Na polskim rynku pracy nadal są stosowane przestarzałe i nieefektywne rozwiązania, od których dawno odeszły kraje wysoko rozwinięte. O tym jak należy uporządkować krajowy rynek pracy wyjaśniają na łamach „Gazety Wyborczej” Ilona Gosk z Fundacji Inicjatyw Społeczno-Ekonomicznych, Piotr Lewandowski z Instytutu Badań Strukturalnych oraz Joanna Tyrowicz z Uniwersytetu Warszawskiego.
• cel i podział środków odprowadzanych przez pracodawców do Funduszu Pracy – ponieważ pomoc w szukaniu pracy dostają tylko te osoby, które spełnią wymogi ustawowe (m.in. rejestracji), choć jest to konstytucyjnym prawem wszystkich;
• aktywne polityki rynku pracy skierowane do osób bezrobotnych i poszukujących pracy – ponieważ szkolenia w ich ramach obejmują tylko bezrobotnych, choć potrzeby edukacyjne pracujących często są zbliżone, a poprawa kwalifikacji może uchronić ich przed utratą pracy lub skrócić okres poszukiwania nowej. Według danych Ministerstwa Pracy tylko 30% uczestników szkoleń organizowanych przez służby zatrudnienia dzięki nim znalazło pracę;
• podnoszenie kompetencji osób pracujących.
Jak wyjaśniają eksperci, instytucje publiczne skupiają się na realizacji zadań, a nie na ich efektach. Służby zatrudnienia funkcjonują w oderwaniu od służb pomocy społecznej, nawet jeśli ich działania obejmują tę samą osobę. Trudno winić o to poszczególnych aktorów systemu. To ustawa definiuje ich cele i zasady funkcjonowania w tak dysfunkcyjny sposób.
Także ustawy dzielą osoby poszukujące pracy na „lepszych” i „gorszych”, definiując kryteria o niejasnych przesłankach merytorycznych. Pracodawca uzyska inne wsparcie, zatrudniając osobę bezrobotną od 11 miesięcy i osobę bezrobotną od 12 miesięcy, ale takie samo, zatrudniając osobę bezrobotną od 12 miesięcy i od 12 lat. Konkurencja o środki publiczne odbywa się nie pomiędzy usługodawcami, lecz pomiędzy bezrobotnymi: osoba o miesiąc za stara lub o miesiąc za młoda może w ogóle nie dostać publicznego wsparcia w danym powiecie.
Aktywizacją obejmuje się teraz mniej niż 20% bezrobotnych – zauważają eksperci na łamach „Gazety”. W przeliczeniu na bezrobotnego jest ona droższa niż w Holandii, ale nie bardziej skuteczna. Mimo tych nakładów na jednego pośrednika przypada kilkaset osób bezrobotnych, a na jednego doradcę zawodowego – ponad tysiąc. Przeciętny czas poszukiwania pracy mamy najdłuższy w Europie. Wreszcie, według deklaracji pracodawców tylko od 5 do 10% firm szuka pracowników przez urzędy pracy. Powodem jest brak zaufania do jakości pracy urzędów i przekonanie, że nie znajdą one kandydatów odpowiadających ich wymaganiom.
Jak podkreślają autorzy artykułu – gruntowna przebudowa polityki rynku pracy powinna być podporządkowana dwóm zasadom. Po pierwsze dostęp do wsparcia w poszukiwaniu pracy musi mieć charakter powszechny – niezależny od sytuacji na rynku pracy i ustawowych kryteriów. Po drugie system powinien skupiać się na efektach działań, a nie samym fakcie ich prowadzenia, i głównie za efekty wynagradzać instytucje publiczne oraz usługodawców niepublicznych.
Oba te cele można osiągnąć bez zwiększania wydatków, poprzez efektywne wydawanie funduszy gromadzonych przez pracodawców.
Źródło: Gazeta Wyborcza