Nad plażami Rio de Janeiro unosi się U.F.O. Największą i najbardziej spektakularną prezentację sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej w Brazylii przygotowała Polka. Najpierw nauczyła się portugalskiego, była doktorantką na iberystyce, potem założyła fundację Open Art Projects. Przyznaje, że praca z artystami jest ogromnym wyzwaniem.
Czym się zajmuje
Prywatnie i zawodowo zajmuje się tym samym. Stworzyła i prowadzi fundację Open Art Projects – instytucję poświęconą sztuce współczesnej: produkcji projektów, realizacji koncepcji artystycznych, organizacji wystaw i działalności wydawniczej.
Dlaczego to robi
Na poważnie zaczęło się w 2004 roku od produkcji projektu Piotra Uklańskiego „Bez tytułu. (Jan Paweł II), 2004”, stworzonego na Biennale Sztuki Współczesnej w Saõ Paulo. Następnie Fundacja zorganizowała serię prezentacji tego dzieła w przestrzeni publicznej kilku miast, między innymi w Warszawie, Katowicach i Sopocie, gdzie fotografia została powiększona do wielkości kilkunastu metrów kwadratowych i pokazywana jako billboard. – Z prezentacją tej pracy związana jest ciekawa historia – opowiada. – Inauguracja wystawy w Warszawie odbyła się w marcu 2005 roku, dwa tygodnie później zmarł Papież, a nasze dzieło przedstawiające wizerunek Jana Pawła II uformowany przez 3 500 brazylijskich żołnierzy stało się miejscem pielgrzymek, ołtarzem, na którym ludzie składali kwiaty, znicze, gdzie przychodzili pożegnać się z Papieżem. To naprawdę niezwykły przykład siły działań artystycznych realizowanych w przestrzeni publicznej.
Przez cztery lata wykładała na Uniwersytecie Warszawskim w Instytucie Studiów Iberyjskim i Iberoamerykańskich, m.in. antropologię kultury. – To doświadczenie przekonało mnie, że młodzi ludzie czasami nie mają ochoty, a często możliwości, żeby szukać kontaktu ze sztuką, a ich wiadomości na ten temat są dosyć ograniczone. Przyszło mi do głowy, że skoro tak trudno namówić ludzi do pójścia do muzeum, to warto sztukę, w dosłowny sposób, postawić im na drodze. Stąd pomysł na działanie w przestrzeni publicznej – tłumaczy.
Doktoratu nie napisała, choć próbowała. – Cóż, myślę, że ludzie dzielą się na tych, co potrafią pisać doktoraty i na tych, którzy nie mają takich predyspozycji. Należę do tej drugiej kategorii – śmieje się. – Prawda jest taka, że praca przy realizacji kolejnych projektów skutecznie odciągnęła mnie od badań naukowych.
Studia (portugalistyka) tłumaczą zainteresowanie Brazylią i projekty realizowane w tym kraju. Na początku była zafascynowana Francją i miała plany studiowania na romanistyce.
– Po maturze spędziłam ponad rok w Paryżu i wróciłam z postanowieniem, że nigdy tam nie wrócę. To było bardzo trudne doświadczenie bycia dorosłą, na które nie byłam przygotowana. Po powrocie do Polski postanowiłam nauczyć się następnego języka, tym razem hiszpańskiego, złożyłam dokumenty na iberystykę. Moje „hiszpańskie” plany pokrzyżowała profesor Janina Klawe. Gdy spotkałam ją po raz pierwszy, była po siedemdziesiątce, miała siwe włosy spięte w kok, była wysoka, elegancka, charyzmatyczna. Zaczarowana jej fascynującym sposobem bycia oraz opowieściami o Brazylii wybrałam specjalizację luzo-brazylijską i nauczyłam się… portugalskiego. Kilka lat później pojechałam po raz pierwszy do Brazylii i po prostu zakochałam się w tym kraju. Mam wrażenie, że to uczucie odwzajemnione, bo w Brazylii czuje się jak w domu – uśmiecha się.
Praca na uniwersytecie była bardzo inspirująca, ale po czterech latach zaczęła jej doskwierać powtarzalność. Odeszła i skupiła się na prowadzeniu fundacji. Dwa lata temu poznała Kasię Redzisz. – Wtedy Kasia pracowała jeszcze w Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Bardzo się polubiłyśmy. Skończyła historię sztuki i stanowi dla mnie podporę merytoryczną, poza tym świetnie pisze i jest dobrze zapowiadającym się kuratorem i krytykiem sztuki – chwali.
Przyznaje, że praca z artystami jest ogromnym wyzwaniem. – Artyści są mistrzami robienia wszystkiego na ostatnią chwilę. To są zawsze dla producenta trudne sytuacje. Trzeba się wyzbyć oczekiwań, nie w kwestiach merytorycznych oczywiście, bo tu nie ma przestrzeni na kompromis. Mówię raczej o sprawach produkcyjnych i czysto ludzkich – zaznacza. – Nie ma co oczekiwać od artysty, że ma być „jakiś” ani wdzięczności, ani przestrzegania terminów. Takie nastawienie pomaga opanować emocje i stres. Artyści najczęściej są ludźmi nadwrażliwymi, ich zachowanie bywa czasami spektakularne, a ponieważ nic nie można na to poradzić, staram się tym nie denerwować.
Jest też potrzebna asertywność, bo artyści czasami bywają zaborczy. Nie znają granicy, do której można „wyciskać” pewne rzeczy. Wtedy trzeba powiedzieć, że coś jest niemożliwe. Przydaje się też cierpliwość. – Ciągle się uczę wyzbywania oczekiwań. Zawsze zakładam pewien margines. Są projekty, przy których zdarza mi się schudnąć 5 kilogramów. Ale wychodzę z nich wzmocniona, z bagażem kolejnych doświadczeń – mówi. Pomaga również pozytywne myślenie. – Nie można sobie wyobrażać, co złego może się wydarzyć. Nigdy nie koncentruję się na tym, co idzie nie tak, ale na tym, co mogę zrobić, żeby to zmienić. Jestem nastawiona na działanie – podkreśla.
Największy sukces
Zaznacza, że jest ich mnóstwo. Największy sukces związany z marketingiem sztuki to prezentacja projektu Petera Coffina „Bez tytułu (U.F.O.)” w Rio de Janeiro. – Nasza publiczność to były tysiące ludzi na plażach, którzy oglądały przelot U.F.O., relacje z projektu zamieściły BBC NEWS, Reuters, AP. Była to jedna z największych prezentacji sztuki współczesnej w przestrzeni publicznej w Brazylii i chyba najbardziej spektakularna – słychać zadowolenie w głosie.
Drugi sukces to projekt rzeźbiarza Pawła Althamera „Wspólna sprawa”. Niezwykła podróż samolotem do Brukseli, na pokładzie którego znalazło się 160 złotych ludzi – sąsiadów artysty z bloku przy Krasnobrodzkiej na warszawskim Bródnie. Projekt został zrealizowany w ramach obchodów 20. rocznicy upadku komunizmu i wolnych wyborów w Polsce.
Z dumą w mówi o swoich dzieciach. – Mam dwoje dzieci – synka Michała, który jest o głowę wyższy ode mnie, ma siedemnaście lat i jest fantastycznym facetem oraz córeczkę Matyldę, dwunastoletnią cudowną, młodą kobietę – śmieje się. – Bardzo cenię wsparcie i pomoc mojego męża. Czasami realizacja projektów odbywa się kosztem rodziny, na szczęście moi bliscy są bardzo wyrozumiali. Wiem, że zawsze mogę liczyć na ich wsparcie i to wspaniałe uczucie.
Dużym sukcesem osobistym jest Dyplom Ministra Spraw Zagranicznych przyznawany za wybitne osiągnięcia w promocji Polski za granicą. – To dla mnie ważne i inspirujące, sygnał, że moje działania są zauważalne – podkreśla.
Największa porażka
Za największa porażkę uważa wydarzenie z 2002 roku. Fantastyczny festiwal prezentujący polską kulturę w Brazylii, którego realizacja odbyła się bez żadnej promocji. – To doświadczenie było dla mnie bardzo trudne – przyznaje. – Strona polska intensywnie pracowała nad produkcją i organizacją, ale kiedy okazywało się, że na projekcje filmów specjalnie tłumaczonych przychodzi 5 osób, wszyscy byliśmy bardzo sfrustrowani.
Wyciągnęła wnioski z tego doświadczenia, które zresztą bardzo ukształtowały jej podejście do promocji sztuki. – To mnie przekonało, że nie ma sensu robić czegokolwiek, jeśli nie myśli się o tym również w kategoriach promocji – wyjaśnia. – Jeśli przygotowuje się wystawę, na którą nikt nie przychodzi, to nie warto jej robić. Ta porażka była dla mnie bardzo ważną lekcją.
Co lubi
Swoją pracę, bo dzięki niej spotyka interesujących ludzi i ma okazję współpracować ze świetnymi artystami. W radzie fundacji zasiada Anda Rottenberg, która jest jej przyjaciółką i jedna z najlepszych polskich kuratorek. – Anda otworzyła mi wiele drzwi, za co jestem niezwykle wdzięczna. Bardzo sobie cenię jej obecność i przyjaźń – cieszy się. – Uznawana za osobę kontrowersyjną, jest dla mnie przede wszystkim fajnym człowiekiem i wybitną profesjonalistką. A w mojej pracy ludzie są najważniejsi!
W Brazylii kocha słońce, ludzi, kulturę i różnorodność, tę geograficzną i tę kulturową. Sięga nie tylko po literaturę iberoamerykańską. – Cenię dobrą literaturę i uwielbiam czytać książki. Ostatnio odkrywam tureckich autorów – poleca.
Plany na przyszłość
Zbudowanie rozpoznawalnej instytucji, wydawanie książek o sztuce współczesnej oraz, a może przede wszystkim produkcja kolejnych projektów, najlepiej w przestrzeni publicznej i praca z wybitnymi artystami.
Prywatnie chciałaby zachować entuzjazm dla tego, co robi.
Magda Materna
Absolwentka Instytutu Studiów Iberyjskich i Iberoamerykańskich, założycielka i prezes Fundacji OPEN ART PROJECTS. Od wielu lat promuje polską sztukę za granicą. Organizator i producent projektów artystycznych, między innymi, „Bez tytułu (Jan Paweł II), 2004” i „Bez tytułu (Solidarność), 2007” Piotra Uklańskiego, „Cruzamento” Mirosława Bałki, „Bez tytułu (U.F.O.), Petera Coffina czy „Wspólna sprawa”, Pawła Althamera. Współpracuje z wieloma wybitnymi artystami, kuratorami i instytucjami kultury zarówno w kraju, jak i zagranicą.
Źródło: inf. własna ngo.pl