Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Publicystyka
Kontrkulturowe kawiarnie Warszawy: Udziałowa
Jan Wiśniewski, Pracownia Badań i Innowacji Społecznych "Stocznia"
Mimo że cyganerie artystyczne na ogół kojarzone są z Krakowem i Paryżem, modernistyczna Warszawa także doczekała się swojej grupy bladych młodzieńców w powłóczystych pelerynach. Miejscem spotkań tego środowiska była Mleczarnia Udziałowa na rogu Alei Jerozolimskich i Nowego Światu. Założona w końcu XIX wieku, aż do I wojny światowej była jednym z najważniejszych warszawskich adresów.
Gdy w 1910 roku początkujący rysownik Jerzy Zaruba przyjechał do Warszawy, by zaznać „wielkiego świata”, pierwszym miejscem, do którego zaprowadzili go przyjaciele z ASP, była właśnie Udziałowa. Tam za jednym zamachem poznał Xawerego Dunikowskiego, Bolesława Leśmiana, Franciszka Fiszera, Arnolda Szyfmana, Zygmunta Kisielewskiego i wielu, wielu innych. Jak pisał inny bywalec lokalu, Franciszek Galiński: Nie mógł nie wpaść do Udziałowej, choćby późną nocą i choćby na moment, żaden inteligent, jako tako interesujący się sztuką, literaturą, teatrem, muzyką. Zaruba, już jako owiany sławą karykaturzysta, sentymentalnie wspominał kontrowersyjne wnętrze Udziałowej: Ściany tej „kichy” wyłożone były mahoniową boazerią, ponad nią biegł fryz przedstawiający jakiś secesyjny landszaft. Wszystkie właściwie elementy tego wnętrza były pretensjonalne i brzydkie. Zastanawiające było, że w całości miało to jednak charakter, a więc i swoiste piękno [...]. Faktem jest, powtarzam, że cukiernia Udziałowa ze swoimi pluszowymi lożami i wyfrędzlowanym przepychem stanowiła harmonijną całość z zaludniającą ją publicznością i była niezastąpionym tłem dla tych postaci w sztywnych, wysokich kołnierzykach, wciętych paltach, cwikierkach i melonikach.
Najbardziej charakterystycznym elementem lokalu była właśnie galeria oryginałów, którzy wypełniali kawiarnię od wczesnych godzin porannych do późnej nocy. Oprócz wymienionych już regularnych gości i tych, którzy bywali tu raczej okazjonalnie (jak chociażby Władysław Reymont, Kazimierz Przerwa-Tetmajer czy Stefan Żeromski, który podobno w Udziałowej poznał swoją żonę Annę), kawiarnię zapełniała rzesza nieco już dziś zapomnianych dekadentów, którzy świetnie wpisywali się w najróżniejsze „orszaki dzieci Szatana”, jednak sami nie zostawili po sobie żadnych artystycznych śladów. Jak wspominała ich Jadwiga Waydel-Dmochowska: Nagie dusze – postacie z nieprawdziwego zdarzenia, niedowarzeni filozofowie studiujący Kanta i Nietzschego w myśl zasady, by „rzeczy poważne puszczać kantem i całe życie zajmować się niczym”. Deklarowana przez bywalców działalność artystyczna sprowadzała się w większości przypadków do ekscentrycznego i prowokacyjnego stylu bycia, co stanowi środek ekspresji widowiskowy, ale raczej ulotny. Zresztą pogrążeni w dekadencji bywalcy znakomicie zdawali sobie z tego sprawę, sprawiając wręcz wrażenie, jakby się tym faktem napawali. Galiński pisał: Od wczesnego rana […] nie tylko rozsiadały się tu, ale i rozkładały w niedbałych pozach oryginalne figury w długich czarnych pelerynach i kapeluszach o szerokich rondach. Jak nie można lepiej nadawały się do tego wygodne szerokie wzdłuż ścian kanapy amarantowe.
Jak widać, leniwa i pstrokata Udziałowa odpowiadała wymaganiom wyrafinowanych dekadentów. W tym świetle zupełnie zaskakująco wygląda rola, jaką pozornie bezideowe miejsce odegrało w trakcie wydarzeń rewolucji 1905 roku. Galiński wspomina, że w Udziałowej często ukrywali się poszukiwani przez Rosjan konspiratorzy: Ja sam nieraz […] szpiclowany przez agentów ochrany gubiłem ich tutaj, wypuszczany przez gospodarza i właściciela, pana Kazimierza Życkiego, przez kuchnię albo bilardy na podwórze.
Moda na mleczarnie
Z perspektywy czasu dziwne może się wydawać, że lokal opanowany przez dekadentów nosił nazwę „mleczarni”. Modę na serwowanie nabiału w elitarnych knajpach zapoczątkowała Mleczarnia Nadświdrzańska, znajdująca się po drugiej stronie alei Jerozolimskich (w miejscu dzisiejszego Banku Gospodarstwa Krajowego). Błyskawiczną karierę zrobił tam własnej produkcji kefir. Ta moda skłoniła założycieli Udziałowej nie tylko do podkreślenia obecności kultowego napoju w menu za pomocą nazwy „mleczarnia”, ale także do przypisania swojemu lokalowi zasługi odkrycia tego specjału dla warszawiaków. Stąd pełna nazwa lokalu brzmiała buńczucznie „Pierwsza Warszawska Mleczarnia Udziałowa".
Z perspektywy czasu dziwne może się wydawać, że lokal opanowany przez dekadentów nosił nazwę „mleczarni”. Modę na serwowanie nabiału w elitarnych knajpach zapoczątkowała Mleczarnia Nadświdrzańska, znajdująca się po drugiej stronie alei Jerozolimskich (w miejscu dzisiejszego Banku Gospodarstwa Krajowego). Błyskawiczną karierę zrobił tam własnej produkcji kefir. Ta moda skłoniła założycieli Udziałowej nie tylko do podkreślenia obecności kultowego napoju w menu za pomocą nazwy „mleczarnia”, ale także do przypisania swojemu lokalowi zasługi odkrycia tego specjału dla warszawiaków. Stąd pełna nazwa lokalu brzmiała buńczucznie „Pierwsza Warszawska Mleczarnia Udziałowa".
Arnold Szyfman i Kabaret Momus
Wielka popularność krakowskiego kabaretu Zielony Balonik spowodowała błyskawiczny wysyp naśladowców. Tadeusz Boy-Żeleński, jeden z czołowych artystów kabaretu, pisał: Ewangelia Zielonego Balonika obiegła cały kraj; wszędzie rozpleniły się kabarety: od stowarzyszeń robotniczych do artystycznych salonów, od stolic aż do głębokiej prowincji, gdzie zwykle kończyły się kwasami, ponieważ poruszały, nie zawsze dyskretnie, prywatne sprawy znanych figur w miasteczku. Zdarzały się jednak wyjątki od tej reguły. Jednym z artystów, którzy twórczo rozwinęli krakowską konwencję, był Arnold Szyfman, założyciel stołecznego kabaretu Momus. W repertuarze znajdowały się skecze, satyryczne piosenki, ale także małe formy teatralne. Kabaret zebrał całą śmietankę warszawskich twórców, a miejscem, w którym przed i po przedstawieniach zbierali się artyści, była Udziałowa.
Wielka popularność krakowskiego kabaretu Zielony Balonik spowodowała błyskawiczny wysyp naśladowców. Tadeusz Boy-Żeleński, jeden z czołowych artystów kabaretu, pisał: Ewangelia Zielonego Balonika obiegła cały kraj; wszędzie rozpleniły się kabarety: od stowarzyszeń robotniczych do artystycznych salonów, od stolic aż do głębokiej prowincji, gdzie zwykle kończyły się kwasami, ponieważ poruszały, nie zawsze dyskretnie, prywatne sprawy znanych figur w miasteczku. Zdarzały się jednak wyjątki od tej reguły. Jednym z artystów, którzy twórczo rozwinęli krakowską konwencję, był Arnold Szyfman, założyciel stołecznego kabaretu Momus. W repertuarze znajdowały się skecze, satyryczne piosenki, ale także małe formy teatralne. Kabaret zebrał całą śmietankę warszawskich twórców, a miejscem, w którym przed i po przedstawieniach zbierali się artyści, była Udziałowa.
Warszawskie mordownie
Do historii przeszły lokale, w których przesiadywała mniej lub bardziej zbuntowana artystyczna klientela. Nie należy jednak zapominać, że nie było to jedyne środowisko, które pasjami integrowało się wokół kawiarnianego stolika. Były więc w Warszawie lokale okupowane przez finansistów i prawników, inne, w których spotykali się rzemieślnicy i jeszcze inne, gdzie spotkać można było właścicieli kamienic. „Swoje” miejsca miała także stołeczna biedota. Takie lokale w gwarze warszawskiej nosiły miano mordowni i zajmowały na ogół miejsce na peryferiach miasta, w pobliżu rogatek. Zdarzały się jednak wyjątki od tej reguły. Jedna z najsłynniejszych mordowni znajdowała się na rogu rynku Starego Miasta i Kamiennych Schodków. Był to słynny szynk Pod Słońcem, o kórym Juliusz Gomulicki pisał: było to coś pośredniego między izbą wędzarni a kruchtą kościelną i trzeba było dopiero głębiej wciągnąć wypełniające go opary spirytusowe, aby się upewnić, że to bynajmniej nie zapach kościelnego kadzidła. Najwierniejszą klientelą takich lokali byli dorożkarze, których ciężka profesja została uczczona nazwą innej znanej mordowni – Piwiarni Dorożkarskiej, która znajdowała się na rogu Ordynackiej i Nowego Światu. Gomulicki pisał: Większość [gości] w czapkach na głowie, z papierosami, cygarami lub krótkimi fajeczkami w zębach, tłoczyła się na środku izby i przy „szynkwasie”, nazywanym pretensjonalnie „bufet”. Z trzymanych w ręku kieliszków, kufelków, blaszanek lał się trunek nie tylko do gardeł, lecz także na podłogę i odzież biesiadników. Pito bez miary – bez miary też palono tytoń, hałasowano i pluto na wszystkie strony.
Do historii przeszły lokale, w których przesiadywała mniej lub bardziej zbuntowana artystyczna klientela. Nie należy jednak zapominać, że nie było to jedyne środowisko, które pasjami integrowało się wokół kawiarnianego stolika. Były więc w Warszawie lokale okupowane przez finansistów i prawników, inne, w których spotykali się rzemieślnicy i jeszcze inne, gdzie spotkać można było właścicieli kamienic. „Swoje” miejsca miała także stołeczna biedota. Takie lokale w gwarze warszawskiej nosiły miano mordowni i zajmowały na ogół miejsce na peryferiach miasta, w pobliżu rogatek. Zdarzały się jednak wyjątki od tej reguły. Jedna z najsłynniejszych mordowni znajdowała się na rogu rynku Starego Miasta i Kamiennych Schodków. Był to słynny szynk Pod Słońcem, o kórym Juliusz Gomulicki pisał: było to coś pośredniego między izbą wędzarni a kruchtą kościelną i trzeba było dopiero głębiej wciągnąć wypełniające go opary spirytusowe, aby się upewnić, że to bynajmniej nie zapach kościelnego kadzidła. Najwierniejszą klientelą takich lokali byli dorożkarze, których ciężka profesja została uczczona nazwą innej znanej mordowni – Piwiarni Dorożkarskiej, która znajdowała się na rogu Ordynackiej i Nowego Światu. Gomulicki pisał: Większość [gości] w czapkach na głowie, z papierosami, cygarami lub krótkimi fajeczkami w zębach, tłoczyła się na środku izby i przy „szynkwasie”, nazywanym pretensjonalnie „bufet”. Z trzymanych w ręku kieliszków, kufelków, blaszanek lał się trunek nie tylko do gardeł, lecz także na podłogę i odzież biesiadników. Pito bez miary – bez miary też palono tytoń, hałasowano i pluto na wszystkie strony.
Historie warszawskich kawiarni kontrkulturowych - od XIX wieku do 1989 roku - zostały opisane w książce "Stolik Zarezerwowany", autorzy: Jan Mencwel, Jan Wiśniewski, Jan Żółtowski, wydawca: Pracownia Badań i Innowacji Społecznych "Stocznia", Warszawa 2011. Pierwszy nakład książki został wyczerpany, trwają prace nad wznowieniem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.