Piotr Frączak w artykule opublikowanych w Kwartalniku Trzeci Sektor przedstawia historyczne zakony jako formy oddolnej samoorganizacji. Różnorodność tych inicjatyw w zakresie zarówno testowanych struktur organizacyjnych, jak i obszarów działania, a także w wymiarze dziejów dużych międzynarodowych organizacji zakonnych i działań poszczególnych lokalnych wspólnot klasztornych, może pomóc w lepszym rozumieniu istoty funkcjonowania organizacji społecznych dzisiaj.
Historia samoorganizacji to niewyczerpane źródło wiedzy z zakresu teorii organizacji. O wpływie historiografii jako źródła analiz historii przedsiębiorstw i procesów gospodarczych na nauki o zarządzaniu pisze między innymi Krzysztof Klincewicz (2016). Mimo wielu niebezpieczeństw związanych z tą metodą (na przykład znaczny wpływ uwarunkowań historycznych czy ideologicznego nastawienia badaczy) wykazuje ona także wiele zalet. Podejście oparte w zasadzie na analizowaniu studiów przypadku dostarcza licznych inspiracji dla teoretyków. Pozwala zobaczyć zmiany organizacyjne w dłuższej perspektywie czasowej, a tym samym szukać nowych rozwiązań, które nie są nastawione jedynie na szybkie rezultaty.
Ponieważ próby naukowego podejścia do zarządzania organizacjami pozarządowymi pojawiły się dopiero w połowie lat siedemdziesiątych XX wieku, a w wielu wypadkach i w latach późniejszych, dominowało przekonanie, że wystarczy przenieść doświadczenia biznesowe do organizacji społecznych, aby osiągnąć sukces. Pojawiała się jednak również – na co zwracał uwagę Peter Drucker – potrzeba „udostępnienia materiałów opracowanych specjalnie z myślą o organizacjach non profit […] opartych na ich własnych doświadczeniach, koncentrujących się na realnej sytuacji, w której działają i na sprawach, które rzeczywiście je zaprzątają” (Drucker 1995, s. 11). Książka Petera Druckera – podręcznik powstały na podstawie rozmów z liderami, doświadczeń konkretnych organizacji, dowodów na to, że innym się udało – została udostępniona polskim organizacjom już w 1995 roku.
Również doświadczenia historyczne mogą być dobrą szkołą zarządzania, co udowadniała choćby działalność Stefana Bratkowskiego, który przez wiele lat, korzystając z dobrych praktyk z dawnych czasów, zachęcał obywateli Polski Ludowej do samoorganizacji i… przedsiębiorczości. Jego doskonała książka Co zrobić, kiedy nic się nie da zrobić? Rzecz o samorządach pracowniczych (Bratkowski 1983) to proponowane do praktycznego zastosowania przykłady samoorganizacji ekonomicznej z XIX i początku XX wieku – podstawowa lektura dla tych, którzy chcą zrozumieć istotę ekonomii społecznej. A czy Rodowody niepokornych Bohdana Cywińskiego (1971) nie były źródłem inspiracji dla kilku pokoleń społeczników? Wydaje się, że tylko uwzględniając opisane tam historie można w pełni zrozumieć nie tylko takie inicjatywy lat siedemdziesiątych, jak wykłady Towarzystwa Kursów Naukowych czy numery pisma „Robotnik”, ale także wiele działań podejmowanych w ramach tak zwanego społeczeństwa podziemnego po 1981 roku.
Wezwanie do wyciągania teoretycznych i praktycznych wniosków z historycznych doświadczeń pojawia się od czasu do czasu wśród działaczy społecznych. Tak pisał o tym u progu Drugiej Rzeczypospolitej Cezary Łagiewski:
„[…] żal, że tak bogata dziś już dziedzina pracy ludzkiej nie jest należycie jako całość steoretyzowana. […] Jeżeli mogą istnieć nauki o państwie, o samorządzie, to czemuż nie może się rozwijać nauka o stowarzyszeniach. […] Mamy pewne zadatki ku temu w wielu dziełach naszych wybitnych pisarzy (Skarga, Staszic, Libelt, Milewski) – trzeba ich myśli wyławiać, łączyć, rozwijać i tworzyć całość” (Łagiewski 1920, s. 18). Niewiele mamy takich prac, choć niewątpliwie wielkim wkładem w tworzoną teorię jest książka Aleksandra Kamińskiego (1971), w której autor na podstawie szczegółowej analizy polskich związków młodzieży do połowy XIX wieku stworzył dogłębną syntezę teoretyczną. Próby opisywania historii działalności społecznej na tle na przykład historii wychowania (por. Kot 1995), pomocy społecznej (por. Radwan-Pragłowski, Frysztacki 1998) czy filantropii (por. Leś 2001), choć wiele wnoszą do naszej ogólnej wiedzy, to jednak z punktu widzenia historii samoorganizacji albo dziejów organizacji pozarządowych są niewystarczające.
Poniższe rozważania starają się zwrócić uwagę na tradycję struktur zakonnych jako obszaru doświadczeń, które mogą – a być może nawet powinny – stać się przedmiotem refleksji nad formą organizacji i celów działania dzisiejszych organizacji. Spróbuję przedstawić argumenty za tą tezą i wykazać, że poszukiwanie inspiracji w działaniach sprzed dziesiątków czy setek lat może być dla dzisiejszych organizacji nie tylko ciekawe, ale także użyteczne.
Zakony jako poprzednicy dzisiejszych organizacji pozarządowych
Czy zakony można uznać za formę prawną i organizacyjną poprzedzającą dzisiejsze działania organizacji pozarządowych? Jest wiele argumentów, które pozwalają przyjąć taką interpretację (por. Frączak 2002), szczególnie gdy przyjmiemy, że współczesne traktowanie zakonów jako części Kościoła katolickiego z historycznej perspektywy nie jest aż tak oczywiste. To, że organizacje pozarządowe działają w ramach prawa państwowego, są zatwierdzane lub niezatwierdzane w specjalnej procedurze, nie oznacza, że są częścią państwa. Zakony również zachowywały, a w pewnym zakresie zachowują również do dziś, dużą niezależność od struktur kościelnych.
Dziś traktujemy zakony jako instytucje zastane, o długiej historii i stabilności organizacyjnej, co w porównaniu z działaniami współczesnych organizacji wydaje się poziomem nie do osiągnięcia. Zazwyczaj jednak zakony powstawały powoli i nie bez trudności. Wystarczy wspomnieć tu o pierwszym polskim zakonie, który powstał w 1673 roku, czyli o zgromadzeniu ojców marianów. Założyciel, ojciec Papczyński (były pijar), nie mogąc doczekać się decyzji z Rzymu, znalazł miejsce „niedaleko Luboczy w Puszczy Korabiewskiej”, gdzie żyło kilku pustelników ze swoim przełożonym Stanisławem Krajewskim, który „przeniósł swe prawa własności pustelni i terenu na o. Papczyńskiego i nowe zgromadzenie, a biskup poznański Stefan Wierzbowski kanonicznie erygował dom zakonny i zgromadzenie, zatwierdzając pierwsze ustawy” (Bar 1961, s. 433).
Powstawanie nowych zakonów, a także nowych klasztorów w poszczególnych zakonach, nie było wcale tak proste, jak się nam z perspektywy czasu wydaje. Proces fundacyjny opactw średniowiecznych trwał kilkanaście, jeśli nie kilkadziesiąt lat, a zakorzenienie się w środowisku trwało około stu lat (por. Derwich 1998, s. 34). Nie wszystkie inicjatywy kończyły się sukcesem, czego przykładem może być nieudana próba powołania opactwa cysterskiego w Woszczycach. Pozostałe po tej próbie posiadłości ziemskie weszły później w skład uposażenia fundacyjnego powstałego w połowie XIII wieku opactwa cysterskiego w Rudach. I w tym jednak wypadku trzeba pamiętać o długiej drodze do sukcesu. Cystersi – zgodnie z pierwotnymi założeniami – starali się umiejscawiać nowe siedziby z dala od ludzkich osad, w trudnych warunkach, na „surowym korzeniu”. Tak było i w Rudach. Dopiero w wyniku długotrwałego procesu kolonizacji tych ziem, karczowania lasów, zakładania wsi oraz rozwijania działalności rolniczej i gospodarczej (od hodowli ryb po huty żelaza i szkła) powstał dobrze prosperujący, samowystarczalny system ekonomiczno-społeczny. W Rudach, którym wiele nieszczęść przyniosły wojny husyckie, reformacja czy wojna trzydziestoletnia, prawdziwy sukces osiągnięto dopiero w XVIII wieku (między innymi pierwszy wielki piec na węgiel drzewny na Górnym Śląsku) (por. Wolnik 2013).
Inne zakony również nie miały łatwo. Z punktu widzenia późniejszych sukcesów jezuitów i ich dzisiejszego znaczenia trudno sobie wyobrazić problemy organizacyjne, z którymi musieli się mierzyć, tworząc swoje placówki na przykład w Braniewie (por. Piechnik 1958). Gdy w drugiej połowie 1564 roku, po uciążliwej podróży dotarło do Braniewa dziewięciu zakonników (z dwóch różnych prowincji zakonnych i różnej narodowości – Szkot, Flamandczyk, Włoch, dwóch Niemców, Prusak, Bawarczyk, Niderlandczyk i Czech), nie bez trudności w oddanym im klasztorze pofranciszkańskim otworzyli pierwszą na terenach polskich jezuicką szkołę. A trzeba wspomnieć, że przeszkody były znaczne. Kolejne zarazy w 1564, 1567, 1572 i 1577 roku. Początkowy brak uczniów i nieprzychylne środowisko lokalne, gdy okoliczne „miejscowości protestanckie ułożyły się nie dostarczać żywności do miasta, by przez brak środków zmusić jezuitów do odstąpienia od rozpoczętego dzieła”. Warunki pracy, gdy jeden z wychowawców pisał, że przybył „do szkoły stęchłej i ciasnej, jak żadna inna – niby do więzienia” (Piechnik 1958, s. 15). Problemy finansowe, które powodowały, że jezuici przeżywali „w pewnych okresach skrajną nędzę”. Przy czym nie wynikało to ze złego zarządzania, ale z dynamicznego rozwoju placówki. Oto „w niektórych latach liczba jezuitów przekraczała 80, gdy tymczasem fundacja obliczona była tylko na 20 osób” (Piechnik 1958, s. 16). Dlatego rozważano nawet zamknięcie placówki i przepadły szanse szkoły na podniesienie do rangi uniwersytetu, gdyż „otwarcie nowicjatu w Braniewie uczyniło plan o akademii nierealnym z powodu za małej fundacji” (Piechnik 1958, s. 70).
Problemy nie dotyczyły jednak tylko miast protestanckich, jak Braniewo czy Gdańsk, gdzie jezuici przez ponad wiek walczyli o swoje miejsce, ale także i stolicy katolickiego królestwa. Gdy w 1584 roku Piotr Skarga przybył do Krakowa, był zmuszony do przełamywania zastanych układów, zawiłości prawnych, borykał się z problemami finansowymi… Jak współcześnie brzmi ówczesny list Piotra Skargi do przełożonego, gdy prosi, „aby tu kto inny był zwierzchnikiem”, skarżąc się, że w pracy na rzecz głównego celu „takie zewnętrzne rzeczy i troska o braci czyni rozproszenie” (za: Koehler 2012, s. 112). Dopiero na tle tych trudności widać, jak podobne problemy miały w początkowej fazie rozwoju instytucje zakonne i dzisiejsze organizacje.
Jest także ciekawe, że granica między instytucjami zakonnymi a innymi organizacjami była czasami bardzo płynna. Mamy wiele tak zwanych trzecich zakonów, czyli w zasadzie czegoś pośredniego między zakonami (męskimi i żeńskimi) a zrzeszeniami laikatu. Do idei zakonu odwoływały się różne organizacje świeckie, choćby inicjatywy wolnomularskie z lożami różnych obrządków. Na ziemiach polskich w XIX i na początku XX wieku mamy również wiele inicjatyw, w których granice między działaniami świeckimi a religijnymi były nieostre. Wspomnijmy tu kilka z nich:
- działalność błogosławionego Edmunda Bojanowskiego (1814–1871), który jako osoba świecka otworzył w 1850 roku w Wielkopolsce ochronkę (dzisiejsze przedszkole), zapoczątkowującą Bractwo Ochroniarek, a potem powstałe na jego bazie Zgromadzenie Sióstr Służebniczek Najświętszej Marii Panny, przekształcone później w wyniku podziału na zabory i polityki zaborców w cztery samoistne zgromadzenia,
- krakowska inicjatywa Brata Alberta (1845–1916), który działania na rzecz bezdomnych prowadził w ramach trzeciego zakonu św. Franciszka i ostatecznie dał początek Zgromadzeniu Braci Albertynów i Zgromadzeniu Sióstr Albertynek,
- podjęta również w Krakowie inicjatywa Wincentego Lutosławskiego (1863–1954) na rzecz wstrzemięźliwości (Eleusis), która opierała się na wierze katolickiej i ślubach dożywotnich (sam twórca mówił o zakonie), nie rezygnując jednak z silnych wpływów wschodnich ( joga),
- powstałe w Królestwie Polskim z inicjatywy Róży Czackiej (1876–1961) Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi (1911), które stało się zapleczem zainicjowanego przez nią później Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża (1918).
Trudno nie dostrzec w tych przykładach podobieństw między obiema formami organizacyjnymi. Koronnym argumentem przemawiającym za odwoływaniem się do historii zakonów przy omawianiu współczesnych organizacji pozarządowych jest jednak to, że nie da się historii takich obszarów aktywności trzeciego sektora, jak pomoc społeczna, kultura, filantropia, edukacja, nauka, służba zdrowia czy ekonomia społeczna, opowiedzieć bez odniesienia się do dziejów zakonów. Chcąc nie chcąc, w celu zrozumienia misji dzisiejszych organizacji będziemy musieli się cofnąć do historii zakonów. Być może więc bliżej jest dzisiejszym organizacjom do historycznych zakonów niż do działalności biznesowej, z której doświadczeń wielu społeczników tak chętnie korzysta.
Różnorodność zakonów jako podstawowy przejaw ich samoorganizacji
Jest ponoć takie powiedzenie: „Ani sam Pan Bóg nie wie, ile jest zakonów” (Breza 2012, s. 46). Oddaje ono doskonale ideę zakonów, u podstaw której tkwi głęboko zakorzeniony pluralizm, możliwość poszukiwania własnych dróg dochodzenia do Boga, a w wersji laickiej – sposobów funkcjonowania w świecie. Wspomniana różnorodność zakonów może bowiem rzeczywiście prowadzić do wielu nieporozumień (chociażby w potocznych nazwach, na przykład księża komuniści). Nic dziwnego, zakony powstawały w różnych epokach, odpowiadały na różne wyzwania swoich czasów, na ich organizację i misję wpływały szczególne wizje założyciela lub założycielki (w Kościele mówi się o „charyzmatach”, czyli darach Ducha Świętego) oraz tradycje danej wspólnoty. Samo pojęcie „zakon” dalekie jest od jednoznaczności i budzi wiele kontrowersji. Po soborze watykańskim II mówiło się o zakonach i zgromadzeniach zakonnych, dziś używa się pojęcia instytuty zakonne. Tak jak w organizacjach pozarządowych – bardzo trudno o ścisłość pojęcia i jednolite kryteria rozróżnienia. To próba opisania oddolnych inicjatyw, które choćby tylko z powodu tej oddolności muszą wymykać się prostym interpretacjom. Jest więc wiele sposobów klasyfikacji zakonów, ale uderza szczególnie to, że różne typy zakonów powstawały w różnych czasach historycznych.
Co jednak najbardziej interesujące, kolejne fale zakonów nie opierały się na niszczeniu poprzednich form. Nowe nie tyle rosło na gruzach starego, ile wyrastało obok. Stare zakony, jeśli umiały się dostosować, trwały dalej. Oczywiście przetrwanie jakiejś instytucji nie jest wartością samą w sobie, ale jej długowieczność może świadczyć o tym, że pełni ona ważne funkcje społeczne. Do tego trwałość – rozumiana jako zdolność do odnowy, do odnalezienia się w zmieniających się warunkach – jest już niewątpliwą zaletą z punktu widzenia oceny form organizacyjnych. Różnorodność zakonów okazała się więc ich bardzo mocną stroną, mimo że często wiązała się z konkurencją.
Zakony bowiem wielokrotnie rywalizowały ze sobą. Co prawda pierwsze klasztory benedyktyńskie powstawały w dużej mierze w miejscach strategicznych z uwagi na potrzeby fundatorów, cysterskie – w terenach trudno dostępnych, z dala od siedzib ludzkich, z kolei zakony żebracze zakorzeniły się przede wszystkim w miastach, ale konfliktów nie dało się uniknąć. Część z nich dotyczyła kwestii ekonomicznych. Zdarzały się sytuacje, gdy z opactwa musieli się wyprowadzić jedni zakonnicy, a na ich miejsce przychodzili inni (sztandarowym przykładem jest tu konflikt w XII wieku benedyktynów z norbertanami o opactwo w Ołbinie). Znamy przykłady wieloletnich sporów o beneficja, jak trwający kilkaset lat konflikt norbertanów z Witowa z cystersami z Sulejowa. Zdarzały się nawet najazdy zakonów rycerskich, joannitów czy krzyżaków, na dobra innych zakonów.
Choć ekonomia miała tu szczególne znaczenie (pojawienie się nowego zakonu w okolicy zawsze groziło uszczupleniem przychodów tych dawno osiadłych), to przecież nie tylko o dobra doczesne konkurowali zakonnicy. Zakon krzyżacki powstał jako zakon rycerzy niemieckich konkurujący z zakonami, w których dominowali rycerze romańscy. Dominikanie i franciszkanie konkurowali między innymi w doktrynach filozoficznych na średniowiecznych uniwersytetach, a na osłabienie możliwych konfliktów między działającymi w tych samych środowiskach zakonnikami miały wpływać zawierane swoiste pakty o nieagresji.
Ideowych konfliktów było znacznie więcej. Spór między zakonami na temat metod działalności misyjnej (tak zwany spór akomodacyjny), przegrany przez jezuitów, doprowadził do wyrzucenia misjonarzy katolickich z Chin na cały XVIII wiek. Z kolei spór jezuitów z ideą jansenizmu, uznawaną między innymi w niektórych starych klasztorach, poskutkował na przykład rozwiązaniem i zburzeniem klasztoru cysterek Port-Royal-des-Champs we Francji w 1709 roku. Na poły ideowe, na poły ekonomiczne były powody sporu jezuitów z pijarami o dominację w szkolnictwie Rzeczypospolitej. Konkurencja ta przybierała czasami nawet formę regularnych bitew między scholarami obu typów szkół w osiemnastowiecznych polskich miastach. Konkurencja o wpływy rozstrzygała się w lokalnych warunkach, na przykład w Wilnie monopol na edukację zapewnili sobie przez długi czas jezuici, lecz ponieśli klęskę w tym względzie we Lwowie. Zresztą metody prowadzenia tych konfliktów nie zawsze były powodem do późniejszej dumy (por. Załęski 1908, s. 139 i n.).
Trzeba także dla porządku dodać, że zakony angażowały się w konflikty dotyczące również kwestii bardziej politycznych. W sporach politycznych zakony czasem opowiadały się po różnych stronach. Paweł Jasienica opisuje, że gdy na Śląsku Henryk Probus (1257–1290) został przez papieża wyklęty za przeciwstawianie się biskupowi, to tej klątwy „nie uznali nie tylko mieszczanie i rycerstwo, lecz także część duchowieństwa, szczególnie zakony norbertanów i franciszkanów. Ci ostatni nie zawahali się głosić ludowi, że Henryka niesłusznie wyklęto, i odprawiać nabożeństwa w kościele Św. Jakuba podczas interdyktu nałożonego na miasto, mimo że papież wyraźnie zakazał wszelkich obrzędów i posług religijnych, dopóki książę przebywa w murach Wrocławia” ( Jasienica 1986, s. 166). Nie dziwi zatem, że w czasie walki o koronę polską dla Władysława Łokietka część klasztorów opowiedziała się po stronie przyszłego króla (na przykład benedyktyński Tyniec czy cysterski Sulejów), a część wspierała jego przeciwnika (na przykład cystersi z Mogiły czy bożogrobcy z Miechowa). W końcu niechęć władz wielu państw wobec zakonów w XIX wieku wynikała z ultramontanistycznej (polityczny kierunek postulujący podporządkowanie krajowych kościołów decyzjom papieża) postawy licznych zgromadzeń (por. Kłoczowski 1987, s. 224).
Podstawowe różnice między poszczególnymi zakonami dotyczą jednak przede wszystkim sfery duchowej. W Kościele mówi się tu o charyzmatach zakonnych, „darach Ducha Świętego”. To również zazwyczaj koronny argument za wyraźnym rozróżnieniem między zakonami o silnej religijnej duchowości i dzisiejszymi organizacjami społecznymi. Jednocześnie wiele dzisiejszych organizacji społecznych fundowanych jest wprost na wartościach chrześcijańskich i stanowią one znaczą część sektora pozarządowego. Ich duchowe korzenie nikomu nie przeszkadzają. A więc duchowość może być elementem współczesnych organizacji? Może. A czy musi być koniecznie religijna? Wydaje się, że szeroko rozumiana duchowość to ważny element konstrukcyjny wielu organizacji pozarządowych, nie tylko religijnych. To swoisty duch organizacji, który – przynajmniej w organizacjach, które przeżyją swoich twórców – odróżniać je będzie od innych inicjatyw zajmujących się podobną działalnością. Duchowość, w wymiarze transcendentalnym (łączności z absolutem, ale i odpowiedzialnością za świat) czy osobowościowym (wewnętrznego porządku, samorozwoju), jest nie tylko ważnym elementem motywacyjnym w organizacjach (może zastępować przymus czy chęć zysku stosowane w innych sektorach), ale także przesądza o spójności samej organizacji.
Jeśli jednak dziś mówimy o różnorodności misji w organizacji, odwołując się do wspólnych wartości, celu i metod działania, to nie mówimy w zasadzie o niczym innym. Oczywiście jeżeli misji nie rozumiemy w czysto biznesowym sensie – jako uzasadnienie istnienia firmy, ale w tym bardziej pierwotnym znaczeniu, jakim jest posłannictwo w świecie, służba wartościom. Nieprzypadkowo w podręczniku do zarządzania organizacjami pozarządowymi wydanym przez związane z jezuitami Stowarzyszenie Chrześcijańskich Dzieł Wychowania (Stocki 1995) wspomina się o organizacjach służebnych jako synonimie organizacji pozarządowych. Kiedy więc mówimy o kimś jako o „człowieku z misją”, to mamy na myśli właśnie to szersze rozumienie tego słowa. Dlatego, jak się wydaje, ograniczanie kwestii duchowości w organizacjach do prostej religijności jest niepotrzebnym zawężeniem. Kiedy czytamy dewizy zakonów – „Ład i pokój”, „Módl się i pracuj”, „Pokój i Dobro”, „Prawda”, „Bracia, czyńcie dobro!”, „Pomagać, leczyć i bronić”, „Przemyślane innym przekazać”, „Kontemplacja w działaniu” – to wyraźnie widzimy ich zbieżność raczej z działalnością społeczną niż z biznesem.
Nawet wśród zakonników pojawia się szerokie rozumienie duchowości – ważne jest, czy ktoś „praktykuje miłość bliźniego, […] żyje miłością i nie ma znaczenia czy jest ochrzczony czy nie” (Boulad 2002, s. 124). W tym rozumieniu miłość, troska o drugiego człowieka jest ważniejsza niż wiara. Wszak o tym wprost mówi Święty Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian (1 Kor 13, 1–13): „Gdybym […] miał tak wielką wiarę, iżbym góry przenosił, a miłości bym nie miał, byłbym niczym”. Henri Boulad, jezuita i jednocześnie wysoko postawiony urzędnik Caritas, podkreślał: „Czyż nie jest zastanawiające, że wzrost społecznego zaangażowania, postawy obywatelskiej i świadomości problemów ubóstwa i nędzy jest proporcjonalny do spadku tego, co nazywamy »wiarą«? W tej samej mierze, w jakiej ma miejsce fenomen sekularyzacji, oddalania się od Kościoła, stwierdzamy wzrost działalności społecznej w świecie. Oznacza to, że akcent, który uprzednio kładziony był na kult religijny, jest dziś z tą samą energią kładziony na człowieka. To, co z jednej strony zostało utracone, zostało pozyskane z drugiej” (Boulad 2002, s. 103). Tak oto zakonnik włącza misje wielu bezwyznaniowych organizacji do tej samej kategorii co działalność misyjnych zakonów. Z drugiej strony trudno nie zgodzić się z jego oceną innych organizacji: „Znam bardzo duże międzynarodowe organizacje, którym nie brak ani finansów, ani managerów, które jednak wewnętrznie są niemalże całkiem wyjałowione. Są znakomicie funkcjonującym mechanizmem bez wizji, bez idei. Ale jeśli zabraknie ducha, to brakuje tego, co jest istotne” (Boulad 2002, s. 83–85).
Poszukiwanie inspiracji w działalności zakonów nie musi dotyczyć kwestii religijnych. Ich doświadczenia z demokracją wewnętrzną, prowadzeniem działalności gospodarczej, której celem nie jest chęć podziału zysku, przetrwanie i obrona niezależności czasem w bardzo niesprzyjających okolicznościach, praca nad rozwojem (formacją) własnych członków może być, jak się rzekło, ważną inspiracją dla dzisiejszych społeczników.
Czy dzisiejsze organizacje pozarządowe potrzebują inspiracji? Czy wystarczy po prostu lepiej robić to, co się robi? A może dotychczasowy sposób rozwoju się wyczerpał? Może opieranie się na zadaniach zleconych przez administrację publiczną powoli przechodzi do przeszłości? Może myślenie w kategoriach projektów finansowanych w konkursach nie będzie w stanie zaspokoić potrzeb większości organizacji? Być może dotychczasowe formy fundraisingu również są na wyczerpaniu? Jeśli tak jest, jeśli organizacje potrzebują nowego typu myślenia o rozwoju, oparcia się na własnych zasobach, poszukiwania nieoczywistych rozwiązań, to odwołanie się do tradycji, poszukiwanie w historii może być nie tylko inspirujące, ale także po prostu użyteczne.
Wymaga to jednak od działaczy organizacji przede wszystkim refleksji i dystansu do własnej aktywności. Zrozumienia różnic nie tylko między instytucjami różnych sektorów, ale także różnorodności działań społecznych, specyfiki poszczególnych organizacji, odmiennych form działalności, lecz przede wszystkim intencji (duchowości) i celów. W bieżącej działalności łatwo zagubić podstawowe pytania: „Po co angażujemy się społecznie?”, „Do jakiej zmiany dążymy?”. Wydaje się, że zakony, ich działalność i ich organizacja, są dobrym punktem odniesienia takiej refleksji. To ich różnorodność (każdy znajdzie dla siebie jakieś inspirujące przykłady, czy w obszarze działań, czy w sposobie widzenia świata – od skrajnego konserwatyzmu do radykalnego progresywizmu), ich rozwój (trudne początki, wzloty i kryzysy, a nawet spektakularne porażki, na przykład kasata templariuszy), a także szczególna uwaga zwrócona do wewnątrz organizacji (rozwój instytucjonalny, formacja członków, integracja wspólnoty) mogą być ciekawym podejściem do wyzwań współczesności. Tym bardziej że umożliwia ono myślenie w długiej perspektywie czasowej – znacznie dłuższej nie tylko niż perspektywa pojedynczego projektu, ale nawet niż kadencja władz publicznych, czyli w perspektywie kolejnych pokoleń.
Silniejsze oparcie bieżącej działalności na misji i wartościach, a nie na doraźnej skuteczności. Patrzenie na zmianę społeczną w perspektywie systemowej czy wręcz globalnej, choć przecież jest realizowana lokalnie – to perspektywa warta uwzględnienia. Tu doświadczenia poprzedników dzisiejszych organizacji pozarządowych, w tym zakonów, ale także pierwszych związków zawodowych czy spółdzielni, mogą otwierać nowe możliwości. Zwłaszcza że twórcze jest nie tylko odkurzenie lub wręcz czasami odkrycie historii całych międzynarodowych wspólnot zakonnych. Prawdziwa wiedza przydatna do zrozumienia istoty działań społecznych, wiążąca historyczne doświadczenia z teraźniejszością, jest bardziej lokalna niż globalna. To historia tego, jak działały wspólnoty zakonne w Tyńcu, w Gdańsku, w Drohiczynie czy w Sosnowcu, może się okazać najbardziej przydatna. Lokalne historie mogłyby być inspiracją dla lokalnych organizacji.
Trzeba tu podkreślić, że szukanie inspiracji współczesnych działań w doświadczeniach historycznych nie musi prowadzić do odtwarzania starych konstrukcji ideowo-organizacyjnych. Nie chodzi więc tylko o grupy rekonstrukcyjne (na przykład odwołujące się do zakonów rycerskich) czy współczesne organizacje o korzeniach religijnych (jak Ordo Iuris). Z doświadczeń zakonów mogą również skorzystać organizacje, które szukają inspiracji w historii walki o prawa człowieka czy ekologii. Historia zakonów może dostarczyć materiału do analiz z zakresu typów liderstwa, systemów zarządzania (na przykład podział funkcji klasztornych), wewnętrznej demokracji (na przykład wyborów, zasad reprezentacji), sposobów finansowania (na przykład zakony żebracze), budowania niepodzielnej własności wspólnej. W tych kategoriach powinni myśleć zarządzający dzisiejszymi organizacjami – niezależnie od ideowych podstaw, na których opierają swoje działania – jeśli chcą w pełni wykorzystać potencjał, który tkwi w różnicy między organizacjami pozarządowymi a instytucjami z obszaru biznesu i administracji publicznej.
Artykuł został opublikowany w 53. numerze (1/2021) „Kwartalnika Trzeci Sektor”. Od 2021 roku treści Kwartalnika są dostępne na licencji Creative Commons (Uznanie autorstwa – Użycie niekomercyjne – Na tych samych warunkach).
Wydawcami Kwartalnika są: Fundacja Akademia Organizacji Obywatelskich i Szkoła Główna Handlowa w Warszawie.
www.kwartalnik3sektor.pl
Dziękujemy za możliwość przedruku.
bibliografia
Bar, Joachim. 1961. Polskie zakony. Prawo Kanoniczne, 4(1–4): 421–592.
Bratkowski, Stefan. 1983. Co zrobić, kiedy nic się nie da zrobić?. Warszawa: Oficyna WE. Breza, Edward. 2012. Nazwy zakonów i zgromadzeń zakonnych męskich. Slavia
Occidentalis, 69.
Boulad, Henri. 2002. Mistyka a zaangażowanie społeczne. Kraków: Wydawnictwo WAM. Cywiński, Bohdan. 1971. Rodowody niepokornych. Warszawa: Biblioteka „Więzi”.
Derwich, Marek. 1998. Monastycyzm benedyktyński w średniowiecznej Europie i Polsce. Wybrane problemy. Wrocław: Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego.
Drucker, Peter F. 1995. Zarządzanie organizacją pozarządową. Teoria i praktyka. Warszawa: Fundusz Współpracy.
Frączak, Piotr. 2020. Najstarsze zakony w Europie – rzecz o samorozwoju i przetrwaniu.
Warszawa: Stowarzyszenie Dialog Społeczny.
Jasienica, Paweł. 1986. Polska Piastów. Warszawa: PIW.
Kamiński, Aleksander. 1971. Analiza teoretyczna polskich związków młodzieży do połowy XIX w.
Warszawa: PWN.
Klincewicz, Krzysztof. 2016. Zarządzanie, organizacje i organizowanie – inspiracje teoretyczne i próby systematyzacji, [w:] Krzysztof Klincewicz (red.), Zarządzanie, organizacje
i organizowanie – przegląd perspektyw teoretycznych. Warszawa: Wydawnictwo Naukowe Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego.
Kłoczowski, Jerzy. 1987. Od pustelni do wspólnoty. Grupy zakonne w wielkich religiach świata.
Warszawa: Czytelnik.
Koehler, Krzysztof. 2012. Boży podżegacz. Opowieść o Piotrze Skardze. Warszawa: Wydawnictwo Sic!.
Kot, Stanisław. 1995. Historia wychowania, Warszawa: Wydawnictwo „Żak”.
Leś, Ewa. 2001. Zarys historii dobroczynności i filantropii w Polsce. Warszawa: Prószyński i S-ka.
Łagiewski, Cezary. 1920. Z teorji i w sprawie teorji stowarzyszeń. Przewodnik Społeczny.
Miesięcznik poświęcony kierownictwu stowarzyszeń polskich.
Piechnik, Ludwik. 1958. Gimnazjum w Braniewie w XVI w. Studium o początkach szkolnictwa jezuickiego w Polsce. Nasza Przeszłość, 7.
Radwan-Pragłowski, Janusz, Frysztacki, Krzysztof. 1998. Społeczne dzieje pomocy człowiekowi. Od filantropii greckiej do pracy socjalnej. Katowice: Biblioteka Pracownika Socjalnego.
Stocki, Ryszard. 1995. Współczesne techniki zarządzania. Podręcznik dla organizacji służebnych.
Kraków, Stowarzyszenie Chrześcijańskich Dzieł Wychowania.
Wolnik, Franciszek. 2013. Działalność gospodarcza cystersów z Rud. Architectus, 3. Załęski, Stanisław. 1908. Jezuici w Polsce, Kraków: W.L. Anczyc i sp.