Każda kobieta ma prawo do intymności [wywiad]
W ramach projektu „Między nami kobietami” chcemy stworzyć przestrzeń do rozmowy o tym, co dla kobiet bywa trudne, niewygodne lub po prostu rzadko mówione głośno. To temat często otoczony milczeniem, wstydem i brakiem wiedzy. Zaprosiłyśmy do rozmowy Maję Kumor — psycholożkę, seksuolożkę, która z odwagą i czułością towarzyszy innym kobietom w powrocie do siebie…
Agnieszka Wiatr: – W naszej kulturze nadal funkcjonuje podwójny standard, gdzie mężczyzna z wieloma partnerkami często zyskuje społeczny szacunek, podczas gdy kobieta w podobnej sytuacji spotyka się z oceną i krytyką. Co według Pani jest kluczem do przełamania tych nierówności i budowania zdrowszego, bardziej równoprawnego podejścia do seksualności?
Maja Kumor: – Myślę, że ta nierówność budowana była przerażająco długo i czas odgrywa ważną rolę, zarówno dla tworzenia tych stereotypów, ale również dla obalania ich. Dodatkowo, nie możemy zapominać o normach, takich jak właśnie kulturowe czy religijne, które dołożyły niejedną cegłę do tej „budowy”.
Po tym moim krótkim, myślę, że nie za bardzo odkrywczym, ale znaczącym przemyśleniu przejdźmy do tego, co zrobić, aby przełamać te nierówności. Pierwsze, co pojawia mi się w głowie, to – edukować. Zostańmy właśnie przy tym przykładzie „podwójnych standardów”, gdzie mężczyzna posiadający wiele partnerek budzi szacunek, a kobieta w podobnej sytuacji spotyka się z krytyką. Przy tym pojawia mi się w głowie takie „powiedzonko”, że „facet ma swoje potrzeby” i dlatego na przykład ten seks albo ta zdrada miała miejsce. Słyszeliście, żeby ktoś powiedział tak o kobiecie? Ja nie. I myślę właśnie, że edukowanie, że kobieta też ma potrzeby seksualne, jest czymś, od czego należy zacząć. To może wydawać się banalne, ale wierzcie mi – podstawowa wiedza jest tym, czego brakuje. Tylko że, żeby wiedzieć, trzeba też chcieć, a tutaj bywa różnie. Niemniej jednak, będzie grupa, która spełnia te kryteria, i z tego możemy się cieszyć.
Z drugiej strony, dostrzegam, że coraz bardziej i coraz więcej osób chce wychodzić ze strachu przed tym „co inni powiedzą”, bo powiedzą na pewno. A ten temat, myślę, że mocno również rezonuje z poznawaniem siebie i postępowaniem w zgodzie ze sobą. Mam ogromną nadzieję, że wyjdziemy ze schematów pt. „facet zdradził, bo miał potrzeby”, a „kobieta zdradziła, bo jest niewdzięczna”. Wiem, że to mocne uproszczenie, ale jednak wpisuje się w temat.
– To ważne, by rozmawiać o różnicach i wspólnych wyzwaniach. Czy zauważa Pani różnice w podejściu do seksualności między Polkami a kobietami z krajów takich jak Francja czy kraje skandynawskie (Szwecja, Norwegia, Dania)? Co w tym zakresie moglibyśmy od nich się nauczyć?
– W gabinecie przyjmuję Polki, osadzone w tutejszej kulturze mniej lub bardziej. Nie mam doświadczenia w przyjmowaniu kobiet z krajów skandynawskich, ale z tego, co mi wiadomo, tam edukacja seksualna już od lat jest na wysokim poziomie, a u nas, no cóż… Myślę, że nie będzie to przesadą, jak powiem, że dopiero raczkuje. Tak jak wcześniej już wspomniałam – brakuje nam podstaw. Często nie zdajemy sobie sprawy z tego, że możemy nie wyrazić zgody lub nie chcieć, że pytanie o zgodę jest ważne, a komunikacja odgrywa bardzo dużą rolę – pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że kluczową, i to nie tylko w życiu seksualnym. Dodatkowo, edukacja seksualna to też nauka o tym, jak uprawiać seks – i to nie tylko w sposób bezpieczny – jakie mogą być zagrożenia i co zrobić, żeby ich uniknąć. To też nauka o zdrowiu. Naprawdę, myślę, że mamy sporo do nadrobienia.
– Rozmawiając o zmianach społecznych, warto też poruszyć temat wychowania. W niektórych krajach, jak kraje skandynawskie czy Holandia, dzieci wychowuje się w naturalnym kontakcie z nagością rodziców. Jak Pani ocenia takie podejście? Kiedy i jak najlepiej rozmawiać z dziećmi o seksualności i potencjalnych zagrożeniach, takich jak uzależnienia czy niebezpieczne zachowania?
– Uważam, że zdrowe podejście do nagości, czyli mam na myśli takie, które jest z poszanowaniem do siebie, ale i do innych, jest czymś pięknym. Nie raz w gabinecie spotykam ludzi, którzy nie patrzą na swoje nagie ciało w lustrze, nie są w stanie pobyć ze swoim nagim ciałem, a co dopiero z partnerem czy partnerką. Nie mówię tylko o tym, że nie akceptują swojej wagi, kształtów czy koloru skóry, ale również miejsc intymnych. Być może to za sprawą powtarzania: „nie rób tych brzydkich rzeczy” – w nawiązaniu do masturbacji – lub: „nie dotykaj się tam”, „to brzydko się tam dotykać”. I znowu wchodzimy na temat edukacji, jak na przykład tego, że masturbacja to nie są brzydkie rzeczy, a wręcz ładne i pozwala ona nie tylko rozładować napięcie seksualne, ale również odkrywać nasze ciało i to, co sprawia nam przyjemność.
U dzieci przychodzi taki moment w życiu, że są ciekawe, czy tata albo mama ma takie same miejsca intymne, co ja. Przychodzi też czas na zadawanie pytań. Ja akurat w gabinecie przyjmuję osoby dorosłe, ale z całego serca mogę polecić książkę Karoliny Piotrowskiej „Rozwój seksualny dzieci”, gdzie bardzo fajnie opisane są etapy rozwoju seksualnego dziecka. Ale co jest jeszcze ciekawsze, to pytania, które w ramach „zadania domowego” zadaje sobie rodzic, właśnie w temacie rozwoju seksualnego i własnych doświadczeń.
– Przechodząc do sedna — co według Pani jest kluczowe w kształtowaniu naszej seksualności? Co ma na nią największy wpływ – geny, wychowanie, a może środowisko, w którym żyjemy?
– Myślę, że wychowanie, jak i środowisko, w którym żyjemy, a co za tym idzie, kultura, mają ogromny wpływ na to, jak będziemy postrzegać seksualność i to, czy będzie ona tematem tabu, czy nie. Pamiętajmy też, że kluczową rolę odgrywają normy – różne, nie tylko religijne, ale też te społeczne, normy rodzinne czy normy w parze. Tak, będąc w związku, też tworzymy normy, które mogą być inne niż np. u znajomych-i to nie musi być błąd.
Jeżeli wychowujemy się w rodzinie, gdzie tematy związane z seksualnością były poruszane bez budowania aury tajemniczości i niedostępności, to z dużym prawdopodobieństwem będziemy podchodzić do nich z poczuciem bezpieczeństwa. Jeżeli był to temat, o którym się nie rozmawiało, to istnieje taka możliwość, że będzie wywoływał w nas niepokój czy dezorientację – przynajmniej na początku, zanim zaczniemy się edukować i zagłębiać :)
– W Polsce toczy się dyskusja o wprowadzeniu do szkół przedmiotu o zdrowiu seksualnym, promowanego przez profesora Izdebskiego. Temat ten budzi spore emocje, zwłaszcza w środowiskach prawicowych i w Kościele. Jak Pani ocenia jego znaczenie i te reakcje społeczne?
– Tak jak już wspomniałam, edukacja jest bardzo ważna. Do dzisiaj spotykam ludzi, którzy wierzą, że stosunek przerywany to metoda antykoncepcji. Albo takich, którzy zabezpieczają się prezerwatywą jedynie podczas penetracji pochwy, a podczas stosunku np. oralnego albo analnego już nie. Uważam, że dzieje się tak w dużej mierze dlatego, że nie mamy wiedzy o chorobach, o tym, jak możemy się zarazić i przede wszystkim – jak ich unikać.
Mam wrażenie, że niektórzy uważają, że edukacja seksualna to będzie pornografia i pejcze. A przecież tutaj chodzi o bezpieczeństwo i wybór, którego możemy dokonać, posiadając wiedzę. Mam wrażenie, że niektórzy liczą na to, że nastolatek nie będzie uprawiał seksu tylko dlatego, że nie pozwolimy mu iść do chłopaka czy dziewczyny na noc. Otóż warto zaznaczyć, że do seksu nie trzeba łóżka i nocy.
Jest naprawdę wiele tematów, które wręcz należałoby poruszyć podczas takiej edukacji seksualnej. Taka edukacja seksualna ma miejsce np. u mnie w gabinecie – tylko w tym wypadku już u osób dorosłych.
– Poruszając temat społecznych ocen – jak można przełamać stereotyp, który sprawia, że kobiety są oceniane przez pryzmat tego, jak się ubierają? Na przykład obcisłe stroje czy mocniejszy makijaż bywają często błędnie odbierane jako zaproszenie do seksualnej uwagi. Jak możemy zmienić to myślenie i sprawić, by wybór stylu był po prostu ich wyborem, bez niepotrzebnych osądów?
– Tutaj wraca temat komunikacji, świadomej zgody i tego, że jeśli ktoś ubrał się, w naszym poczuciu pociągająco, to nie jest to komunikat: „chodź na seks”. Komunikat „chodź na seks” (jeżeli taki właśnie jest przekaz) powinien wybrzmieć w takiej sytuacji. Jeżeli mimo wszystko czujemy się zaproszeni do bliższej interakcji, to zapytajmy, czy to jest właśnie ten przekaz.
Niestety, co do osądów – myślę, że nie będzie świata, w którym ich nie będzie, a ludzie „zawsze będą gadać”. Zatrzymajmy się i zastanówmy: czy są to ludzie, którzy są dla mnie życzliwi? Czy ci ludzie mają miejsce w moim życiu? I czego w takiej sytuacji potrzebuję?
W rozmowach z kobietami spotykam się nieraz ze stwierdzeniem: „Założyłabym taką bluzkę, ale inni cośtam…”. Niestety, ci inni raczej rzeczywiście „cośtam” zareagują. Ale pytanie brzmi: czy mogę nie poświęcać temu uwagi?
– W dzisiejszych czasach media społecznościowe stały się areną, na której wiele kobiet, szczególnie influencerek, spotyka się z ocenami i komentarzami na temat swojego ciała i zachowań. To często przekracza ich granice i narusza poczucie bezpieczeństwa. Jak Pani myśli, dlaczego wciąż funkcjonuje przekonanie, że mężczyźni mają prawo do komentowania kobiecej seksualności i ciała? I jak moglibyśmy – jako społeczeństwo – zacząć lepiej rozumieć i szanować te granice, by kobiety mogły czuć się w sieci i w życiu codziennym bezpiecznie i swobodnie?
– Przychodzi mi do głowy, że gdy kobiety same decydują o tym, jak będzie wyglądać ich ciało i jak będą je pokazywać, to mogą być odbierane jako niezależne czy przejmujące kontrolę. To może być swojego rodzaju zagrożeniem dla tradycyjnych męskich ról społecznych. Być może taki hejt ma pokazać „kto tu rządzi”.
Dodatkowo zwróćmy uwagę, że autorzy seksistowskich komentarzy w przestrzeni publicznej często pozostają bezkarni, co może dawać poczucie, że „to nic takiego” i „mam prawo”. Jeżeli chodzi o hejt, to myślę, że jest to obszerny temat na odrębny wywiad, ale to, co mogę przy okazji powiedzieć – a raczej zaprosić – to zaprosić do mnie na YouTube, gdzie w filmie „Hejt okiem psychologów” rozmawiam z Barbarą Molędą-Kusidło właśnie o hejcie i o tym, jak reagować, a raczej – jak „nie karmić hejtera”.
Nie poświęcajmy uwagi osobom, które nas krzywdzą.
– Często słyszymy, że seksualność jest integralną częścią zdrowia psychicznego kobiet. Jak te dwie sfery – życie intymne i wyzwania dnia codziennego, jak stres czy pełnienie różnych ról – wzajemnie na siebie wpływają?
– Bardzo! Czasami mam wrażenie, że patrzymy na życie człowieka jak na dwie bańki. Jedna to ta, w której jest seksualność, a obok swobodnie, niezależnie lata bańka, w której jest cała reszta naszego funkcjonowania, czyli np. praca, szkoła, dzieci, bóle głowy, stres, kłótnie z partnerem, teściowa itd. Ta bańka nie wpływa na tę bańkę, w której jest seksualność. Oczywiście tak nie jest! Mamy jedną bańkę ze wszystkim i jedno wpływa na drugie.
Więc jeżeli spałyśmy pięć godzin codziennie już od tygodnia, nie dbamy o to, co jemy i czy jemy, nie mamy pięciu minut dla siebie, a od czterech dni boli nas głowa, to nie oczekujmy od siebie, że seks to będzie nasza potrzeba numer jeden. To jest ogromnie ważna kwestia do zrozumienia. Seks ma być przyjemny – to nie zawsze jest oczywiste, dlatego zaznaczam.
– Kiedy jesteśmy zestresowane, zmęczone, chore czy czujemy się niezauważone, to po pierwsze – będą inne ważne kwestie do zaopiekowania niż właśnie uprawianie seksu. Oczywiście wchodzą w grę różne kwestie indywidualne. Ale jakbyście się tak zatrzymały i zastanowiły: po pierwsze – czy w tygodniu macie czas na seks? Pięć minut? Piętnaście? Godzinę? Czy nie jest przypadkiem tak, że dzieje się tak dużo, że seks musiałby być w nocy, a w nocy to chce nam się spać?
– Zobacz, czy jak jesteś zrelaksowana, np. na urlopie, to czy ochota na seks się pojawia, a w domu, w tygodniu pełnym obowiązków – znika? Zobacz, czy nie jest tak, że ostatnią rzeczą, jaką dla siebie samej zrobiłaś, to wypicie kawy w piętnaście minut, a nie w pięć minut, pomiędzy jakimiś ważnymi spotkaniami?
Dodatkowo, jak jest w relacji? Jak czujesz się w swoim związku? Czy Twoje potrzeby są zaopiekowane? Bo jeżeli w relacji jest źle, to samo rozluźnienie i wakacje mogą nie pomóc.
– Na koniec — podczas pracy psychologicznej, kiedy powinniśmy zasugerować kobietom kontakt z seksuologiem? Jak rozpoznać moment, w którym profesjonalne wsparcie staje się szczególnie ważne?
– Myślę, że przede wszystkim nie należy bać się rozmawiać o seksualności. Pytać i tłumaczyć, dlaczego jest to ważne – tu polecam moje porównanie z bańkami. Myślę też, że nie jesteśmy w stanie zajmować się wszystkim i znać się na wszystkim, stąd też każdy z nas wybiera jakąś dziedzinę. Przekierować do seksuologa można jak najbardziej wtedy, kiedy problem właśnie seksuologiczny wychodzi poza nasze kompetencje. Ale zachęcam wszystkich psychologów do popracowania nad swoją seksualnością – do poznawania jej, żeby się jej nie bać. Wówczas myślę, że seksualność klientów nie będzie budzić niepokoju, który wiem, że nie raz powstaje w związku z tym niezwykle intymnym tematem.
Z Mają Kumor rozmawiała Agnieszka Wiatr, pedagożka, Rzecznik Prasowa, Sekcja Ochrony Praw Kobiet, w ramach realizacji zadania publicznego – projektu „Między nami Kobietami – 800 201 211”, dofinansowanego ze środków Narodowego Instytutu Wolności – Centrum Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego w ramach Rządowego Programu Wsparcia Organizacji Poradniczych na lata 2022 – 2033, realizowanego dzięki Fundacji Klaster.
Źródło: Inicjatywa Obywatelska "Pro Civium"