Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Publicystyka
KLUCZowe rozmowy: Patrzmy na ekonomię, a cieszmy się z dobrych efektów społecznych. Wywiad ze Spółdzielnią Socjalną „Zielone Pabianice”
Aleksandra Podkońska
Instytut Spraw Obywatelskich (INSPRO) w rozmowie ze Spółdzielnią Socjalną „Zielone Pabianice”, utworzoną dzięki wieloletniej współpracy pabianickich instytucji publicznych i organizacji pozarządowych. Spółdzielnia „Zielone Pabianice” to przykład, w jaki sposób kompleksowo wspierać osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji na rynku pracy. Dowiedz się, co zachęca samorząd do tworzenia i wspierania przedsiębiorstw społecznych.
Spółdzielnia Socjalna „Zielone Pabianice” powstała w listopadzie 2016 r. dzięki wsparciu Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej Centrum KLUCZ, prowadzonego przez INSPRO. Jest zatem młodym podmiotem, ale jej utworzenie to efekt wieloletniej pracy pabianickich instytucji publicznych i organizacji pozarządowych. Spółdzielnia „Zielone Pabianice” to przykład, w jaki sposób kompleksowo wspierać osoby, które znajdują się w trudnej sytuacji na rynku pracy. Ustawodawstwo, zasoby samorządu lokalnego czy środki unijne oferują im wiele różnych instrumentów, ale należy je ułożyć w spójny proces. To właśnie udało się osiągnąć w Pabianicach, o czym w wywiadzie dla Centrum KLUCZ opowiada Mirosław Kołodziejczyk, prezes spółdzielni, koordynator Klubu Integracji Społecznej i kierownik Ośrodka Profilaktyki i Integracji Społecznej w Pabianicach.
Aleksandra Podkońska: – Jak to się stało, że w Pabianicach powstała spółdzielnia socjalna?
Mirosław Kołodziejczyk: – Można powiedzieć, że utworzenie spółdzielni socjalnej było domknięciem systemu, który działa w Pabianicach od wielu lat. Zacząłem tutaj pracować w 2005 r. i wówczas powierzono mi zarządzanie Klubem Integracji Społecznej (KIS). Tak się zaczęła moja praca z osobami bezrobotnymi. Później pojawił się świetny instrument, który pozwolił rozwinąć działalność klubu, a mianowicie prace społecznie użyteczne. Od początku bardzo dobrze się sprawdził, do tej pory mamy około stu osób, które wspieramy i jest to dla nich ważna forma aktywizacji. Pozwala nam na realną współpracę z pracownikami socjalnymi, z Powiatowym Urzędem Pracy. Ale od dziesięciu lat, od kiedy prace społecznie użyteczne zostały uruchomione, cały czas myślimy, co dalej? Wiadomo, że można wspierać tych ludzi stażami, robotami publicznymi, ale co można zrobić więcej dla tych, którzy się sprawdzają, są rzetelni, ambitni? Szukaliśmy dla nich jakiejś drogi wsparcia i pojawiła się oferta Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej Centrum KLUCZ, czyli możliwość pozyskania środków na utworzenie spółdzielni socjalnej. Zainteresowałem się tym, a Urząd Miejski podjął decyzję, że tę spółdzielnię uruchamiamy wraz ze Stowarzyszeniem „Oratorium – Przygoda Życia”.
Jak rozpoczęliście Państwo prace nad utworzeniem spółdzielni?
M.K.: – Powierzono mi zadanie, aby stworzyć pierwszy projekt działania spółdzielni, następnie wraz z panią Justyną Kirsz stworzyliśmy na jego bazie biznesplan. Inspirowaliśmy się bardzo przykładem Rawsko-Bialskiej Spółdzielni Socjalnej „Nadzieja i Praca” z Rawy Mazowieckiej. Jej prezes, pan Robert Goździk, bardzo otwarcie i szczerze rozmawiał z nami nie tylko o zaletach, ale także o wyzwaniach związanych z jej prowadzeniem. To nam bardzo pomogło. Zaplanowaliśmy, że spółdzielnia będzie się zajmowała prostymi pracami fizycznymi. Spośród osób, które uczestniczyły w zajęciach w KIS znaleźliśmy sześciu panów, którzy chcieli podjąć się pracy w usługach pielęgnacji terenów zielonych, przy sprzątaniu, przeprowadzkach i tak dalej.
Na co zwracać uwagę, zakładając przedsiębiorstwo społeczne?
M.K.: – Przede wszystkim na kwestie finansowe, które są równie ważne, jak cele społeczne. Przy spółdzielni socjalnej ważny jest czynnik ekonomiczny. To warto podkreślać, bo wydaje mi się, że osoby, które myślą o założeniu spółdzielni socjalnej, to raczej nie biznesmeni, tylko społecznicy. I im trzeba uświadamiać, że muszą brać pod uwagę czynnik ekonomiczny, że spółdzielnia to firma, która musi na siebie zarobić. Z drugiej strony, jeśli ktoś będzie widział tylko ekonomię i tylko od niej wyjdzie, to nie zrozumie i nie uszanuje ludzi, z którymi będzie pracował, szybko się nimi rozczaruje. Tutaj musimy nauczyć się tolerować błędy. Nasz terapeuta podkreśla, że jeśli dana osoba jest uzależniona, to musimy się liczyć z tym, że nałóg będzie się od czasu do czasu odzywał. Ważne jest, jak długie są to okresy, czy i jak człowiek potrafi z tego wyjść. Gorszenie się tutaj nic nie da, bo to jest choroba i tak do tego trzeba podchodzić.
Co Pana zdaniem zachęciło samorząd miejski w Pabianicach do zaangażowania się w utworzenie spółdzielni?
M.K.: – Na pewno to, że dzięki temu ma na swoim terenie firmę, która tanio wykonuje niezbędne usługi komunalne, a na dodatek jest bardzo elastyczna. Jeżeli cokolwiek jest potrzebne, to wystarczy do nas telefon i się tym zajmujemy. Spółdzielnia z kolei cieszy się takim podstawowym zabezpieczeniem finansowym, które pozwala zaplanować przynajmniej okres letni i mieć pewność, że będziemy posiadali środki na wynagrodzenia. Ponadto, jak wspomniałem na początku, dzięki utworzeniu spółdzielni miasto domknęło pewien system: jest KIS, są prace społecznie użyteczne i wszyscy, którzy pracują w spółdzielni, wcześniej brali udział w nich udział, byli wspierani w ramach różnych projektów. I już teraz widać, że to domknięcie było potrzebne, bo przychodzą do nas nowe osoby, pytają, kiedy będziemy zatrudniać, są zainteresowane stałą pracą.
Pracownicy spółdzielni rekrutują się zatem spośród uczestników zajęć w KIS. W jaki sposób ich wybieraliście?
M.K.: – Na rozmowę kwalifikacyjną przyszło około dziesięć osób. Nie ukrywałem przed nimi, że to jest ciężka praca za niewielkie pieniądze, bo dopiero będziemy pracować na przyszłe zyski. Uznałem, że takie postawienie sprawy będzie uczciwe, żeby każdy wiedział, na co się decyduje. Zakładając spółdzielnię socjalną trzeba się przygotować na to, że to nie będzie od razu sukces, że trzeba się będzie zmagać z wieloma rzeczami. To wymaga bardzo wiele pracy, w tym dużo pracy papierkowej, administracyjnej, o czym na początku nie wiedzieliśmy, co przysporzyło nam sporo kłopotów i teraz wprowadzamy system naprawczy.
I jak w tej chwili wygląda zarządzanie spółdzielnią i jej pracownikami?
M.K.: – Wiemy już, jak ważne jest, aby wśród kadry spółdzielni socjalnej była osoba bezpośrednio koordynująca i nadzorująca pracę w terenie, ktoś w rodzaju brygadzisty, pośredniczącego między pracownikami a zarządem. Realizując działania administracyjne, nie jesteśmy w stanie jednocześnie pilnować, czy pracownicy prawidłowo wykonują swoje zadania, czy odkładają sprzęt na miejsce itd. Robiliśmy to sporadycznie albo tylko telefonicznie i tego rodzaju działań było za mało. Są one bardzo ważne, ponieważ dzięki nim „wychowujemy do pracy” ludzi zatrudnionych w spółdzielni, bo trzeba pamiętać, że nie każdy z nich sprawdzi się w roli pracownika.
Z czego to wynika?
M.K.: – Jak ludzie są wiele lat bez pracy, to pojawiają się złe nawyki. Brakuje punktualności, przyzwyczajenia do kilkugodzinnej aktywności, umiejętności organizacyjnych. Uczymy naszych pracowników, aby szanować pracę, wspólny sprzęt, żeby pracować efektywnie. Co ważne, traktujemy ich nie jako naszych pracowników, tylko tak naprawdę współpracowników. Próbujemy ich zarazić ideą, że jak spółdzielnia będzie dobrze działała, to będzie dla nich korzyść. To jest powolny, trudny proces, aby pracownicy zaczęli się utożsamiać ze spółdzielnią, mówić o niej „nasza”, szukać dla niej zleceń wśród własnych znajomych, sąsiadów.
Mówimy o zleceniach od osób prywatnych, czy to jest główna kategoria klientów Waszych usług?
M.K.: – Nasza działalność bazuje przede wszystkim na zamówieniach z samorządu. Klientów prywatnych także powoli nam przybywa, ale na to trzeba czasu i wiedzy, w jaki sposób do nich docierać. My zdobywamy tę wiedzę w praktyce. Zorganizowaliśmy kampanię ulotkową i niemal każde gospodarstwo domowe, które ma jakiś teren zielony, otrzymało naszą ulotkę. Okazało się to mało skuteczne, bo ludzie są już przyzwyczajeni do ulotek i nie przyciągnęły ich uwagi.
To co w takim razie pozwala Wam się rozwijać?
M.K.: – Przede wszystkim „marketing szeptany”, czyli opinie, rekomendacje wymieniane między osobami, które skorzystały z naszych usług, a ich znajomymi. Po drugie, oduczyliśmy się realizacji zleceń „po kosztach”, bez zysku dla spółdzielni. I po trzecie, zmieniliśmy podejście do tego, jakie usługi realizujemy. Na początku podejmowaliśmy się wszystkiego, cieszyło nas każde zlecenie. Teraz nie bierzemy się za rzeczy, o których wiemy, że nie jesteśmy w stanie ich dobrze, profesjonalnie wykonać. Kładziemy nacisk na jakość i potrafimy odmówić, jeśli widzimy, że dane działanie jeszcze nie jest dla nas. Dla przykładu – zajmujemy się pielęgnacją terenów zielonych, ale do zakładania ogrodów jest jeszcze przed nami długa droga. To jest kwestia weryfikacji planów w zderzeniu z rzeczywistością, w jakiej się działa. U nas ta weryfikacja następuje bardzo szybko.
Przeszliście już zatem Państwo pierwszy sprawdzian swojej działalności. Jak wpłynęło to na myślenie o funkcjonowaniu spółdzielni w dłuższej perspektywie?
M.K.: – Spółdzielnia socjalna rozwija nie tylko tych, którzy bezpośrednio wykonują pewne prace, ale i tych, którzy nią zarządzają. Uczymy się, że to jest duża trudność, chociażby dlatego, że zespół tworzy sześć osób, każda z nich, ze swoimi zaletami i wadami, jest inna. Teraz, po pół roku działania spółdzielni, myślimy nad rekonstrukcją tej grupy. Musimy się przeorganizować, aby spółdzielnia, po zakończeniu korzystania z pomocy z Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej, kontynuowała swoją działalność. Jednym z pomysłów jest rozwinięcie nowej gałęzi działań w postaci usług opiekuńczych. Jest to dla nas duże wyzwanie, bo z małej, kilkuosobowej spółdzielni stalibyśmy się dużym podmiotem, zatrudniającym ponad dwudziestu pracowników. Rozmawiamy z Urzędem Miejskim, w jaki sposób przeprowadzić te zmiany, w partnerstwie z Miejskim Centrum Pomocy Społecznej staramy się pozyskać środki z funduszy europejskich na ten cel. Szykujemy się zatem na dużą zmianę, także w sposobie organizacji usług opiekuńczych w Pabianicach, które przestanie bezpośrednio realizować samorząd, a będą dostarczane przez spółdzielnię. Wierzymy, że jesteśmy do tego wszyscy przygotowani.
A jeśli chodzi o pracowników i ich sytuację w spółdzielni, to co jest Państwa celem?
M.K.: – Najbardziej zależy mi na tym, aby większość umów z pracownikami spółdzielni to były umowy o pracę. Każdy mówi, że biznesowo jest to niekorzystne i lepiej zatrudniać w ramach umowy zlecenie. Osoba na umowie zlecenie nie ma urlopu, nie jest wynagradzana za czas, kiedy choruje itd. Jednak moim marzeniem jest, aby przynajmniej większość pracowników miała umowy o pracę. Niech umowa na początek trwa rok i jeśli okaże się, że pracownik jest rzetelny, odpowiedzialny za swoją pracę, co jest szczególnie ważne przy usługach opiekuńczych, to możemy ją kontynuować. Mam nadzieję, że ludzie docenią stabilność takiego zatrudnienia i będziemy mogli na nich liczyć. Chodzi przecież o to, żebyśmy wspólnie wypracowywali zysk dla spółdzielni, a przede wszystkim, aby klienci byli zadowoleni. Docelowo chcemy bowiem świadczyć także komercyjne usługi opiekuńcze o takiej jakości, która obroni się na wolnym rynku.
Czy gdybyście mogli Państwo cofnąć się do momentu zakładania spółdzielni, to czy jest coś, co zrobilibyście inaczej?
M.K.: – Myślę, że być może wybralibyśmy inną branżę. Mieliśmy już wtedy sygnały, że nie utrzymamy się z pielęgnacji terenów zielonych. Po pierwsze dlatego, że jest to działalność sezonowa, a po drugie nie są to prace wysokopłatne, samofinansujące się. Prezes spółdzielni „Nadzieja i Praca” uczulał nas, że musimy podejmować także inne działania. Myśleliśmy o usługach remontowych, ale wiadomo, że jeśli ktoś ma umiejętności w tej dziedzinie, to sam sobie znajdzie zatrudnienie, nawet w szarej strefie, i ciężko będzie go namówić na pracę za wynagrodzenie w wysokości typowej dla początkującej spółdzielni socjalnej. Niemniej jednak podejmujemy działania w tym kierunku i podnajmujemy do tego typu prac naszych pracowników, którzy zajmują się logistyką, przywożą materiały, pomagają w drobnych sprawach. Docelowo chcielibyśmy, aby w ramach spółdzielni powstała ekipa remontowa. Na razie zrealizowaliśmy jedno większe zamówienie w tym zakresie, powoli zbieramy kolejne.
Czyli w tej chwili rozważacie Państwo kilka różnych wariantów przyszłego rozwoju. Co Pana zdaniem będzie miało na niego największy wpływ?
M.K.: – Jeśli chodzi o dalszy rozwój, to podchodzimy do tego bardzo powoli, stawiamy granice. Przede wszystkim liczymy pieniądze, czego nauczyliśmy się dopiero w spółdzielni. Pracując w sferze samorządowej nie mieliśmy takiego poczucia, że środki trzeba wypracować. To zajmuje bardzo wiele czasu i trzeba się na to organizacyjnie przygotować. Ja jestem zaangażowany w wiele różnych działań, w Ośrodek Profilaktyki i Integracji Społecznej, jestem prezesem Stowarzyszenia „Oratorium – Przygoda Życia”, działam w Łódzkiej Wojewódzkiej Radzie Pożytku Publicznego. Te różne sfery tak naprawdę się pokrywają, bo chociaż jest to podzielone na wsparcie rodzin, osób bezrobotnych, osób uzależnionych itd., to w gruncie rzeczy na to trzeba patrzeć całościowo. Ja tak na to patrzę i tak się do tego przygotowuję, aby poszczególne instrumenty wykorzystywać kompleksowo, bo na tym polega domykanie systemu, aby dana osoba mogła skorzystać z różnych form wsparcia. Specjalizacja jest ważna, jest ważne, że jest terapeuta, że jest psycholog, asystent rodziny, doradca zawodowy, ale na końcu ważny jest człowiek, który może w pełni uczestniczyć w życiu społecznym, rodzinnym, zawodowym. Bo jeśli w jednej z tych sfer coś się popsuje, to wpłynie to na pozostałe, i wtedy liczy się kompleksowe, całościowe podejście.
A zatem spółdzielnia to możliwość kompleksowego wsparcia osób w trudnej sytuacji, nie tylko na rynku pracy. Biorąc pod uwagę Państwa doświadczenia po niemal roku działalności, czy warto tę możliwość wykorzystać?
M.K.: – Spółdzielnia jest doświadczeniem trudnym, ale wartym podjęcia. Trzeba to sobie uświadomić, bez huraoptymizmu, bo to nie jest łatwy kawałek chleba. Myślę, że to uwaga dla Ośrodka Wsparcia Ekonomii Społecznej, aby weryfikować takich huraoptymistów, bo ich brak świadomości, czego się podejmują, może się boleśnie odbić i na ludziach, których zatrudnią i na nich samych. Jeżeli współpracujemy z ludźmi w trudniejszej sytuacji na rynku pracy, długotrwale bezrobotnymi, to naprawdę wymaga to dużego trudu i zewnętrznego wsparcia, jakie daje OWES. Trzeba szukać tego wsparcia w także w innych miejscach, są na przykład pożyczki inwestycyjne na preferencyjnych dla przedsiębiorstw społecznych warunkach. Trzeba śledzić zmiany w przepisach, poszukując różnych korzyści, rozglądać i pytać o dodatkowe źródła finansowania działalności.
W takim razie dlaczego warto założyć przedsiębiorstwo społeczne?
M.K.: – O ile przy tworzeniu spółdzielni trzeba zwracać uwagę przede wszystkim na finanse, to zysk, jaki z tego płynie, jest przede wszystkim społeczny i dla niego warto to robić. Na początku nie ma co liczyć na duże dochody, trzeba pilnować, aby starczyło na bieżące koszty działalności. Natomiast trzeba zwrócić uwagę na efekty społeczne, na to, że ktoś podziękuje, że cieszy się z pracy, że wśród pracowników wyłania się lider, ujawniają się niewidoczne do tej pory predyspozycje. Czyli – zwracamy uwagę na ekonomię, a cieszymy się z dobrych skutków społecznych.
I to chyba jest dobre podsumowanie tego, czym powinna być ekonomia społeczna. Dziękuję za rozmowę.
Rozmowę przeprowadziła Aleksandra Podkońska, animatorka Centrum KLUCZ.
Ten tekst został nadesłany do portalu. Redakcja ngo.pl nie jest jego autorem.
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.