Ile miejsca w Warszawie na kulturę? Do kogo należy stolica? Do deweloperów, urzędników, artystów, mieszkańców? Odpowiedzi szukali uczestnicy debaty i warsztatów kreatywnych z cyklu DNA Miasta.
– Przestrzeń Warszawy nie jest łatwo dostępna dla kultury – stwierdziła Joanna Mytkowska, dyrektorka Muzeum Sztuki Nowoczesnej. Podobnego zdania byli również pozostali goście debaty – architekci Grzegorz Buczek oraz Peter Richards.
Mytkowska pytała, kto i w jakim stopniu odpowiada za kulturę w mieście: organizacje pozarządowe, instytucje kultury czy władze miasta? – Różne podmioty, które mają wartościową wizję kultury w mieście muszą coraz częściej ze sobą rywalizować; konkurować o dostęp do środków. Wciąż nie wiemy, w jaki sposób definiować kierunki rozwoju kultury. Potencjał Warszawy nie został jeszcze w pełni wykorzystany – stwierdziła.
Budowanie lokalnej tożsamości
Peter Richards słusznie podkreślał, że Warszawa powinna zacząć od budowania swojej tożsamości na poziomie dzielnicy. – Miasto jest jak mozaika. Niejednorodne. Warto w staraniach o tytuł ESK ten fakt wykorzystać. Poświęcić czas i energię na budowanie więzi sąsiedzkich. To dobry sposób na zaktywizowanie mieszkańców. Pokazanie, że to nasza wspólna sprawa. Bez tego zaangażowania niewiele osiągniemy.
Richards zachęcał do animowania życia społeczno-kulturalnego w dzielnicach. – Stwórzmy dzielnicowe festiwale kultury, zamknijmy na jeden dzień w każdej z nich jakąś ulicę. Oddajmy przestrzeń mieszkańcom i artystom. Niech formuła ulicznego święta dzielnicy stanie się pretekstem do nawiązania współpracy pomiędzy organizacjami pozarządowymi, władzami, mieszkańcami i przedstawicielami biznesu.
Centralne planowanie kontra oddolne działania
Zdaniem Petera Richardsa Rada Miasta powinna pełnić rolę protektora i przewodnika wyznaczającego kierunki rozwoju w porozumieniu z mieszkańcami. – Kiedy myślę o rewitalizacji ulicy Francuskiej, to wydaje mi się, że jest robione jakby od końca. To nie jest rewitalizacja tylko remont. Nikt nie zadbał o włączenie w ten proces mieszkańców ulicy, a i sami mieszkańcy nie dojrzeli, albo nie wiedzą, że mogą to zrobić – stwierdził.
Paneliści zgodnie uznali, że współczesne miasto nie będzie dobrze funkcjonowało, jeśli zachodzące w nim zmiany nie będą konsultowane z mieszkańcami. – Musimy wzmacniać mechanizmy partycypacji. Przygotowywać zarówno władzę, jak i mieszkańców do prowadzenia partnerskiego dialogu. Coraz więcej debat, spotkań, niewiele jednak z tego wynika. Wciąż nie potrafimy przekuć tego w realne działania – martwił się Grzegorz Buczek.
Lubię Warszawę
W trakcie warsztatowej części spotkania uczestnicy pracowali nad określeniem priorytetu, który chcieliby przedstawiać jako obywatelską propozycję urzędnikom odpowiedzialnym za starania o uzyskanie tytułu ESK.
– Zacznijmy od narzekania. Powiedzcie, jakie imprezy w przestrzeni publicznej wam się nie podobały i dlaczego? Które z nich nie wniosły zasadniczej wartości do życia kulturalnego miasta? – zachęcali organizatorzy.
I choć zgromadzeni stwierdzili, że wszystkie zrealizowane przedsięwzięcia są w mniejszym lub większym stopniu Warszawie potrzebne, to na pewno można wskazać imprezy, które wymagają gruntownego przeformułowania. Wśród najczęściej wymienianych znalazły się krytykowane za złą organizację festiwale: Rewizje, Lato Konesera i Przemiany.
Jako podstawę do dalszej części rozważań wykorzystano sformułowania przygotowane jako efekt konsultacji Biura Kultury z Komisją Dialogu Społecznego ds. Kultury. Dwie pracujące niezależnie grupy warsztatowe (w skład których weszli m.in. niezależni animatorzy kultury, socjolodzy, ekonomiści, studenci i mieszkańcy zainteresowani kulturą w stolicy) niemal jednogłośnie uznały, że jednym z ważniejszych wyzwań, jakie obecnie rysują się przed Warszawą jest zakorzenienie działań kulturalnych w konkretnej przestrzeni miasta.
Uczestnicy zdecydowali, że w pierwszej fazie starań o tytuł ESK Biuro Kultury powinno położyć nacisk na wspieranie działań budujących pozytywne relacje mieszkańców z miastem, szczególnie poprzez aktywizację środowisk lokalnych, włączanie nowych grup uczestników oraz wspieranie tzw. community arts, a w długofalowej perspektywie wpisanie kultury w mapę miasta.
Czyja odpowiedzialność?
– Spiszemy najważniejsze postulaty i przekażemy je do Biura Kultury – obiecał Wojciech Przybylski (Res Publica Nova), który moderował spotkanie i dodał na zakończenie: – Mam nadzieję, że już wkrótce spotkamy się, żeby zastanowić się, co możemy zrobić w kontekście rewitalizacji brzegów Wisły i przygotowania do kolejnej edycji Festiwalu Przemiany.
Inicjatywy takie jak DNA Miasta, WUW czy Reanimator są cenne. Szkoda jednak, że nie mają wystarczającego przełożenia na konkretne działania. Może już czas, żeby przedstawiciele kultury niezależnej połączyli siły i zaczęli pracę pod wspólnym szyldem? Czy takim jednoczącym adresem może stać się Komisja Dialogu Społecznego ds. Kultury? Warszawa potrzebuje i dyskusji i programu rozwoju i silnego podmiotu, który dopilnuje realizacji wypracowanych przez ostatni rok postulatów.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)