KPO dla kultury. Organizacje będą zmęczone i wypalone, a nie wzmocnione
77 procent wniosków złożonych do Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca na drugi konkurs w ramach Krajowego Planu Odbudowy dla kultury zostało odrzuconych. Wśród organizacji kulturalnych wrze. Co się wydarzyło?
Środowisko organizacji pozarządowych związanych z kulturą jest w ostatnim czasie mocno wzburzone. I nic dziwnego, bo powiedzieć, że sposób rozdysponowania środków z Krajowego Planu Odbudowy na cele kulturalne budzi kontrowersje i niezrozumienie, to nic nie powiedzieć.
Już pierwszy, zeszłoroczny nabór wniosków został przygotowany w na tyle zły sposób, że odbiło się to dużym echem – łącznie z odwołaniem przez ówczesną Ministrę Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Hannę Wróblewską, dyrektorki Narodowego Instytutu Muzyki i Tańca (NIMiT), operatora konkursu grantowego. Wśród licznych problemów wnioskodawcy wskazywali niejasne regulaminy, złą organizację i opóźnienia.
Drugi nabór miał być przygotowany znacznie lepiej. Jego wyniki jednak wywołały duże zdumienie. Wnioski można było składać zarówno na projekty realizowane przez podmioty kultury, w tym organizacje pozarządowe, jak i na stypendia dla twórczyń i twórców. Łącznie wpłynęło 7842 pomysłów, z których… 77% otrzymało ocenę zerową, a tym samym nie dostało dofinansowania.
– To, co się wydarzyło wydaje się tak szokujące, że trudno mi nawet znaleźć odpowiednie słowa na opisanie tego, co myślę – mówi Dorian W. Widawski ze społecznego domu kultury Dom Sztuki. – Już przy pierwszym naborze w KPO dla kultury były sytuacje, że mimo ogółem dobrych ocen czyjś wniosek był odrzucany, bo w jednym kryterium dostał 0 punktów. Wydaje się, że teraz jest dokładnie ten sam problem, chociaż wciąż nie ma jeszcze kart ocen. O ile naszej organizacji za pierwszym razem się udało, o tyle w drugim naborze już nie, więc wylądowaliśmy w zaszczytnym gronie obok m.in. Zachęty czy Instytutu im. Adama Mickiewicza, które również nie tylko nie dostały grantów, ale także mają 0 punktów. Celowo wymieniam akurat te dwie instytucje, które same zajmują się konkursami ze środkami publicznymi.
Przedstawiciele i przedstawicielki organizacji, które składały wnioski w obu konkursach ogłaszanych przez NIMiT zwracają uwagę przede wszystkim na brak transparentności i wadliwy proces oceny.
Niejasne i uznaniowe kryteria oceny
Kontrowersje wzbudzają kryteria oceny, zwłaszcza te horyzontalne. Zdaniem przedstawicieli i przedstawicielek organizacji społecznych były one niejasne i pozostawiały zbyt dużą przestrzeń do subiektywnej oceny, co prowadziło do odrzucania wniosków, nawet tych o wysokiej jakości merytorycznej.
– Zwykle jest tak, że najpierw ocenia się dokumenty pod kątem formalnym i to jest zero-jedynkowe: czy złożone przed generator, w terminie, czy wypełniono wszystkie pola etc. Nie ma uznaniowości. W niektórych naborach jest możliwość poprawienia formalnych błędów niekrytycznych. W przypadki kategorii horyzontalnych nie jest to już zero-jedynkowe, tylko uznaniowe – mówi Teresa Latuszewska-Syrda z Fundacja Urban Forms.
Fundacja składała wnioski w obu naborach. W pierwszym dostała dofinansowanie na dwa projekty, które zostały uznane przez operatora i ministerstwo za jedne z najlepszych i warte dalszego promowania. Jednym z dofinansowanych projektów było Urban Forms Museum of Street Art (www.streetartmuseumlodz.com). Na jego rozwój – wdrożenie nowych narzędzi, dostosowanie do potrzeb osób z niepełnosprawnościami – został złożony wniosek w drugim naborze.
– Do tego chcieliśmy się postarać o dofinansowanie na streetartowe działania w przestrzeni publicznej o wysokiej jakości i w interaktywnej formule wykorzystującej nowoczesne technologie. W obu przypadkach otrzymaliśmy 0 punktów i wciąż nie wiemy, na którym etapie oceny – formalnej czy horyzontalnej – mówi Teresa Latuszewska-Syrda z Fundacja Urban Forms.
Jej zdaniem na przykład kryteria horyzontalne odnoszące się do sytuacji finansowej wnioskodawcy i formy oceny tego kryterium są bardzo uznaniowe. W regulaminie jest to zapisane w następujący sposób: „Weryfikowane jest, czy sytuacja finansowa Wnioskodawcy nie zagraża realizacji i utrzymaniu rezultatów Przedsięwzięcia oraz czy przedstawione zostały wiarygodne źródła współfinansowania Przedsięwzięcia (w przypadku wskazania przez Wnioskodawcę źródeł współfinansowania Przedsięwzięcia). Sytuacja finansowa Wnioskodawców weryfikowana jest na podstawie informacji i oświadczeń zawartych we Wniosku”. Kryterium 4. brzmi: „Informacje zawarte we Wniosku, oświadczeniach oraz załącznikach do Wniosku są spójne. (…) Ocena polega na weryfikacji spójności informacji zawartych we Wniosku, oświadczeniach Wnioskodawcy oraz załącznikach do Wniosku (wykaz załączników do Wniosku stanowi Załącznik nr 2). (…).
– Już pomijam, że jest to mocno niezrozumiałe, ale jest to ocena uznaniowa, nie 0-1 – dodaje Terasa Latuszewska-Sydra.
Inni przedstawiciele organizacji kulturalnych zwracają z kolei uwagę, że kryteria z jednej strony były ogólne, z drugiej – przestrzeń na ich opisanie niewielka. Przykładowo: trzeba było opisać, w jaki sposób projekt będzie wspierał sektor na wypadek przyszłych kryzysów. Było na to 500 znaków.
– Nie widziałem kart ocen – bo ich nie ma – ale oczami wyobraźni widzę, że któryś z ekspertów po prostu uznawał, że te kilka zdań nienależycie uzasadniają dane kryterium, dawał 0 punktów i wniosek został odrzucony – mówi, pragnący zachować anonimowość, mężczyzna, który pomagał składać wnioski w imieniu dwóch organizacji.
Jest to o tyle istotne, że
wnioski przechodziły trzystopniową ocenę. Każdy był oceniany przez trzech ekspertów. Jeśli jedna z osób oceniających uznała, że wniosek nie spełnia jednego kryterium (z 26) przyznawała 0 punktów i nie był on kierowany do oceny merytorycznej.
Zdaniem naszego rozmówcy ocena dokonywana przez trzech ekspertów nie była potrzebna, ponieważ wnioski nie są bardzo skomplikowanymi dokumentami, ani nie aplikowało się o wielkie środki, średnio o ok. 100 tys. złotych.
– Gdybym miał spekulować, powiedziałbym, że w związku z tym, co wydarzyło przy okazji KPO dla branży hotelarskiej i gastronomicznej, eksperci w KPO dla kultury tym bardziej chcieli być ostrożni – mówi nasz rozmówca. – Wiadomo, że KPO ma specyficzne regulacje, w które nie można było w żaden sposób ingerować. Wydaje mi się jednak, że kryteria horyzontalne i formalne mogły być sprawdzane przez dwóch ekspertów, a przede wszystkim potem – o ile nie było jakichś wyraźnych uchybień – powinna nastąpić ocena merytoryczna. I tym powinni zająć się eksperci doświadczeni w danej dziedzinie. Tymczasem zapanowało niezwykle zero-jedynkowe podejście do całej sprawy, które sprawiło, że wiele zapewne znakomitych pomysłów zostało odrzuconych bez nawet próby zastanowienia się, co mogłoby dać społeczeństwu.
Drastycznie wysoki odsetek odrzuconych wniosków
W efekcie, 77 procent wniosków zostało odrzuconych na I i II etapie, a dofinansowanie otrzymały wszystkie wnioski skierowane do oceny merytorycznej. Nawet te, które miały nieco ponad 40 punktów (na 100).
– Na pewno są wśród nich rzeczy dobre, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że nie wyłącznie. Według mnie operator konkursu doprowadził w ten sposób do niewłaściwego rozdysponowania środków publicznych – mówi Terasa Latuszewska-Sydra.
Z ponad 200 mln złotych rozdysponowano około połowę. Co się stanie z resztą pieniędzy?
– Zgodnie z Regulaminem naboru na odwołania przeznaczono 30 mln złotych, są to pieniądze z innej puli, więc zakładam, że niewydane 100 mln złotych przepadnie, bo jak rozumiem procedury związane z KPO te środki trzeba wydać w określonym terminie – wyjaśnia Terasa Latuszewska-Sydra. – Ten tryb odwoławczy też jest dla mnie przedziwny, bo możliwy dopiero wtedy, kiedy na piśmie dostanę informację o odrzuceniu wniosku, mimo że już teraz widzę ją w systemie Witkac oraz dostałam taką informację mejlem, a także została opublikowana lista rankingowa, z której jasno wynika, kto otrzymał dofinansowanie, a kto nie. I na odwołanie będzie siedem dni.
77 procent wniosków z oceną zerową to zdaniem przedstawicieli i przedstawicielek organizacji główny argument świadczący o tym, że problem nie leżał w jakości wniosków, ale w wadliwej procedurze oceny.
– W tym kontekście narracja ministerstwa o tym, że to wszystko wina źle napisanych wniosków jest absurdalna – mówi anonimowy działacz organizacji. – Gdyby odpadło 10 procent, to faktycznie można by tak mówić, ale nie przy 77 procent. Zwłaszcza, że przykładowo my we wniosku na kontynuację działania dofinansowanego w pierwszym naborze nie zmieniliśmy na wszelki wypadek nawet słowa we wszystkich kryteriach horyzontalnych. Są one zresztą dość spójne dla całego KPO, nie tylko dla kultury, i mogę powiedzieć, że zdarzyło nam się już realizować projekt za kilka milionów złotych. Wiemy więc, jak należy opisywać te kryteria i z jednej strony wszystko było w porządku w tak dużym projekcie, za to w tym na 100 tys. złotych już nie. Co więcej, w tym pierwszym nie było trzech ekspertów do oceny. Widać więc wyraźnie, że w przypadku KPO dla kultury waga została przesunięta w kierunku drakońskiego formalizmu, kosztem aspektów merytorycznych. Wiadomo oczywiście, że środki publiczne powinny być prawidłowo wydatkowane, ale nie można w taki sposób podchodzić do realizacji konkursu. Wszak jest jakimś absurdem, że 0 punktów dostawały też naprawdę duże podmioty, jak muzea, zatem błąd tkwi w ocenie kryteriów, nie we wnioskach.
Brak transparentności i informacji zwrotnej
Przedstawiciele i przedstawicielki organizacji społecznych zwracają uwagę na brak transparentności procedury i informacji zwrotnej. Nie otrzymali kart oceny swoich wniosków, przez co nie wiedzą, z jakiej przyczyny zostały one odrzucone.
– W Warszawie podlegamy głównie pod Biuro Kultury m.st. Warszawy i niezależnie, czy dostaniemy dotację, czy nie, wiemy, z czego to wynika. Byłoby naprawdę dobrze, gdyby podobnie mogło to wyglądać również w przypadku KPO – mówi Dorian W. Widawski.
Teresa Latuszewska-Syrda dodaje do tego jeszcze fatalną organizację komunikacji z operatorem. Narodowy Instytut Muzyki i Tańca zaproponował na przykład spotkanie po ogłoszeniu wyników, ale było ono stacjonarne (w Warszawie), z ograniczoną liczbą miejsc i koniecznością rejestracji, a jej potwierdzenie otrzymywało się… rano w dniu spotkania.
Operator bez doświadczenia
Działacze i działaczki organizacji kulturalnych głównej przyczyny kłopotów z rozdysponowaniem pieniędzy z KPO na kulturę upatrują w niewłaściwym doborze operatora konkursu. Ich zdaniem Narodowy Instytut Muzyki i Tańca jest nieprzygotowany do obsługi konkursu o tak dużej skali, co skutkowało problemami na wielu etapach, od formalności po opóźnienia w rozliczeniach.
– Normalnie za tworzeniem bufora między środkami, w tym wypadku europejskimi, a podmiotami beneficjenckimi, stoi chęć uproszczenia procedur i przeniesienia formalności na podmiot pośredniczący. W tym przypadku jest dokładnie na odwrót – Narodowy Instytut Muzyki i Tańca dodaje pięter formalności – mówi Dorian W. Widawski.
Zdaniem przedstawicieli i przedstawicielek organizacji społecznych cała sytuacja wokół KPO dla kultury wygląda tak, jakby komuś zależało, aby te środki wypchnąć bez namysłu.
– KPO zapewnia potencjalnie ogromne środki dla polskiej kultury. Tymczasem zamiast podejść do tego strategicznie, z namysłem, myśli się tylko o tym, jak te środki wypchnąć i mieć je z głowy.
Sposób prowadzenia KPO dla kultury jest po prostu marnowaniem środków publicznych – podsumowuje Dorian W. Widawski. – Wszystko to wygląda tak, jakby nikt – ani operator konkursu, ani ministerstwo, ani nawet UE – nie czuł, że te pieniądze można naprawdę dobrze i sensownie wydać. Brakuje myślenia o tym, co te projekty mają dać, za to nacisk położony jest na restrykcyjne wymogi, by nikt nie mógł zarzucić, że coś zostało zrobione niezgodnie z regulaminem, notabene bodaj najdłuższym w historii polskich konkursów grantowych. Nawet jeżeli teraz część odwołań przyniesie skutek, w tym dajmy na to także i nasze, to za kilka miesięcy dowiemy się, że do lutego musimy wydać przyznane pieniądze. Czy w dwa, trzy miesiące da się zrobić naprawdę dobry projekt? Z całą pewnością nie.
Ale na papierze będzie się wszystko zgadzać. Ministerstwo będzie się cieszyć, że tyle fajnych projektów, a sektor pozarządowy czy w ogóle sektor kultury będzie zmęczony i wypalony, a nie wzmocniony – a to właśnie wzmocnienie jest celem KPO.
Apelują o szacunek i poważne traktowanie
Działacze i działaczki organizacji kulturalnych nie kryją rozczarowania.
– Naprawdę chciałbym, żeby kultura, jej twórczynie i twórcy w różnych rolach i funkcjach zaczęli być traktowani przez MKiDN i NIMiT, nawet jeżeli nie z szacunkiem, to przynajmniej z jakimś neutralnym stosunkiem. Na razie jesteśmy wpuszczani na miny. Nikt nie chce tego mówić zbyć głośno, ale uważam, że bezpośrednio odpowiada za to Marta Cienkowska. Najpierw odpowiedzialna za KPO jako wiceministra, a po fatalnej edycji – awansując na stanowisko ministry. Gdyby kultura była traktowana poważnie, nigdy by do tego nie doszło – uważa Dorian W. Widawski.
CZYTAJ TAKŻE: Zmiany na czele MKiDN – pielgrzymki organizacji do Ministry czas zacząć! [analiza] >
– Sektor kultury naprawdę cieszył się, że nareszcie jest dużo pieniędzy i każdy, kto ma coś istotnego dla polskiej kultury do zaproponowania i dobrze to opisze, dostanie dofinansowanie. Zostało to według mnie zmarnowane, czuję się znowu nieważna – dodaje Teresa Latuszewska-Syrda. – Jakby tego było mało nie mamy, jako branża kultury, zasobów i środków, by coś z tym zrobić. Jesteśmy rozproszeni, mamy różne interesy, a ci, którzy dostali dofinansowanie nie będą przecież chcieli unieważnienia naboru i rozpisania kolejnego. Smutne jest też to, że nie wyciągnięto wniosków z pierwszego naboru. A jeszcze bardziej przykre jest to, że o ile sprawa KPO dla branży hotelarskiej i gastronomicznej była bardzo głośna i wciąż się o niej mówi, o tyle KPO dla kultury jest traktowana bardziej jak ciekawostka. Co tylko pokazuje, jak w naszym kraju generalnie podchodzi się do kultury.
Źródło: inf. własna ngo.pl
Redakcja www.ngo.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy.