– Osoby starsze ogólnie nie mają w sobie śmiałości proszenia o pomoc. Najczęściej ktoś w ich imieniu musi to robić. To nasze zadanie – mówi Joanna Mielczarek ze Stowarzyszenia „mali bracia Ubogich”.
W imieniu najsłabszych
Gen działalności społecznej miała od zawsze. Przez ZHP, po organizowanie zajęć dla dzieciaków z osiedli Piotrkowa Trybunalskiego, skąd pochodzi – wtedy angażowała się w coś, co dziś nosi nazwę inicjatywa lokalna. Studia zrobiła z pracy socjalnej, a po nich zaczęła pracę w Domu Pomocy Społecznej dla Osób Starszych. – To był kombinat. 144 mieszkańców, o różnym stopniu mobilności i w różnym wieku: od sześćdziesięcio- do stulatków – mówi Joanna Mielczarek. – Tam zobaczyłam, że tym, co najbardziej doskwiera tym ludziom, jest poczucie osamotnienia – dodaje.
Międzynarodową Federację „mali braci Ubogich” znała już wcześniej. Postanowiła zgłosić się do nich i okazało się, że trafiła w idealny moment – w 2003 roku właśnie powstawało polskie Stowarzyszenie „mali bracia Ubogich”. Jego twórcy byli na etapie szukania instytucji zaufania społecznego, z którymi mogliby rozpocząć współpracę.
– Tak się zaczęła moja droga – mówi Joanna. – W DPS-ie byłam pracownikiem, ale bardzo często po pracy szłam do domu, jadłam obiad i wracałam jako wolontariuszka – mówi Joanna. Po kilku miesiącach dołączyła do „małych braci Ubogich” już jako pracownik. – Stwierdziłam, że tutaj jest to, co chciałabym robić, bo to jest bliżej ludzi – dodaje.
Na początku koordynowała działania oddziału w Warszawie. Rekrutowała wolontariuszy z jednej strony, a z drugiej osoby starsze, które chciały z ich pomocy skorzystać. Kiedy już taka para została skojarzona, monitorowała ich relację. Potem, kiedy stowarzyszenie zaczęło się rozwijać i kiedy była osobą z najdłuższym w nim stażem, zaproponowano jej stanowisko zarządzania organizacją, kogoś, kto spina działania we wszystkich trzech oddziałach, które w międzyczasie powstały – w Warszawie, Lublinie i Poznaniu.
– Bardzo mocno weszłam w tematykę osób starszych zależnych – mówi Joanna Mielczarek. – Pomoc im szczególnie leży mi na sercu, bo to nie są osoby, które mają na tyle siły, żeby same szły pod sejm protestować i reprezentować swoje interesy – mówi. Zresztą, jak zauważa, osoby starsze ogólnie nie mają w sobie śmiałości proszenia o pomoc. Najczęściej ktoś w ich imieniu musi to robić. – To nasze zadanie – mówi działaczka.
Samotność i osamotnienie
– Jako „mali bracia Ubogich” działamy na rzecz osób starszych, które nie tyle są samotne, co osamotnione – mówi Joanna Mielczarek. – Specjalnie użyłam tego słowa, bo samotność różni się od osamotnienia. Samotność to jest dla nas stricte bycie osobą samą, niemającą tej najbliższej rodziny. A osamotnienie można odczuwać, nawet mając fizycznie bliskie osoby – tłumaczy.
Według niej paradoksalnie najtrudniejsze jest przekonać seniorów, by otworzyli im swoje drzwi. Paradoksalnie, bo wciąż słyszy się w mediach, że osoby starsze są łatwowierne i dlatego często padają ofiarą przestępstw. – Choć to niełatwe, cały czas wypracowujemy sposoby, żeby do nich dotrzeć, żeby zaufali naszemu wolontariuszowi i nawiązali z nim relację – mówi Joanna. Takie relacje bywają bardzo różne – od koleżeńskich po partnerskie, a czasami w pewnym sensie zastępują rodzinne więzi. To dotyczy zarówno seniorów, jak i wolontariuszy.
– Takich wolontariuszy, którzy nawiązują indywidualne relacje z seniorami, mamy obecnie w Warszawie ponad setkę – mówi Joanna. – Podobnie jest w Poznaniu i w Lublinie. Są wśród nich osoby w różnym wieku, takie, które mają 18 lat, ale również starsze. – Mamy 81-letnią wolontariuszkę, która odwiedza osobę jeszcze starszą od siebie – mówi Joanna.
Powody, dla których chcą pomagać, są zróżnicowane. Część przychodzi, bo brakuje im jakiejś relacji, np. są osobami młodymi, które wcześnie straciły dziadków, i z drugiej strony podobnej relacji szukają podopieczni. Są też np. młode bacie, zazwyczaj bardzo aktywne, których wnuki już są na tyle duże, że nie potrzebują opieki, więc coś trzeba zrobić z nadmiarem czasu. – Są też osoby, które bardzo dojrzale podchodzą do wolontariatu, czują się spełnione, mają poczucie, że bardzo dużo dostały od życia i chcą to w jakiś sposób oddać – mów Joanna. – A są też osoby, które wierzą w to, że dobro do nich wraca i może kiedyś same będą potrzebować pomocy – dodaje.
– Naszym najważniejszym zadaniem jest danie poczucia bezpieczeństwa – mówi Joanna. – Uwierzenie w to, że jest ktoś, komu na mnie zależy, kto się o mnie zatroszczy, z którym mogę dzielić swoje smutki i radości. Ale też kto w miarę możliwości (bo i z pomocą organizacji) pomoże rozwiązać codzienne problemy – mówi Joanna. Sama od ośmiu lat także jest wolontariuszką. – Moja podopieczna jest osobą, która prawie nie widzi, i dlatego było dla niej ważne, żeby wolontariusz mieszkał blisko. Choć w ciągu tych kilku lat dosyć daleko się przeprowadziłam, to nadal ją odwiedzam – mówi Joanna.– To jest tak silna relacja, że w pewnym sensie stała się częścią mojego życia – dodaje.
Senior wreszcie widoczny
O takich osobach mówi się – co w sercu to na języku. Swoją ekstrawertyczność i zbytnią szczerość uważa zarówno za swoją wadę, jak i zaletę. – Czasem przekonanie jej do czegoś i uzgodnienie wspólnej wizji wymaga użycia tysiąca argumentów – mówią o niej Marta Parzych i Robert Kadej z Zespołu Realizacji Polityki Senioralnej w Warszawie. – Jednak, jak zaznaczają, wysiłek się opłaca. We współpracy z Joanną najbardziej cenią szeroką wiedzę i fachowość w realizacji projektów dotyczących seniorów. Jak mówią, dzięki jej kompetencji podejmowane na rzecz osób starszych działania charakteryzują się jakością i wymiernymi rezultatami.
– Moim zdaniem ciągle małe jest rozumienie tego, że trzeci sektor to są też profesjonaliści. Że są w nim osoby z krwi i kości, które mimo że mają bardzo duże ideały i chcą je wcielać w życie, to wiedzą, że na nich nie ugotują sobie zupy – mówi Joanna. – Nie wszystko jesteśmy w stanie zrobić „za free”, z uśmiechem na ustach i z poczuciem wypełnienia misji – dodaje.
Jak mówi, „mali bracia Ubogich” są w o tyle dobrej sytuacji, że to część międzynarodowej federacji, więc mają silne wsparcie. Dzięki temu mogą pozwolić sobie na powiedzenie takich rzeczy, o których inne organizacje milczą, bo czują się zależne od dotacji i grantów. – Dlatego bardzo mocno budujemy fundraising naszej organizacji, żeby się uniezależnić i mówić to, co uważamy za słuszne – zaznacza działaczka. – Na przykład na poziomie miejskim nie mamy żadnego problemu z krytykowaniem działań chociażby programu „Warszawa przyjazna Seniorom”, choć braliśmy też udział w jego tworzeniu – dodaje Joanna.
Z drugiej strony widzi też słabości po stronie trzeciego sektora. Powstaje coraz więcej organizacji pozarządowych seniorskich i działających na rzecz seniorów. I to, jak zauważa, z jednej strony bardzo dobrze, bo wymusza zdrową konkurencję, szukanie dla siebie odpowiedniego pola działania. Z drugiej strony ma wrażenie, że część tych organizacji powstała jedynie w odpowiedzi na ilość ogłaszanych konkursów, grantów. – Patrząc na to, jakie projekty czasami wygrywają, jakie to są działania i w jakim czasie realizowane – dla mnie one są czasami bezmyślne, mam poczucie, że wygrywają, bo organizacje napisały dobry wniosek, bez błędów formalnych – mówi Joanna. – A te słabsze organizacyjnie, np. zrzeszające kombatantów, niestety nie – dodaje.
Wzrost liczby organizacji działających dla seniorów świadczy na pewno o tym, że osoby starsze wreszcie są zauważane – w mediach, w życiu publicznym, społecznym, kulturalnym. – Przez te ostatnie dziesięć lat dokonała się niezwykła zmiana mentalna – mówi Joanna. – Powoli także sfery rządzące dostrzegają seniorów, jest np. rządowy program na rzecz aktywności społecznej osób starszych ASOS – dodaje.
– Pamiętam, że kiedy tworzył się program ASOS, nie było w nim miejsca na wsparcie opiekuńcze dla osób starszych – m.in. dzięki nam udało się wprowadzić ten zapis – mówi Joanna Mielczarek. – Jednym z takich pól, które jest szalenie trudne, ale którego dotknięcie jest dla nas bardzo ważne, jest choroba Alzheimera – mówi Joanna Mielczarek. – Stworzyliśmy nieformalną inicjatywę, która nazywa się Przystanek Alzhaimer i która ma za zadanie wspierać opiekunów chorych na Alzheimera. Jest to dziedzina bardzo trudna, a jeszcze nie do końca dostrzegana – mówi Joanna. – Traktujemy to jako jedno z naszych większych wyzwań – dodaje.