Śródmieście ma Patelnię i zamieszanie, Ursynów sypialnie, a Gocław Święty Spokój – tak reklamuje się nowo otwarta kawiarnia, założona przez spółdzielców pasjonatów.
Konfitura z cebuli, naleśniki z pęczakiem
– Naszą mocną stroną jest to, że większość rzeczy, które można u nas zjeść i wypić, robimy sami – tłumaczy Joanna, z wykształcenia polonistka i kucharka. Poleca słodkości własnego wyrobu – pavlovę albo tarty, także na słono. Bardziej głodni mogą liczyć na lunch: do wyboru są zupy, kanapki, naleśniki, np. z pęczakiem i bakłażanem. Joanna lubi eksperymenty i niecodzienne połączenia smakowe: potrafi przyrządzić konfiturę z cebuli albo pesto z pietruszki.
To samo można powiedzieć o spółdzielcach ze Świętego Spokoju. Jest ich piątka. Joanna rządzi kulinariami, Magda C. estetyką, Mikołaj jest odpowiedzialny za organizowanie wydarzeń, a Magda B. dopiero się rozkręca. Prezeską i sprawczynią całego spółdzielczego zamieszania jest Beata. „To ona miała odwagę i siłę, by zebrać nasze wizje do kupy i konsekwentnie przeprowadzić nas przez góry wyzwań, rozstępując morze przeszkód i dając nadzieję na obiecaną ziemię spółdzielczą” – piszą na swojej stronie internetowej.
Współpraca i współtworzenie
– Nie byłam do końca pewna, co chciałabym robić w życiu. Ale wiedziałam, czego nie chcę, jak nie chcę pracować – mówi Beata. Wynotowała sobie, co powinno być w takiej wymarzonej pracy: kawa, muzyka, ludzie, walory estetyczne, społeczne, edukacyjne. I to wszystko ułożyło jej się w dom kultury z kawą, czyli klubokawiarnię. Nie chciała, żeby obowiązywały w niej zwykłe zasady – jest kierownik, są pracownicy. – Zawsze ważna była dla mnie idea współpracy i współtworzenia – mówi Beata. Najlepszym rozwiązaniem okazało się więc założenie spółdzielni.
– Na ogłoszenie odpowiedziało wielu ludzi zmęczonych wyścigiem szczurów, który jest bardzo odczuwalny w dużych miastach, zwłaszcza w Warszawie – mówi Mikołaj. – Człowiek nie nadąża za tym, co tu się dzieje. Nie ma czasu na refleksję, na rozwój – dodaje.
Starają się utrzymywać kontakt z tymi, którzy odpowiedzieli na ogłoszenie, bo jak podkreśla Mikołaj, to ciekawe, pozytywne osoby z pomysłami. Jedna z nich w kawiarni poprowadzi niedługo warsztat jogi.
Oprócz kawy mocnym elementem działalności Świętego Spokoju są właśnie warsztaty. – Teraz zaczynamy cykl warsztatów pogłębiania relacji. Planujemy też warsztat radiowy, który poprowadzą reporterzy polskiego radia – mówi Mikołaj. – Zauważyliśmy, że w naszej okolicy mieszka sporo właścicieli psów, więc z myślą o nich zorganizujemy warsztat z zoopsychologiem – dodaje.
Co tydzień można do kawiarni przyjść na planszówki. W planach jest też klub filmowy i koncerty. – We wrześniu wystąpi u nas Anna Przybysz, która zaprezentuje piosenki Hanki Ordonówny – opowiada Mikołaj.
Spółdzielnię zakładają szaleńcy
Znalezienie odpowiednich ludzi było najmniejszym problemem. – Ogromną przeszkodą okazała się papierologia i mnóstwo niespełnialnych kryteriów – mówi Beata. – W przepisach dotyczących spółdzielni socjalnych jest tak dużo paradoksów, że trzeba się naprawdę nagłowić, żeby wszystko spiąć – dodaje.
Jak tłumaczy, trzeba spełnić wyśrubowane kryteria, które pozwoliłyby na ubieganie się o dofinansowanie z funduszu pracy. Tego samego dnia, co wniosek o dofinansowanie trzeba złożyć wniosek o rejestrację spółdzielni, z przedłożonym dokumentem potwierdzającym prawo do użytkowania lokalu, a przynajmniej z obietnicą jego użytkowania.
– Jak znaleźć właściciela takiego lokalu, który wynajmie go ludziom, którzy nie wiadomo, czy dostaną pieniądze? – pyta retorycznie Beata. – Mało tego, jest informowany na wstępie, że pieniądze najwcześniej dostanie za dwa miesiące. Miasto ma pulę lokali dla spółdzielni socjalnych, ale nie można się o nie ubiegać, nie będąc zarejestrowaną spółdzielnią. Z kolei bez lokalu nie można złożyć wniosku o rejestrację. Podobnych „paragrafów 22” jest więcej.
– Spółdzielnie zakładają szaleńcy – podsumowuje Joanna. – Pozytywni, ale jednak szaleńcy. Wykonujemy heroiczną pracę, a tak naprawdę nie mamy pewności, czy ten ogrom włożonej pracy przyniesie efekt – dodaje. Jak mówią, wciąż stają przed podobnymi absurdami, ale z każdym problemem sobie radzą. Mimo trudności nie wyobrażają sobie, że mogliby pracować inaczej.
– Plusy kompletnie przyćmiewają minusy – mówi Mikołaj. – Przede wszystkim mamy pracę. I to taką, którą sami sobie wybraliśmy. Poza tym jesteśmy nie tylko pracownikami, ale też właścicielami tego przedsięwzięcia. Wkładamy w to mnóstwo serca i ludzie to czują. Wiele osób do nas wraca.
Źródło: warszawa.ngo.pl