Piętnaście lat temu do pracy z uzależnionymi przekonał go dawny kolega z podwórka, który przeszedł terapię i pracował w krakowskim Monarze. Zaczynał jako streetworker, dziś opowiada się za racjonalizacją polskiego prawa narkotykowego i leczeniem metadonem. Swoją pracę traktuje jak wyzwanie i z rozdrażnieniem reaguje, kiedy ktoś rozkłada ręce w geście bezradności.
Czym się zajmuje
Życie osoby uzależnionej oznacza wieczne borykanie się z prawem. Kradzieże, żebractwo, prostytucja, nieopłacony czynsz, niepłacenie mandatów, alimentów… i inne występki pod przymusem zdobycia pieniędzy na narkotyk. Brak adresu, dokumentów tożsamości, ograniczona świadomość przeszłych zdarzeń.
– Nasza praca w Biurze Rzecznika Praw Osób Uzależnionych polega na docieraniu do wiedzy, co się wydarzyło; do dokumentacji medycznej i sądowej. Czasem pomoc w wyrobieniu dokumentu kończy się na tym, że za chwilę nie ma go już u właściciela, bo jest sprzedany za parę groszy i ktoś na jego podstawie zaciąga kredyt. Specyfika pracy z uzależnionym polega na braku stabilności, dlatego potrzebne jest dogłębne zrozumienie, na czym polega jego choroba (narkomania) – opowiada.
– Syzyfowa praca?
– Bywa, owszem – przyznaje. – Nasz system leczenia uczy się powoli, np. od trzydziestu lat nie jest w stanie pojąć, że brak dokumentów nie powinien być przeszkodą, gdy potrzebna jest natychmiastowa pomoc.
Kolejny rodzaj spraw, którymi się zajmuje, dotyczy ludzi, którzy przebywają już w więzieniach i nie otrzymują odpowiedniego leczenia. Interwencja polega na dzwonieniu do aresztu śledczego czy do zakładu karnego z pytaniem o względy medyczne, które stoją za decyzją odmowy pomocy.
W aktywnościach Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej, obok kwestii dotyczących leczenia, równorzędne miejsce zajmuje racjonalizowanie polskiego prawa narkotykowego. Ustawa o Przeciwdziałaniu Narkomanii odnosi się do wielu kwestii: od prawa karnego po leczenie. – Zakres oddziaływań karnych powinien ulec znacznemu zmniejszeniu, należy tu oddać więcej pola edukacji i terapii – zaznacza.
Dlaczego to robi
W Monarze zaczął działać 15 lat temu, biorąc za dobrą monetę jego harcerską wizję społeczeństwa wolnego od narkotyków. Przeprowadził się z Lublina do Krakowa, bo zawsze chciał mieszkać w tym mieście. Do pracy z uzależnionymi przekonał go dawny kolega z podwórka, który przeszedł terapię i pracował w ośrodku krakowskim. Była to pierwsza dostępna w Krakowie praca, więc nie grymasił. Zaczął jako streetworker. Nigdy nie myślał, że to jest jakieś szczególnie trudne czy niebezpieczne zajęcie. Pracę traktował jak wyzwanie.
– Budowaliśmy w Krakowie trochę inny Monar, w cenie były pomysły, za których realizację ktoś chciał płacić. To był duży eksperyment, wprowadzaliśmy przemyślaną strukturę pomocy. Gdy właśnie wtedy dotarła do Polski „redukcja szkód”, wiedzieliśmy, że właśnie tym chcemy się zajmować. Była to odpowiedź choćby na narkomanię uliczną, z którą nie wiadomo było, co robić – opowiada. – Bo jak pomóc osobie, która odmawia pomocy? Być może nie należy szukać zawsze winy w tym człowieku, tylko w nas. Może interwencja, którą proponujemy jest „od czapy”.
Walka z narkomanią jest walką z wiatrakami, ale na tę tezę też znalazł odpowiedź w „redukcji szkód”. Wyznacza ona cele małe i możliwe do osiągnięcia, np. zaprzestanie używania brudnych strzykawek. Jest to praca z osobą, która w danym momencie nie znajduje w sobie motywacji do zerwania z narkotykami. – Często system leczenia uważa się za nieefektywny i bardzo słusznie. Połowa tego, czym jako kraj dysponujemy w zakresie terapii uzależnień, nie nadaje się do proponowania ludziom. I najmniej ważne są tu względy materialne – dodaje.
W krakowskim Monarze pracował pięć lat, potem przeniósł się do Warszawy, ponieważ zaproponowano mu kierowanie programem streetworkerskim. Kiedy zmarł Marek Kotański, w organizacji pojawiły się problemy.
Co stoi za stosowaniem leczenia metadonem, za którego szeroką dostępnością dzisiaj się opowiada, dowiedział w Krakowie. – Wówczas kwestia metadonowa jeszcze mnie nie pociągała. Moje zrozumienie polegało w skrócie na uznaniu potrzeby stosowania substytutów, ale z dużym zastrzeżeniem. Leczenie musi warunkować rygorystyczna reglamentacja, tak wtedy uważałem – wspomina. – Kiedy po przyjeździe do stolicy zobaczyłem uliczną narkomanię, byłem nieco wystraszony zadaniem, którego się podjąłem. Oczywiście, można było się nie przejmować i rozkładać ręce, ale miałem już „bakcyla krakowskiego”. Z rozdrażnieniem reagowałem na rozłożone ręce i do dzisiaj mi tak zostało. Niemniej, kiedy wszedłem na dach dworca WKD, gdzie narkomani postawili szałasy, leżanki i kuchnie polowe z cegły, pomyślałem, że gdybym zobaczył tę Afrykę, ten widok na początku mojej pracy w Krakowie, to nie jestem pewien, czy pozostałbym w niej. Ale byłem już wcześniejszą pracą nieco uodporniony, i „poszło”.
Metadon to kolejna szansa, w Polsce – niewykorzystana, dlatego się teraz tym zajmuje.
Największy sukces
Wbrew oczekiwaniu swojego szefostwa, grupie osób z Centrum Redukcji Szkód w Monarze, udaje się przekonać władze m. st. Warszawa do dofinansowania programu substytucyjnego.
Jest 2004 rok, miastem st. Warszawa rządzi ekipa PiS-u. Jacek Charmast pisze list do Pawła Wypycha, zmarłego tragicznie w katastrofie pod Smoleńskiem, wówczas odpowiadającego za politykę społeczną przy prezydencie miasta Lechu Kaczyńskim. Przestawia w nim sytuację w Warszawie, tak jak ją widzi, pisze o zapotrzebowaniu na leczenie substytucyjne. – Miasto wtedy zleciło badania i okazało się, że potrzebnych jest 1500 miejsc. Zadziałaliśmy wbrew naszym interesom, bo Monar miał przecież zapis w swoim statucie, że nie zajmuje się substytucją. W przeciwieństwie do Monaru, napotkaliśmy w magistracie zrozumienie. Ówczesna naczelnik wydziału uzależnień, Teresa Szopińska wykazała się determinacją – podkreśla.
Dzisiaj Warszawa ma połowę wszystkich dostępnych w naszym kraju miejsc leczenia substytucyjnego.
Największa porażka
Konflikt w Monarze.
- Po śmierci Marka Kotańskiego, Monar trzeba było wzmocnić. Ośrodki rozsiane po całej Polsce nie współpracowały ze sobą, nie było komputeryzacji, nikt nie pisał sprawozdań ze swojej pracy. Reformy organizacyjne poszły stosunkowo sprawnie, ale co do podejścia w pracy z klientem nic się nie zmieniło. W dyskusjach czy wymianie korespondencji coraz częściej podawałem ten stan rzeczy krytyce. Zostałem z Monaru wyrzucony. Oficjalnie za obrażanie członków zarządu, a w moim odczuciu za poglądy. Dzisiaj jestem w Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej, w której działa wielu sfrustrowanych polityką Monaru jego członków – podsumowuje problem.
Co lubi
Śmieje się, że podróż ma u niego wymiar gastronomiczny. Poza tym lubi literaturę faktu, np. Kapuścińskiego, Hugo-Badera, Krall i wielu innych autorów.
W swojej pracy ceni nowe wyzwania, bo koszmarem są dla niego rutynowe działania.
Plany na przyszłość
W swoich planach nie sięga dalej niż pół roku.
Widzi potrzebę wzmocnienia działań Biura Rzecznika Osób Uzależnionych, a także comiesięcznych spotkań, w których wezmą udział wszyscy zaangażowani w Polsce w politykę narkotykową, od organizacji pozarządowych do instytucji publicznych.
Pracuje nad tym, żeby organizacja, którą współtworzy, stała się otwartą przestrzenią do rozmowy o polityce narkotykowej, bo do tej pory dialogu nie było. Zbyt wiele w leczeniu narkomanii wynika z przeświadczeń i ideologii. O wiele za mało tu ma do powiedzenia nauka. Nie wymieniano doświadczeń, przez lata działano w izolacji. Z braku zainteresowania i pieniędzy, nie było i nie ma konferencji specjalistów od narkomanii. Terapeuci zakładali własne placówki i działali na własną rękę. – Ta epoka się skończyła, teraz jest czas na tworzenie zintegrowanego systemu leczenia, racjonalnej polityki narkotykowej. Czas zacząć rozmowę! – podkreśla.
Chciałby też, żeby Monar się „pozbierał” i otworzył na dialog.
Jacek Charmast od 15 lat pracuje z osobami uzależnionymi. Zajmuje się działaniami z zakresu redukcji szkód, w tym problematyką antydyskryminacyjną. W roku 2002 z jego inicjatywy powołano Centrum Redukcji Szkód w Warszawie, w 2006 schronisko dla osób leczonych metadonem i punkt dziennego pobytu. W latach 2003-2004 był sekretarzem Zarządu Stowarzyszenia Monar. Dzisiaj Jacek Charmast przewodniczy powstałej w 2008 roku Polskiej Sieci ds. Polityki Narkotykowej, której głównym zadaniem jest inicjowanie społecznej debaty wokoło problematyki nielegalnych substancji. Polska Sieć prowadzi Centrum Dialogu – My, Narkopolacy, które mieści się przy Chmielnej 26/19 w Warszawie. Jest to miejsce gorących dyskusji i spotkań.
Ponadto pisze do magazynu „Monar na Bajzlu”, który od czerwca 2010 nazywa się „MNB”. Jego teksty można znaleźć na stronie akcji Gazety Wyborczej, „My, Narkopolacy”.
ul. Chmielna 26/19
tel. 22 826 03 50
e-mail: rzecznik@politykanarkotykowa.com
Obsługa prawna jest dostępna w dniach:
poniedziałek 11.30 – 12.30
wtorek 11.00 – 12.00; 14.00 – 15.00
środa 13.30 – 15.30
Źródło: inf. własna ngo.pl