„Nie palcie komitetów, zakładajcie własne” – uczył Jacek Kuroń. Więc Piotr zakłada - o Piotrze Chorosiu i jego lubelskim Stowarzyszeniu Homo Faber.
1 wagon, 2 łazienki, 1 drabina, 12 uczestników, 1 konwojent, 1800 kilometrów.
Dzień 1., Lublin: Siedzimy wszyscy w wagonie. Pilawa już była. Stres przygotowań minął. Idę spać.
Dzień 3., Warszawa: Dzisiaj odwiedziłem Ośrodek „Karta”. Mamy zeskanowane notatki “Dziennika Pokładowego” Jacka Kuronia dotyczące Lublina.
Dzień 6., Poznań: Przez te dwa dni czuliśmy się jak w „Big Brotherze”. Wszyscy chcieli wiedzieć, jak mieszkamy, jak się myjemy, jak jemy.
Dzień 9., Szczecin: Dostaliśmy nagranie przemówienia Mariana Jurczyka wygłoszone po podpisaniu porozumień w stoczni szczecińskiej w 1980 roku.
Dzień 22., Kielce: W barze mlecznym jako danie wegetariańskie zaproponowano mi kurczaka.
Dzień 26., Gdańsk: Stoję w oknie mieszkania rodziców Juty, trzymam w ręku znaczek Solidarności kupiony na pierwszym zjeździe, oglądam prasę podziemną z lat 80. i patrzę na Halę Olivia. Magia.
Rok 1980. 46-letni Jacek Kuroń nie uczestniczy w strajkach sierpniowych. Siedzi w areszcie. Wypuszczenie więźniów politycznych jest jednym z postulatów strajkujących. Tuż po uwolnieniu, we wrześniu 1980, doradza „Solidarności”.
W tym samym wrześniu Piotr Choroś przychodzi na świat jako pierwsze dziecko Jolanty i Jerzego, urzędniczki i kierowcy z Lipska.
Rok 2004. W czerwcu 70-letni Jacek Kuroń zostaje pochowany na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie. W lipcu 24-letni Piotr Choroś wraz z piętnastoma przyjaciółmi zakładają w Lublinie Stowarzyszenie Homo Faber.
Przypadek
W liceum był anarchistą, wielbicielem samoorganizacji społecznej. Społecznikiem stał się przez przypadek. Pierwszego dnia na politologii obiecał koledze, że pójdzie na spotkanie Amnesty International. Wyobrażał sobie eleganckich starszych panów, zobaczył młodych ludzi: ktoś wymieniał się z kimś książką kucharską dla wegetarian. – Tym mnie kupili – śmieje się.
W 2004 roku Piotr i jego przyjaciele z Amnesty kończą studia. Zastanawiają się, co dalej.
– Zainspirowała nas praca Jacka Kuronia, Danki Kuroniowej i innych osób związanych z Uniwersytetem Powszechnym w Teremiskach – opowiada Piotr Choroś.
Skąd fascynacja Kuroniem? Zamiast odpowiedzi kilka cytatów z niego.
„Bo czy chodzi o Polskę niepodległą, czy o obronę praw człowieka i obywatela, czy o socjalizm, to przecież przede wszystkim liczą się ludzie, których lubiłem, zapamiętałem, którym pomogłem żyć”.
„Człowiek, który dorasta, powinien buntować się przeciw zastanemu porządkowi świata. Bowiem zawsze ten porządek sprzeniewierza się ideałom, w których wychowuje się dzieci. Alternatywą każdego młodzieńczego buntu jest przystosowanie, a więc posłuszeństwo i naśladownictwo, a przecież każdy człowiek, a zwłaszcza młody, chce być podmiotem swojego życia”.
„Obowiązkiem ludzi myślących jest przeciwstawianie się wszelkim formom nietolerancji i solidarność z tymi, których dotyka nietolerancja”.
No i oczywiście: „Nie palcie komitetów, zakładajcie własne”.
– Zachwyciliśmy się. I strasznie zazdrościliśmy twórcom uczelni. Gdzieś w nieśmiałych, prywatnych rozmowach pojawiła się myśl, że może i nam uda się kiedyś stworzyć podobne miejsce – wspomina Piotr Skrzypczak.
Udaje się. W wakacje zakładają Stowarzyszenie Homo Faber. Chcą działać na rzecz społeczeństwa obywatelskiego, bronić praw człowieka. Zanim dobrze się zastanowią, jak plany przerobić na praktykę, porywa ich Tomasz Pietrasiewicz, dyrektor Ośrodka Brama Grodzka – Teatr NN.
– Przez cztery lata współpracy zatarła się granica między Homo Faber a Ośrodkiem – opowiada Piotr. – Robiliśmy wspólne projekty jako trzeci nieformalny podmiot: Akademia Obywatelska.
Pierwsze wyzwanie
Pietrasiewicz wrzuca ich na głęboką wodę: przez pół roku przygotowują projekt związany z 25. rocznicą strajków z sierpnia ‘80. Jego zwieńczeniem jest podróż pociągiem-salonką po 17 miastach.
Gazeta Wyborcza, Opole: „12 lubelskich artystów (…) nieprzypadkowo wybrało ten środek lokomocji. Do rangi symbolu urosły strajki lubelskich kolejarzy w lipcu 1980 roku i legenda, że ci przyspawali lokomotywę do torów”.
W każdym z miast, w którym się zatrzymują, opowiadają o lubelskim strajku, zbierają informacje i pamiątki.
– Ludzie przychodzili, opowiadali i płakali – opowiada Piotr. – Dopiero tam zacząłem inaczej patrzyć na związek i jego idee. Wcześniej kompletnie nie rozumiałem, że to nie tylko program, polityka, ale też emocje.
Całą podróż – od pierwszego dnia w Lublinie do dwudziestego szóstego w Gdańsku – Piotr opisał na swoim blogu.
Pierwsza trauma
W 2006 roku – w ramach kolejnego projektu – jadą do dawnych żydowskich miasteczek Lubelszczyzny. Mityczny świat, który znali z Singera. Spotykają się z ludźmi i zbierają informacje o przeszłości. Mit się rozwiewa. Ludzie przyjmują ich z rezerwą. W jednym z miasteczek dzieci krzyczą za nimi: spier… stąd, jewreje. Dorośli ukrywają się w oknach i bramach.
Następnego dnia ktoś im opowiada, że w czasie wojny był tu sołtys, Polak. Niemcy pozwolili mu nosić broń, a on chodził z tą bronią po mieście i jak zobaczył Żyda, to strzelał.
Prawda? Legenda?
Były żołnierz AK mówi im, że po wojnie sołtys zbudował z macew oborę, a on dwa razy próbował go bezskutecznie „zlikwidować”.
System komunistyczny
– Byliśmy po prostu biedni, ale dużych potrzeb też nie mieliśmy. Radziliśmy sobie: czasami, żeby mieć na chleb, sprzedawałem butelki. Poruszaliśmy się na piechotę albo stopem.
– A nie szukałeś jakiejś normalnej pracy? – pytam. – Czasami pracowałem jako trener z polityki antydyskryminacyjnej, dorabiałem rozładowywaniem tirów z ulotkami supermarketów, ale nie chciałem szukać nudnej pracy w jakimś biurze. Ważne było dla mnie to, co robimy razem.
Piotr Skrzypczak: – Uwielbiam te nagłe, alarmowe telefony, kiedy Piotr oznajmia, że coś się wydarzyło i natychmiast musimy w tej sprawie zadziałać. Zaczyna się twórczy ferment, nocne spotkania, rozmowy. A po wszystkim następuje czas, kiedy adrenalina jeszcze trzyma, ale my możemy już pójść na piwo i powiedzieć: znowu się udało!
Na przykład te wycieczki do i z Izraela. Żeby już nigdy nie było tak, że przyjeżdża stamtąd wycieczka śladami Zagłady, a potem wracają młodzi Żydzi do kraju, nie mając żadnego kontaktu ze swoimi polskimi rówieśnikami. Nie mają o nich bladego pojęcia, za to głowę pełną stereotypów. Dlatego w 2008 roku pracowali z grupą młodzieży z Rishon LeZion (miasta partnerskiego Lublina). Przyjechało 13 uczniów. Członkowie Homo Faber przygotowali dla nich warsztaty, na których razem z młodymi Polakami „uczyli się” wielokulturowej Lubelszczyzny.
Na swoim
Piotr opowiada, że Ośrodek Brama Grodzka był dla nich inkubatorem. Tam zdobywali szlify i stamtąd wyszli w 2008 roku – dojrzalsi, bardziej doświadczeni – aby rozkręcić Homo Faber. W siódemkę: Piotr Choroś, Anna Dąbrowska, Aleksandra Gulińska, Magdalena Kawa, Alicja Kawka, Piotr Skrzypczak, Joanna Stachyra-Galant.
– Zależało nam na samodzielności. Chcieliśmy się skupić na prawach człowieka, a Ośrodek statutowo zajmował się pamięcią o Żydach – wyjaśnia Piotr.
Pracując w ośrodku, nauczyli się pisać projekty. Za nimi przyszły pierwsze własne pieniądze.
Wyszeptam ci historię
„Witam Cię, nazywam się Kazimierz Malinowski, chciałem Ci poopowiadać trochę o zdarzeniach sprzed 20 lat. Jesteśmy teraz w słynnym kultowym miejscu pod baobabem na placu litewskim. Jeżeli odwrócisz się twarzą w kierunku pomnika Piłsudskiego, to zobaczysz miejsce…”
– Dla mnie to jedna z najfajniejszych emocjonalnie rzeczy, jakie robimy – opowiada Piotr. – Dzieciaki, jak wracają, są niesamowicie napakowane energią, nauczycielki dzwonią, dziękują.
Jeśli jest taka potrzeba, chodzą z cudzoziemcami na policję i do urzędów.
Zakochaj się w Lublinie
Piotrowi marzy się, żeby Lublin został Europejską Stolica Kultury.
Od grudnia 2010 roku Choroś współpracuje z zespołem ds. komunikacji społecznej Urzędu Miasta Lublin.
– Anarchista w urzędzie?
Renata Kiełbińska z Domu Kultury „Skarpa”: – Piotr zarzeka się, że nie ma nic wspólnego z kulturą, a ja mu cały czas powtarzam, że jest dokładnie odwrotnie, że większość tego, co robi, to jest przede wszystkim kultura.
Zakładajcie komitety
Stowarzyszenie Homo Faber mieści się przy Krakowskim Przedmieściu, niedaleko Starego Miasta. Ma do dyspozycji 212 metrów kwadratowych, sześć pokoi: mnóstwo w nich książek, ulotek, plakatów, przy dwóch biurkach stoją rowery. Obecnie ma 13 członków, a z grupy założycieli zostali Piotr Choroś, Justyna Choroś i Piotr Skrzypczak. Prezesem jest Anna Dąbrowska. Piotr był nim w latach 2006-08, teraz jest członkiem zarządu.
Homo Faber jest dla Piotra sposobem na zmianę świata. Tego lokalnego, na Lubelszczyźnie.
Piotr Zieniuk, prezes Fundacji Kultura Enter: – Piotr jest dobrym organizatorem i animatorem, łatwo nawiązuje kontakty.
Alicja Kawka z Homo Faber: – Ludzie do niego lgną, bo nie tylko słucha, ale ich rozumie. Bezinteresownie pomoże, jak trzeba, zawalczy o ważne sprawy, zawsze czujny i dobrze poinformowany.
– Bałaganiarz, choleryk i pracoholik – Ania Dąbrowska trochę niuansuje portret Piotra. – Ale też niezwykle oczytany, z dystansem do siebie i poczuciem humoru. Nie znosi patosu, a na odstresowanie aplikuje sobie punk rockowe koncerty.
Spacer po kulturze
Warsztaty Kultury są otwarte dla niekomercyjnych wydarzeń kulturalnych, takich jak Noc Kultury czy Jarmark Jagielloński. Organizują też wystawy, wystawiają sztuki teatralne. Finansowane są z Urzędu Miasta.
– Co mi to daje? Satysfakcję – uśmiecha się Koza. – Ojciec cały czas powtarzał, że mam być księdzem, więc pewnie dlatego mam misyjne zapędy.
Z Warsztatów idziemy do Tektury, mocno niezależnego miejsca. – Czasem już nie wiemy, czy to my nakręcamy tę budę, czy ona nas – śmieje się Ania Marcinek z kolektywu Tektura, lub oficjalniej: Przestrzeni Inicjatyw Twórczych „TEKTURA”. Działają w budynku z lat 20. ubiegłego wieku. Kilka pomieszczeń, w piwnicy sala do prób, wszystko w squatowym klimacie. Tektura działa tu od 2006 roku, robi koncerty, wystawy, wieczorki poetyckie (slamowanie), imprezy, projekcje filmów offowych i akcje społeczne. Stawia na działania niekomercyjne, pod prąd głównym nurtom.
– Co roku organizujemy ok. 200 wydarzeń kulturalnych, z czego 80 to koncerty, głównie zespołów offowych. Gramy hardcore punk, post punk, jazz, blues, reggae, klimaty akustyczne – dodaje Michał Wolny, też z kolektywu. – Najfajniejsze jest to, że Tektura jest nasza i jest taka, jacy sami jesteśmy.
Żegnamy się, bo właśnie kończą gotować zupę w ramach akcji Jedzenie Zamiast Bomb i – jak co tydzień od sześciu lat – zaniosą ją na Stare Miasto dla bezdomnych.
Kilka poziomów
– Gdy zakładaliśmy stowarzyszenie, najdłużej szukaliśmy nazwy – opowiada Piotr. Inspiracją była współpraca z uniwersytetem w Teremiskach, a dokładniej fragment książki Jacka Kuronia „Rzeczpospolita dla moich wnuków”: „Nowy porządek stymulowałby narodziny człowieka nowej jakości: homo faber (człowiek twórczy), uwalniając wszystkie pokłady kreatywności niejednokrotnie tłamszone przez dotychczasowy model szkoły”.
– Z nazwą utożsamiamy się na kilku poziomach – wyjaśnia Piotr. – Po pierwsze jest dla nas ważne to, co pisał i robił Jacek Kuroń. Poza tym uważamy, że nie musimy być artystami, możemy być po prostu dobrymi rzemieślnikami. A po trzecie Homo Faber kojarzy się ludziom z mniejszościami seksualnymi, a my działamy na rzecz grup dyskryminowanych i etykieta „homo” nam nie przeszkadza.
Piotr Choroś i Jacek Kuroń osobiście nigdy się nie spotkali.
*
KWESTIONARIUSZ
Piotr Choroś z lubelskiego Stowarzyszeniu Homo Faber, bohater tekstu Olimpii Wolf „Lokalna zmiana świata”, odpowiada na pytania opracowane przez studentów Polskiej Szkoły Reportażu.
Imię, nazwisko, wiek: Piotr Choroś, 31 lat.
Moje miejsce urodzenia: Iłża.
Moje miejsce dzisiaj: Lublin.
Jestem… ze wsi.
Robię… Homo Faber.
Byłam… w Czechach.
Będę… w Czechach.
Kultura to… przestrzeń która nas otacza i sposób, w jaki ją postrzegamy.
Polska to… kraj na północ od Czech.
Europa to… kontynent, gdzie nadal leżą Czechy.
Moja okolica zaczyna się… w Nasutowie.
Moja okolica się kończy… w Lipsku.
To, co robię jest ważne, bo… widzę zmianę.
Film, który zrobił na mnie ostatnio duże wrażenie… serial „Mad Man”, gdyż pokazuje zmianę na wyciągnięcie ręki.
Książka która zrobiła na mnie ostatnio duże wrażenie… Tony Judt „Powojnie”, bo uzmysłowiła mi, jak istotna jest tożsamość Europejska i projekt, którym jest Europa.
Największy wpływ wywarł na mnie… czas, kiedy mieszkałem przy ul. Wapiennej w Lublinie. Przezwyciężałem tam stereotypy – mieszkałem w miejscu zdewastowanym i nieciekawym, ale nikt mi nic nie ukradł, w sklepie czarnoskóry „szef” podawał tanie wino chłopakom z wytatuowaną „łezką”.
W ciągu tego roku chciałbym… aby Lublin zdobył tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016.
Za pięć lat chciałbym… uczestniczyć w Lublin 2016.
Ankieta jest uzupełnieniem tekstu Olimpii Wolf „Lokalna zmiana świata”, będącego częścią cyklu reportaży opisujących oddolne inicjatywy kulturalno-społeczne w różnych polskich miastach. Cykl powstał specjalnie dla Europejskiego Kongresu Kultury w ramach Polskiej Szkoły Reportażu działającej przy Instytucie Reportażu w Warszawie.
Źródło: http://www.culturecongress.eu/