W stolicy to w niepublicznych szkołach podstawowych dzieci najefektywniej zdobywają wiedzę. Obecnie działa w Warszawie 86 niepublicznych podstawówek. Jeszcze w 2009 roku było ich 64 – NGO-sy prowadziły co czwartą z nich. Ich sukces bierze się nie tylko z komfortowych warunków nauczania, ale też budowania wspólnoty wokół szkoły.
Na co może liczyć rodzic, wysyłając dziecko do niepublicznej szkoły i płacąc za to nawet kilkanaście tys. zł rocznie? Klasy liczące kilkunastu uczniów, nowocześniejsze zaplecze dydaktyczne, indywidualne podejście do ucznia.
Świetne wyniki należy interpretować szerzej
„Przy porównywaniu wyników uczniów szkół publicznych i niepublicznych nie należy osiągniętego przez szkołę średniego wyniku interpretować bezpośrednio jako wskaźnika jakości pracy szkoły. Na osiągnięcia uczniów wpływa wiele czynników, np. efektywność nauczania lub to, że szkoły publiczne mają obowiązek przyjmować wszystkie dzieci zamieszkujące w rejonie, zaś niepubliczne często selekcjonują uczniów w drodze rekrutacji” – można przeczytać w raporcie.
Samorządowe powinny uczyć się od niepublicznych?
W powszechnej świadomości szkoły niepubliczne, zarówno społeczne, jak i prywatne wrzuca się do jednego worka elitarnych placówek dla dzieci dobrze sytuowanych rodziców – a różnorodność jest tu wyjątkowa. Organem prowadzącym może być stowarzyszenie, fundacja, osoba fizyczna, spółka prawa handlowego, zgromadzenia i parafie, a nawet szkoły wyższe. – Musimy pracować nad definicjami, bo nie zawsze wiemy, czym tak naprawdę jest szkoła niepubliczna, co się kryje pod hasłem szkoła prywatna – podkreśla Alina Kozińska-Bałdyga. – W kraju demokratycznym powinny być różne szkoły, również te ekskluzywne. My chcemy wprowadzać określenie szkoły wspólnotowe, czyli współtworzone przez lokalną społeczność, zarówno publiczne, jak i niepubliczne, ale bezpłatne i prowadzone przez stowarzyszenia rodziców.
W szkołach niepublicznych znaleźć można rozwiązania, które można by stosować w szkolnictwie publicznym. Rodziców zaprasza się do budowania wspólnoty wokół placówki. – Te dobre rozwiązania powinny przenikać do szkół samorządowych – przekonuje Alina Kozińska-Bałdyga. – A w Polsce nie dopuszcza sie rodziców do zarządzania szkołą. To nie urzędnicy powinni kreować dobrą szkołę.
Uspołecznianie szkół
Szkoły wspólnotowe (community schools) to model dość powszechny w świecie. Są bezpłatne i prowadzą je lokalne społeczności, a jakość edukacji zależy od jej zaangażowania w sprawy placówki. W takich szkołach można testować różne rozwiązania w zarządzaniu.
– W Holandii aż 70% szkół to placówki stowarzyszeniowe. Już w 1920 roku rozpoczęto program przekazywania szkół rodzicom. Miało to chronić edukację przed wpływami polityków. Szkoły stowarzyszeniowe są finansowane jak te samorządowe. Celem uspołecznienia szkoły jest przede wszystkim podniesienie jakości edukacji. Szkoły samorządowe powinny iść w zarząd lokalnych społeczności – uważa Alina Kozińska-Bałdyga. – Dyrektora mogłaby wybierać społeczność szkolna, czyli rodzice i nauczyciele, a w szkołach średnich może też uczniowie. Jestem za demokratyzacją. To podwyższa jakość pracy szkoły, która odpowiada na oczekiwania rodziców. Rodzice powinni być świadomi sytuacji ekonomicznej szkoły i gminy.
Obecnie to samorząd decyduje o obsadzaniu stanowisk dyrektorskich w szkołach, które prowadzi. – Szczególnie w małych ośrodkach dysponowanie miejscami pracy to synonim władzy. Dokąd urzędnicy będą decydowali, nie ma mowy o tworzeniu wspólnoty w szkole.
Źródło: inf. własna