SCHIMANEK: Ważne jest, żebyśmy wspierali potrzebujących sercem i rozumem, abyśmy przed rozstaniem się z – niekiedy ciężko zarobionymi pieniędzmi – sprawdzili, co się z nimi dzieje, ile z nich trafia do potrzebujących. Jeżeli takie postępowanie stałoby się codziennością, to nie tylko lepiej byśmy pomagali potrzebującym, ale także zmuszalibyśmy wszystkich organizatorów akcji charytatywnych do przejrzystości i jawności.
Uwzględnijmy specyfikę
Po pierwsze to, że problem kosztów imprez charytatywnych nie jest wyjątkowo nasz, polski. Dotyczy to wszystkich, także Amerykanów, którzy od lat są niekwestionowanymi liderami filantropii na świecie. Nawet w tak doświadczonym w dobroczynności społeczeństwie zdarzają się takie sytuacje jak ta, która przed paroma miesiącami znalazła się w światowych mediach. Chodziło o matkę, która zbierała pieniądze na rzekomo chorego na raka syna, co okazało się nieprawdą, a kobieta w ten sposób naciągnęła całkiem sporo ludzi. Okazuje się, po raz kolejny, że prawo czy też normy społeczne nigdy nie zastąpią zwykłej ludzkiej uczciwości.
W przypadku Góry Grosza nie mamy do czynienia z oszukiwaniem ludzi, choć niektórzy po przeczytaniu informacji w prasie mogli poczuć się oszukani. Możemy tu co najwyżej zastanawiać się nad niską efektywnością prowadzonej akcji, choć i to nie jest tak łatwo ocenić, gdyż każda impreza charytatywna ma swoją specyfikę. Czasem, na przykład ze względu na wyjątkowy cel albo znanego organizatora, łatwiej jest pozyskać do współpracy partnerów, którzy taką akcję obsłużą pro bono. Niekiedy nie jest to możliwe i trzeba za pewne rzeczy płacić, po to, by zapewnić odpowiednią jakość i rzetelność imprezy i jej obsługi. To, czy i ile trzeba za taką obsługę zapłacić, zależy niekiedy również od sprawności, pomysłowości i cierpliwości organizatora imprezy, który potrafi „wychodzić” sobie na przykład catering za darmo albo za jedną trzecią ceny. Nie zmienia to faktu, że każda impreza służy pomocy potrzebującym, nie tylko w wymiarze finansowym, ale także często jako forma poinformowania społeczeństwa o niezaspokojonych potrzebach jego członków.
Rynek filantropijny
Drugi wniosek: tak jak na wszystkim, tak i na działalności charytatywnej trzeba się znać. Jeżeli robi się to nieprofesjonalnie, to skutki są takie, jak tego balu biznesmenów. Profesjonalizm wymaga nakładów, niekiedy także finansowych. Z reguły jest również tak, że im większa akcja, tym większa konieczność zapewnienia sprawnej obsługi, za którą często trzeba odpowiednio zapłacić. Nie tylko firmom zewnętrznym, ale także księgowym czy koordynatorom różnych działań. Duże akcje muszą kosztować i tak jest z Górą Grosza, ale także z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy czy ogólnopolskimi zbiórkami Caritasu.
Kwestią otwartą jest efektywność takich działań. W Polsce można już mówić o rynku filantropijnym, wielość imprez charytatywnych organizowanych przez biznes, organizacje społeczne, a nawet instytucje publiczne, jest ogromna. Obywatele dokonują wyboru, najczęściej kierując się celem akcji, ale powinni także kierować się jej efektywnością. Każdy przecież chciałby, żeby jak najwięcej z jego złotówki trafiło do tych, którzy tego wsparcia potrzebują. Dlatego nie należy się dziwić, że wysokie koszty akcji charytatywnej, które pomniejszają środki trafiające do potrzebujących, mogą budzić niezadowolenie społeczne. Podobnie, jak sytuacja, w której niektóre organizacje pożytku publicznego wydają więcej na promocję odpisu 1% niż z niego otrzymują.
Uruchomić rozum
Reakcja na informacje prasowe dotyczące kosztów Góry Grosza pokazuje, że nie jesteśmy jeszcze w pełni „wyrobionym” filantropijnie społeczeństwem. Nie sprawdzamy organizacji pożytku publicznego, na które przekazujemy nasz 1% podatku, nie czytamy sprawozdań ze zbiórek publicznych, w których uczestniczymy, przekazywane darowizny są często odruchem serca czy podpowiedzią przyjaciół, a nie przemyślaną decyzją. Oczywiście odruchy serca są ważne, ale dlaczego nie sprawdzić, czy zgadza się to z tym, co mówi nam rozsądek? Informacje o przeprowadzonych zbiórkach publicznych, w tym ich kosztach, są publicznie dostępne, ale trzeba było doniesień prasowych w charakterze aferalnym, żeby ludzie się nimi zainteresowali. Ważne jest, żebyśmy wspierali potrzebujących sercem i rozumem, abyśmy przed rozstaniem się z – niekiedy ciężko zarobionymi pieniędzmi – sprawdzili, co się z nimi dzieje, ile z nich trafia do potrzebujących.
Jeżeli takie postępowanie stałoby się codziennością, to nie tylko lepiej byśmy pomagali potrzebującym, zwiększając efektywność naszej filantropii, ale także zmuszalibyśmy wszystkich organizatorów akcji charytatywnych do przejrzystości i jawności, a przede wszystkim do dbania o jak największą efektywność prowadzonych działań. To my, jako społeczeństwo możemy to wymuszać, pod warunkiem, że będziemy w praktyce podejmować świadome decyzje.
Źródło: inf. własna (ngo.pl)