Wydarzenia organizowane w ramach „Kinosfery bez barier" to sytuacja wyjątkowa na mapie kultury. Przedsięwzięcia były jedynym systematycznym cyklem w mieście umożliwiającym osobom z dysfunkcją wzroku i słuchu samodzielne, atrakcyjne poznawczo i estetycznie zgłębianie sztuki filmowej. Spotkania miały charakter DKF-ów (Dyskusyjnych Klubów Filmowych).
Działania były prowadzone w Warszawie (Mazowiecki Instytut Kultury), Poznaniu (Kino Muza) i Gdańsku (KinoPort – Centrum Edukacji Artystycznej Łaźnia 2).
Projekcje zostały poprzedzona rozmową ze specjalistą lub krótkim wprowadzeniem w tematykę filmu; rozmową wprowadzającą w świat prezentowanego filmu, jego twórcy, ale również przybliżającą kulturę reprezentowaną w dziele.
Wydarzenia w ramach projektu:
-
30.03.2015 – Warszawa - Mazowiecki Instytut Kultury - Pokaz filmu "Sztuka płakania” w reż. Petera Schønaua Foga
-
16.07.2015 – Warszawa – Mazowiecki Instytut Kultury – pokaz filmu „Za jakie grzechy, dobry Boże?” w reż. Philippe’a De Chauverona
-
17.08.2015 – Warszawa – Mazowiecki Instytut Kultury – pokaz filmu „Jak ojciec i syn” w reż. Hirokazu Koreedy
-
21.09.2015 – Warszawa – Mazowiecki Instytut Kultury – pokaz filmu „Rozumiemy się bez słów” w reż. Erica Latrigau - rozmowa z Karoliną Jakóbczak i Tomaszem Grabowskim (relacja)
-
5.10.2015 – Warszawa - Mazowiecki Instytut Kultury – pokaz filmu „Body/Ciało” w reż. Małgorzaty Szumowskiej – rozmowa z Małgorzatą Szumowską (relacja)
-
09.11.2015 - Poznań – Kino Muza – pokaz filmu „Za jakie grzechy, dobry Boże?” w reż. Philippe’a De Chauverona – rozmowa z Magdaleną Zysk (relacja)
-
18.11.2015 – Gdańsk –KinoPort - pokaz filmu „Selma” w reż. Avy Duvernay – rozmowa z Grzegorzem Welizarowiczem (relacja)
- 16.12.2015 – Warszawa – Mazowiecki Instytut Kultury – pokaz filmu „Intruz” w reż. Magnusa von Horna
Podczas pokazów filmowych zapewniono audiodeskrypcję dla niewidomych, tłumaczenie na język migowy, napisy dla osób niesłyszących i pętlę indukcyjną.
Opinie naszych odbiorców o filmach:
Idąc do szkoły czy pracy zawsze ktoś spogląda na mnie jakoś inaczej. Może dlatego, że poruszam się z białą laską? Często zastanawiam się, jakby to było mieszkać za granicą. Czy na Zachodzie ludzie patrzą „normalnie” na człowieka, który porusza się na wózku inwalidzkim, idzie z „blondyną” – tak wspomniany przedmiot rehabilitacyjny nazywa jeden z moich znajomych – czy przyjechał z Kraju Kwitnącej Wiśni? Tego nie wiem. Jestem jednak pewien, że twórcy filmów „Rozumiemy się bez słów” oraz „Za jakie grzechy dobry Boże” doskonale pokazali, że można inaczej…
Wspomniane produkcje są doskonałą lekcją dla osób, które obawiają się spotkania z innością, np. niepełnosprawnością czy wielokulturowością, coraz częściej ukazującymi się przysłowiowemu Kowalskiemu elementami szarej codzienności, budzącymi różne – często skrajne emocje – w dyskursie publicznym.
Czy nastoletnie dziecko niepełnosprawnych rodziców może mieć marzenia? Czy niepełnosprawni rodzice mogą realizować swoje pasje, dążyć do spełnienia zawodowego, np. startując w wyborach w wyścigu o fotel burmistrza. Czy ludzie mają prawo do życia u boku kogoś, kto wywodzi się z innego kręgu kulturowego? Czy mamy prawo do negacji zachowań podyktowanych wyznawaną przez drugiego człowieka religią? Wspomniane tytuły szukają odpowiedzi na powyższe pytania, i w lekki sposób obrazują podejście zachodniej cywilizacji do „odmienności”.
Robert Więckowski
Stany Zjednoczone są dla wielu synonimem strażnika demokracji i swobód obywatelskich. Tam, jak się wydaje, każdy może żyć w zgodzie z własnymi możliwościami, potrzebami i chociaż nie zawsze będzie łatwo, to, w ostatecznym rozrachunku, państwo stanie po stronie jednostki (przynajmniej tej, która nie łamie prawa i chce przyjąć wsparcie). A jeśli państwo pamięta o jednostce, to zapewne pamięta o niej i społeczeństwo.
Czy jednak takie myślenie nie jest złudne? Wiele wskazuje na to, że jest. Stany i swą historię mają nie za bardzo olśniewającą i teraźniejszość za Atlantykiem kuleje, wszystko oczywiście w kontekście praw należnych jednostce. Dzięki projektowi „Kinosfera bez barier” obejrzałam „Selmę” z audiodeskrypcją. Taka wersja sprawia, wiem to już dobrze, iż mimo niepełnosprawności wzroku jestem w czasie projekcji samodzielna i od początku do końca śledzę na bieżąco akcję nie musząc się domyślać kto z kim i dlaczego. Tak było i tym razem, obejrzałam i poznałam wiele szczegółów z życia Martina Luthera Kinga, jego rodziny, zwolenników i przeciwników, czyli zgłębiłam sporo detali, niuansów wprowadzających w realia społeczeństwa amerykańskiego lat 60. XX wieku. Nie był to z pewnością czas, z którego Amerykanie mogą być dumni, wszechobecny rasizm, poniżanie Czarnych, kompletne nie liczenie się z ich potrzebami, ignorowanie ich możliwości. Tak było, ale, jak się okazuje, tak wciąż jest. Złudzeń nie pozostawiła tutaj najmniejszych bardzo ważna rozmowa z niezwykłym gościem, panem Grzegorzem, amerykanistą, który wprowadził nas w realia współczesnych Stanów Zjednoczonych. To państwo tylko z daleka wygląda na raj, Stany widziane z bliska mają mnóstwo problemów, a poszanowanie praw każdej jednostki to nadal obszar wymagający zaangażowania ludzi dobrej woli – właśnie ludzi, a nie instytucji państwa. Tak samo bowiem, jak pokazano to w filmie, opartym zresztą na faktach, dzieje się w życiu. Najwięcej mogą zdziałać ludzie wierzący w jakąś ideę i chcący wprowadzić ją w życie. I całą sobą trzymam kciuki za takich ludzi, za tych którym chce się chcieć, którzy nie boją się, nawet w bardzo drobnych sprawach, zmieniać świat na lepsze. A skoro już mówimy o drobnych sprawach, to do takich zaliczam na przykład wszystkie dostępne osobom z niepełnosprawnością wydarzenia kultury. Dzięki nim, przed takimi widzami, jak ja świat otwiera się trochę bardziej, niż kiedyś.
Anna Żytomierska
Film poruszający temat wielokulturowości – można to bardzo łatwo zepsuć. A jednak Philippowi de Chauveronowi udało się to pokazać w zabawny, a jednocześnie ironiczny sposób.
Rodzice czterech córek mają zięciów z trzech różnych środowisk – muzułmanina, Chińczyka i Żyda. Liczą na to, że chociaż najmłodsza znajdzie sobie „porządnego” chłopaka. Jakież jest ich zdziwienie, kiedy po początkowej radości, że jest on katolikiem, okazuje się że mają do czynienia z Afrykaninem.
Wątek wielu religii, zderzenia różnych kultur jest bardzo aktualny, patrząc na obecną sytuację w Europie, kiedy mamy bezproblemowe poruszanie się po różnych krajach, a co za tym idzie, sporo związków mieszanych. We Francji jest ich wyjątkowo dużo, kwestią czasu było więc to, że Francuzi poruszą ten temat w filmie.
Reżyser podszedł do codziennych fobii z przymrużeniem oka i dystansem, który pozwala się cieszyć oglądaniem naprawdę zabawnych, czasem kuriozalnych sytuacji, jak wtedy, kiedy każdy z mężczyzn ma inne podejście do świąt Bożego Narodzenia. Ile trzeba mieć w sobie otwartości, by wybrnąć z takiej sytuacji i pozostać sobą nie urażając uczuć drugiego człowieka. Zdecydowanie nie jest to łatwe, tym bardziej, że na co dzień wiele osób myśli podobnie jak głowa rodziny Verneuil. Osoby takie zamykają się we własnym środowisku, które znają i w którym czują się naprawdę dobrze; na tyle dobrze, że są skłonne uważać przyjętą przez nie drogę za jedynie słuszną. Czy jest to słuszna droga? Zapewne można o tym dyskutować godzinami, ważniejsze jest pytanie o szacunek do odmienności. Reżyser pokazuje, że przy odrobinie wyrozumiałości, wzajemnym szacunku, wszyscy mogą żyć po swojemu, nie wchodząc z butami w swoje światy.
Z założenia jest to film o różnych kulturach, religiach, ale tak naprawdę jedną z córek można byłoby zeswatać na przykład z Głuchym, druga mogłaby być zakonnicą, i tak dalej i tak dalej. Znowu byłyby odmienności, ponownie wymagana byłaby niezwykła otwartość. Uniwersalność tematu dała narzędzie reżyserowi do stworzenia dobrego dzieła. Czy wykorzystał on tę szansę?
Uważam, że mogłaby ta historia zostać opowiedziana lepiej, bardziej wiarygodnie, na przykład nie mogłam zrozumieć sceny, kiedy córka rezygnuje z narzeczonego, wydawała mi się ona dość mało prawdopodobna. Aczkolwiek większość filmu to przezabawne dialogi, które dają dużą dawkę śmiechu.
Nie obejrzałabym tego filmu bez napisów, więc ważnym aspektem tej recenzji, jest również możliwość zrozumienia w pełni tego filmu, dzięki podpowiedziom dotyczącym akcentu, muzyki, intonacji, które były w napisach dla niesłyszących.
Rozumiemy się bez słów
Oglądając pokaz filmu „Rozumiemy się bez słów” z audiodeskrypcją i napisami w Mazowieckim Instytucie Kultury, poczułam się tak jakbym oglądała sceny z własnego życia.
Historia głuchej, francuskiej rodziny, gdzie jedynym łącznikiem ze światem dźwięków, rozmów telefonicznych, wiadomości telewizyjnych jest córka, była tak ciekawie i zabawnie opowiedziana, że ani przez chwilę nie można było się nudzić.
Wielkim atutem filmu jest humor, humor i jeszcze raz humor, ponieważ groteskowość, przejaskrawienie niektórych sytuacji pokazywały, że świat osób Głuchych różni się od świata osób słyszących nie tylko niesłyszeniem, to także inny sposób myślenia, inny sposób zachowania, reakcji na sytuacje życiowe.
Wydawać by się mogło z umieszczanego na plakatach i w recenzjach gazetowych opisu filmu, że mamy do czynienia z prostą historią, zabawnie przedstawioną, która najzwyczajniej opowiada o życiu Głuchej rodziny. A jednak wiele było scen, w których dramat przesłaniał komizm, i były to sytuacje dotyczące bardzo ważnych aspektów naszego życia – poczucia przynależności, odchodzenia z rodzinnego gniazda, przełamywania barier…
Szczególnie poruszyła mnie scena, kiedy mama wyznaje Pauli, że nie chciała, żeby była słysząca, że jest to dla niej zawód, że ona odchodzi z domu, żeby śpiewać. Bardzo prawdziwe, a jednocześnie niezrozumiałe dla wielu. Dlaczego? Ponieważ każdy rodzic boi się odejścia dziecka, choć wiadomo z góry, że prędzej czy później to nastąpi. A czemu mama Pauli tak zareagowała, segregując słyszących jako gorszych? Głusi są bardzo przywiązani do używania języka migowego, mają głuchych przyjaciół, generalnie czują się najlepiej w swoim towarzystwie, ponieważ daje im wolność wypowiedzi, swobodę działania. Słyszący raczej nie starają się wejść w to środowisko, nauczyć się migowego, ale żądają od Głuchych, żeby pisali poprawnie w danym fonicznym języku narodowym, a najlepiej mówili. Stąd też duża, wśród głuchych niechęć do społeczności słyszących.
Wiele wątków poruszonych w filmie, nie ma oczywiście związku z głuchotą, pierwsza miłość, odejście z domu, dojrzewanie, przełamywanie barier. Uważam, że jest to jeden z filmów, który w lekki sposób przekazuje nam ważne przesłania. Zdecydowanie warto go zobaczyć, a osobiście jestem szczęśliwa, że mogłam go obejrzeć z napisami dla niesłyszących.
Paulina Gul
Źródło: Fundacja Kultury bez Barier