Przeglądarka Internet Explorer, której używasz, uniemożliwia skorzystanie z większości funkcji portalu ngo.pl.
Aby mieć dostęp do wszystkich funkcji portalu ngo.pl, zmień przeglądarkę na inną (np. Chrome, Firefox, Safari, Opera, Edge).
Chcemy to wszystko wygrodzić i wprowadzić strefy dla poszczególnych grup wiekowych, żeby każdy miał swój kącik, najmłodsi, starsi. Np. tu ma stanąć altana, osiem metrów długości cztery szerokości, w środku mają być ławki, stoliki do gier planszowych. Wszyscy lokatorzy zadeklarowali, że wyjdą, skopią teren, posieją trawę i będzie ładnie.
Z Iwoną Kuleszą umawiam się w Centrum Promocji Kultury na Pradze Południe. Mamy rozmawiać o tym, jak wraz z sąsiadami organizuje własne Centrum Lokalne, ale zanim zgodzi się opowiedzieć o inicjatywie, oprowadza mnie po CPK.
Iwona Kulesza: – Ci, którzy mówią, że na kulturę potrzeba góry pieniędzy to mają rację, ale jeśli chodzi o samorządy. Ludzie tacy jak ja czy pani mogą nieodpłatnie korzystać z różnych imprez, choćby tu w Centrum. Proszę zrobić zdjęcie, niech pani zobaczy jak tu pięknie wpada światło. Budynek nie jest może duży, ale bardzo dobrze wykorzystany.
Katarzyna Szaniawska: – Proszę powiedzieć skąd wziął się pomysł, by uruchomić własne centrum lokalne?
I.K.: – Zaraz, zaraz. Proszę dalej, tu na dole jest wejście na salę gimnastyczną. Tu znajduje się słynna na całą Warszawę, jeśli nie Polskę, pracownia ceramiczna, pracownia wikliniarska. A tu pracownia malarska, organizuje bardzo dużo zajęć dla najmłodszych. A tu pomieszczenia wspólne administracji, proszę zobaczyć jak ich mało, nie potrzeba więcej.
Obchodzimy cały budynek i teren wokół. Centrum rzeczywiście prezentuje się wspaniale, działa już przeszło dziesięć lat. Ale to nie koniec wycieczki, pani Kulesza prowadzi mnie do pobliskiego parku, opowiada historię bramy, roślin, dopiero kiedy kończymy spacer przechodzi do opowieści o własnym centrum.
Od czego się zaczęło?
I.K.: – Co jest problemem to już widać (pani Kulesza wskazuje na pojedyncze ławki). W całej Warszawie wycięto dosłownie każde miejsce, gdzie można usiąść. Dlaczego lokatorka, która ma 85 lat, a chce wyjść z domu, porozmawiać ze swoją sąsiadką z drugiego piętra, z drugiego budynku, ale nie ma siły, żeby dojść do tego parku, miałaby nie mieć pod domem ławki? One tu nie przyjdą, bo to jest dla nich za daleko. A wie pani jakie jest uzasadnienie, że tych ławek nie ma? Urzędnicy mówią, że za chwilę do nich przyjdziemy i będziemy prosili o zlikwidowanie ławek, bo zajmą je „menele” i będą rozrabiać. A metoda jest prosta, jeśli postawimy im ławkę pod domem, to oni tu nie przyjdą, u siebie będą siedzieli.
Czyli zaczęło się od ławki?
I.K.: – Nie, no skąd? Ławka to przy okazji, ja miałam dosyć patrzenia na to klepisko i wspominania z rozrzewnieniem jak to kiedyś u mnie na podwórku było pięknie, chodziłam, prosiłam, żeby coś u mnie zrobiono na podwórku, zwłaszcza, że u nas na osiedlu przestrzenie między blokami są duże. Była taka akcja gminy w ramach programu rewitalizacji „Blok, podwórko, kamienice – ożywiły się dzielnice”, ale niestety nie zdało to egzaminu.
Dlaczego?
I.K.: – Bo samo założenie było złe, fundacja, która się tym zajęła, zwiozła tylko palety, mieszkańcy je potem sami ustawiali i za swoje pieniądze malowali, sadzili kwiaty. Po rozmowach z sąsiadami, bo my się tu wszyscy znamy, to nie jest anonimowa społeczność, stwierdziliśmy, że trzeba to wszystko inaczej zorganizować. Dwa lata temu ta akcja nie wypaliła, przyjechała ekipa ZGN-u (Zakładu Gospodarowania Nieruchomościami) i wszystko zabrała. Chodziliśmy, prosiliśmy. W zeszłym roku wychodzę na podwórko w grudniu, a tu budowa, pytam: panowie, co wy tu robicie? – Plac zabaw. – Jak to plac zabaw, pytam. – No, prosiliście o plac zabaw, to macie plac zabaw. No i dostaliśmy plac zabaw. Proszę zobaczyć, pozostała część podwórka to klepisko. Młodsze dzieci mają się gdzie bawić, a starsze? Tu są dzieci w różnym wieku, starsze dziewczynki lubią rozkładać koc tam pod sosenkami, dlaczego one mają, za przeproszeniem, w psich odchodach siedzieć? Co prawda myśmy zażyczyli sobie, żeby były kosze na psie odchody, bo ze wszystkich budynków ludzie z psami przychodzą do nas, ale i tak 99 procent nie sprząta po psach, mimo że są kosze.
Co państwo planujecie tu zrobić?
I.K.: – Chcemy to wszystko wygrodzić i wprowadzić strefy dla poszczególnych grup wiekowych, żeby każdy miał swój kącik, najmłodsi, starsi. Np. tu ma stanąć altana, osiem metrów długości cztery szerokości, w środku mają być ławki, stoliki do gier planszowych. Wszyscy lokatorzy zadeklarowali, że wyjdą, skopią teren, posieją trawę i będzie ładnie. Jedna z lokatorek od kilku lat pod tymi sosenkami w grudniu organizuje spotkanie mieszkańców – śpiewamy kolędy (są przygotowane śpiewniki), przychodzi pan z Centrum z gitarą, jest Święty Mikołaj, który z dachu rzuca dzieciom cukierki.
Mówi pani, że skrzyknęliście się Państwo trzy lata temu…
I.K.: – My się nie musieliśmy skrzykiwać proszę pani, my się tu wszyscy znamy, mamy te same potrzeby, chcemy tego samego. To ja się trzy lata temu zawzięłam. Była taka możliwość, na SGH zorganizowano podyplomowe studia – Inżynieria miasta – specjalizacja: Rewitalizacja poszłam i skończyłam. Tam nauczyłam się jak pisze się wnioski.
A jeśli chodzi o pisanie wniosków, to korzystaliście państwo z poradników w sieci?
I.K.: – Nie, moją pracą dyplomową było napisanie wniosku na to podwórko, sama wszystko piszę, pomagam też innym.
Skąd staracie się państwo o dotacje?
I.K.: – To są fundusze lokalne, na działalność lokalną. My mieszkańcy musimy mieć 60 procent wkładu własnego, resztę dofinansowuje gmina. Złożyłam dwa kosztorysy, wszystko wyliczyłam, godziny pracy, wkład rzeczowy. O, proszę zobaczyć, tu wisi plakat Funduszu Partycypacyjnego i on będzie dotyczył nie tej naszej części, tylko tego, co robią mieszkańcy tego budynku za mną. – Jestem teraz zajęta, zaraz przyjdę (panią Iwonę woła sąsiadka). Wie pani, opiekuję się tą panią i jej mężem, ona ma dzieci i wnuki, one ją odwiedzają, ale nie zawsze mogą być jak coś trzeba załatwić natychmiast, mieszkają w innej dzielnicy, ja mam bliżej. No, więc ludzie z tego budynku napisali, że oni też nie chcą mieszkać na takim nieuporządkowanym terenie, a tu jest potencjał, proszę zobaczyć, odległości między naszymi budynkami są duże, mamy duże podwórka. Poprosiłam aby uwzględnili w swoim planie i nasze potrzeby. Projekt został zgłoszony i teraz jest etap głosowania, musimy dopilnować, żeby wszyscy mieszkańcy zagłosowali.
Kiedy pani znajduje na to wszystko czas?
I.K.: – Na co?
Składanie wniosków, pomaganie innym…
I.K.: – Nie mam czasu się nad tym zastanawiać, już następna ulica się do mnie zgłosiła, Kamionkowska chce, żeby teraz im zrobić podwórko, ale tam jest większa sprawa, bo Kamionek jest ujęty w warszawskim planie rewitalizacji łącznie z Targówkiem i Pragą Północ. Ulica Kamionkowska przez całe lata była ulicą zaniedbaną pomimo, że jest na tyłach Urzędu Dzielnicy. Jednak i to powoli się zmienia. Teraz jej remont jest niezbędny, gdyż główne wejście do nowej pięknej siedziby Orkiestry Sinfonia Varsovia przewidziane jest od ulicy Terespolskiej na przedłużeniu ulicy Kamionkowskiej. Dlatego też trzeba powiązać terminy oddania obiektu (rok 2020) i zakończenia rewitalizacji ulicy Kamionkowskiej, bo na razie to jest smutny widok, ludzie przychodzą na koncert i oglądają takie coś.
Ile potrzeba osób, żeby zacząć działać?
I.K.: – U nas działają wspólnoty, każdy budynek to jest wspólnota, a ponieważ, jak mówiłam, my się wszyscy tu znamy, mamy jednego administratora, mamy te same potrzeby, to tworzymy jedną całość. Działamy tak: Kobielska, Siennicka, Dwernickiego i Podskarbińska, obejmiemy cały ten teren.
W ciągu ilu lat chcecie państwo to zrobić?
I.K.: – To podwórko ma być już w tym roku, do zimy, w przyszłym roku kolejne, myślę, że za dwa-, trzy lata to już będą bardzo widoczne zmiany. Już teraz organizujemy dzień dziecka, dzień sąsiada. W tym roku nie mogliśmy zrobić nic, bo od wiosny do późnej jesieni będziemy mieli rozkopane podwórko – najpierw wymiana rur ciepłowniczych, później prace remontowe, później rekultywacja terenu. Nasze podwórko ma 60 lat, chcemy zrobić wielką fetę.
Od lutego trwają prace zespołu architektów przy projekcie Warszawskich Centrów Lokalnych, co pani sądzi o zaproponowanych lokalizacjach na Pradze Południe?
I.K.: – W momencie kiedy się zorientowałam na czym polega ich idea, to mój projekt (rewitalizacji podwórka) był za małym projektem, ale to, co oni wybrali na Grochowie, to jest absolutnie trafione, naprawdę. W ogóle wspaniały pomysł z tymi centrami.
Źródło: warszawa.ngo.pl
Teksty opublikowane na portalu prezentują wyłącznie poglądy ich Autorów i Autorek i nie należy ich utożsamiać z poglądami redakcji. Podobnie opinie, komentarze wyrażane w publikowanych artykułach nie odzwierciedlają poglądów redakcji i wydawcy, a mają charakter informacyjny.