Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
ngo.pl używa plików cookies, żeby ułatwić Ci korzystanie z serwisuTen komunikat zniknie przy Twojej następnej wizycie.
Dowiedz się więcej o plikach cookies
Nie obawiam się NGO, wręcz przeciwnie: im bardziej są one zaangażowane, tym jestem spokojniejszy, bo wiem, że dzięki temu projekt będzie lepszy – o modzie na Pragę, potrzebnych zmianach i zagrożeniach, a także o udziale mieszkańców we wprowadzaniu Zintegrowanego Programu Rewitalizacji rozmawiamy z koordynatorem jego wdrażania, Jackiem Grunt-Mejerem.
Ignacy Dudkiewicz: –Czy wyczuwasz „modę na Pragę”?
Reklama
Jacek Grunt-Mejer: – Trochę ją widać: zaczęły tu choćby przychodzić wycieczki. Wzrasta przekonanie, że warto tu przyjść, że można tu znaleźć miejsca ciekawe, jedne z niewielu niezniszczonych przez wojnę. Do tego coraz więcej ludzi się na Pragę przeprowadza, znajduje tu swoje miejsce. Pojawiają się galerie, kluby, knajpy, więcej się dzieje. Cieszy to, że korzystają z tego też mieszkańcy Pragi, że nie tylko przyjeżdża „lewa strona”, bawi się i wraca. Pojawia się życie lokalne, zwiększa się liczba zaangażowanych, aktywnych mieszkańców. Tylko na mojej ulicy, Stalowej, mieszka około dziesięciu znanych aktywistów. Zwiększa się też kontrola społeczna, mieszkańcy patrzą urzędnikom na ręce. Praga się zmienia.
Zmienia się też jej wizerunek. Jeszcze niedawno – pewnie niesprawiedliwie – niektórzy łatwo łączyli: Praga, czyli dostaniesz w pysk.
J.G-M.: – Mieszkam tu od urodzenia i nigdy w pysk nie dostałem. Warto też spojrzeć na kontekst – kilka lat temu mieszkali u nas couchsurferzy z USA, którzy kręcili tutaj film. Dużo chodzili po Pradze, mieli drogi sprzęt, siłą rzeczy zwracali na siebie uwagę. Gdy szli Brzeską, sugerowaliśmy, żeby nie eksponowali tak aparatu. Jeden z nich odpowiedział: „proszę cię, żyję w Stanach. Tutaj nigdzie nie jest tak niebezpiecznie, jak bywa u nas”. Praga ma ponadto swój prawdziwie miejski klimat. Ludzie z Wrocławia, Poznania czy Krakowa przyjeżdżają tu i mówią, że dobrze się czują: bo jest zabudowa pierzejowa, jest mało bloków, budynki są blisko siebie, jest wąsko, a wszędzie widzisz sklepy. To ogromny potencjał na miasto w prawdziwie ludzkiej skali.
Czy Zintegrowany Program Rewitalizacji, którego wdrażania zostałeś koordynatorem, ma na celu dalszą zmianę wizerunku Pragi – poprzez malowanie kamienic i kładzenie ładnej kostki brukowej?
J.G-M.: – Znacznie więcej. Po pierwsze, obszarem rewitalizacji jest objęta nie tylko Praga, ale też spore, przylegające do Pragi części Targówka i Pragi Południe. W programie określono też punktowe interwencje w innych dzielnicach. Po drugie, to naprawdę kompleksowy program – inaczej bym się w jego realizację nie zaangażował. Bardzo ważną częścią programu rzeczywiście jest remont budynków, ale nie tylko fasady – żeby było co pokazać turystom – chodzi o prawdziwą zmianę standardu życia setek rodzin.
Czyli?
J.G-M.: – Podłączenie do sieci ciepłowniczej, zapewnienie ogrzewania i ciepłej wody, zlikwidowanie wspólnych łazienek, uczynienie z toalet w mieszkaniach standardu. W niektórych miejscach na Pradze tego wciąż nie ma. Ludzie płacą ogromne rachunki za prąd, bo dogrzewają się zimą. Ale nie mają wyjścia, kiedy dach nie jest właściwie zaizolowany, okna są nieszczelne, a ogrzewanie działa na węgiel. To rzeczy, które trzeba zmienić.
Mieszkań też po prostu brakuje.
J.G-M.: – Zasób komunalny będziemy odnawiać i rozbudowywać, budując domy, dobudowując piętra (oczywiście po konsultacjach z konserwatorem). Budownictwo społeczne powinno wreszcie rozwinąć skrzydła, wiele budynków będzie przekazywanych miejskiej spółce – TBS (Towarzystwo Budownictwa Społecznego). Warto też pokazać konkretne liczby – program przewiduje powstanie ponad tysiąca nowych mieszkań, prawie siedemset mieszkań ma powstać w kompleksowo wyremontowanych budynkach zabytkowych. Pięć tysięcy ma być podłączonych do sieci cieplnej, trzy tysiące ma zostać wyremontowanych. Potrzeby są bardzo duże i dostępność mieszkań musi się zwiększyć.
Wielki projekt.
J.G-M.: – Tak. Trzeba też wspomnieć o tym, że to nie tylko projekt związany z mieszkaniami – w ramach programu mają powstać trzy centra aktywności lokalnej, cztery centra kulturalne, trzy centra przedsiębiorczości, zadbamy także o poprawę jakości przestrzeni publicznej. Ładny chodnik to rzecz w codziennym użytkowaniu istotna: dzięki temu, idąc z wózkiem, nie wpadam co chwilę w dziurę, nie pokonuję krawężników przy przejściu dla pieszych, wielkich kałuż i nie muszę omijać aut parkujących na chodniku. To robi różnicę. Oczywiście, to wszystko także zmieni wizerunek Pragi, ale jedynie przy okazji.
Wyrzucenie aut z chodników nie wszystkim się spodoba…
J.G-M.: – Chodniki wolne od samochodów spodobają się z pewnością osobom, których głos jest często dużo słabiej słyszalny. Osoby, które prowadzą wózki dziecięce czy które same są na wózkach, ludzie, którzy mają problemy z poruszaniem się, prowadzą za ręce dzieci do przedszkola, ciągną wózeczki z zakupami, trzymają duże siatki… Wystarczy trochę poobserwować chodnik, żeby zobaczyć, jak dużo takich ludzi porusza się w mieście i jak trudno im czasem się minąć, bo przestrzeń zajmują zaparkowane na chodniku auta. Ten sposób parkowania to rozwiązanie prowizoryczne także z innych powodów – auta poruszające się po chodniku są niebezpieczne dla pieszych. Warto też zwrócić uwagę, że jest też niewygodny dla samych kierowców, krawężnik przecież nie ułatwia parkowania.
Kierowców może to nie przekonywać…
J.G-M.: – Nie oznacza to oczywiście, że miejsca parkingowe znikną – po prostu podstawą organizowania przestrzeni będzie wyznaczenie miejsc parkingowych na jezdni lub w zatokach parkingowych. Nie chcemy też zaskakiwać mieszkańców, ważny jest udział mieszkańców przy realizacji programu. To gigantyczny dokument (ma ponad 250 stron), który daje dużą szansę na prawdziwą zmianę – w taki sposób, który będzie odpowiadał ludziom. Wiele rzeczy jest jeszcze otwartych. Kiedy będziemy kolejne projekty realizować, na pewno będziemy je wcześniej konsultować – część zresztą jest już skonsultowana. Udział lokalnej społeczności musi być duży, bo choć niektóre pomysły – jak remont kompleksu otwartych basenów na Namysłowskiej – nie budzą kontrowersji, to inne będą wywoływać spory. Ludzie muszą mieć możliwość wypowiedzenia się.
Jak będziecie sobie radzić z takimi konfliktami?
J.G-M.: – Rozmawiając i przekonując. Musimy też działać w zgodzie z innymi strategiami miejskimi, takimi jak Strategia Rozwoju Transportu. Takie rzeczy jak priorytet dla ruchu pieszego, rowerowego i komunikacji zbiorowej są tam zapisane. To będzie duży wysiłek, by przekonać mieszkańców, że te projekty, nawet kosztem ruchu samochodowego, mają sens i służą dzielnicy.
Każdy projekt, nawet najlepszy, będzie lepiej przyjęty, jeśli ludzie go zaakceptują na etapie planowania. Świetnym przykładem jest historia Ogrodu Krasińskich, którego plan remontu był bardzo krytykowany. A teraz widać, że jest bardzo lubiany. Błąd władzy nie polegał na złym projekcie, ale na zignorowaniu mieszkańców. Tu jest zupełnie inaczej – program, o którym dziś mówimy, był od samego początku, a więc od 2013 roku, konsultowany przez bardzo wiele środowisk. Do programu zgłoszono 273 uwagi, 136 uwag uwzględniono, 79 częściowo uwzględniono, każda uwaga została skomentowana i odpowiedź była uzasadniana. Nie znam innego, tak dobrze skonsultowanego dokumentu w Polsce.
Jaką widzisz rolę organizacji pozarządowych we wprowadzaniu Programu Rewitalizacji?
J.G-M.: – Bardzo istotną i różnorodną. Będziemy ogłaszać konkursy na prowadzenie konkretnych działań – głównie z obszarów kultury, animacji, edukacji i pomocy społecznej. Mam nadzieję, że będą to w większości projekty kilkuletnie. Jestem też na bieżąco w kontakcie z mnóstwem organizacji. Będę je informować o projektach z wyprzedzeniem, nie chcę niczego chować czy zostawiać na ostatnią chwilę. Nie obawiam się NGO, wręcz przeciwnie: im bardziej są one zaangażowane, tym jestem spokojniejszy, bo wiem, że dzięki temu projekt będzie lepszy. A na tym nam wszystkim przecież najbardziej zależy. Głos NGO to najczęściej rozsądny głos zaangażowanych mieszkańców. Trzeba mieć do niego zaufanie. Istotny jest dla mnie także głos grup nieformalnych – przecież poza NGO jest mnóstwo zaangażowanych osób, które organizują się wokół konkretnych spraw, jak choćby Targowa Dla Ludzi.
W końcu to mieszkańcy będą ostatecznie oceniali efekty waszych wysiłków…
J.G-M.: – Otóż to. I mam bardzo duże nadzieje związane z działaniami, które mogą przyciągnąć ludzi tu mieszkających. Bardzo zależy nam na daleko idącej dostępności wszystkich tych miejsc – domów kultury, świetlic, teatrów. Warto, żeby ich oferta była skierowana nie tylko do klasy średniej. Dlatego będziemy walczyć o sztukę dla wszystkich. Temu właśnie mają służyć takie projekty jak choćby centrum społeczno-kulturalne w Pałacyku Konopackiego.
Którego powstanie stało się przy okazji areną sporu symbolicznego. Jedni chcą tu centrum kultury, inni Muzeum Żołnierzy Wyklętych.
J.G-M.: – Staram się omijać tego typu rafy i nie wchodzić w takie dyskusje. Ważny jest głos mieszkańców. A ci, podczas konsultacji społecznych, jednoznacznie wskazali, że chcieliby, by Pałacyk pełnił rolę lokalnego centrum kultury. Brakuje tu podobnej placówki. Muzeum nie jest tego rodzaju miejscem.
A Muzeum Warszawskiej Pragi?
J.G-M.: – To inny przypadek, bo Muzeum Pragi ma lokalny charakter. Oczywiście, nie będziemy tworzyć jedynie lokalnych instytucji. W Programie Rewitalizacji są też duże projekty, takie jak Sinfonia Varsovia, realizowane, mówiąc „po prasku”, po drugiej stronie torów.
To znaczy?
J.G-M.: – Praga jest poszatkowana liniami kolejowymi. Po pierwsze, linią prowadzącą do dworca Wileńskiego, która oddziela Starą Pragę od Nowej. Mieszkając na Nowej Pradze i widząc po wyjściu z domu mieszkanie moich rodziców, którzy mieszkają po drugiej stronie torów, w linii prostej mam do nich może 300 metrów, ale przebyć muszę półtora kilometra. To samo dotyczy linii torów przy Dworcu Wschodnim, gdzie także brakuje przejść przez tory. A przecież w wielu miastach Europy budowane są naziemne przejścia przez tory – to nie jest żadna ekstrawagancja. Kiedy ich nie ma, również nasze działania tracą. Chcemy budować nowe miejsca, a ludzie, którzy mają w linii prostej bardzo blisko do tych już istniejących, jak Lubelska 30/32, tam się nie wybiorą, bo muszą iść naokoło. Łatwość dotarcia do różnych punktów, nowych domów kultury też będzie ważna. Naprawdę musimy myśleć całościowo.
Musimy także dlatego, że potrzebne są wielkie zmiany, a nie jedynie drobny lifting. Ale to wskazuje na lata zaniedbań. Hanna Gronkiewicz-Waltz podczas jednego ze spotkań wokół Programu Rewitalizacji powiedziała: „Ruszamy z tym, ale pracy jest na kilkadziesiąt lat”. Aż chciałoby się zapytać, jak można było do tego dopuścić.
J.G-M.: – Mamy do czynienia z wieloletnimi zaniedbaniami na Pradze. Nie da się ich nadgonić w rok czy dwa. Program Rewitalizacji to bardzo dobry początek zmian. Przy czym nie rysujmy obrazu Pragi jako dzielnicy, w której nic nie działa. Kamienice bez łazienek w mieszkaniach i miejskiego ogrzewania to wstydliwe, ale jednak rzadkie przypadki. Praga to nie skansen. Trzeba zapewniać standard mieszkań, dobrą jakość przestrzeni publicznej, bezpieczne poruszanie się, ładną okolicę, ale także dbać o integrację mieszkańców. Nie można tego rozdzielać.
Ostateczny cel, jaki nam przyświeca, a który wymaga obu rodzajów działań, zakłada, żeby na Pradze się po prostu lepiej żyło. Żeby ludzie, którzy się tu sprowadzają, chcieli tutaj nie tylko spać, ale też spędzać czas wolny, żeby nie wsiadali w auto i nie wieźli swoich dzieci na plac zabaw na Kępę Potocką. Trzeba tworzyć przestrzeń i ofertę dla wszystkich.
Nie wszyscy chyba to rozumieją.
J.G-M.: – Szkodliwe jest myślenie, że rewitalizacja to działania wokół obszarów problemowych. Rewitalizacja nie dotyczy tylko bezrobotnych czy uzależnionych. To program zmian na obszarze, na którym mieszkają różni ludzie, także ci z klasy średniej, którzy sobie dobrze radzą, kupili mieszkanie na wolnym rynku i wybrali prawą stronę Wisły, bo tutaj jest miło, tanio czy modnie.
To ja.
J.G-M.: – Otóż to. I chodzi o to, żebyś także ty poczuł się częścią tej przestrzeni i nie odsuwał się od mieszkańców, którzy mieszkają tu dłużej od ciebie. Żebyś nie miał poczucia, że oferta, którą tworzy tutaj miasto, nie jest dla ciebie czy twoich dzieci. Żebyś się wciągnął i integrował, a twoje dziecko nie rezygnowało z zajęć, ponieważ chodzi na nie też dziecko, które ma ojca alkoholika. Chcemy stworzyć warunki i zachęcać ludzi do życia tutaj i odnalezienia się wśród ludzi, którzy są różni. Inaczej Praga stanie się kolejną sypialnią, której niektórzy mieszkańcy wszystkie aktywności – pracę, szkołę, znajomych – będą podejmować po drugiej stronie rzeki.
To świetny cel. Tylko czy nie masz poczucia, że działasz wbrew generalnym procesom społecznym? Że próbujesz zawrócić kijem Wisłę?
J.G-M.: – Chciałbym spróbować. Społeczeństwa generalnie szczęśliwe, to społeczeństwa bez nierówności, mocniej zintegrowane i bardziej egalitarnie myślące o usługach publicznych.
Program rewitalizacji tego nie załatwi.
J.G-M.: – Nie załatwi, ale trochę ułatwi. Musimy walczyć o to, żeby dzieci z większym potencjałem nie uciekały do szkół na lewą stronę miasta, bo już na samym początku nie poznają swoich sąsiadów. Kontakt zostaje zerwany. Program rewitalizacji sobie z tym nie poradzi, ale może polepszać warunki i przestrzeń, w której integracja mogłaby zachodzić. Uatrakcyjnienie przestrzeni na Pradze, ułatwienie funkcjonowania, być może przeniesienie niektórych urzędów, tworzenie miejsc pracy – to wszystko działania, które mogą pomóc w tym, by mieszkańcy Konesera, Soho czy Portu Praskiego, chociaż mają metro pod nosem, nie uciekali ze swoich pięknych mieszkań do centrum i załatwiali swoje sprawy na miejscu.
A nie boisz się dla odmiany gentryfikacji przynajmniej części obszarów Pragi? Tego, że małe sklepiki, punkty rzemieślnicze czy bazary zostaną wyparte przez kolejne placówki banków i telefonii komórkowych?
J.G-M.: – To nam raczej nie grozi. Wspieranie lokalnego handlu i rzemiosła jest jednym z istotnych założeń programu rewitalizacji. Stworzenie dobrej polityki lokalowej było wyzwaniem dla warsztatów zorganizowanych przez Stowarzyszenie Architektów Polskich, których efekty stanowią istotny wkład do programu rewitalizacji. Na Pradze wyjątkowo dużo lokali należy do miasta, więc mamy bardzo duży wpływ na to, co się w nich znajdzie. To też jest zawarte w programie – nie będziemy robić konkursów na zasadzie: jest lokal, kto da więcej, bo szewc zawsze przegra z bankiem. Zamiast tego będziemy rozpisywać konkurs na lokal pod konkretne usługi.
Na Pradze wielu rzeczy nie da się popsuć, układ ulic wymusza pewne rozwiązania. Zresztą to jest atrakcyjne! Właśnie to przyciąga na Pragę, że idziesz ulicą i masz po kolei: sklep spożywczy, szewca, weterynarza, antykwariat, tanią jadłodajnię, obok której jest galeria sztuki. Niedaleko siebie masz burgery za 18 złotych, ale i Kuchnię Czerwony Rower, gdzie cały dwudaniowy obiad kosztuje 9 złotych. Chcielibyśmy, aby to mogło funkcjonować, teraz wiele miejsc nie daje rady się utrzymać, często lokale świecą pustkami.
Nie mogę nie zapytać. Dlaczego zdecydowałeś się na pracę w urzędzie?
J.G-M.: – Myślałem o tym od dłuższego czasu. Chciałem mieć faktyczny wpływ na to, co się dzieje dookoła mnie. Już wcześniej angażowałem się w rozmaite projekty, jak zmiany na placu Wileńskim czy na Targowej. Pewne rzeczy udało się wywalczyć. Ale chciałbym być w tych procesach wcześniej, pomagać w ich konsultowaniu, sprawiać, by projekt, który wyjdzie z urzędu, był dobry. Praca w urzędzie mi na to pozwala.
Jak koledzy aktywiści przyjęli twoją decyzję?
J.G-M.: – Dostałem wiele wsparcia. Ale mam też poczucie ogromnej odpowiedzialności, wiem, że ludzie na mnie liczą. A przecież znam też swoje ograniczenia. Nie jestem prezydentem, jestem koordynatorem wdrażania Zintegrowanego Programu Rewitalizacji. Ale będę robił, co mogę, żeby, nie mając władzy nad jednostkami samorządowymi, pomagać im w dobrej pracy dla mieszkańców. Przecież urzędnikom też na tym zależy, też chcą, żeby ich robota służyła czemuś fajnemu i pożytecznemu. A przy wielu projektach rewitalizacyjnych nie możemy sobie pozwolić na fuszerkę. Dlatego musimy działać razem. Do czego zapraszam.
Jacek Grunt-Mejer – psycholog, absolwent Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Matematyczno-Przyrodniczych UW, doktorant na Wydziale Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego, autor bloga „Strefa Piesza”. Obecnie koordynator wdrażania Zintegrowanego Programu Rewitalizacji m.st. Warszawy.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.