Jan Bratkowski: Dzieci najprędzej i najmocniej doświadczają działań wojennych. Są absolutnie bezbronne, więc wiele nieszczęść spada bezpośrednio na nie [wywiad]
Chodzi głównie o szpitale, a w nich oddziały noworodkowe i inkubatory, które przy braku prądu przestają działać. I nie mówimy tu o trzech, a o setkach inkubatorów. Jeśli w Strefie Gazy mieszka ponad dwa miliony ludzi, to jest tam kilkadziesiąt tysięcy ciężarnych kobiet. Odcięcie kilkuset inkubatorów od prądu oznacza śmierć dzieci, które się w tych inkubatorach znajdują – mówi Jan Bratkowski, rzecznik prasowy UNICEF Polska
Ewa Koza, ngo.pl: – Kilka dni temu usłyszałam, że w Strefie Gazy zginęło już więcej dzieci niż w czasie całej wojny w Ukrainie. Gaza stała się dziecięcym cmentarzem. Problemem są nie tylko bombardowania, ale też brak wody pitnej. Jak wygląda sytuacja dzieci na terenach objętych działaniami wojennymi?
Jak Bratkowski, UNICEF Polska: – Sytuacja w Strefie Gazy jest teraz tą, o której słyszymy najwięcej. Ten konflikt znajduje bardzo duże odzwierciedlenie w mediach, w odróżnieniu od wielu innych konfliktów wojennych. Przecież wojna w Syrii toczy się już kilka lat. Skala zniszczeń jest ogromna, a liczba ofiar o setki tysięcy osób wyższa.
Nie możemy też zapominać, że straszne rzeczy dzieją się w Sudanie, gdzie mamy trzy miliony wewnętrznie przesiedlonych dzieci. Podkreślę, tylko dzieci. Proszę sobie wyobrazić, co to oznacza dla tego kraju, dla społeczeństwa i dla jednostek. Jednak Strefa Gazy jest obecnie najbardziej widoczna.
Chodzi o odległość geograficzną?
– Niekoniecznie. Wydarzenia w Ukrainie pokazały, że tragedia, która się dzieje „tuż za naszym płotem”, dotyka nas bardzo mocno, również z uwagi na bezpośrednie zagrożenie dla naszego bezpieczeństwa.
Konflikt w Strefie Gazy jest tak wyraźnie widoczny w mediach nie z powodu bliskości geograficznej, a z powodu silnej polaryzacji, która tam jest i która w łatwy sposób przekłada się na polaryzację w innych społeczeństwach.
Mam wrażenie, że to, że w takim kraju jak Syria, giną cywile – w tym również dzieci – dotyka nas mniej, niż to, że ludzie tracą życie w konflikcie, w którym tak łatwo opowiadamy się po jednej ze stron. To dotyczy i Polski, i wielu innych społeczeństw, w których czy to jedna, czy to druga diaspora ma swoich licznych przedstawicieli, którzy w taki lub inny sposób, mniej lub bardziej aktywny, mniej lub bardziej agresywny, stają po jednej ze stron.
Myślę, że to jest powód, dla którego konflikt w Strefie Gazy jest bardziej czytelny dla masowego odbiorcy niż inne konflikty zbrojne. Nie da się ukryć, że liczby, o których słyszymy, są po prostu przerażające. Przeraża, że w tak krótkim czasie zginęło aż tylu ludzi.
Ile dzieci zginęło w Strefie Gazy?
– Ponad cztery i pół tysiąca w niewiele ponad miesiąc. To więcej ofiar wśród osób małoletnich nie tylko w porównaniu z wojną w Ukrainie, ale też we wszystkich konfliktach zbrojnych na świecie w ostatnim roku. Skala ofiar jest zatrważająca.
Z czego wynika to, że liczba ofiar wśród dzieci jest w Strefie Gazy tak ogromna?
– Gaza była niezwykle gęsto zaludnionym terenem. Na niewielkim obszarze – rzędu 360 kilometrów kwadratowych – mieszkało 2 miliony 300 tysięcy osób. Dla porównania, Warszawa ma ponad 500 kilometrów kwadratowych, mieszka w niej około 1 milion 800 tysięcy ludzi. Proszę sobie wyobrazić, że jedna trzecia terenu Gazy jest bez przerwy bombardowana, a połowa ludności, która tam mieszka, to dzieci. Stąd tak gigantyczna liczba ofiar.
Osobną kwestią jest to, że żadna ze stron konfliktu nie przestrzega norm prawa wojennego. Tu należy bardzo wyraźnie potępić działania Hamasu, który przy pomocy rakiet usiłuje dotrzeć do Izraela, w wyniku czego wielu ludzi zginęło, a część nadal jest w niewoli. Ponad 200 osób to zakładnicy Hamasu.
To jedna strona, z drugiej – wojska izraelskie prowadzą naloty. Początkowo było one prowadzone na północy Strefy Gazy, padło zalecenie, żeby cywile uciekli stamtąd na południe – co samo w sobie było zadaniem karkołomnym, jeżeli w ogóle wykonalnym. Przy takiej liczbie ludzi i tak gęstej zabudowie miejskiej, gdzie nie ma szerokich arterii, którymi można się przemieszczać, gdzie cały czas dochodzi do ataków rakietowych i bombardowań, część ludzi uciekła, część została, ale ci, który uciekli, też nie znaleźli bezpiecznych schronień. Ataki są prowadzone także na miejsca, które były wskazane jako te, do których ludność cywilna powinna była się udać.
W Strefie Gazy nie ma bezpiecznej przestrzeni.
Jak wygląda sytuacja dzieci na terenach objętych wojną w różnych częściach świata?
– Dzieci najprędzej i najmocniej doświadczają działań wojennych. Są absolutnie bezbronne, więc wiele nieszczęść spada bezpośrednio na nie.
Pierwszą, najbardziej oczywistą sprawą jest bezpośrednie zagrożenie życia i zdrowia, szczególnie wtedy, gdy działania wojenne są prowadzone z lekceważeniem norm prawa międzynarodowego, zasad humanitarnych i tego, w jaki sposób działania wojenne są zazwyczaj prowadzone.
Drugą – jest zagrożenie wynikające ze zmieniających się warunków. Doskonale widać to w Strefie Gazy – myślę o zagrożeniu fizycznym, ale nie bezpośrednio wynikającym z działań wojennych, a wiążącym się z niedoborem wody, żywności i mediów, takich jak prąd, co uniemożliwia działanie infrastruktury cywilnej. Chodzi głównie o szpitale, a w nich oddziały noworodkowe i inkubatory, które przy braku prądu przestają działać. I nie mówimy tu o trzech, a o setkach inkubatorów. Jeśli w Strefie Gazy mieszka ponad dwa miliony ludzi, to jest tam kilkadziesiąt tysięcy ciężarnych kobiet. Odcięcie kilkuset inkubatorów od prądu, oznacza śmierć dzieci, które się w tych inkubatorach znajdują.
Strefa Gazy to bardzo gęsto zaludnione miasto z kilkudziesięcioma szpitalami, które w wyniku działań wojennych zostały zniszczone albo uszkodzone. Część nie nadaje się do użycia, a te, które mogłyby funkcjonować, nie funkcjonują, bo nie mają prądu. Prąd został odcięty. Jedyna działająca w Strefie Gazy elektrownia nie pracuje od początku działań wojennych. Infrastruktura cywilna działa – lub nie działa – przy pomocy paliwa, które wykorzystywano w agregatach prądotwórczych. Teraz paliwo jest racjonowane, o ile w ogóle jest.
Poważnym problemem jest też utrudniony dostęp do wody.
– To kolejna rzecz, przez którą cierpią cywile. Podczas działań wojennych dostęp do wody jest kluczowy. Jeśli infrastruktura, która zapewnia wodę, jest zniszczona, nie ma studni, woda jest pozyskiwana wodociągami z zewnątrz lub poprzez odsalanie wody morskiej. Ludzie zaczynają więc korzystać z wody, która nie do końca nadaje się do spożycia. Odsalaną wykorzystuje się zwykle w rolnictwie, a w warunkach wojennych, gdy nie ma wyjścia – do picia. Taka woda jest źródłem zanieczyszczeń, bakterii i przyczyną chorób.
W Strefie Gazy nie działa żadna oczyszczalnia ścieków, więc wszystkie ścieki – bez żadnego oczyszczenia – są zrzucane do morza, skąd pobierana jest woda do odsalania i spożywania przez ludzi. Szczególnie dzieci są z tego powodu narażone na problemy zdrowotne, również takie, które w ekstremalnych przypadkach zagrażają ich życiu. Przecież zwykła, nieleczona biegunka, jest – w skali świata – jedną z najpoważniejszych przyczyn zgonów dzieci do piątego roku życia.
Mówimy o niedostatkach fizycznych, które mogą zagrażać zdrowiu i życiu, a jakie konsekwencje długoterminowe ponoszą dzieci, które żyją na terenach objętych działaniami wojennymi?
– To przede wszystkim koszty dla zdrowia psychicznego, nie tylko w dłuższej perspektywie. Myślę również o natychmiastowych skutkach wpływu działań wojennych na kondycję psychiczną dzieci, które najzwyczajniej w świecie panicznie się boją tego, co dzieje się dookoła nich. Ten stres ma też – co oczywiste – długotrwałe konsekwencje dla zdrowia psychicznego i rozwoju emocjonalnego.
Życie w warunkach wojennych może prowadzić do problemów behawioralnych, samookaleczeń i innych, wszelkich możliwych, negatywnych konsekwencji, jakie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić.
W wyniku działań wojennych dzieci są wyrywane ze swojego naturalnego, bezpiecznego środowiska. To jest kwestia utraty członków rodziny, przyjaciół, bliskiego otoczenia, które pozwala się socjalizować i rozwijać na wielu poziomach, także emocjonalnym. Działania wojenne odbierają dzieciom dzieciństwo.
Myślę, że to traumatyczne dzieciństwo może zabrać nie tylko dzieciństwo, ale położyć się cieniem na całym życiu. Znam ludzi, którzy mieli bardzo trudne dzieciństwo, nie zawsze związane z wojną, choć i takich też. Nie wszyscy mieli siłę, żeby uwolnić się z traumatycznych doświadczeń. Czasem przeżyli z nimi całe życie, a czasem przekazali swoją traumę kolejnym pokoleniom.
– Długofalowe konsekwencje dotyczą i traumy, o której pani powiedziała, i kształtowania postaw.
Dzieci, które doświadczają tak tragicznych przeżyć, będą inaczej kształtowały postawy względem świata zewnętrznego. Myślę o nastawianiu tych, które przeżyją, do przedstawicieli atakujących ich kraj społeczności. Konsekwencje wojny nie znikają wraz z jej zakończeniem.
Gdy myślę o dziecku z Ukrainy, które doświadcza działań wojennych, mam obawę, że może ono być nieprzyjaźnie nastawione nie tylko do przedstawicieli społeczeństwa rosyjskiego, ale może mieć problem z zaufaniem i kształtowaniem relacji międzyludzkich niezależnie od pochodzenia osób, z którymi zetknie się na swojej drodze. Również w dorosłym życiu.
– Niestety, może tak być.
Kolejną poważną konsekwencją jest to, że działania wojenne wyrywają dzieci ze szkoły. Edukacja to coś więcej niż szkoła jako taka, to też ważny element socjalizacji i budowania relacji. W wielu krajach na świecie edukacja jest najlepszą metodą walki z ubóstwem, na wielu płaszczyznach. Szkoła daje możliwość wyjścia z ograniczeń wynikających z biedy i możliwość wejścia na wyższy poziom, na przykład zawodowy, ale szkoła jest też często jedynym miejscem, w którym dzieci mogą zjeść ciepły posiłek. W wielu miejscach na świecie – jedyny.
Czy państwo, jako organizacja, współpracujecie z polskimi organizacjami humanitarnymi w walce o prawa człowieka w miejscach, w których toczą się działania wojenne?
– UNICEF walczy o prawa dziecka, to jest nasz cel statutowy. Działamy z myślą o dobrostanie osób małoletnich, o możliwości edukacji i wzrastania w warunkach, które pozwalają na osiągnięcie pełni potencjału.
Współpracujemy z innymi organizacjami, bo choć działamy na całym świecie, nie jest możliwe, żebyśmy byli fizycznie obecni we wszystkich krajach. W takich okolicznościach, jak obecnie w Strefie Gazy, gdzie UNICEF miał swoje magazyny, które sukcesywnie były opróżnianie z takich towarów jak woda, żywność, leki i inne artykuły pierwszej potrzeby, gdy zapasy się skończyły, konieczne było dostarczenie pomocy z zewnątrz. To jest moment, w którym bardzo silnie współpracujemy z innymi organizacjami, bo konwoje, które wjeżdżały – niestety w mocno ograniczonej liczbie – do Strefy Gazy z Egiptu, były koordynowane i nadzorowane przez Egipski Czerwony Półksiężyc.
A współpracujecie państwo z polskimi organizacjami humanitarnymi?
– Oczywiście, w różnych miejscach na świecie. To widać na przykład w Ukrainie, gdzie część naszych funduszy trafia do organizacji – również polskich – które zajmują się potrzebnymi na dany moment działaniami.
UNICEF jest organizacją globalną. Działamy w 190 krajach i regionach świata, w różnych formach, adekwatnie do potrzeb. Są miejsca, w których organizujemy pomoc ad hoc, na przykład wtedy, gdy trzeba jak najszybciej postawić miasteczko namiotowe dla kilkudziesięciu czy kilkuset tysięcy ludzi. Jesteśmy w stanie to zrobić przy pomocy naszych środków i naszej wiedzy oraz dzięki współpracy z partnerami z danego rejonu.
Warto podkreślić, że czasami – mimo że bardzo chcemy, mamy środki i możliwości – pomoc humanitarna nie może być dostarczona, bo nasi pracownicy są narażeni na bezpośrednie zagrożenie zdrowia i życia, podobnie jak ludzie, którym usiłują pomóc. To dotyczy i UNICEF-u, i wszystkich innych organizacji pomocowych. W Strefie Gazy zginęło już ponad stu pracowników ONZ-u.
Mówi pan o ostatnim miesiącu?
– Tak. W żadnym innym konflikcie zbrojnym nie zginęło aż tylu pracowników humanitarnych. To pokazuje, że warunki zewnętrzne nie zawsze pozwalają na skuteczne niesienie pomocy, stąd ponawiane apele o humanitarne zawieszenie broni.
Niesienie pomocy pod ostrzałem ognia jest w najlepszym przypadku trudne, a czasem wręcz niemożliwe.
Jan Bratkowski – absolwent stosunków międzynarodowych i kulturoznawstwa. Ma wieloletnie doświadczenie jako dziennikarz, redaktor, tłumacz i copywriter. Przez wiele lat był związany z Polską Agencją Prasową. Ma kilkuletnie doświadczenie w kompleksowych działaniach komunikacyjnych i wizerunkowych, prowadzeniu, koordynacji i zarządzaniu projektami z zakresu public relations. Od marca 2023 r. jest rzecznikiem prasowym UNICEF Polska.
Źródło: informacja własna ngo.pl