Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Radykalna zmiana kursu urzędników w sprawie palmy na rondzie de Gaulle'a. Miasto chce ją od autorki Joanny Rajkowskiej odkupić.
Agnieszka Kowalska: Jak zareagowałaś na tę propozycję?
Joanna Rajkowska: Muszę przyznać, że się wzruszyłam. Zwłaszcza że zaproponował mi to naczelnik wydziału estetyki przestrzeni publicznej Tomasz Gamdzyk. Ten sam, który kiedyś powiedział, że "Dotleniacz" to wiocha (śmiech).
Za jaką kwotę sprzedałabyś miastu ten projekt? I na jakich warunkach?
- Zastanawiam się nad tym, bo to byłby w Warszawie precedens. Jedynym punktem odniesienia są dla mnie rzeźby Magdaleny Abakanowicz, które miasto chce teraz kupić za milion złotych. Ale trzeba też znać miarę i swoje miejsce w szeregu. Warunek mam jeden: chciałabym stworzyć ciało doradcze, które miałoby wpływ na decyzje miasta w sprawie palmy, również te dotyczące promocyjnego jej wykorzystywania. Marzy mi się, żeby ratusz rozpisał konkurs dla studentów wyższych uczelni technicznych i artystycznych na projekt nowych liści, które wykonane byłyby z tworzywa, które wygląda naturalnie i jest odporne na ekstremalne warunki pogodowe.
Joanna Rajkowska: Muszę przyznać, że się wzruszyłam. Zwłaszcza że zaproponował mi to naczelnik wydziału estetyki przestrzeni publicznej Tomasz Gamdzyk. Ten sam, który kiedyś powiedział, że "Dotleniacz" to wiocha (śmiech).
Za jaką kwotę sprzedałabyś miastu ten projekt? I na jakich warunkach?
- Zastanawiam się nad tym, bo to byłby w Warszawie precedens. Jedynym punktem odniesienia są dla mnie rzeźby Magdaleny Abakanowicz, które miasto chce teraz kupić za milion złotych. Ale trzeba też znać miarę i swoje miejsce w szeregu. Warunek mam jeden: chciałabym stworzyć ciało doradcze, które miałoby wpływ na decyzje miasta w sprawie palmy, również te dotyczące promocyjnego jej wykorzystywania. Marzy mi się, żeby ratusz rozpisał konkurs dla studentów wyższych uczelni technicznych i artystycznych na projekt nowych liści, które wykonane byłyby z tworzywa, które wygląda naturalnie i jest odporne na ekstremalne warunki pogodowe.
Skąd ta zmiana stosunku miasta do palmy? Czy ma to jakiś związek z tym, że pełnomocnik pani prezydent Ewa Czeszejko-Sochacka zaproponowała ci, byś została ambasadorem Warszawy w naszych staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury 2016?
- Sądzę raczej, że to efekt powolnej zmiany podejścia urzędników do sztuki publicznej w ogóle. Spotkałam się z dyrektorem biura kultury Markiem Kraszewskim i z Tomaszem Gamdzykiem i nareszcie miałam wrażenie, że była to rozmowa partnerska. Ale rzeczywiście, gdy dostałam tę propozycję, pomyślałam, że nie mogę zostać ambasadorem miasta, które ze mną nie współpracuje. Mimo całego przywiązania do Warszawy pewne sprawy muszą zostać wyjaśnione, zanim zacznę "ambasadorować".
Jaka jest sytuacja formalna palmy? Czyją jest własnością, kto ją finansuje? - Cóż, sytuacja jest dość absurdalna. Finansuję ją sama od 2002 r. Jest na dodatek moją własnością, więc wszelka odpowiedzialność prawna spoczywa na mnie. Miasto kupiło ode mnie prawa autorskie w 2007 r., kiedy palma była poddana gruntownej renowacji dzięki wsparciu Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych. Nie mieliśmy środków na zakończenie remontu drzewa, więc zwróciłam się o pomoc do Biura Promocji Miasta. Dotację wykorzystałam na opłacenie firm i ludzi pracujących przy renowacji, więc znalazłam się w punkcie wyjścia.
Czy w tej chwili miasto dokłada się do finansowania palmy? - Niestety nie. Co roku składam wniosek o przedłużenie decyzji o "zajęciu pasa drogi" do Zarządu Dróg Miejskich i płacę za 20 metrów kwadratowych palmowej wysepki. Kwoty są symboliczne, chodzi raczej o zasady. Więcej płacę za tablicę informującą o projekcie zawieszoną na elewacji Pałacyku Branickich.
A co z "Dotleniaczem"? Wróci na plac Grzybowski? - To mniej optymistyczna historia. "Dotleniacz" nie wróci na pewno. Do tej pory nie wiem, czemu władze miasta z własnej woli obiecały mieszkańcom placu Grzybowskiego rekonstrukcję projektu, a następnie komisja konkursowa wykreśliła po cichu "Dotleniacz" z warunków konkursu na zagospodarowanie przestrzenne placu i wpisała tam "założenie wodne".
Bycie ambasadorem Warszawy to dla ciebie nobilitacja czy nieszczególnie? - To jest miła, ale - mam wrażenie - niewiele znacząca nominacja. Ale może się mylę.
Twoim zdaniem nasze starania o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury mają w ogóle sens? - Nie bardzo rozumiem ideę ESK. Życie kulturalne kwitnie lub nie. W dużym stopniu zależy to od polityki miasta prowadzonej na co dzień.
Pracujesz teraz nad akcją w ramach projektu "Zniknij nad Wisłą". Możesz zdradzić, jak znikniesz? - Jeszcze nie mogę.
Źródło: warszawa.gazeta.pl
Źródło: Gazeta Wyborcza (Stołeczna)
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.