„Mam pełne przekonanie, że społeczeństwo obywatelskie w naszym kraju nie istnieje. I już istnieć nie będzie”. Dlaczego autor tych słów – Tomasz Wiśniewski, założyciel białostockiego Stowarzyszenia Szukamy Polski – został bohaterem naszego cyklu o ludziach sektora?
Bo kończy swój komentarz – opublikowany w portalu ngo.pl – tak: „Mimo to ciągle warto uprawiać to coraz bardziej syzyfowe użyźnianie obywatelskości. A to dlatego, że choć jest katorgą, daje czasami frajdę, satysfakcję i zadowolenie”.
– Dla mnie wszystko zaczęło się od dziennikarstwa – tak Tomasz Wiśniewski rozpoczyna swoją historię. Po studiach z literaturoznawstwa i dramatycznych doświadczeniach z działalności opozycyjnej chciał objaśniać świat. Miał wiele do powiedzenia. Swoim spojrzeniem na otaczającą go rzeczywistość dzielił się z czytelnikami Gazety Wyborczej, Rzeczpospolitej, białostockiego Kuriera Porannego.
– Do Kuriera przyszedł już jako znany autor – wspomina Jan Oniszczuk, także dziennikarz, który wówczas pełnił funkcję sekretarza redakcji w białostockim dzienniku.
Tomasz Wiśniewski w Kurierze chciał robić gazetę swoich marzeń. Ustawioną frontem do czytelników, nawet przez nich tworzoną. W rozwijaniu mediów obywatelskich widział przyszłość, uważał, że to da pluralizm, umocni demokrację. Jego wizje nie spotykały się z akceptacją przełożonych, więc postanowił wziąć sprawy w swoje ręce.
– Prasa, media są coraz bardziej na pasku koncernów – uważa. – Są uzależnione od opętańczej pogoni za quasi-informacją, za sensacją. A sensacja nie jest elementem prawdziwej rzeczywistości.
SZUKAM POLSKI
I tak powstał projekt „Szukamy Polski”. Jakiej Polski chciał szukać? Innej niż ta, którą pokazują media. Zdaniem Tomasza Wiśniewskiego pogoń za sensacją sprawia, iż najlepiej sprzedają się informacje o aferach, nadużyciach i bezradności polityków. Z tych elementów czytelnicy i widzowie tworzą sobie obraz państwa. A Wiśniewski chciał, żeby zauważali też informacje dobre, pozytywne. Uruchomienie i wypromowanie nowego tytułu prasowego lub stacji radiowej jest związane z dużymi kosztami, skorzystał zatem z możliwości, jakie daje sieć. Internetowy Serwus (nie serwis) miał serwować tylko dobre wiadomości.
Serwus Dobrych Wiadomości był jednym z elementów edukacyjno-kulturowo-medialnej układanki, jaką stanowi projekt „Szukamy Polski”. Poprzez stronę www.szukamypolski.pl pan Tomasz chciał dać ludziom możliwość publicznego wypowiedzenia się, dostrzeżenia spraw lokalnych.
– Wielkie media światowe i krajowe koncentrują się na najbardziej nośnych kwestiach, upraszczając je i prezentując w atmosferze sensacji. Media regionalne powtarzają ten styl za nimi. Jednocześnie ograniczając możliwość współbudowania przekazu przez obywateli. Dziś wysłanie zdjęcia czy listu do redakcji kończy się w 99% wywaleniem go do kosza – wyjaśnia. Dlatego dał internautom możliwość publikowania zdjęć „z dnia” w serwisie „Radar” i zabierania głosu na forum dyskusyjnym „Wypisz się” i w komentarzach „To Nie Tak”, czy „Dzień w Negatywie”.
Pomysł cudowny. Uruchomienie serwisu było sukcesem tym bardziej, że udało się to w zasadzie bez złotówki. Wszystko rękami społeczników, przyjaciół, znajomych, wolontariuszy. Zapowiadało się pięknie, ale… Projekt adresowany był głównie do młodych ludzi. Nie do końca to wypaliło. Stale współpracujących młodych było zaledwie kilku, choć przewinęło się kilkudziesięciu. Reszta to osoby dorosłe, które chętnie – ale też niezbyt licznie – korzystały z możliwości publicznego wypowiadania się.
– Miałem nadzieję, że interaktywność i niskie koszty funkcjonowania tego medium umożliwią zaangażowanie w proces redagowania wielu środowisk obywatelskich – przyznaje. Niestety, zalążek gazety internetowej podupadł, gdy postanowił skupić się na części edukacyjno-kulturowej swojego projektu. Być może jego wiara w środowiska obywatelskie była zbyt wielka. A być może jest – dość powszechnym w polskich warunkach – przykładem samotnego, charyzmatycznego lidera?
GIGANT PRACY
W środowisku jest postrzegany jako raptus, z którym trudno współpracować.
– Jest sporo prawdy w tym, że on potrafi wiele rzeczy skomplikować – przyznaje Jan Oniszczuk, który w ciągu 15 lat znajomości nie jeden raz miał okazję poznać skutki trudnego charakteru kolegi. – Problem polega na tym, że Tomek jest gigantem pracy i tego samego oczekuje od innych – maksymalnego zaangażowania i poświęcenia. A to jest nieosiągalne.
Tomasz Wiśniewski miał problemy z docenieniem swoich współpracowników.
– Z czasem jednak zrozumiał, że inni nie będą na jego podobieństwo, ale za to wnoszą coś innego i to też ma swoją wartość, udaje się z nimi osiągnąć efekt – mówi J. Oniszczuk.
Może dlatego Wiśniewski z otwartymi rękami przyjął biznesmena, który z góry zapowiedział, że nie będzie miał czasu angażować się w działania stowarzyszenia, ale chętnie wesprze je finansowo. Ale może jednak zadecydowało to, że biznesmen podzielał jego fascynację Galerią Alfabetu Polskiego – drugą częścią projektu Szukamy Polski, która obecnie zdominowała działania pana Tomasza i całego stowarzyszenia.
Na wystawach i poprzez publikacje pokazują tę Polskę, którą odnajdują na starych fotografiach i pocztówkach. Pomagają w tym kolekcjonerzy z całego świata. Strona Szukamy Polski mieści w sobie największą być może na świecie galerię kart pocztowych i zdjęć Polski do 1945 roku. Ten projekt to wyraz fascynacji Wiśniewskiego czasami Polski wielokulturowej, Polski Jagiellonów i Rzeczpospolitej Obojga Narodów.
– W Galerii Alfabet Polski swoje zbiory może pokazać każdy, kto czuje się emocjonalnie związany z naszym krajem – mówi. Dla kolekcjonerów została stworzona w sieci przestrzeń do kontaktów: jest kalendarium imprez, bibliografia pozycji z dziedziny kartofilii, tablica ogłoszeń. Jest też giełda zagadek. – Ludzie przysyłają pocztówki i pytają, co to za miejsce. Ja oczywiście w wielu przypadkach nie mam zielonego pojęcia, co przedstawia ta fotografia, ale za chwilę odzywa się jakiś kolekcjoner z drugiego końca Polski i informuje, że to przecież jest Kobyłka koło Warszawy.
Zbiory Galerii Alfabetu Polski można oglądać nie tylko w internecie. Stowarzyszenie pokazuje je także na wystawach, często zagranicznych. Jednym z ostatnich takich projektów jest wystawa „Zagubiony porządek”, zrealizowana wspólnie z Dariuszem Jachimowiczem z Domu Pracy Twórczej w Wigrach. Na fotografiach można odszukać porządek architektoniczny dawnych Kresów – wielonarodowy, wieloreligijny i wielokulturowy. A jednak te różnorodne kawałki do siebie pasowały. Teraz Tomasz Wiśniewski pochłonięty jest kolejnym projektem edukacyjno-kulturowym. Tym razem chce zachować od zapomnienia i uratować cerkwie, znajdujące się na terenie Polski. Szuka sprzymierzeńców.
ROZCZAROWANIE
Gdy Tomasz Wiśniewski mówi o planach związanych z Galerią Alfabetu Polski, w jego głosie słychać radość. Zazwyczaj jednak jego wypowiedzi pełne są goryczy i żalu. Generalnie jest rozczarowany rzeczywistością, w której przyszło mu żyć. A bardziej konkretnie: niskim poziomem elit politycznych i intelektualnych, które nie rozumieją, co to jest społeczeństwo obywatelskie ani dlaczego i jak należy je wspierać.
– Gdy chciałem zainteresować naszym projektem lokalnych posłów, urzędników, rektorów wyższych uczelni, wszyscy byli zachwyceni, klepali mnie po plecach, a potem nic tego nie wynikało – żali się. Nie doczekał się także wsparcia ze strony prywatnych donatorów.
Jest laureatem wielu nagród (m.in. dla dziennikarza roku w Kurierze, wyróżnienia honorowego w konkursie Rzeczpospolitej otrzymanego w 1993 roku od Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich, Nagrody Państwa Izrael za Ochronę Kultury Materialnej Żydów, nagrody Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej za pobudzanie do myślenia i aktywności obywatelskiej oraz wykorzystanie internetu do stworzenia obywatelskiego dziennika on-line), ale w rozmowie je bagatelizuje.
– To nie tak – wyjaśnia Jan Oniszczuk. – On się z nich cieszy, ale demonstruje brak przywiązania do nich, ponieważ na gruncie polskim one nie pomagają w rozwijaniu działalności stowarzyszenia.
Częściej doceniane są zagranicą, gdzie fakt otrzymania takiej lub innej nagrody sprawia, że laureat postrzegany jest jako autorytet lub chociażby ekspert w pewnej dziedzinie. W Polsce nie. Wręcz przeciwnie – mogą być wykorzystane przeciwko laureatowi.
– Tomek dostawał nagrody za swoją działalność, która charakteryzuje się takimi wartościami jak otwartość, tolerancja, wielokulturowość. Obecnie te wartości są naznaczone politycznie. Jeśli otrzymałeś nagrodę od określonego środowiska, to znaczy, że jesteś z tego środowiska – mówi J. Oniszczuk.
Według Oniszczuka, zarówno sam Wiśniewski, jak i działania stowarzyszenia bardziej doceniane są poza regionem podlaskim, a nawet poza Polską – w Stanach Zjednoczonych, Argentynie.
– U nas raczej wynajduje się potknięcia. Nie ma zwyczaju doceniania osiągnięć lokalnych działaczy, chyba że taka informacja wróci do nas przez Warszawę – śmieje się. – Tomek powoli się do tego przyzwyczaja.
CIĄGLE WARTO
Dlaczego Tomasz Wiśniewski uważa, że społeczeństwo obywatelskie w Polsce już nie powstanie? Ponieważ okres jego budowania był za krótki: „Zanim bowiem społeczeństwo obywatelskie jako tako zorganizowaliśmy, już nadeszło społeczeństwo konsumpcyjne i tylko ono się dziś liczy”. Ponieważ „społeczeństwem obywatelskim nie są zainteresowane elity
polityczne, bowiem zorientowały się – zwłaszcza w ostatnich wyborach – że krajem lepiej po prostu rządzić, aniżeli go naprawiać”. Ponieważ „społeczeństwo obywatelskie, partnerstwo i współdziałanie to kiepski temat dla mediów”. A dlaczego mimo wszystko uważa, że ciągle warto coś robić, a jeszcze upatruje w tym frajdy, satysfakcji i zadowolenia?
– Taki jestem – mówi sam o sobie. – Po kolejnej porażce zapadam się pod ziemię, jestem dobity i załamany, a potem się podnoszę.
– To jest choroba nieuleczalna. On nie potrafiłby bez tego żyć – dodaje Jan Oniszczuk. Wiśniewski nie jest nieczuły na razy, ale na szczęście tej wrażliwości towarzyszy także niesamowita energia.
*
Źródło: inf. własna