20 maja 2016 r. zaczną obowiązywać nowe przepisy dotyczące stowarzyszeń zwykłych. Wprowadza je ustawa o zmianie ustawy Prawo o stowarzyszeniach oraz niektórych innych ustaw, uchwalona we wrześniu 2015 r. O tym, dlaczego trzeba było zmienić prawo, rozmawiamy z dr Edytą Hadrowicz, która brała aktywny udział jako ekspertka reprezentująca Kancelarię Prezydenta RP, w pracach legislacyjnych nad omawianą zmianą.
Sytuacja diametralnie zmieniła się w 2003 roku, kiedy to została wprowadzona regulacja – art. 331 Kodeksu cywilnego. Ten artykuł bezsprzecznie potwierdził funkcjonowanie w obrocie prawnym trzeciej kategorii podmiotów prawa, tj. jednostek organizacyjnych niebędących osobami prawnymi, którym ustawa przyznaje zdolność prawną. Natomiast ustawa Prawo o stowarzyszeniach wprost takiego atrybutu stowarzyszeniom zwykłym nie przyznawała.
W rezultacie utrzymanie dotychczasowej konstrukcji prawnej stowarzyszenia zwykłego nie znajdowało większego uzasadnienia. Co więcej, konstrukcja ta nie przystawała też do realiów współczesnych aktywności stowarzyszeniowych. W tym kontekście zastanawiało, dlaczego tak łatwo po 2003 roku racjonalny ustawodawca podejmował działania w kierunku przenoszenia koncepcji trzeciej kategorii podmiotów prawa cywilnego na grunt innych przepisów prawa (jak np. ww. prawa procesowego), za to wciąż (choć były realne przesłanki ku temu) pozostawiał bez zmian dotychczasową regulację stowarzyszenia zwykłego.
Czy problem sprowadzał się tylko do zdolności sądowej?
Należy jednak przypomnieć, co trafnie dostrzegano w judykaturze, że takie jednostki organizacyjne nierzadko odgrywają doniosłą rolę w wypełnianiu zadań, zarówno o znaczeniu społecznym, jak i państwowym. Chcąc spełniać te zadania i osiągać cele, stowarzyszenia zwykłe muszą mieć swój majątek, siedzibę, pracowników; muszą więc zawierać umowy. Zważywszy na to, nie do przyjęcia byłoby, gdyby jednostka taka nie mogła zawierać umów i wchodzić w stosunki prawne z innymi podmiotami, a w razie niewykonania lub naruszenia umowy, nie mogła też być pozywana przed sądem. Inny stan godziłby – jak się wydaje – w praworządność i sprzeczny byłby z tzw. poczuciem sprawiedliwości społecznej.
Generalnie można więc zaryzykować stwierdzenie, że swoiste rozczarowanie tą strukturą organizacyjną, zarówno ze strony dogmatyki, jak i orzecznictwa, można uznać za niepozbawione podstaw. Okazało się, że stowarzyszenie zwykłe jest przykładem funkcjonowania "obok prawa". Praktyka taka trudna jest do zaakceptowania w warunkach demokratycznego państwa prawa.
Ostatni cios zadał Sąd Najwyższy. Napisała Pani glosę do jego postanowienia.
Obrońcy stowarzyszeń zwykłych w dotychczasowym kształcie tych faktów nie dostrzegali?
Tymczasem wraz z rozwojem polskiego sektora pozarządowego, skutkującym także jego stopniową ekonomizacją, powraca zainteresowanie inicjatywami społecznymi. Dotyczy to również uproszczonej formy prawnej stowarzyszeń zwykłych, stanowiących obok stowarzyszeń rejestrowych, zasadniczy składnik sektora pozarządowego. Stowarzyszenia zwykłe sytuowały się dotychczas na marginesie dyskusji nad aktywnością stowarzyszeniową w ogólności, choć niezaprzeczalnie mają w Polsce swoją długą tradycję.
Tak więc, trudno zaakceptować taki stan rzeczy – nie od dziś wiadomo, że ten sposób samoorganizacji obywateli napotyka na wiele barier. Powoływane postanowienie Sądu Najwyższego z 2015 roku całkowicie przekreśliło realne funkcjonowanie stowarzyszeń zwykłych w obrocie powszechnym. Brak zdolności prawnej, zdolności sądowej, rodzi pytanie, to jak ma ta forma partycypacji społecznej funkcjonować w obrocie? Nie może legitymować się statusem organizacji pozarządowej. To kim jest? Przecież chyba nikt nie ma wątpliwości, co do tego, że ma status organizacji społecznej. Odmawianie stowarzyszeniom zwykłym takiego statusu bezsprzecznie przekreśla realnie szanse na ich aktywne funkcjonowanie. Nie dziwi zatem fakt, iż w dotychczasowych realiach stowarzyszenie zwykłe było przykładem coraz bardziej zauważalnej ułomności istniejącego w Polsce systemu, zwłaszcza w zakresie ochrony konstytucyjnej wolności zrzeszania się.
Stowarzyszeniom zwykłym odmawia się statusu organizacji – przecież to samo "jądro" działalności społecznej?
W tym kontekście, można zadać fundamentalne pytanie: czym w praktyce różni się, co do zasady, stowarzyszenie zwykłe od innych kategorii jednostek organizacyjnych, o których mowa w art. 331 Kodeksu cywilnego? I kolejne, równie ważne: dlaczego w doktrynie i judykaturze powszechna była opinia, że stowarzyszenie zwykłe nie jest ułomną osobą prawną i tym samym nie posiada zdolności prawnej? Jak była o tym mowa, jednym z przytaczanych argumentów przeciwko uznaniu stowarzyszenia zwykłego za podmiot prawa cywilnego były argumenty (podniesione także w powołanym postanowieniu SN) wskazujące na fakt, iż brak jest "dosadnej" normy prawnej przyznającej tym stowarzyszeniom zdolność prawną. Czy to wystarczająco przekonujący argument? Odpowiadając, trzeba przyznać, że jest to trudne o tyle, że teoria to jedno, a praktyka to drugie. Tak więc, okazało się, że stowarzyszenie zwykłe funkcjonuje na zasadzie: "prawo sobie, a życie sobie"…
Badała Pani stowarzyszenia zwykłe w 2013 r. Czy to, o czym rozmawialiśmy przed chwilą, przekładało się na problemy w praktyce?
Dodatkowo podkreślić trzeba, iż aktywnie działających stowarzyszeń zwykłych jest znacznie mniej. Dane dotyczyły bowiem stowarzyszeń zwykłych wpisanych do ewidencji, nie zaś realnie funkcjonujących. Orientacyjnie można przyjąć, że aktywnych jest około 60-75% tych organizacji. Na podstawie dostępnych danych trudno było dokładnie oszacować skalę zjawiska. Jednak przeprowadzona weryfikacja wyników badań pozwala zakładać, że jest ono – jak podniosłam na wstępie – marginalne.
Spadek popularności uproszczonej formy stowarzyszania wydaje się być niepokojący. Wskazuje bowiem, iż mamy tu do czynienia z pewnym odwrotem od form, które niejako z definicji miały być najbardziej powszechne i przydatne społeczeństwu. Paradoksem stało się, że stowarzyszenie zwykłe, jako najbardziej odformalizowana forma w zakresie tworzenia, funkcjonowania, a także finansowania, nie jest wybierane przez społeczników, którzy preferują formę obwarowaną większym rygoryzmem prawnym, tj. stowarzyszenie rejestrowe.
Podczas prac nad nowelizacją broniono starych rozwiązań, choć one praktycznie przestały już funkcjonować?
Przeprowadzone przeze mnie badanie nad aktywnością stowarzyszeń zwykłych wykazało nie tylko marginalny udział tych form partycypacji społecznej w obrocie powszechnym, ale także pewne patogenne zjawiska, zwłaszcza w aspekcie dotyczącym ewidencji. Prawo o stowarzyszeniach nie obligowało organu nadzorującego do prowadzenia ewidencji. Jaki charakter miała zatem taka ewidencja? Na pewno fakultatywny. W jakim celu była prowadzona? W celach porządkowych, informacyjnych, dla własnego rozeznania organu nadzorującego? Podobnych pytań można w tym zakresie mnożyć. Zaryzykuję stwierdzenie, że jedną z największych niedoskonałości dotychczasowej regulacji Prawa o stowarzyszeniach był brak sformalizowania (bądź zunifikowania) procedury ewidencjonowania stowarzyszeń.
Zawiadamiany organ nadzorujący nie "rejestrował" stowarzyszeń zwykłych, ale mógł wciągać je do stworzonego w tym celu przez siebie "rejestru" ("ewidencji"). Jednak ewentualne umieszczenie stowarzyszenia zwykłego w takiej ewidencji lub wykreślenie z niej nie wywoływało skutków prawnych, takich jak np. wpis do Krajowego Rejestru Sądowego. Stowarzyszenie zwykłe powstawało i istniało niezależnie od tego, czy było ewidencjonowane przez starostę, czy też nie było. Ewentualne wciągnięcie do ewidencji nie zapadało przy tym w formalnym postępowaniu administracyjnym, regulowanym przepisami KPA. Nie posiadało również charakteru decyzji administracyjnej, wobec której wszyscy zainteresowani mogliby skorzystać ze środków, przy pomocy których następować może wzruszenie decyzji (odwołanie i wznowienie postępowania). Wskazana procedura była zatem bardzo prosta, jednakże ceną owej prostoty były znaczne ograniczenia w zakresie możliwości realnego funkcjonowania tych form partycypacji społecznej.
Podkreślić przy tym należy, iż do organów władzy publicznej należy ocena tego, czy określona organizacja spełnia wymogi, w ramach których państwo realizuje w ustawodawstwie swobodę zrzeszania się. Ingerencja władz, której nie sposób przecież uniknąć, powinna być jednak określona na tyle precyzyjnie, aby w żadnym przypadku nie powstawał stan przewlekłej wątpliwości co do tego czy określone stowarzyszenie zwykłe istnieje i czy może rozpocząć swoją działalność. Tak więc wprowadzony nowelizacją konstytutywny wpis do ewidencji nie tylko ułatwi kontrolę, ale przede wszystkim będziemy mogli w ogóle monitorować funkcjonowanie stowarzyszeń zwykłych.
Problematyczna w wykazach prowadzonych dotychczas przez starostów była liczba stowarzyszeń zwykłych, które podejmują działania sporadycznie, bądź notorycznie pojawiający się problem tak zwanych "martwych dusz" (czyli tych stowarzyszeń zwykłych, które już nie istnieją lub nie prowadzą żadnych działań, jednak formalnie nie zostały zlikwidowane). Błędna też była kwalifikacja Uczniowskich Klubów Sportowych (wpisywanych do ewidencji łącznie ze stowarzyszeniami zwykłymi). Zatem obok ewidentnych patologii, takich jak wskazane przypadki, trzeba stwierdzić, że skala negatywnych zjawisk nierzadko wymykała się badaczom i, co gorsze, nie budziła większego zainteresowania.
Dyskusja na temat zalet i wad organizowania sektora pozarządowego w Polsce wciąż trwa, a rozpoczęte prace legislacyjne zachęcają do poszukiwania nowych rozwiązań. Skonstatować jednak wypada, iż wszędzie tam, gdzie pojawia się tak wiele pytań i nasuwa tak dużo wątpliwości, trudno jest oczekiwać łatwych, schematycznych odpowiedzi. Trzeba przy tym zaznaczyć: jest jeszcze wiele do zrobienia, żeby zasypać przepaść między retoryką a rzeczywistością. Zwłaszcza, że negatywne skutki, które dziś tak bulwersują opinię publiczną, nie są efektem działań ostatniego miesiąca czy kwartału. Na rozrośnięcie się na taką skalę "pajęczyny" niedopracowanego modelu partycypacji społecznej potrzeba było bowiem całych lat…
W czasie prac legislacyjnych nad nowelizacją postulowałam, aby stowarzyszenia zwykłe stały się powszechnym instrumentem instytucjonalizacji inicjatyw obywatelskich, tak jak obecnie spółki osobowe prawa handlowego, które z chwilą upodmiotowienia stały się powszechnym instrumentem instytucjonalizacji inicjatyw gospodarczych (obok mniej licznych spółek kapitałowych posiadających osobowość prawną). Zwłaszcza, że choć stowarzyszenie zwykłe, jako forma pasująca do niewielkich organizacji działających w wąskiej sferze i na niewielkim obszarze, w praktyce spotykana jest dość rzadko, to – z drugiej strony – tam, gdzie nie mamy do czynienia z grupami nieformalnymi, jest to paradoksalnie forma najbardziej popularna.
Funkcjonowanie stowarzyszeń zwykłych było też o tyle specyficzne, że miały ograniczoną możliwość pozyskiwania środków na swoją działalność. W rezultacie administracja publiczna rzadko traktowała je jako swoich partnerów w dyskusji i stronę dialogu.
Czy zatem, jak przy spółkach osobowych, upodmiotowienie stowarzyszeń zwykłych zadziała?
Edyta Hadrowicz – doktor nauk prawnych, absolwentka Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego w Warszawie. Obecnie adiunkt i wykładowczyni Szkoły Wyższej im. Pawła Włodkowica w Płocku. Autorka studiów publikowanych m.in. w "Samorządzie Terytorialnym", wielu opracowań dydaktycznych oraz monografii "Instytucja ułomnych osób prawnych" (wyd. Novum, Płock 2011) i "Stowarzyszenie zwykłe w polskim systemie prawnym" (wyd. Adam Marszałek, Toruń 2014). Od 2013 r. brała aktywny udział, jako ekspertka od spraw stowarzyszeniowych, w pracach legislacyjnych nad zmianą ustawy – Prawo o stowarzyszeniach, prowadzonych przez Kancelarię Prezydenta RP, oraz w pracach podkomisji i komisji sejmowych nad nowelizacją Prawa o stowarzyszeniach.
Więcej informacji, jak przestrzegać prawa w NGO, jakie przepisy są ważne dla NGO – znajdziesz w serwisie poradnik.ngo.pl.
Źródło: inf. własna (poradnik.ngo.pl)