestem tego pewna.
Zatem nie umiem wymienić największego sukcesu, ale mogę powiedzieć, że mam udane życie rodzinne, fantastyczne córki, wspaniałych przyjaciół, robię rzeczy, które mnie interesują. Czy to jest sukces? Z pewnością mogę powiedzieć, że mam w życiu szczęście.
Największa porażka
Największa porażka jest pewnie wtedy, kiedy człowiek nie może się podnieść. Zdarzają mi się przykre wypadki, niepowodzenia, ale wtedy lepiej mówić o nauce na przyszłość, jaką trzeba wyciągnąć z tego, co się nie udało.
Sukcesy i porażki trzeciego sektora? Najważniejsze, że jest nas dużo. I wiemy, co to znaczy mieć obywatelską inicjatywę. Ściera się jednak wiele postaw dotyczących treści tych obywatelskich działań. Częste są teraz ostre konflikty ideowe. Wydawałoby się, że działalność w organizacjach pozarządowych nie jest działalnością polityczną, a jednak takie spory są i muszą być, bo wszyscy mamy jakieś poglądy, wyznajemy jakieś wartości i nie możemy się względem nich dystansować. Na początku był czas entuzjazmu, kiedy wszyscy z wszystkimi szli równym krokiem. Ale zaczęliśmy się różnić i zaczęły się konflikty. To, że się różnimy nie jest złe, a nawet może być pożyteczne. Ale pewnie musi jeszcze potrwać, zanim się utrzemy i nauczymy współżyć i współpracować także z tymi, którzy się od nas różnią. Musimy nauczyć się tego, co jest naczelną sprawą – umiejętności docenienia tego, co inni robią dobrze oraz szacunku i tolerancji dla inności, jeśli ta nikogo nie krzywdzi. Z tym sobie jeszcze nie poradziliśmy, a jak sobie w końcu poradzimy, to będzie fantastycznie.
Co Pani lubi?
Swoje mieszkanie. Lubię być w domu. Spotykać się z przyjaciółmi. Ale lubię też ciszę i spokój, jednak kiedy to za długo trwa i nikt niczego ode mnie nie chce, to jestem bardzo niezadowolona.
Lubię przyrodę i wydaje mi się, że nie lubię pieszych wypraw na „łono natury”, ale jeśli ktoś mnie do tego „zmusi”, to zawsze jestem zadowolona.
Lubię czytać, choć zawsze mam na to za mało czasu. Ostatnio wybieram przede wszystkim lekturę, która powiększa moją wiedzę albo konfrontuje ją z moimi doświadczeniami.
Jednym słowem, jestem pełna sprzeczności.
Plany na przyszłość
Mam dwuletniego wnuka. Z nim się wiąże moje myślenie o przyszłości. Ale to są raczej marzenia niż plany. Nie wiem, co on na to powie, tymczasem nie ma nic „do gadania”. Mama go przyprowadza, jak idzie do pracy i to mnie bardzo cieszy.
Przede wszystkim jestem osobą, która nie planuje. Nigdy nie planowałam życia, budżetu ani wakacji. Co nie znaczy, że nie jestem zorganizowana.
Źródło: inf. własna