Młodzi ze wsi Czarna chcieli zagrać w terenową grę fantasy. Dorośli z Czarnej na fantastyce się nie znają, ale przy okazji – w czynie społecznym – postawili całkiem realny, drewniany gród.
W pewien czerwcowy weekend życie we wsi Czarna (woj.
świętokrzyskie) toczyło się w dwóch wymiarach. W świecie magicznym
grupa młodych ludzi wcielała się w elfy i olbrzymy. W świecie
realnym mieszkańcy Czarnej bawili się na festynie wiejskim w
zbudowanym własnymi siłami „średniowiecznym” grodzie. Elfy zdjęły
kostiumy i poszły w poniedziałek na lekcje. A w Czarnej został gród
– miejsce wypoczynkowe, piknikowo-rodzinne. I odnowione sąsiedzkie
znajomości.
Młodzi stawiają na elfy
Grupa młodzieży z Końskich i okolic postanowiła zagrać w
„Ziemiomorze”.
– To gra terenowa, podczas której uczestnicy wcielają się w role
fantasy – mówi Magda Szkatuła, jedna z pomysłodawczyń. – Jej zasady
i przebieg wymyśliliśmy sami, wzorując się na innych grach RPG [od
ang. role-playing game, zwanej też grą wyobraźni; toczy się w
wymyślonym przez grających świecie, według zaplanowanego
scenariusza – przyp. red.]. Chodziło o to, żeby się można było
pobawić, poprzebierać, nawiązać kontakty z innymi, którzy mają
podobne zainteresowania.
Pieniądze na realizację pomysłu przyznał im Program „Młodzież”.
Napisali, że chcieliby we wsi postawić z drewna replikę
średniowiecznego grodu i rozegrać tam partię „Ziemiomorza”.
Planowali, że drewno kupią. Okazało się, że nie trzeba było.
Pieniądze wykorzystali na zorganizowanie warsztatów z rzemiosła i
garncarstwa, na materiały i rekwizyty do gry, noclegi uczestników i
jedzenie na finałowy festyn.
Uczestnicy wcielali się w postacie ze zmyślonego świata. Był
człowiek cień, elfy, wojownicy i olbrzym. Wszyscy zostali gustownie
przebrani, w stroje nabyte w lumpeksach, odpowiednio postarzone na
warsztatach z rękodzieła. Zadaniem uczestników było przywrócenie
harmonii światu, poprzez odzyskanie skradzionych Ksiąg Czterech
Żywiołów. Do zabawy zgłosiło się 30 śmiałków: z Końskich,
Stąporkowa, Czarnej, Janowa – jak najbardziej realnych wsi w
Świętokrzyskiem. Przywracanie równowagi światu zajęło im 2 dni,
przemierzali tereny nadleśnictwa Stąporków, umykali patrolom
konnym, rzucali uroki na nieprzyjaciół i przygotowywali
kogiel-mogiel w zamian za naprowadzające na trop Ksiąg wskazówki.
Czarna stawia na festyn
Podczas wielkiego finału drużyny spotkały się na festynie, w
„średniowiecznym” grodzie, we wsi Czarna. Na gród nie musieli
szukać pieniędzy: zbudowali go wspólnym, społecznym wysiłkiem
dorośli – mieszkańcy (około 100 osób), rada sołecka, dwóch
burmistrzów i inni. Jak elfom udało się sprzedać im ten pomysł?
Pierwszą ambasadorką była Agnieszka Wojnarowska, przewodnicząca
rady sołeckiej. Opowiedziała na radzie, że na zapuszczonej wyspie
młodzi chcą postawić wiaty i zorganizować festyn, i Czarna się do
tego zapaliła.
– Ludziom strasznie się spodobało, że festyn odbędzie się u nich.
Zaczęli różne rzeczy wymyślać: że będą pokazy młócki zboża, że będą
młócić na czas. Zwieźli cepy i ćwiczyli popołudniami.
Wszyscy budują gród
Młodzież skupiła się na planowaniu gry i rejestrowaniu uczestników.
Zajmowało się tym kilka osób. Rozwiesili plakaty i wysłali mejle do
znajomych. Dorośli byli ambasadorami przedsięwzięcia w świecie
realnym: samorządzie, nadleśnictwie, sądzie – wszędzie tam, gdzie
trzeba było wzbudzić zaufanie albo załatwiać formalności.
Największym wyzwaniem była budowa grodu. Wyspę w Czarnej, na której
miał stanąć, porastały chaszcze. Ale okazało się, że gród –
podobnie jak festyn – rozpala wyobraźnię. Nadleśnictwo przyznało
drewno na budowę. Burmistrz Stąporkowa wysłał do pomocy 2 osoby,
które budowały gród w ramach robót interwencyjnych. Wykarczowali
krzaki i postawili wiaty. Krzysztof Wojcierowski, kurator sądowy
zaproponował, żeby pomagali im nieletni chuligani, skierowani tam
do prac społecznych. Jaki był efekt? Młodzi przychodzili na wyspę
nawet, kiedy odpracowali już karę.
Festyn w Czarnej był wydarzeniem lata. Samorząd wprowadził nawet
jednodniową prohibicję. Panie z koła gospodyń wiejskich nagotowały
kaszy i pierogów. Były konkursy sprawnościowe, a patrole konne z
„Ziemiomorza” ścigały uczestników gry po lesie, niczym upiory we
Władcy Pierścieni.
– Sam pomysł z grą był pretekstem, który poruszył całą lokalną
społeczność – mówi Maciej Szkatuła ze Stowarzyszenia Inicjatyw
Lokalnych „Źródło”, które pomagało grupie młodych ludzi w
realizacji przedsięwzięcia. – Większość mieszkańców do dzisiaj nie
ma pojęcia, w co oni wtedy grali. Ale wszyscy chcieli zrobić
festyn, więc im na to pozwoliliśmy. Udało się, bo każdy zobaczył w
tym korzyść.
Źródło: gazeta.ngo.pl