Najwyższy czas na reformę struktur dialogu społecznego. Nie czekamy na nią. Postawiliśmy sobie za cel, by Dzielnicowa Komisja Dialogu Społecznego stała się właśnie Dzielnicową Komisją Dialogu Społecznego. Tylko tyle i aż tyle – mówi Marek Ślusarz, przewodniczący DKDS na Woli.
Choć moja aktywność społeczna ma już kilkuletnią historię, to w środowisku warszawskich organizacji pozarządowych działam od niedawna. Myślę, że dzięki temu moje spojrzenie na kwestie dialogu społecznego jest trochę inne niż osób, które działają w jego strukturach od wielu lat.
Dużo dyskusji, mało efektów
Grupy dialogu wykonują ciężką pracę. Spotykają się w nich ludzie, którzy chcą coś zmienić, interesują się sprawami, którymi zajmuje się dana komisja dialogu społecznego lub komisja dzielnicowa. Ale ich kompetencje są bardzo ograniczone. Ilość dyskusji ma niewielkie przełożenie na namacalne rezultaty. Rzadko są siłą sprawczą, które jest w stanie wprowadzać istotne zmiany. Ktoś złośliwy mógłby nawet powiedzieć, że to wszystko jest skonstruowane właśnie po to, żeby dużo dyskutować, ale żeby niewiele z tego wynikało.
Można też powiedzieć, że siła ciał dialogu społecznego byłaby większa, gdyby poszczególne elementy tej struktury więcej współdziałały. Grup, które dyskutują, jest już bardzo wiele – i wciąż powstają kolejne – bo Komisje Dialogu Społecznego pączkują. Moim zdaniem jest ich już za dużo, a tematy są niepotrzebnie rozdrabniane. Trzeba starać się stworzyć taką reprezentację KDS-ów i DKDS-ów, by były one silnym i merytorycznym partnerem dla władz miasta. To ludzie z różnych środowisk, którzy chcą zrobić dla miasta coś dobrego i myślą o nim w sposób perspektywiczny. Potrzeba nam liczącej się grupy konsultacyjnej, której opinia będzie dla miasta ważna i wiążąca. Taką rolę mogłoby pełnić Forum Dialogu Społecznego. Sprawą otwartą pozostaje, kto, oprócz KDS i DKDS, miałby być jeszcze członkiem Forum, jakie by były formy powoływania do jego składu i w końcu, jakie by były jego kompetencje. Jedno jest pewne: na te pytania musimy odpowiedzieć razem.
Sami robimy transformację
Najwyższy czas na reformę. Nie czekamy na nią. Od początku tego roku realizujemy na Woli eksperyment, który może być początkiem tej zmiany. Postawiliśmy sobie za cel, by Dzielnicowa Komisja Dialogu Społecznego stała się właśnie Dzielnicową Komisją Dialogu Społecznego. Tylko tyle i aż tyle. By nie była tylko relacją łączącą organizacje pozarządowe i Miasto, ale przestrzenią, w której mogą się spotkać wszyscy, którzy chcą coś dobrego zrobić dla spraw publicznych. Napisaliśmy projekt „Wspólnoty dla demokracji” i choć nie udało się dla niego zdobyć finansowania, to i tak go realizujemy.
Chcemy, aby do dialogu włączone zostały nie tylko organizacje pozarządowe, ale także wspólnoty mieszkaniowe, członkowie spółdzielni mieszkaniowych, lokalni przedsiębiorcy, ale też specjaliści z różnych dziedzin, aktywni mieszkańcy, w tym ci, którzy dali się poznać przy okazji pierwszego warszawskiego budżetu partycypacyjnego. Słowem: wszyscy, którzy „chcą chcieć”. Prawdopodobnie nie sposób ich jednoznacznie zdefiniować, być może nawet nie powinniśmy. Jeżeli ktoś chce się włączyć – niech się włącza! Docelowo taka zmiana wymagałaby zmian w prawie lokalnym, ale już teraz przecież możemy angażować te środowiska do prac komisji, chociażby na zasadzie bycia słuchaczami. Od czegoś trzeba ten proces zacząć.
Zmiany zamierzamy wprowadzać od dołu, czyli od DKDS-u. Chcemy zobaczyć, czy środowisko organizacji pozarządowych jest w ogóle w stanie się zreformować. Jeśli się uda – chcielibyśmy, aby zaczęły się również zmieniać pozostałe ciała dialogu. Środowiska, które liczą na reformy, wysuwają czasem daleko idące postulaty. To, czy uda się wprowadzić duże zmiany, zależy od tego, jak silna będzie ich artykulacja, jak wiele osób ich chce.
Obawy i korzyści
Ze strony samorządu i części organizacji to może budzić pewne obawy. Bo w całej reformie chodzi o to, by więcej do powiedzenia miała społeczność i by to, co mówi, miało większe przełożenie na podejmowane decyzje. Czyli władza będzie miała trochę mniej władzy. Ale pamiętajmy – rządzący nie są sami dla siebie, są dla mieszkańców. Warto, aby zadali sobie pytanie, czy lepiej współpracować z ludźmi, którzy chcą zmieniać – w pozytywnym kierunku – swoje miasto, czy raczej wolą być z nimi w konflikcie. To jest taki kapitał, którego nie wolno zmarnować! Tak go przecież mało.
Nasz pomysł ma szereg zalet. Między innymi taką, że zadania zlecane przez miasto organizacjom będą lepiej odpowiadały potrzebom mieszkańców. Bo będą oni zaangażowani w ten proces. Poszerzona grupa uczestników dialogu będzie miała lepsze rozeznanie potrzeb całej społeczności.
"Jak naprawić KDS-y" to cykl artykułów, w których przedstawiciele organizacji pozarządowych i miasta przedstawiają swoje opinie na temat funkcjonowania działających w Warszawie struktur dialogu społecznego.