Brudny, śmierdzący, łachmaniarz, pijak, lump. Mieszkaniec dworca, meliny, kanałów. Sam sobie "zgotował taki los". Tak powszechnie myśli się o bezdomnych. Tymczasem bezdomnym może być kolega z pracy czy elegancki współpasażer w autobusie. Jego bezdomności nie rozpoznamy w tłumie.
Jerzy ma 67 lat. Gdybym minął go na ulicy, nawet przez głowę by
mi nie przeszło, że jest bezdomny. Spotykamy się w Ośrodku
Charytatywnym Caritasu Archidiecezji Warszawskiej „Tylko z Darów
Miłosierdzia” przy ul. Żytniej w Warszawie. Witamy się mocnym
uściskiem dłoni. Jerzy uśmiecha się serdecznie. Siadamy, a on
miłym, głębokim głosem zaczyna opowiadać swoją historię.
– To było w 1993 r. Mieszkałem z mamą i jej drugim mężem w
mieszkaniu, które wcześniej należało do mojego ojca. Kiedy mama
umarła, nie mogłem porozumieć się z ojczymem i wyprowadziłem się do
ciotki pod Warszawą. Ale ona też chciała sobie życie ułożyć, więc
pomieszkiwałem kątem u innych krewnych i znajomych. Moja żona, z
którą byłem w separacji już nie żyła, a córka założyła własną
rodzinę. Nie miała warunków, abym mógł z nią mieszkać. Zresztą, nie
chciałem być dla niej ciężarem.
Wymeldowany
Jerzy pracował w jednej z warszawskich firm w dziale
zaopatrzenia. Jednak codzienne dojazdy z odległych przedmieść,
gdzie mieszkał do stolicy były męczące dla 52-letniego mężczyzny.
Zwolnił się więc i znalazł zajęcie w prywatnym zakładzie bliżej
miejsca, w którym dzięki życzliwości innych znajdował dach nad
głową.
– Początek lat 90. to były ciężkie czasy. Bezrobocie było
ogromne. Jednego dnia miało się pracę, następnego, gdy właściciel
firmy stracił zlecenie, zwalniał wszystkich. Wiele razy znalazłem
się w takiej sytuacji. Nie mając stałych dochodów, nie mogłem
wynająć sobie choćby pokoju. A co najgorsze, gdy wymieniłem stary
dowód na nowy, okazało się, że ojczym wymeldował mnie z mieszkania.
Kiedy się o tym dowiedziałem, próbowałem coś zrobić, jakoś
dochodzić swoich praw, ale niczego nie wskórałem. Jakiś urzędnik
podjął taką decyzję administracyjną i jednym podpisem sprawił, że
stałem się osobą bezdomną – opowiada Jerzy.
Dość tułaczki
Dość często zmieniał pracę i miejsca zamieszkania. W 2003 r.
ktoś powiedział mu, że może przyjść do Ośrodka Charytatywnego
Caritasu „Tylko z Darów Miłosierdzia” przy w Warszawie, że tam mu
pomogą.
– Byłem już zmęczony ciągłą tułaczką i pracą w kratkę. Chciałem
mieć wreszcie choćby minimalne poczucie socjalnego bezpieczeństwa.
Muszę przyznać, że było to dobre rozwiązanie. Dostałem dach nad
głową, a przede wszystkim wsparcie życzliwych ludzi – wspomina
Jerzy. – W Warszawie zatrudniłem się jako pracownik ochrony.
Pracowałem w tym zawodzie ponad trzy lata. Nikomu w firmie nie
przyznałem się do tego, że jestem bezdomny, bo podejście
społeczeństwa do bezdomnych jest negatywne. I nikt nawet się nie
domyślał, że po pracy nie wracam do własnego mieszkania, tylko do
ośrodka.
Takich osób jak Jerzy, którzy mieszkają w Ośrodku i pracują,
jest więcej:
M. ma 47 lat. Jest zatrudniony na podstawie umowy o pracę na
czas nieokreślony w firmie ochroniarskiej. Pracuje na stanowisku
kierownika zmiany. Pracodawca wie, że jest bezdomnym, ale
najważniejsze dla niego jest to, że M. jest po prostu dobrym
pracownikiem.
43-letni mężczyzna jest z zawodu budowlańcem. Swoje wysokie
kwalifikacje potwierdził podczas prac wykończeniowo-budowlanych na
rzecz Ośrodka. W najbliższej przyszłości planuję założyć własną
firmę budowlaną. Musi tylko zebrać odpowiedni kapitał, żeby móc
rozpocząć działalność.
45-latek pracuje w piekarni, jest piekarzem. Ma umowę o pracę na
czas określony. Jego współpracownicy wiedzą, że jest bezdomny i
mieszka w Ośrodku „Tylko z Darów Miłosierdzia”.
36-letni obcokrajowiec po studiach wyższych, technik
dźwiękowiec. Zamieszkał w Ośrodku i zatrudnił się jako dźwiękowiec
przy produkcji polskich seriali.
Ponaglenia nie pomagają
Od maca 2008 r. Jerzy bierze udział w programie wyjścia z
bezdomności „Mieszkania chronione”, który prowadzony jest w
Ośrodku. Po raz pierwszy program został uruchomiony w październiku
2002 r., dzięki pracy i determinacji Iwony Gałczyńskiej, pracownika
socjalnego, kierowniczki mieszkań chronionych w Ośrodku.
– To już kolejna edycja tego programu. Składa się on z dwóch
ścieżek – socjalnej i psychologicznej – wyjaśnia Milena Firańska,
psycholożka, doradca zawodowy, pracująca z bezdomnymi.
Ścieżka socjalna to przede wszystkim pomoc w znalezieniu pracy,
uregulowanie spraw urzędowych i administracyjnych uczestników
programu (np. odzyskanie różnych dokumentów, druków RP7), składanie
wniosków o przyznanie lokalu socjalnego z dzielnicy czy gminy.
– Ścieżka psychologiczna to przede wszystkim warsztaty
umiejętności psychospołecznych. Uczymy na nich asertywności,
komunikacji, radzenia sobie w trudnych sytuacjach, poruszamy
różnego rodzaju tematy, które bezpośrednio dotyczą naszych
podopiecznych, np. rozmawiamy o stereotypie bezdomnego. Udzielamy
też indywidualnego wsparcia terapeutyczno-psychologicznego –
wylicza M. Firańska.
Program potrwa do grudnia, ale w Ośrodku nikt nie trzyma się
sztywno ram czasowych, gdyż sporo spraw, zwłaszcza związanych z
pozyskaniem lokalu socjalnego ciągnie się bardzo długo.
– Na przyznanie mieszkania czeka się średnio około dwóch lat.
Wysyłamy ponaglenia, staramy się naciskać na urzędników, piszemy
rekomendacje dla osób z Ośrodka, ale nie zawsze przynosi to skutek.
Nie raz słyszeliśmy, że mieszkań jest mało, a kolejka oczekujących
duża, że pierwszeństwo mają rodziny z dziećmi. W takiej sytuacji
pozwalamy uczestnikom programu zostać u nas i pomagamy dalej –
zapewnia Milena Firańska.
Godne życie emeryta
Jerzy przed kilkunastoma miesiącami także złożył wniosek o
przyznanie lokalu socjalnego. Napisał w nim, że „otrzymanie
mieszkania umożliwi mu przeżycie ostatnich lat godnie, na poziomie
przeciętnego polskiego emeryta”. Co zresztą jest prawdą, gdyż w
ubiegłym roku Jerzy przeszedł na emeryturę. Kilka tygodni temu
otrzymał już z wydziału lokalowego decyzję o przyznaniu mieszkania.
Już je obejrzał i zdecydował się przyjąć. Czeka teraz, żeby decyzja
się uprawomocniła.
– Mam nadzieję, że nic się nie wydarzy i w ciągu najbliższego
miesiąca otrzymam to mieszkanie. Bardzo się z tego cieszę. Gdy
pracowałem, udało mi się odłożyć nawet trochę pieniędzy, za które
będę mógł kupić sobie najpotrzebniejsze rzeczy: wersalkę, meble,
talerze. Przecież nie mam nic – opowiada.
To pan bezdomny, tak ładnie ubrany?
Jerzy jest dobrym przykładem tego, że bezdomny to nie tylko
pijak i niechluj. Firańska przyznaje, że takich jak on, jest pośród
bezdomnych wielu, choć w całej populacji stanowią jednak mały
procent. Wyjście z bezdomności to proces, w którym konieczna jest
praca nad sobą, a to nie jest łatwe i wymaga naprawdę dużej
determinacji.
– Stereotyp powoduje, że dość łatwo do worka z napisem
„bezdomny” wrzucamy wszystkich, którzy nie mają miejsca
zamieszkania, nie mając świadomości, że to bardzo zróżnicowana
grupa np: pod względem cech osobowości, postaw życiowych, motywacji
do zmian, aktywności zawodowej. Łatwo zauważyć bezdomnego na ulicy,
który jest brudny i śpi na ławce, natomiast nie zauważa się tych,
którzy mieszkają w ośrodkach. I gdyby nie fakt, że nie mają swojego
mieszkania, tak naprawdę niczym się od nas nie różnią – zapewnia
Milena Firańska. Przykłady?
Mieszkańcy ośrodka dostają tzw. „przejazdówki”, które uprawniaj
do bezpłatnego korzystania z komunikacji miejskiej. Wielu
bezdomnych opowiadało Milenie Firańskiej, że kontroler robił
wielkie oczy, gdy zamiast biletu dostawał zaświadczenie z ośrodka.
„To pan, tak ładnie ubrany i jest bezdomnym? Wcale pan nie wygląda”
– dziwił się.
Podobnie było w jednym z warszawskich urzędów dzielnicowych.
Nikt nie chciał spotkać się z bezdomnym, który przyszedł na
umówioną wcześniej rozmowę w sprawie mieszkania. Kobiety były
pewne, że będą musiały rozmawiać ze śmierdzącym lumpem i żadna nie
chciała wpuścić go do pokoju, w którym urzędowały. Kiedy wreszcie
jedna z nich wyszła na korytarz, aby z nim porozmawiać, była
ogromnie zdziwiona, gdy wywołała nazwisko i stanął przed nią
kulturalny i czysto ubrany mężczyzna. Gdyby nie brak meldunku w
dowodzie, urzędniczka nie uwierzyłaby, że ma do czynienia z osobą
bezdomną.
– Stereotyp powstaje z niewiedzy i dlatego warto mówić oraz
uświadamiać wszystkim, że nie każdy bezdomny jest taki sam – dodaje
M. Firańska.
Naznaczeni
Podobnie uważa Jerzy, który mieszkając w ośrodku przez pięć lat
zetknął się z wieloma bezdomnymi i twierdzi, że nie można mierzyć
wszystkich jedną miarą. On sam stracił mieszkanie, bo został przez
ojczyma w majestacie obowiązującego prawa z niego wymeldowany. Do
ośrodka przyszła starsza kobieta, która zamieniła mieszkanie na
mniejsze. Okazało się jednak, że pośrednik ją oszukał, sprzedając
lokal, który miał już właściciela. Są i tacy, którzy popadli w
długi, zostali eksmitowani i za wszelką cenę, chcą odzyskać to, co
stracili, żeby znów móc żyć normalnie. Do ośrodka trafiają też
osoby z rodzin patologicznych, które uciekły przed przemocą – nie
godzą się na bicie, wykorzystywanie, dlatego opuszczają swoich
najbliższych, ale nie mają gdzie mieszkać. Dużo młodych ludzi
przyjeżdża do Warszawy z małych miejscowości z całej Polski w
poszukiwaniu pracy. Nie zarabiają jednak zbyt dużo, nie stać ich
więc na wynajęcie mieszkania i ośrodek jest dla nich jedynym
miejscem, gdzie przez jakiś czas mogą znaleźć dach nad głową.
– Na pewno nie wszyscy bezdomni mogą „wrócić” do społeczeństwa.
Niektórym odpowiada życie jakie prowadzą, inni, gdyby dostali
mieszkanie, pewnie wkrótce zamieniliby je na meliny. Ale są też
tacy, którym trzeba pomóc, bo z powodu zawirowań losowych stracili
to, co mieli i bardzo chcą prowadzić normalne życie. Zresztą,
tysiące ludzi nie ma w Polsce swojego mieszkania: samotni rodzice,
wychowujący dzieci, a nawet całe rodziny. Tułają się przez cały
czas po wynajmowanych lokalach. Ich też można przecież podciągnąć
pod bezdomnych, co wcale nie oznacza, że są degeneratami – zauważa
Jerzy.
W trakcie trwania programu „Mieszkania chronione”, jego
uczestnicy co pewien czas wypełniają ankiety. Jeden z mężczyzn w
czerwcu tego roku napisał: ,,Chciałbym, żeby jak najwięcej mówiło
się o ludziach bezdomnych, żeby uczulić społeczeństwo, że to nie są
ludzie tylko z marginesu. Ale ludzie wartościowi i porządni,
pokrzywdzeni przez los”.
Źródło: inf. własna