Kozińska-Bałdyga: Jestem katoliczką, jestem odpowiedzialna za wojnę polsko-białoruską
6 czerwca, w 12. rocznicę beatyfikacji księdza Jerzego Popiełuszki, uświadomiłam sobie, że jako katoliczka jestem odpowiedzialna za wojnę na granicy polsko-białoruskiej.
W niedzielę 5 czerwca przed moim parafialnym kościołem św. Stanisława Kostki na Żoliborzu stała grupka panów z proporcem i megafonem, przez który zachęcali do podpisania „synowskiej prośby polskich katolików do papieża Franciszka” w sprawie Ukrainy. Przez ten megafon wykrzykiwali, że są „boleśnie zakłopotani postawą, jaką Stolica Apostolska zajęła wobec inwazji na Ukrainę”.
Nie lubię krzyków i demonstracji pod kościołem. To nasza żoliborska przedwojenna tradycja, że staramy się łagodzić spory i szukamy koncyliacyjnych sposobów rozwiązywania konfliktów. Przykładem wręcz symbolicznym tego jest historia budowy żoliborskiego kościoła. Ci, którzy decydowali o tej inwestycji, umieli uszanować socjalistyczne emocje budowniczych osiedla Warszawskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. Główne wyjście jest nie na ulicę Krasińskiego i osiedle WSM, a na drugą stronę – na dawny ogródek jordanowski z placem zabaw dla dzieci, ostatnio nazwany skwerem imienia architektów Brukalskich.
Dzięki delikatności przedwojennych budowniczych na tym terenie w czasie stanu wojennego mogły gromadzić się tysiące ludzi przybywających z całej Polski na Msze za Ojczyznę. Starzy parafianie pamiętają te czasy, gdy byliśmy jedno i na słowa księdza Popiełuszki „Przekażcie sobie znak pokoju” przekazywaliśmy go także smutnym panom, którzy przychodzili na msze służbowo. O to wtedy prosił ten skromny kapłan, przed dwunastu laty ogłoszony błogosławionym.
Wczoraj podeszłam do panów zachęcających do podpisania synowskiej prośby, aby powiedzieć, że ich podejście jest bardzo „genderowe”.
Bóg stworzył kobietę i mężczyznę, a więc nie tylko synów, ale i córki. Czuję się córką Boga i sprzeciwiam się dyskryminacji kobiet wszędzie, także w Kościele.
W biblijnej Apokalipsie opisującej koniec świata, jaki znamy, podkreślona jest rola Niewiasty w pokonaniu szatana. Rozumiem to jako zapowiedź, że cechy określane jako kobiece: łagodność, słabość, unikanie walki i stosowania siły mają doprowadzić do pokoju. To słynne zdanie powtarzane przez księdza Jerzego Popiełuszkę „Zło dobrem zwyciężaj” przypomniało mi się właśnie w trakcie rozmowy z jednym z panów. Ale nim przejdę do głębszej refleksji nad pomysłem pisania do papieża w sprawie jego wypowiedzi nt. wojny w Ukrainie, to jeszcze dygresja.
Jestem z wykształcenia archeologiem i pamiętam wykłady profesora Andrzeja Wiercińskiego, który już 40 lat temu przewidywał sytuację, z jaką mamy obecnie do czynienia – przełomu cywilizacyjnego, który można porównać jedynie do przejścia z cywilizacji paleolitycznej do neolitycznej. Podobnie widzi temat prof. Zygmunt Krzak, który w swojej książce „Od matriarchatu do patriarchatu” określa miniony czas rozwoju ludzkości w perspektywie najpierw dominacji kulturowej cech bardziej „kobiecych” (matriarchat) i od neolitu jako dominacji kulturowej cech bardziej „męskich” (patriarchat).
Żyjemy w czasach największego i najgłębszego przełomu cywilizacyjnego w dziejach ludzkości. Z tym wiąże się chaos, w którym bardzo trudno rozeznać, co jest dobre, a co złe, bo wszystko się miesza ze sobą.
Tylko tamten przełom cywilizacyjny trwał długo, ówcześni liderzy duchowości umieli przeprowadzać ludzkość łagodniej, bo w bardziej wydłużonym czasie niż to się dzieje obecnie. Praktyczną wskazówkę, jak sobie radzić w dzisiejszych czasach można znaleźć w słowach „szukaj dobra, a nie zła”.
Wracam do głównego wątku – panów zachęcających do pouczenia papieża Franciszka, co ma mówić o wojnie w Ukrainie. Nie rozumiem, dlaczego papież w ten sposób wypowiedział się. Myślę, że warto dyskutować i starać się zgłębić ten temat w ramach seminariów czy zwykłych rozmów. Starać się poznać i zrozumieć różne uwarunkowania.
Chciałabym jednak, aby katolicy w Polsce nie pouczali papieża, a raczej próbowali zasypywać podziały między tymi, co krytykują papieża i tymi, co go czytają i podziwiają.
W moim rozumieniu człowiek wierzący w Boga i uznający wpływ Ducha Świętego powinien wykazywać zaufanie do człowieka wybranego przez konklawe. Pamięć o Janie Pawle II nie wymaga kontestacji obecnego papieża. Każdy ma swój czas. W mojej ocenie papież Franciszek już się wpisał w historię ludzkości jako ratujący życie swoją postawą wobec uchodźców czy przełomową encykliką Laudato Si, która w Polsce jest bardzo mało znana.
Najważniejsze jednak, na co chciałabym zwrócić uwagę, to to, co dotyczy naszej własnej postawy wobec dwóch wojen – tej w Ukrainie i tej na granicy polsko-białoruskiej.
Uchodźców z Ukrainy przyjmujemy otwartym sercem. Przed tymi, którzy umierają na granicy z Białorusią zamykamy serca i nasz kraj.
Uważam, że to, co się dzieje na granicy z Białorusią jest naszą hańbą. Wiem, że umarłych na wojnie wywołanej przez Łukaszenkę jest mniej niż na wojnie wywołanej przez Putina. Ale wojna na granicy polsko-białoruskiej jest naszą wojną, za tę wojnę to my jesteśmy odpowiedzialni. Za ostatnią śmierć, o jakiej wiem: 55-letniej Syryjki, jesteśmy odpowiedzialni my, polscy katolicy. Za śmierć głodujących Kurdów w polskich obozach dla uchodźców też my będziemy odpowiedzialni. I nasi księża. A także biskupi podobno umiejący wpływać na rządzących w różnych obszarach polityki.
W demokracji politycy są jak marionetki poruszane wynikami badań opinii publicznej. Powiedzmy sobie otwarcie. Boimy się obcych kulturowo ludzi. To zrozumiałe, ale ten lęk trzeba oswoić, przerobić i pokonać. Nasz lęk bowiem wykorzystują rządzący.
Jan Paweł II za hasło swojego pontyfikatu przyjął „Nie lękajcie się”. Studiowanie jego pism w ramach lektur szkolnych nie ma sensu, jeśli się w praktyce życie społeczne buduje na strachu.
My mamy się nie bać, mamy być odważni. Tego uczył także w swoich kazaniach ksiądz Jerzy. Przypomnijmy sobie słowo „SOLIDARNOŚĆ”, które dodawało nam odwagi w czasach stanu wojennego. Powtarzał je ksiądz Jerzy, stając się patronem solidarności międzyludzkiej nie tylko tej ograniczonej do naszego kraju, ale także solidarności międzyludzkiej na całym świecie. Solidarność międzyludzka dotyczy wszystkich. Wszyscy jesteśmy braćmi i siostrami niezależnie od koloru skóry czy wyznawanej religii. Także ludzie na granicy polsko białoruskiej są naszymi siostrami i braćmi, czy nam się to podoba, czy nie.