Miliony ludzi za pośrednictwem internetowych platform protestacyjnych forsują swoje poglądy, by zmieniać świat "na lepsze". Manipulacja internetowymi aktywistami to, jak twierdzi Evegeny Morozov, czasem czysto ekonomiczne wyzwanie.
Do przodu
MoveOn CA jest dziś organizacją pozarządową, której celem jest umożliwienie obywatelom wyrażania swoich opinii oraz realizowanie konkretnych akcji protestacyjnych – na terenie Stanów Zjednoczonych i w internecie. W latach 2002 i 2003 serwis przeprowadził głośne – a co za tym idzie skuteczne – kampanie przeciwko wojnie w Iraku, potem protesty związane z reformą amerykańskiego systemu finansów czy postulujące poszukiwanie nowych źrodeł energii, tak by państwo uniezależniło się od dostaw ropy ze Wschodu. Równocześnie z MoveOn CA powstał MoveOn Political Action, dziś stanowiący ważne narzędzie w komunikacji między zwolennikami partii demokratycznej w USA a jej politykami. To jedna z niewielu, jeśli nie jedyna platforma internetowa tego rodzaju wyraźnie zaangażowana politycznie. Jednym z wolontariuszy pracujących dla MoveOn CA podczas organizowania protestów przeciwko polityce prezydenta Busha był Ricken Patel.
Głos milionów ludzi
Serwis ma 9 mln użytkowników w 192 krajach świata, najwięcej w Brazylii, Francji, w Niemczech, Stanach Zjednoczonych i Anglii. Ricken Patel uważa, że świat można zmienić na lepsze i każdy mieszkaniec Ziemi może odegrać w tym procesie ważną rolę. Kluczem jest komunikacja i rzetelne argumenty. Kilkudziesięciozdaniowa, dobrze skonstruowana petycja może sprowokować do „działania“ miliony ludzi. Petycje, kierowane do odpowiednich instytuji mają skłonić ich przedstawicieli do dyskusji i negocjacji. Jeśli to się nie udaje, Avaaz.org organizuje akcje protestacyjne, akcje telefoniczne oraz happeningi. Na przykład, aby zmotywować Światową Organizację Zdrowia (WHO) do przyjrzenia się gigantycznym farmom trzody chlewnej podczas epidemii świńskiej grypy – u wejścia do siedziby organizacji ustawiono kartonowe stado świń. To m.in. dzięki petycjom Avaaz.org udało się utrzymać zakaz upraw żywności genetycznie modyfikowanej w krajach Unii Europejskiej, zapobiec kontroli mediów przez rząd we Włoszech, zatrzymać wprowadzenie w życie ustawy skazującej homoseksualistów na śmierć w Ugandzie czy zapobiec zniesieniu międzynarodowego prawa zabraniającego polowań na wieloryby.
Chociaż u steru organizacji stoi Ricken Patel, zasadnicze decyzje są podejmowane przez społeczność. O tym, jakie kampanie należy realizować w pierwszej kolejności, decyduje większość. Wszystkie wydatki organizacji finansowane są dzięki pieniądzom od użytkowników – wynagrodzenie pracowników, koszty wynajęcia biura, koszty realizacji kampanii. To ważne, aby utrzymać niezależność organizacji.
Ekologicznie i społecznie
Platformy protestacyjne wykorzystują w swojej działalności serwisy spolecznościowe, Care2.com to niemal osobny serwis spolecznościowy. Jego celem jest popularyzowanie stylu życia przyjaznego środowisku naturalnemu. Na Care2 można zatem nie tylko stworzyć eko-petycję w eko-sprawie, ale także znaleźć pracę w eko-firmie czy zrobić zakupy w eko-sklepie, nie mówiąc o stałym kontakcie z eko-przyjaciółmi.
Zmiana jest dobra
Jednym z ostatnich wielkich sukcesów społeczności Change.org była kampania zapoczątkowana przez 22-letnią studentkę, Molly Katchpole. Molly stworzyła petycję, której celem było zniesienie wprowadzonej znienacka dodatkowej opłaty w wysokości 5 dolarów miesięcznie za używanie karty Bank of America. W ciągu kilku dni jej petycję podpisało 300 tys. osób, z których część zamknęła swoje konto w BA. Niedługo później rzecznik instytucji przeprosił za zamieszanie i ogłosił, że na wniosek klientów banku dodatkowa opłata została zniesiona.
Kliktywiści
Kim są użytkownicy serwisów takich jak Avaaz.org czy Change.org? To działacze społeczni, aktywiści, ekolodzy, zwykli obywatele. Z badań wynika, że proces podpisywania przez nich poszczególnych petycji opisuje dobrze reguła wzajemnego wpływu, czyli – jeśli kolega podpisał, to ja też mogę, nawet jeśli nie do końca wiem o co chodzi. Jednym z ważniejszych krytyków platform protestacyjnych oraz internetu traktowanego jako narzędzia rozwoju demokracji jest Evegeny Morozov, urodzony na Białorusi pisarz, dziennikarz, badacz politycznych i społecznych aspektów Internetu. Naukowiec, obecnie rezydujący na Stanford University, jest autorem wydanej w styczniu tego roku książki pt. "The Net Delusion: The Dark Side of Internet Freedom". Morozov pisze w niej o tym, że internet – blogerzy, serwisy społecznościowe, platformy protestacyjne – choć w wielu krajach stanowią podstawy rozwoju procesów demokratycznych, w innych mogą służyć manipulacji i rozkwitowi dyktatury. Według białoruskiego badacza w Chinach czy w Iranie zamiast tradycyjnie rozumianej cenzury powstaje sieć blogerów „zaangażowanych inaczej“, czyli piszących za pieniądze i ku chwale reżimu.
Inni krytycy zwracają uwagę na to, że protesty internetowe niewiele wspólnego mają z „prawdziwymi“ protestami np. z lat 60-tych, kiedy wyrażenie własnych poglądów wiązało się z wysiłkiem, ryzykiem i odpowiedzialnością protestującego. Ukuto nawet termin „clicktivism“ albo „slacktivism“ dla określenia „demonstracji“ poglądów, polegającej na wspólnym klikaniu.
– Sprowadzanie działalności Avaaz.org do klikania jest niemądre – odpiera zarzuty krytyków Ricken Patel. – Najważniejszą częścią internetowego zbierania podpisów jest przecież to, co dzieje się z nimi potem, co my, osoby tworzące petycję i zarządzające platformą, robimy z tymi wszystkimi głosami.
Źródło: inf. własna ngo.pl