FRĄCZAK: Trzeba stworzyć wspólna wizję tego, czym powinna być organizacja pozarządowa oraz zgodzić się na poświęcenia. Dopiero wtedy można zacząć budować markę lub marki organizacji – pozarządowej, społecznej, obywatelskiej.
Kto ma budować wizerunek sektora? Moim zdaniem odpowiedź jest prosta – każdy związany z organizacjami pozarządowymi. Gdyby ów „każdy” w swojej organizacji zadbał o to, by wszyscy, którzy się stykają z jego organizacją, wiedzieli, że prowadzi ona działalność przynosząca społeczny pożytek, że jest to działalność oparta na jasnej i zrozumiałej dla wszystkich misji, prowadzona w celach społecznych, a nie zarobkowych, oraz że cieszy się społecznym poparciem – nie byłoby problemu.
Brak nam wizji
Problem polega jednak na tym, że nie wszystkie organizację są takie. Każdy ma prawo zrzeszać się w dowolnych celach byleby nie sprzecznych z prawem. Cele fundacji również mogą być bardzo szerokie, więc nawet oficjalnie niektórzy polecają tę formę prawną jako dobry sposób na prowadzenie działalności gospodarczej. Dodatkowo, wśród organizacji zdarzają się i takie, których rzeczywiste cele, a czasem nawet tylko sposób działania, nie licują z przedstawionym wizerunkiem. Stąd też dość powszechne przekonanie, że organizacje pozarządowe to jedynie przykrywka do robienia interesów, znalezienia dla siebie pracy, zarabiania na naiwności innych. Oczywiście, nie o taki wizerunek nam chodzi, ale…
Ale kolejnym problemem jest to, że my sami także nie mamy spójnej wizji organizacji pozarządowej. Nie do końca wiemy, jaka powinna być (bo przecież każda jest inna), bronimy się przed oceną innych (bo przecież nasza organizacja jest niezależna), nie chcemy się pozwolić zaszufladkować (bo przecież nikt nie chce sobie wiązać rąk przedwczesnymi deklaracjami). A ponieważ i tak nasze zasoby w większości czerpane są z funduszy publicznych i prywatnych, a nie od opinii publicznej (zbiórki, składki), to efekty tego złego wizerunku nie dotykają nas bezpośrednio.
Brak nam komunikatu
Ostatecznie pływamy więc w mętnej wodzie. Nie jest to jednak wina, mam nadzieję, przebiegłości czy celowych działań. To wina naszej słabości, słabości sektora (niektórzy nawet nie wierzą, że coś takiego jak trzeci sektor w ogóle istnieje) i braku wspólnego komunikatu, który chcielibyśmy przekazywać dalej.
Jedni zwrócą uwagę na pojęcie „działalności społecznej”. „Tak, ale godziwie wynagradzanej” – dodadzą drudzy. „Pełny profesjonalizm” – podniosą kolejni. A jeszcze następni wskażą na wartość nieformalnych działań, braku biurokracji i przyjacielskich relacji. Jedni powiedzą: „my, zgodnie z zasadą subsydiarności, oczekujemy przekazania nam większej liczby zadań publicznych (z odpowiednimi pieniędzmi oczywiście)”, drudzy dodadzą: „przy czym musimy też zachować pełną niezależność i wara innym od tego, co robimy w naszej organizacji”. Podobne przykłady można mnożyć w nieskończoność. Nie sposób sklecić z nich pozytywnego wizerunku organizacji pozarządowej jako takiej.
Potrzeba poświęcenia
Pozostaje jedynie walka o wizerunek naszej własnej organizacji lub próba stworzenia standardów, które przykręcą wymagania, nie zmieniając jednocześnie ogólnego wydźwięku działalności społecznej w społeczeństwie. Nie są to oczywiście rozwiązania idealne. Czy jest jednak inne? Oczywiście jest, ale jego wprowadzenie nie jest łatwe. Próbą jego realizacji jest stworzenie strategii rozwoju sektora obywatelskiego, w której problem wizerunku organizacji jest jednym z kluczowych tematów. Trzeba jednak ustalić tę wspólna wizję (pewien model, ideał), zgodzić się na poświęcenia („chcesz być piękny, cierp”) i dopiero wtedy zacząć budować markę lub marki organizacji – pozarządowej, społecznej, obywatelskiej…
Źródło: inf. własna (ngo.pl)