Pozbawiłby III sektor pieczątek i księgowych, bo szkodzą organizacjom. Kibicuje ruchom miejskim, bo widzi w nich prawdziwą pasję działania. A działać trzeba, bo jego zdaniem miasta to twory „kalekie”. Niektórzy mówią o nim „Herbst-hipster”, niepokorny dwudziestoparolatek w skórze eksperta.
– Krzysztof generalnie nie lubi administracji i ustalonych struktur, a pociąga go witalność. Myślę, że z tego powodu przylgnął do oddolnych, zwykle lewicowych ruchów, które opierają się na osobach młodych. Rozumiem jego zamiłowanie, bo sama wyrosłam w Komunie Otwock – opowiada Ilona Gosk, szefowa Biura Polityki Społecznej w Kancelarii Prezydenta i była szefowa Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych.
Kontredans z władzą
To jednak właśnie – jak to sam ujmuje – „w kontredansie” z administracją przebiegała jego kariera socjologa-urbanisty – najpierw w Instytucie Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, potem od 1982 roku także w zespole prof. Jerzego Regulskiego, obecnego doradcy prezydenta RP, a wówczas pracującego w ramach Komisji ds. Reformy Gospodarczej nad zmianami w samorządzie w ogarniętym głębokim kryzysem PRL-u.
W III RP Krzysztof Herbst też zaangażował się w reformę samorządową wspólnie z prof. Regulskim. Współpraca z władzą, niezależnie od systemu, to, jego zdaniem, zmora każdego planisty-urbanisty.
– Władza jest raczej oportunistyczna, poddaje się naciskom chwili, niż planuje i konsekwentnie realizuje plan. Dość szybko mi się wydało, że podstawową formą nacisku jest aktywność obywateli, że oni sami coś robią i sami czegoś bardzo chcą. Przy nieświadomych obywatelach demokracja nie ruszy – podkreśla Krzysztof Herbst.
Kiedy w 1989 roku rodząca się polska demokracja potrzebowała na gwałt społeczeństwa obywatelskiego, Krzysztof Herbst został dyrektorem Fundacji Rozwoju Demokracji Lokalnej, założonej przez Jerzego Regulskiego, a po chwili zaangażował się w działania Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, którą będzie później kierował do 2002 roku. – Znaleźliśmy się na celowniku Jacka Kuronia, który bardzo chciał, żeby walka z już pojawiającymi się problemami, z bezrobociem, dezintegracją społeczną, polegała na pobudzeniu aktywności obywateli. Zawarliśmy nieformalny pakt, że będziemy organizowali taki system – wspomina Krzysztof Herbst.
Podróże i kryzys w FISE
Kiedy okazało się, że rewolucję ustrojową udało się przeprowadzić bezkrwawo, a Polska okazała się żywym dowodem na sukces, eksperci znad Wisły zaczęli jeździć w inne w inne części Europy Środkowo-Wschodniej. Krzysztof Herbst zaczął wyjeżdżać do Rosji, na Bałkany – jako obserwator lub ekspert i konsultant ds. samorządności. W Bośni Krzysztof Herbst wylądował w 1997 roku w grupie obserwatorów wyborów lokalnych. Trafił do chrześcijańskiej wioski w kraju muzułmańskim.
– To były niesłychanie silne wrażenia, bo przyjechaliśmy po wygaśnięciu konfliktu zbrojnego, ale ze wszystkimi bardzo widocznymi efektami fizycznymi. Zetknąłem się z problemami, których nie rozumiałem, bo Polska jest w gruncie rzeczy krajem, w którym nie mamy ostrego problemu mniejszości – opowiada.
Drugi raz na Bałkany Krzysztof Herbst trafił już dwa lata później. W 1999 roku m.in. z Janiną Ochojską, Jakubem Wygnańskim i Kubą Boratyńskim pojechał do Kosowa. To okazał się punkt zwrotny dla kierowanego przez niego FISE. Tam poznał Ilonę Gosk, wówczas współpracującą ze Stowarzyszeniem Komuna Otwock. Krzysztof Herbst zaproponował jej pracę w FISE. – Sprawił wrażenie osoby niepokornej i bardzo niezależnej w sądach – wspomina Ilona Gosk. – Pamiętam, że przestrzegano mnie przed podjęciem pracy w FISE. Nie miało ono wtedy dobrej prasy – przyznaje.
W ciągu następnych trzech lat zespół Fundacji faktycznie się rozpadł. Organizacja znalazła się na równi pochyłej. – Krzysztof Herbst idzie pod prąd. Jest osobą, która czerpie z życia pełnymi garściami. Nie potrafi sobie odmówić nowych wyzwań, nowych przyjemności. Dużo bardziej niż w zarządzanie FISE był zaangażowany w wyjazdy na wschód i południe Europy. Kiedy zaczęłam pracę w FISE, miałam poczucie, że to statek, który dryfuje i powoli tonie.
Niecierpliwy ekspert
W 2003 roku Krzysztof Herbst zaproponował Ilonę Gosk na stanowisko prezeski. Od tamtego czasu organizacja „ustabilizowała” swój kurs. Krzysztof Herbst postawił na osobę, która okazała się jego charakterologicznym przeciwieństwem. – Myślę, że niecierpliwość to ważna cecha Krzysztofa. Jestem dużo bardziej elastyczna. Wydaje mi się, że dużo bardziej potrafię dopasować się do innych i szukać przestrzeni kompromisów. Krzysztof raczej kompromisów nie szuka – uważa Ilona Gosk. To szczególnie było widoczne w przypadku wyboru nowego kursu FISE. – Założyłam sobie, że spośród wielu pól aktywności wybierzemy kilka wątków, w których będziemy się specjalizować. Krzysztof z kolei próbował nas nakłonić, żebyśmy skoczyli w jakąś ciekawą część świata, by zająć się zupełnie czymś innym.
Przekazanie władzy w Fundacji Krzysztof Herbst uważał za najrozsądniejsze wyjście. – Uważałem, że na tym polega rozwój organizacji, by w pewnym momencie przestał to być prywatny wynalazek jednego faceta. To pozwoliło mi zająć miejsce, które z powodu wieku było bardziej naturalne, czyli stanowisko wiceprezesa-wolontariusza, który angażuje się na tyle, na ile potrzeba.
Niecierpliwość to w przypadku Krzysztofa Herbsta niejednoznaczna cecha. Sam uważa, że ona rozstrzyga w jego życiu. – Temperament nie pozwala mi na wytrzymanie w nauce, ale ciekawość nie pozwala mi na jej opuszczenie. Całe życie tkwię w rozkroku między praktyką a uogólnieniem, teorią.
Z pewnością niepokorność, niecierpliwość przyciąga do niego młodych warszawskich aktywistów. Ma wśród nich wielu fanów – należy do nich Grzegorz Lewandowski, który miał okazję współpracować z Krzysztofem Herbstem w Zespole Konsultacyjnym przy tworzeniu Programu Rozwoju Kultury. – Wygląda, że w środku jest 25-latkiem. Herbst-hipster. Doskonale dogaduje się z młodymi ludźmi, którzy włączają się w stołeczne reformy. Ma w sobie młodzieńczą ciekawość świata i chęć zaangażowania – opowiada. – Potrafi odnaleźć się jako ekspert w często trudnych kontaktach z urzędnikami i lokalnymi politykami. Bardzo mi się u niego podoba stanowczość w zetknięciu z władzą. Nie jest to okazywanie braku szacunku, tylko mocne stawianie sprawy – dodaje.
Zdaniem twórcy Chłodnej25 lepiej byłoby dla Warszawy, gdyby Krzysztof Herbst zajmował w urzędzie miasta stanowisko decyzyjne. – Może mógłby być wiceprezydentem miasta. On chyba jednak zbytnio ceni swoją niezależność i swobodę.
Mimo doświadczenia we współpracy z administracją i przekonaniu, że jest oporna na reformy, na współpracę z Urzędem m.st. Warszawy jednak się skusił – został zaproszony do zespołu zajmującego się tworzeniem Społecznej Strategii Warszawy. Tu raczej miał funckcję cierpliwego stratega niż niepokornego eksperta.
– Z jednej strony mocno stawia sprawę, z drugiej szuka kompromisów. Tworząc Społeczną Strategię Warszawy – jeden z ważniejszych strategicznych dokumentów stolicy – Krzysztof doświadczył tego, jak irytująco powoli przebiegają procesy miejskie. Podczas prac nad PRK uprzedzał nas, byśmy nie oczekiwali szybkich efektów i uzbroili się w ogromną cierpliwość. I miał rację – mówi Alina Gałązka.
Łódka „NGO” może się wywrócić
Wyrazistość poglądów ujawnia się, gdy zapytać Krzysztofa Herbsta o III sektor. – Jesteśmy w sekcji, która się nazywa „wykup zobowiązań państwa”. Jestem zwolennikiem poglądu, że może mamy społeczeństwa obywatelskiego dużo w sensie formalnych papierów, zarejestrowanych organizacji, ale tak naprawdę społeczeństwa obywatelskiego w sensie wartości mamy ciągle za mało albo nawet nie mamy go jeszcze – podkreśla. – Szokuje mnie, że minister Boni dywaguje o komputerach i o tym, że jak człowiek wypełni formularz w komputerze, to będzie dużo lepiej. Na pewno będzie, ale formularz elektroniczny może krążyć tak samo pijanym szlakiem, jak papierowy.
Do niedawna wydawało mu się, że Polska będzie na długo zaszczepiona przeciwko lewicowości. Z przyjemnością obserwuje, jak lewicowa perspektywa zaczyna ożywać. – Ruchy miejskie to uzasadniony bunt przeciwko temu, co się porobiło. Miasta obecne to twory kalekie – uważa. – Patrząc na ruchy miejskie, powiedziałbym, że należałoby pozbawić NGO-sy pieczątek i księgowych, zdeformalizować ten ruch, bo zrobił się zbyt instytucjonalny i to mu szkodzi. Niech to będzie na powrót grupa ludzi, którzy mają pasję. Coś tu zaszło za daleko.
Zaszło – jego zdaniem – o wiele za daleko, bo organizacje są uzależnione od państwa i nie stanowią dla niego żadnej alternatywy – stały się jego klientem. – Osobiście się nie popłaczę, jeśli projekt „organizacja pozarządowa” odejdzie w niesławie, jak kiedyś „organizacja społeczna”, i wytworzy się coś innego. Może tak być. Może nastąpić taki kryzys zaufania, że ta łódka się wywali, skompromituje się do reszty i trzeba będzie walnąć czołem o trotuar i powiedzieć: bardzo przepraszam, ale wymóg posiadania księgowego nie jest warunkiem koniecznym do zrobienia projektu społecznego. Jakiś inny księgowy będzie musiał się martwić, jak to zrobić, żeby sfinansować działania pojedynczych ludzi, którzy akurat się skrzyknęli. Nie wiemy, co się stanie. Są jakieś spięcia, kryzysy, fale mobilizacji, jakieś okresy nadziei. To wtedy powstają te nowe projekty. To nie jest czarny scenariusz. To historia mobilizacji społecznej.
Niecierpliwość Krzysztofa Herbsta ujawniła się jeszcze raz podczas mojej z nim rozmowy – kiedy zapytałem o jego autorytety. – W życiu ma się worek autorytetów. Nie chce mi się jednak o nich opowiadać, bo jestem urodzonym relatywistą i zaraz zacząłbym rozdzielać włos na czworo. Uważam, że to ja odpowiadam za to, co robię, a nie moje autorytety.
Źródło: warszawa.ngo.pl